Puść mnie. (Kontynuacja "Wyjdź.")
(Pov Kendra)
Od teraz będzie pustelnikiem we własnej sypialni. Nigdy z tond nie wyjdzie.
Usiadła przy biurku. Napisze list. A tak dokładnie dwa.
Pstryknęła długopis i zaczęła pisać.
"Nigdy z tond nie wyjdę. Pozwalam na wejście tylko Vanessie."
Wzięła kredkę ze specjalnego wosku, za pomocą których nadal wymieniały wiadomości z bliksem.
"Depresja spowodowana złamanym sercem. Nie zabijaj Paprota."-Dopisała.
Teraz czas na drugi list.
(Pov Paprot)
Paprot nadal siedział przed drzwiami. Nagle zobaczył, że Kendra przepchnęła przez szparę pod drzwiami dwa listy.
Na pierwszym pisała że na zawsze zostanie w sypialni. Czyli jednak ją zranił.
Na drugim, u góry, pisało "Do Paprota i tylko Paprota" po angielsku. Reszta była w języku wróżek.
"Przepraszam.
Nie chciałam, żebyś w jakikolwiek sposób został urażony. Nie kontrolowałam swoich emocji.
Chodzi o to, że... Bolisz mnie. Bolisz mnie swoim cholernym istnieniem.
Nie chcę żebyś to źle zrozumiał. Po prostu... Kocham Cię.
Kocham Cię, a ty zdajesz się mnie nie zauważać.
Niewidzialna, niezauważalna, ignorowana,
Kendra"
Oh. O to chodziło. Musi to jak najszybciej odkręcić, naprawić swoje błędy.
(Z powrotem Kendra)
Ktoś zapukał do drzwi jej pustelni.
-Kto to?
-To ja, Paprot. Proszę, wpuść mnie.
-Czego chcesz?
-Wpuść mnie.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę.
-Drzwi są otwarte.
Chłopak wszedł i natychmiast mocno ją przytulił.
-Przepraszam.-Zaczął, prawie dusząc ją w swoim uścisku.-Byłem głupi. Naprawdę mi na tobie zależy. Nie chciałem cię zranić. Kocham cię, ale nie potrafię tego okazywać. Proszę, przebacz mi.
-Puść mnie.
Puścił ją i spojrzał na nią smutno. Dziewczyna uśmiechnęła się leciutko.
-Przebaczam ci.
-Naprawdę?-Upewnił się zdziwiony chłopak.
-Tak!-Przytuliła się mocno do niego.-Kocham cię.
-Ja ciebie też.-Odwzajemnił uścisk.
I żyli krótko i nieszczęśliwie.
Ekhem. I żyli długo i szczęśliwie, miało być.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro