Roneth, czyli jak koty spełniły ship
Rozdział dla @Hanna54678, która od dłuższego czasu męczy mnie o rozdział z Roneth. Doczekałaś się :-P
Początek nie jest słodki i puchaty, ale ponieważ ja to ja, końcówka jest oblana lukrem, dżemem i czekoladą a do tego posypana cukrem pudrem. Występuje dużo przekleństw, a ja jestem za leniwa aby je za cenzurować.
Ale zapraszam!
*Seth*
W miłości i na wojnie wszystkie ciosy dozwolone. A tak się składa, że to jest wojna. Spodziewaj się ciosów poniżej pasa...
Życie przewinęło mi się przed oczami. Łzy zebrały pod powiekami. Nie dałem się, nie pozwoliłem im pociec po moich policzkach. Muszę być silnym...
Ostrze tuż przed moją szyją. Uniosłem wzrok na właściciela.
- Seth. - Wysyczał ze sztucznym uśmiechem Ronodin. - Co za spotkanie...
Zemdlałem.
***
Obudziłem się na zimnej podłodze. Otworzyłem oczy i powoli usiadłem. Byłem w celi.
- Witamy z powrotem wśród żywych. - Ronodin spokojnie opierał się o kraty, jakby zupełnie nic się nie działo.
Obok mnie siedział Paprot. Chyba spał, może zemdlał. W jego ramionach była Kendra, w pełni świadoma, z napięciem obserwowała sytuację.
Wystawiłem rękę do siostry a ona ją złapała i ścisnęła. Posłałem jej przepraszające spojrzenie pełne bólu. To moja wina, że tu jesteśmy...
- Wstawaj i idziesz ze mną. - Warknął mroczny jednorożec. - I radzę się nie sprzeciwiać.
Wymieniłem spojrzenia z dziewczyną i cofnąłem swoja dłoń. Sprzeciw pogorszy sytuację.
Posłusznie wstałem i podszedłem do krat. Czarno-włosy otworzył drzwi i szarpnął mnie na korytarz. Z powrotem zakluczył celę i zakuł mnie. Nie opierałem się.
Prowadził mnie przez jakieś korytarze. Schody w dół, w górę, znów w dół. Nie skupiałem się na tym. Po prostu szedłem.
Po jakimś czasie korytarze zaczęły wydawać się mniej obskurne. Ronodin otworzył drogo wyglądające drzwi i wepchnął mnie do środka zamykając zamek na klucz za sobą.
- To twoja nowa cela. Podoba ci się?
Rozejrzałem się. Pomieszczenie nie wyglądało jak cela, ale jak luksusowa sypialnia.
- Jedna z najbardziej luksusowych. - Chłopak rozkuł moje ręce. - Od teraz tu zamieszkasz.
Spojrzałem na niego podejrzliwie.
- To jakiś podstęp? - Zapytałem. Mój głos był chrapliwy i pozbawiony energii. Nie brzmiałem jak ja.
- Dobrze że pytasz. Albowiem... Planuję zabić twoją siostrę. - Mówiąc to z zupełnym spokojem, wyjął z rękawa sztylet i zaczął polerować go o skrawek szaty. - Nic jej nie będzie, pod jednym warunkiem.
- Jakim? - Zapytałem szybko. Nie może już nic stać się Kendrze. Za dużo ludzi ucierpiało przeze mnie. Już starczy.
Z powrotem schował ostrze.
- Jesteś do mojej dyspozycji przez calutką jedną noc. Mogę zrobić z tobą co zechcę. O ile wiesz, co mam na myśli... - Uśmiechnął się, jego oczy niebezpieczne błysnęły.
Przez moją głowę przeleciało tysiąc myśli. Obawiałem się, że wiedziałem o co mu chodzi.
Przełknąłem ślinę i spojrzałem na niego nerwowo.
- Zastanów się. Od tej decyzji zależy życie twojej siostry. Daję ci czas do wieczora, to jest dwie godziny.
Wyszedł. Usiadłem na luksusowym łóżku, drżąc. Zdecydowanie nie jest to najlepszy sposób na stracenie dziewictwa, ale czy mam wybór...?
Zwinąłem się w kulkę na materacu, a po chwili spałem.
***
Coś delikatnie mną potrząsało. Otworzyłem oczy i natychmiast zerwałem się do siadu. No tak, Ronodin. Mogłem się spodziewać.
Chociaż po nim nie spodziewałbym się tak delikatnego budzenia. Myślałbym, że prędzej na pobudkę jebnie mnie patelnią.
- Zdecydowałeś się? - Zapytał. Oczy mu błyszczały z podniecenia. Było to przerażające.
- Tak. - Odpowiedziałem powoli i bez emocji. - O-oddaję się do twojej dyspozycji.
Uśmiechnął się i wyprostował, podając mi rękę i pomagając wstać.
Tym razem prowadził mnie bez zakuwania, tylko trzymał mnie za ramię. Najwidoczniej zdobywam zaufanie, staję się Vip-em. Będę nosił tytuł prywatnej dziwki księcia ciemności.
Wprowadził mnie do komnaty parę drzwi dalej. Zamknął za sobą drzwi i pchnął mnie na łóżko. Moje oczy rozszerzyły się ze strachu.
O mój Boże, to teraz się dzieje. W tym momencie. Przerażające.
Ale Ronodin chyba na samą myśl o seksie złagodniał. Usiadł koło mnie i mi się przyjrzał.
- To twój pierwszy raz, prawda?
Kiwnąłem głową, nie zdolny do odezwania się.
Położył mi rękę na ramieniu z łagodnym uśmiechem.
- Nie bój się. To nie boli.
***
Mówił prawdę. Nie bolało. Było nawet... Przyjemnie?
Tą jedną noc, byłem lalką Ronodina. Robiłem dokładnie to, co mi rozkazał. Jednorożec za to chyba miał nie małą satysfakcję. Szczególnie, gdy zdarzyło mi się jęknąć.
Uznałem po prostu, że jestem za młody aby zrozumieć i dałem temu spokój.
- Wolisz wrócić do siostry, czy do tej celi bliżej mnie? - Zapytał mnie.
- Do Kendry. - Odpowiedziałem szybko.
A więc właśnie tam mnie odprowadził.
Nie byłem pewien, czy będę umiał spojrzeć Kendrze w oczy. Niby uratowałem jej życie, ale... To dziwny temat.
Gdy zamknęły się za mną drzwi celi, niepewnie spojrzałem na Kendrę. Uśmiechnęła się do mnie słabo.
- Jedzenie niedługo powinno być. - Rzucił jeszcze mroczny jednorożec, zanim odszedł. - I, Seth, radziłbym ci się przespać. Musisz być zmęczony.
Martwi się o mnie? Nie, nie możliwe. Po prostu chce, aby jego zabawka była w dobrym stanie.
Usiadłem na podłodze obok Brackendy. Obydwoje dokładnie mnie obserwowali. Ukryłem twarz w dłoniach.
- Seth? - Spytała cicho moja siostra. - Co on... Ci zrobił?
Wziąłem głęboki oddech.
- Nie istotne. Zrobiłem to dla was. A i tak ucierpiała tylko i wyłącznie moja duma.
Wymienili między sobą spojrzenia. Pewnie się domyślają o co chodzi. Ale nie będę precyzował, domysły to nie to samo co fakty.
Zwinąłem się w kłębek próbując usnąć. Czułem się okropnie. Jak jakiś... Skażony. No i... Dlatego że...
Gdy tylko myślałem o Ronodinie, czułem dziwny uścisk w brzuchu...
Zignorowałem moją siostrę, oznajmiając że jest jedzenie, i usnąłem miejąca wszystko i wszystkich w poważaniu.
*Narrator, bo Seth śpi a ja nie mam zamiaru dać perspektywy Ronodina*
Ronodin po cichu otworzył kraty celi Setha i jego siostry.
Może środek nocy, bo dochodziła północ, nie był najlepszą porą na odwiedziny, ale trudno.
Ponieważ wszyscy w celi spali, wziął delikatnie Setha na ręce i wymknął się stamtąd korytarzem udając się do swojej komnaty.
Ale nie wszyscy spali, jak wydawało się chłopakowi. Kendra na najmniejszy ruch budziła się, więc gdy mroczny jednorożec tylko wyjął klucze, ona otworzyła oczy.
Obserwowała z jaką delikatnością jednorożec podnosi z ziemi jej brata, a w jej głowie zaświtała pewna myśl. Trochę godna Yaoistki i swatki, ale... Może Ronodinowi naprawdę zależy na tym chłopaku?
***
* Z powrotem Seth*
Obudziłem się i usiadłem, przecierając oczy. Gdzie ja znowu jestem?!
Rozejrzałem się. Siedziałem na kanapie w jakimś mieszkaniu. Rozejrzałem się. To pomieszczenie było połączeniem kuchni i salonu. Odchodziło od niego 3 drzwi.
- Dzień dobry. - Przywitał się ze mną Ronodin, wchodząc przez jedne z drzwi. - Musisz być głodny. I... Czy nie chcesz się umyć?
Spojrzałem po sobie. No faktycznie, najczystszy nie byłem.
- No, może... - Przytaknąłem.
- Chodź. - Machnął ręką, aby do niego podszedł. Posłusznie wstałem i wszedłem do łazienki.
- Zaraz przyniosę ci jakieś ciuchy. - Oznajmił mi Ronodin i zamknął za mną drzwi.
Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Umyłem się, i gdy właśnie wychodziłem, usłyszałem pukanie do drzwi.
- Mogę...? - Usłyszałem stłumione pytanie.
- T-tak.
Jednorożec uchylił drzwi i przez szparę podał mi ręcznik i jakieś ciuchy.
- Ubierz się. Czekam z śniadaniem.
Byłem zaskoczony tym, że tak dyskretnie podał mi ubrania. Byłem przekonany, że tak po prostu wbije mi do łazienki, aby "podziwiać widoki".
Może przed chwilą jadł, i nie miał ochoty zwracać śniadania...? (Pov: zaniżasz samoocenę bohatera książki ~Viki)
Powycierałem i ubrałem się. Wszystkie ubrania były na mnie ciut za duże. I pachniały Ronodinem.
W tym co mi podał, były bokserki, dresy i bluza. Spojrzałem na siebie w (zaparowanym, tak na marginesie) lustrze. Wyglądałem jak lump. Podkrążone oczy, wytargane włosy i za duże ciuchy. Przykro mi Ronodinie, ale twoja dziwka nie wygląda najlepiej.
Nie mogąc się powstrzymać, narysowałem palcem na lustrze uśmiechnięta buzię i wyszedłem z łazienki.
Ronodin robił coś w kuchni. Podszedłem do niego i przyjrzałem się jego poczynaniom.
- Lubisz tosty? - Zapytał.
- Tak! - Uśmiechnąłem się. Myśl o jedzeniu poprawiła mi humor.
- Cieszę się. Jak chcesz ketchup, to wyjmij sobie z lodówki.
Podszedłem do lodówki i otworzyłem ją, rozglądając się za ketchupem. Stał na najwyższej półce, więc stanąłem na palcach i usiłowałem sięgnąć.
- Nice ass. - Usłyszałem za sobą.
Speszony obróciłem się i z przestrachem spojrzałem na chłopka.
- C-co?
- Nic. - Zaśmiał się. - Mogłeś poprosić o pomoc.
- N-no tak. - Zaczerwieniłem się i wbiłem wzrok w podłogę.
Sięgnął po ketchup i postawił go na stole. Ja nadal stałem zawstydzony przy lodówce. Spojrzał na mnie i uśmiechnął.
- Wyglądasz słodko, gdy się się rumienisz. - Pochylił się i pocałował mnie w nos. - Jedz, bo ci stygnie. - Zauważył i wskazał na talerz. Otrząsnąłem się i usiadłem przy stole. Jednorożec usiadł koło mnie, zabierając się za swoje tosty.
W ciszy zjedliśmy. Uśmiechnąłem się nieśmiało do chłopaka.
- Dobre.
- Dziękuję. Daj talerz do zlewu.
Wykonałem polecenie i spojrzałem na ketchup. Z doświadczenia wiedziałem, że jeśli za długo stoi poza lodówką, robi się nie dobry (szczególnie, gdy są to trzy tygodnie, jak raz zdarzyło się mojemu ketchupowi). Wziąłem go i spróbowałem odstawić do lodówki, na ta sama półkę na której stał wcześniej.
Ronodin z rozbawieniem obserwował moje starania. W końcu wstał, podszedł do mnie, i przytulając mnie od tyłu odebrał mi ketchup, stawiając go niżej niż najwyższa półka.
- Nie musiał stać w tym samym miejscu.
- N-no tak. - Speszyłem się.
Nadal mnie obejmując, oparł głowę na moim ramieniu z cichym westchnięciem. Wsunął rękę pod moją bluzę, a ja się spiąłem.
No tak, dziwka nakarmiona, można zaruchać.
- Dlaczego się tak spiąłeś? - Spytał cicho. - Nic ci nie robię.
Zaczerwieniony wbiłem wzrok w podłogę.
(Tymczasem lodówka, która nadal jest otwarta; ~Melka)
Szybko przeleciałem w myślach wszystkie mechanizmy obronne. Nie będę go bił, bo jeszcze się wkurzy, a tego nie chcę. Nie wiadomo, co zrobi gdy będzie zły. Hmmm... Zostało mi tylko...
- Wiesz, że ketchup to dżem z pomidora?
...rzucenie jakiegoś słabego żartu.
Zachichotał. Zabrał rękę spod mojej bluzy, ale mnie nie puścił.
I nadal czułem jego oddech na mojej szyi.
Delikatnie pocałował mnie w szyję, po czym puścił i zamknął lodówkę. Zgarnął swój talerz i włożył go do zlewu.
- Co chcesz robić? - Zapytał.
Zerknąłem na telewizor stojący w salonie.
- Nie wiem. Oglądać coś? - To jest plan. Powinien się zgodzić, a jednocześnie będzie miał na tyle zajęte myśli, że nie będzie myślał o mnie.
***
Ronodin wybrał jakiś horror. Gdy po raz kolejny wtuliłem się w niego, ukrywając twarz w jego bluzie, zrozumiałem intencje oglądania akurat tego filmu.
Chłopak zachichotał cicho, gdy pisnąłem i znowu do niego przylgnąłem.
Spojrzałem na niego.
- Ty się nie boisz? - Zapytałem.
Wzruszył ramionami.
- Za dużo widziałem w życiu.
Zamyśliłem się chwilę.
- Ktoś mądry kiedyś powiedział, że dobrze jest czasami po bać się na horrorze.
- Może i tak jest. - Uśmiechnął się do mnie delikatnie. - Ale dla mnie to nie jest straszne. Moje życie to wystarczający horror. - Dodał cicho.
Przez resztę filmu trwałem przyklejony do chłopaka. Nie przez to, że film był straszny. Po prostu... Jego słowa trochę mnie zaskoczyły. Wiecie, taka forma pocieszenia.
***
Ronodin odprowadzał mnie z powrotem do celi Kendry. Obje byliśmy w doskonałych humorach. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy.
- Nie chciałeś się przebrać? - Zapytał mnie jednorożec. Teraz nawet mnie nie trzymał. Ten to ma zaufanie...
Wzruszyłem ramionami.
- Bluza ładnie pachnie. - Odparłem, czerwieniąc się.
Chłopak zarumienił się.
- To moja ulubiona.
Oddał mi swoją ulubioną bluzę...? Nie możliwe. Mojej ulubionej bluzy nikt nie może nawet dotknąć. No może oprócz mamy gdy robi pranie.
Nagle spoważniał i położył dłoń na moim ramieniu.
Za parę zakrętów dojdziemy na miejsce. Czyżby Ronodin chciał... Robić pozory?
Zacząłem się śmiać. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Czy ty chcesz robić pozory 'groźnego i okrutnego księcia ciemności' przed Paprotem?
Zmierzył mnie spojrzeniem. Speszyłem się trochę, ale chłopak się uśmiechnął.
- A wiesz, że tak? Nie chcę, aby wiedział, że tak naprawdę nie jestem paskudną istotą mroku która planuje wybić jego rodzinę.
Skrzywiłem się.
- Tak właśnie o mnie myśli, prawda? - Zapytał cicho.
- Nie! Tylko... - Zaciąłem się. - Może i tak.
- Wiedziałem... - Mruknął cicho. - Tak czy siak, już jesteśmy. Do zobaczenia. - Pocałował mnie we włosy.
Zupełnie poważni podeszliśmy do celi. Ronodin wprowadził mnie do niej i zamknął drzwi, po czym wycofał się korytarzem.
- Seth, jesteś cały czerwony na twarzy. - Zauważyła Kendra.
Jęknąłem i osunąłem się po ścianie celi na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach.
- Wiem...
- I... Czy to malinka?!
Podniosłem głowę. Faktycznie, za duża bluza zsunęła mi się z ramion w ten sposób, że było widać malinkę na moim obojczyku.
- Tak. - Przyznałem niechętnie.
Kendra z wrażenia aż wstała.
- Ronodin ci zrobił?
Znowu potwierdziłem.
- Kiedy?
- Poprzednio.
- Seth - zapytał poważnie Paprot - czy on cię zgwałcił?
Przez parę sekund milczałem.
- Tak.
Kendra spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Bolało? - Chciał wiedzieć jednorożec.
- Co?
- To. - Wykonał gest rękoma.
- A. Nie, nie bolało.
- Mnie bolało... - Powiedział cicho.
Oboje na niego spojrzeliśmy.
- Co? - Zapytaliśmy równocześnie.
- Też byłem gwałconych. I to nie raz. Zawsze bolało.
Kendra otworzyła i zamknęła usta.
- Przykro mi Paprocie. - Powiedziała i szybko przerzuciła wzrok na mnie. - To znaczy, że ci się podobało?! - Zapytała podekscytowana.
Spojrzałem na siostrę podejrzliwie. Włączył jej się tryb shiperki. Nie dobrze, będzie mnie męczyć.
- T-tak... Było nawet przyjemnie...
Dziewczynie zabłysły oczy.
- Czyli to nie był gwałt!
- To, że mój organizm zareagował w ten sposób, nie znaczy że... - Zaprotestowałem, ale mi przerwała.
- Cicho, ja wiem lepiej.
Paprot wyrwał się z zamyślenia.
- To znaczy, że był delikatny. Nie chciał ci sprawić bólu...
- On się rumieni i jąka na myśl o Ronodinie! - Dziewczyna wskazała na mnie teatralnym gestem i szepnęła głośno do jednorożca. - To jest MIŁOŚĆ!
Odwróciłem wzrok zaczerwieniony.
*Narrator, bo Seth nie widzi wszystkiego, a ja nadal nie mam zamiaru dać perspektywy Ronodina*
Ukryty za rogiem korytarza mroczny jednorożec ukrył twarz w dłoniach, plecami opierając się o zimną ścianę.
Podobało mu się? Czy to znaczy że...
Nie, nie możliwe, aby pokochał takiego potwora.
(Ktoś tu nigdy nie słyszał opowieści o pięknym i bestii XD ~Viki)
***
*Seth*
Nie mogłem spać. Gapiłem się w korytarz, słuchając spokojnych oddechów Paprota i Kendry.
Nagle korytarzem nadszedł Ronodin. Uśmiechnąłem się na jego widok.
- Dzień dobry. - Przywitałem się z nim cicho (aby nie obudzić śpiącej Brackendry) i podchodząc do krat.
- Dzień dobry. - Otworzył kraty. - Chodź. Zrobimy sobie śniadanie i... Pokażę ci coś.
- Co takiego? - Zapytałem, podążając za nim.
- Niespodzianka.
Rozmawiając, prawie doszliśmy do strefy luksusowszych cel, gdy nagle nadbiegł mroczny astryda.
- Panie! - Powiedział nerwowo. - Pożar, rozpętany przez buntowników. - Zerknął na mnie, ale chyba stwierdził że dziwka jego pana nie jest godna większej uwagi. - Już prawie dociera do piątej strefy. Pozamykaliśmy bariery drzwi, ale część miejsc jest zablokowana.
Oczy Ronodina rozszerzyły się z przerażenia.
- Rozpocznij ewakuację zagrożonych stref. Które wyjście według ciebie będzie najlepsze?
- Siódme, panie.
- Właśnie tym uciekajcie. Drzwi do lochów zabezpieczone?
- Tak panie. Oprócz więźniów są tam również gobliny.
- Dobrze, rozpocznijcie ewakuację.
- Tak jest, panie. - Odbiegł.
Przerażony jednorożec spojrzał na mnie nerwowo i wyjął z kieszeni jakiś klucz.
- Masz, ten klucz otworzy wszystkie zamki. Biegnij po swoją siostrę. Potem idźcie w dół w kierunku lochów, jak najdalej pożaru. Spróbuję was dogonić.
- A co z tobą? - Spytałem nerwowo.
- Muszę uratować z mojego mieszkania coś bardzo ważnego. - Nachylił się i szybko pocałował mnie w usta. - Powodzenia.
I odbiegł korytarzem w kierunku luksusowych cel. Po trzech sekundach gapienia się w ścianę, otrząsnąłem się i odbiegłem w przeciwnym kierunku.
***
- Wstawać! - Krzyknąłem, otwierając drzwi od celi. Na drodze nie spotkałem żadnych kłopotów i starałem się nie biec aż tak szybko, aby Ronodin miał szansę nas dogonić.
Kendra otworzyła oczy i spojrzała na mnie nieprzytomnie.
- Co się dzieje?
- Zaraz wam wyjaśnię, ale chodźcie.
Dziewczyna wstała i szturchnęła Paprota, aby on również się obudził. Poprowadziłem ich w dół, w kierunku lochów jak rozkazał mroczny jednorożec.
- Buntownicy rozpętali pożar. Ronodin kazał mi ratować was i iść w kierunku przeciwnym niż pożar. On miał uratować z mieszkania coś ekstremalnie ważnego i nas dogonić.
W moich oczach błysnęły łzy.
- Martwię się o niego. - Wyznałem cicho.
Kendra poklepała mnie po ramieniu.
- Będzie dobrze, zobaczysz.
- Zastanawiam się, co mogło być aż tak ważne, aby ryzykować życie... - Zastanawiał się Paprot. - Ale szlachetne, że zaufał ci na tyle, aby puścić cię samego.
- Z kluczem który otwiera wszystkie zamki. - Dodałem.
Jednorożec spojrzał na mnie ze zdziwieniem, i właśnie miał zadać kolejne pytanie, gdy do nas podbiegł Ronodin.
- Już, już, szybciej! - Pośpieszył nas nerwowo.
Przyspieszyliśmy tępa. W pewnym momencie chłopak kazał nam się zatrzymać.
Podszedł do ściany i przyjrzał się jej.
- To chyba tu. - Przyłożył dłoń do ściany, a na niej nagle pojawiły się drzwi. Otworzył je i dał nam znak głową abyśmy wchodzili. Wszedł ostatni i zamknął je za sobą.
- Co to za miejsce? - Spytałem go.
- Wyjście na powierzchnię. Wiedziałem o nim tylko ja, no i teraz też wy.
Korytarz którym szliśmy, piął się w górę. Był strasznie wąski, nie można było nawet rozłożyć rąk.
Po pewnym czasie marszu przed nami pojawiły się kolejne drzwi. Paprot który szedł pierwszy nacisnął klamkę. Wyszliśmy za nim.
Rozejrzałem się. Byliśmy na jakiejś spokojnej polanie. Musiało być bardzo wczesne rano, bo trawa byka pokryta rosą i było zimno.
Gdy Ronodin zamknął za sobą drzwi, one po prostu zniknęły, nie zostawiając ani śladu po sobie, ani po korytarzu.
- Co było tak ważne, że musiałeś po to biec w pożar? - Spytałem wściekły, patrząc Ronodinowi w oczy. - Wiesz, jak się martwiłem?!
Otworzył i zamknął usta. Sięgnął do torby, którą miał na ramieniu i zdjął ją, pozwalając mi zaglądnąć do środka.
Z torby patrzyły się na mnie trzy pary oczu.
Na chwilę zapomniałem jak się mówi.
- Koty?
- T-tak. Koty. - Odpowiedział nerwowo jednorożec. - Znalazłem je dzisiaj rano. Leżały koło swojej martwej matki, i dwójce rodzeństwa, również martwych. Matka chyba umarła przy porodzie. Nie mogłem znieść myśli, że one także mogłyby umrzeć, więc wziąłem je do siebie i nakarmiłem. To jest to, co chciałem ci pokazać.
Wziąłem czarno-białego, siedzącego po środku, na ręce. Patrzył na mnie z zaciekawieniem.
(Tak, wiem że koteły jakiś czas po urodzeniu nie otwierają oczu, ale to magiczne koteły czy coś XD ~Melka)
Drżącymi rękoma podałem go siostrze. I rzuciłem się Ronodinowi na szyję, łkając w jego koszulkę.
Chłopak odłożył torbę z pozostałymi dwoma kotkami na trawę o odwzajemnił uścisk.
Uniosłem głowę, patrząc chłopakowi w oczy. Uśmiechnął się do mnie.
- Kocham cię, i gdybyś pobiegł tam po jakąś mało istotną rzecz to bym cię udusi, ale że zrobiłeś to aby ratować życie, a nawet trzy życia, to chyba ci przebaczę.
- Też cię kocham.
Pobladłem.
- Cholera, powiedziałem to na głos.
Chłopak zaśmiał się i nachylił nade mną. Stanąłem na palcach i go pocałowałem. Tą uroczą chwilę przerwała nam moja siostra, która dostała napadu fangirlu.
- Jesteście przesłodcy. - Oznajmiła.
Parsknąłem, gdy spojrzałem na Paprota. Na jego głowie spał czarno-biały kotek, a obydwoma rękoma podtrzymywał pozostałe koty czyli czarnego i białego. Stał sztywno, starając się nie zrzucić kotka ze swojej głowy.
- Czemu masz kota na głowie? - Zapytał Ronodin.
- A jak myślisz? Kendra go tam położyła.
Zaśmiałem się i uwalniając z uścisku Ronodina, zdjąłem kotka z głowy chłopaka. Mroczny jednorożec wziął czarnego.
- Mają już imiona? - Zapytałem chłopaka.
- Tylko czarny, nazwałem go Ketchup.
Otworzyłem i zamknąłem usta, po czym pokryłem się rumieńcami.
- Nienawidzę cię. - Mruknąłem.
- Zdecyduj się kochanie. - Przyciągnął mnie do siebie i pocałował we włosy. - Kochasz czy nienawidzisz?
Przewróciłem oczami i zaczerwieniłem jeszcze bardziej.
- Mogę nazwać białego? - Zapytała Kendra.
- Możesz go nawet przygarnąć, sam nie zajmę się trzema.
- Dzięki! - Wzięła kota od Paprota i przyjrzała mu się. - Hmm, to chyba on. Nazwę go Papek. - Podniosła kota na wysokość twarzy jej chłopaka. - Patrzcie jacy podobni.
- Ha, ha, strasznie zabawne. - Mruknął chłopak.
- Wiem.
- Mój to dziewczynka. Co powiecie na Śmierć?
Wszyscy troje spojrzeli na mnie.
- Nazwiesz kota Śmierć?
- Żartuję. - Zamyśliłem się. - Niech będzie Zuzia.
- Ładne imię. - Pochwaliła Kendra.
Nagle Ronodin posmutniał.
- Co ze mną będzie?
Spojrzeliśmy na niego.
- Co masz na myśli?
- Żadne z nas nie ma broni, ale wy macie przewagę liczebną. Możecie mnie pojmać. Przecież ja też skorzystałem z okazji i pojmałem was.
Wymieniłem spojrzenia z Kendrą i oboje spojrzeliśmy na Paprota.
- Co, ja mam podejmować decyzję?
Jednocześnie z Kendrą kiwnęliśmy głowami.
Chłopak westchnął.
- Jeśli puszczę cię wolno, a matka się dowie, udusi mnie. - Chłopak zastanowił się chwilę. - Nie wiem jeszcze, gdzie cię umieścimy, ale, jeśli trafiłbyś do baśnioborskich lochów Seth mógł by cię odwiedzać. - Tu uśmiechnął się porozumiewawczo do mojej siostry, a ja się zaczerwieniłem.
- Czyli do Baśnioboru? Dobrze. - Ronodin przygryzł wargę. - Musimy znaleźć jakiś środek transportu. Przed samym celem zwiążecie mi ręce i...
Przerwał gdy się w niego wtuliłem.
- Nie przejmuj się, coś wymyślimy. - Obiecałem.
Pogłaskał mnie po włosach i pocałował.
- Masz rację. Kocham cię.
Zfangirlolwana Kendra wpatrywała się w nas z zachwytem.
Talks, bo czemu nie xD:
Wkurzony Seth: Pierdol się
Ronodin: Z tobą zawsze 😏
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro