Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przed świąteczny rozdział

Załóżmy że ani Brackendra, ani Warrenessa nie są razem (wow, to zupełnie jak kanonicznie) bo nie chcę nikomu łamać serduszka z okazji świąt.

Przed świąteczne przygotowywania. Gotowanie, sprzątanie, mycie okien, ozdabianie domu.

W Baśnioborze już prawie wszystko było gotowe, trzeba było już tylko ubrać choinkę, ozdobić dom i przypilnować, aby Tanu nie zepsuł barszczu.

Dziadek Sorenson zwołał zebranie, aby poprzydzielać role, kto ma się czym zająć i z kim.

- Podzielcie się w pary. - Rozkazał.

Kendra doskoczyła Vanessy.

- Jesteś na tyle wysoka, że nie będę potrzebowała drabiny. - Oznajmiła niższa, na co bliks się roześmiał. 

Seth podszedł do Paprota, a Warren bezradnie spojrzał na Dale'a, który jako jedyny nie miał nikogo do pary.

- Nie chcę być z nim! - Oznajmił.

- I wzajemnie. 

- Nie mogę być z Tanu? - Brunet spojrzał błagalnie na Stana.

- Tanu pomaga w kuchni. A wy za marudzenie, dostaniecie najwięcej do zrobienia. - Burgesowie zmierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. - Te dwa pudła mają Kendra i Vanessa, a te dwa Paprot i Seth. Warren i Dale, wy macie ozdobić od zewnątrz dom światełkami. Żeby nie było wam za mało, jak skończycie weźcie Hugo do pomocy i idźcie wybrać do lasu jakąś choinkę.

Warren rozpromienił się na myśl o wybieraniu drzewka, i wyleciał z domu, poganiając brata.

Zaklinacz cieci podszedł do przynależnych mu pudełek, z ciekawością sprawdzając ich zawartość.

- Jemioła? - Jęknął. - Serio? 

- Nie narzekaj, mogłeś trafić do kuchni. - Przypomniał mu jednorożec.

- Masz rację. Nikt zdrowy na umyśle nie chce tam być, kiedy babcia jest w kuchennym szale, a Tanu tworzy w garnku broń biologiczną.

- Proponuję abyśmy zaczęli od góry, ozdabiając karze piętro po kolei. - Zaproponował srebrnowłosy.

- Dobra. - Każdy wziął po jednym pudełku i wdrapali się na trzecie piętro domu, poddasze.

- Jakaś taktyka?

- Tak, tak! - Seth zatarł ręce z uśmiechem godnym samego Kronosa. - Jemioła nad każdymi drzwiami, tak aby jeśli ktoś będzie się mijał z kimś w progu, musiał być buziaczek. I zobaczymy ile nam zostanie, ale myślałem nad tym aby tak mniej-więcej pośrodku każdego pomieszczenia wisiała.

- Jasne. - Paprot wyjął z pudełka parę gałązek. - Im szybciej skończymy tym lepiej, więc zaczynajmy.

Na tym piętrze było tylko dwoje drzwi, więc nie zeszło im to za długo. Zeszli niżej, gdzie było już więcej miejsc, w których mogłyby zawisnąć te miłosne krzaczki.

Gdy skończyli Paprot wszedł do jednej z łazienek i zwołał zaklinacza cieni.

- Może tu powiesimy?

- Nie no, ale w łazience? To będzie trochę dziwne. - Seth pokręcił głową i wyszedł z powrotem na korytarz, jednorożec podążył za nim. Nagle gwałtownie się zatrzymał. - Czy my właśnie przeszliśmy pod jemiołą? - Zapytał nerwowo.

- A nawet pod nią stoimy, w tym momencie. - Potwierdził wyższy.

Oboje zarumienieni, spojrzeli na siebie niepewnie.

- Czyli buziaczek? - Zapytał Paprot, z zadziornym uśmieszkiem pochylając się nad Sethem.

- Tradycja to tradycja. - Odpowiedział chłodno niższy, pokrywając się intensywniejszą czerwienią. 

Srebrnowłosy złożył na jego ustach pocałunek, trochę dłuższy niż młodszy by sobie tego życzył, ale mimo tego się nie cofnął.

Paprot, gdy odsunął się od Setha, wziął swoje pudło i zszedł z nim na dół. Zaklinacz cieni wziął głęboki oddech, po czym poszedł za nim.

Parter wyglądał przepięknie. Dziewczyny naprawdę się postarały.

- Wow. - Szepnął młodszy. - Ładnie to wygląda. Brakuje tylko jemioły.

Paprot roześmiał się.

Seth stanął na palcach, starając się powiesić jemiołę nad wejściem na schody. Jednak był trochę za niski, ledwo sięgając, lub precyzując, nie sięgając. Paprot zaśmiał się i podniósł chłopaka do góry, pomagając zawiesić mu chwasta.

- Teraz bez całowania. - Warknął na niego zaklinacz cieni, wskazując zielone gałązki, gdy srebrnowłosy odstawił go na ziemię.

- Oczywiście. - Jednorożec szybko pocałował go w policzek i zwiał z pudełkiem do innego pomieszczenia. Seth warknął coś pod nosem, pokrywając się rumieńcem.

Gdzieś z okolic salonu do chłopca podeszły Kendra i Vanessa, widocznie dumne ze swojej roboty.

- Seth, jesteś cały czerwony. - Oznajmiła mu niższa.

- Wiem. - Mruknął.

Dziewczyny wymieniły się spojrzeniami, ale nie skomentowały.

- Podoba się? - Zapytał bliks, wskazując ręką przestrzeń dookoła nich.

- Tak, postarałyście się. - Przyznał im chłopak.

- Dziękujemy. - Już miały wchodzić po schodach, kiedy Seth je zatrzymał.

- Stop. - Gestem nakazał im spojrzeć w górę. 

- Co? - Zapytał Kendra po czym posłusznie spojrzała do góry, po czym poczerwieniała. - Jemioła.

Vanessa uśmiechnęła się, pocałowała niższą dziewczynę we włosy i skierowała się na wyższe piętro. Wróżkokrewna rzuciła bratu mordercze spojrzenie i podążyła za kobietą.

Seth uśmiechając się dumnie, kontynuował przerwane ozdabianie domu. Zużył wszystkie gałązki w salonie, zgrywając się czasowo z Paprotem, który skończył w dokładnie tym samym momencie.

- No, ładnie tutaj. - Stwierdził radośnie Tanu, z blaszką z pierniczkami stając w progu pomieszczenia. 

- A dziękujemy. - Zaklinacz cieni uśmiechnął się. - Staraliśmy się. Po co ci pierniczki?

- Babcia Sorenson wysłała mnie z nimi do spiżarki. Mają tam poczekać na święta, chronione solidnymi drzwiami z zamkiem przed Warrenem. 

- Co ja? - Warren staną koło Tanu, jeszcze w czapce i kurtce, z policzkami czerwonymi od mrozu.

- Nic. - Samoańczyk odsunął blaszkę jak najdalej od mężczyzny. - Macie choinkę? 

- Tak, tylko nie wiem jak ją wniesiemy do domu. - Seth i Paprot wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami.

- Tak w ogóle, to stoicie pod jemiołą. - Uświadomił ich najmłodszy w tym pomieszczeniu.

- J-jemiołą? - Tanu uniósł wzrok, pokrywając się rumieńcem.

- A no. - Warren przyssał się do ust mężczyzny, zabrał pierniczka z blaszki i zwiał.

Osłupiały Tanu spojrzał na tackę.

- Dziad ukradł mi pierniczka. - Wyszedł.

Na dworze rozległ się huk. Zaniepokojeni chłopcy wyjrzeli przez okno.

- Co do... - Oszołomiony Seth patrzył na ogromną, co najmniej 3 metrową choinkę, leżącą w ogrodzie.

Szybko ubrali na siebie kurtki i czapki, wychodząc na dwór. Bracia Burgess sprzeczali się o coś głośno.

Zaklinacz cieni spojrzał na dom i oniemiał. Dosłownie wszystko, każda wolna przestrzeń na dachu czy ścianach, była pokryta światełkami. Dom można było zapewne dostrzec z orbity około ziemskiej. Seth nie chciał wiedzieć, jak rachunek za prąd po świętach dostaną dziadkowie.

Jednorożec podziwiał drzewko.

- Nie za duże? - Zapytał, zwracając na siebie uwagę braci.

- No to mówiłem! - Dale spojrzał ze złością na brata.

- Nie, nie. Taka jest idealna. 

- A gdzie ją niby zmieścimy?

Warren zamyślił się chwilę.

- Powinna się zmieścić tam koło schodów, gdzie jest wyżej sufit.

- My jej nie damy rady nawet wnieść do domu. - Zauważył Seth.

- Jak to nie? - Warren wyjął z kieszeni miarkę, podszedł do drzwi wejściowych i je zmierzył. Następnie zmierzył choinkę, coś policzył i się uśmiechnął. - Zmieści się.

***

Faktycznie, zmieściła się. Chłopcy wspólnymi siłami, z drobną pomocą Kendry i Vanessy umieścili choinkę w domu. Stanęła ona przy schodach, a jej czubek był na następnym piętrze.

Babcia gdy zobaczyła choinkę, prawie zeszła na zawał.

- Boże. - Mruknęła pod nosem. - Im to powierzyć coś do zrobienia... 

Ale nikt nie usłyszał narzekania kobiety, bo wszyscy polecieli bo bombki, zaczynając przyozdabianie drzewka. 

Po pracowitej godzinie ozdobili wszędzie, gdzie sięgali. Problem polegał na tym, że w niektóre miejsca nie sięgali, nawet z drabiną.

- I co robimy? - Zastanawiał się na głos Zaklinacz Cieni. - Zostawiamy takie puste?

- Nie... - Paprot zastanowił się chwilę, po czym uśmiechnął się szeroko i wyleciał z domu, w locie zakładając na siebie kurtkę. - Zaraz wracam.

- Ukradł mój szalik. - Stwierdził zdziwiony Seth z lekkim rumieńcem.

- Jebany złodziej. - Skomentował bliks, przez co został obdarzony karcącym spojrzeniem babci Sorenson, która przyszła tu jakiś czas temu, podziwiać ich pracę. - No co? Stwierdzam fakt.

Po chwili jednorożec wrócił. Zadowolony z siebie wypuścił z kieszeni kurtki wróżka - Raxtusa.

- Ta dam! Stwierdziłem, że ktoś kto umie latać może się przydać.

- A on da radę unieść bombkę? - Zapytał z powątpiewaniem Warren.

- Udało mu się unieść ciebie, to poradzi sobie ze wszystkim. - Skomentowała Kendra.

Smok przewrócił oczami.

- Powinienem sobie poradzić.

Dla próby uniósł jedną z bombek, co nie było dla niego żadną trudnością. Po chwili roboty, puste miejsca zostały zapełnione, a zadowolony z siebie wróżek usiadł na ramieniu Paprota.

- Dobra robota. - Pochwalił ich dziadek, stając obok nich i podziwiając drzewko. - A teraz, co powiecie na obiad? Na deser zrobiłem naleśniki.

Wszyscy zareagowali na ten pomysł z radością. Paprot, nadal z smokiem na ramieniu, ruszył do kuchni.

- Stop. Jemioła. - Przypomniał im Seth z uśmiechem.

Jednorożec przewrócił oczami, a lekko zarumieniony Raxtus cmoknął go w policzek. Reszta przeszła tak, aby nikt już nie musiał się z nikim całować.

***

Po zjedzonym obiedzie dziadek ogłosił, że tak właściwie to już wszystko zrobili, i że wszyscy mają wolne. 

Wszyscy niezmiernie z tego zadowoleni rozeszli się do swoich zajęć, i tylko Paprot nie miał co do roboty, krążąc po domu krok w krok za Sethem.

- Co. Ty. Ode. Mnie. Chcesz? - Powiedział powoli jak do dziecka Zaklinacz Cieni, ze złością patrząc na jednorożca.

- Nudzi mi się.

- To fajnie, bo mi nie. Odczep się ode mnie. - Warknął na niego młodszy, wyciągając sobie z jednej z szafek kuchennych opakowanie paluszków. - Znajdź sobie coś pożytecznego do roboty. Nie wiem, idź podlewać kwiatki w ogrodzie.

- Jest zima.

- Wiem przecież. Masz się po prostu ode mnie odwalić.

- Czemu jesteś dla mnie niemiły?

- Bo mnie wnerwiasz. - Burknął brunet, kierując się do salonu. Srebrnowłosy podążył krok w krok za nim, zatrzymując chłopaka w progu pomieszczenia.

- Jemioła. - Oznajmił śpiewnie.

- Widzę. - Twarz Setha miała nadal ten sam wyraz, chociaż jego policzki pokryły się lekkim różem.

- Czyli buziaczek, huh? - Jednorożec nachylił się nad nim, przyciskając go plecami do framugi, i uniemożliwiając mu zwianie poprzez oparcie kolana o ścianę (framugę) tuż pod kroczem chłopaka. Zaklinacz Cieni nerwowo przełkną ślinę. - Z języczkiem?

- No chyba cię coś... - Nie dokończył, uciszony pocałunkiem.

Paprot nie narzucał się jakoś bardzo (jak na to, co zrobił przed chwilą). Delikatnie przycisną swoje usta do ust chłopaka, również delikatnie przygryzając jego wargę. Seth zawahał się, po czym lekko uchylił usta, z czego jednorożec od razu skorzystał, wpychając swój język do ust zaklinacza.

Vanessa, która stała tam wystarczająco długo aby uchwycić całe piękno scenki, gwizdnęła.

Speszony Seth odepchną od siebie Paprota, pokazał mu fucker'a i zwiał do salonu. Rzucił się na kanapę i schował twarz w dłoniach aby ukryć rumieńce i szeroki uśmiech. 

Jednorożec zaśmiał się i poszedł za nim aby nadal go wkurzać.

Kobieta przewróciła oczami i wdrapała się po schodach do pokoju Wróżkokrewnej, bo dziewczyna prosiła ją wcześniej o to aby przyszła. Zapukała, a Kendra otworzyła jej drzwi.

- Cześć. - Przywitała się z uśmiechem. - Chciałam cię prosić o pomoc... - Przerwała i uniosła wzrok. - Jemioła.

- Faktycznie. - Bliks uśmiechnął się. - No cóż, co możemy zrobić w takim momencie... 

Kobieta pochyliła się lekko i wessała się w usta młodszej dziewczyny, zamykając za sobą drzwi. Jedną rękę położyła na policzku Kendry, drugą na biodrze. Oniemiała Wróżkokrewna nie wiedząc co ze sobą zrobić, rozchyliła usta domagając się więcej, ręce niepewnie kładąc na talii bliksa.

- To co chciałaś? - Zapytała starsza, gdy przerwały pocałunek przez brak powierza

- J-ja... Żebyś pomogła wybrać mi sukienkę na wigilię. - Powiedziała cicho dziewczyna, odwracając wzrok. 

- Oczywiście. - Cmoknęła ją w nosek, śmiejąc się cicho.

***

Gdy Warren zobaczył wkurzonego Setha oglądającego TV i przyklejonego do niego Paprota, podchwycił pomysł i ogłosił że organizuje wieczór filmowy.

Dziadek zgodził się, nakazując tylko nie oglądać do bardzo późna.

Tak więc koło godziny 23 już wszyscy oprócz Dale'a drzemali przed odpalonym telewizorem.

Na jednej z kanap, Paprot zrobił sobie poduszkę z Setha. Na drugiej Warren przytulał do siebie Tanu. Kendra i Vanessa spały ściśnięte na jednym fotelu. 

Dale przyglądał się temu z uśmiechem, w duchu ciesząc się że nie ma on nikogo i nikomu nie musi robić za poduszkę.

Sorry jeśli to coś nie ma sensu, ale przed dosłownie chwilą to skończyłam, a jestem na tyle zmęczona, że ledwo formułuje zdanie z sensem (patrzcie jakie poświęcenie dla was) ~Przysypiająca Melka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro