Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Podasz chipsy?

*Seth*

Wydarzyła się tragedia.

Skończyły mi się chipsy.

Więc musiałem udać się do żabki.

Wsiadłem na rower, bo do najbliższej żabki nie było wcale tak daleko, i wyruszyłem, licząc w myślach że pieniędzy spokojnie wystarczy mi na trzy opakowania i butelkę coli.

Gdy dojechałem, zostawiłem rower na zewnątrz, i wszedłem do sklepu. Skierowałem się od razu do alejki z chipsami, szukając mojego ulubionego smaku. Jak na złość, paprykowe były na najwyższej półce, a więc poza zasięgiem moich rąk. Nie mogę się doczekać aż urosnę.

- Przepraszam, poda mi pan... - Zacząłem, chcąc się zwrócić do mężczyzny obok, i prawie się wywróciłem, gdy dostrzegłem kto to. Obok mnie stał Ronodin w wyciągniętej czarnej koszulce, japonkach i różowych skarpetach, ze zmęczonym wyrazem twarzy. - Ronodin? Co ty tu...?

- Wyobraź sobie, że jednorożce, te mroczne również, muszą coś jeść. - Wyjaśnił ze znudzeniem. - Przyszedłem po zupki chińskie.

- Ah. Podasz mi chipsy paprykowe, proszę? - Zapytałem.

Uśmiechną się złośliwie i podał mi chipsy.

- Trzeba jeszcze urosnąć. - Stwierdził.

- Och, zamknij się. - Zaczerwieniłem się. - Każdy się z tego nabija! A to nie moja wina!

Wpatrywał się we mnie, a ja poczułem się niezręcznie.

- Dobra dawaj. - Wstawiłem rękę po chipsy, a on podniósł je nad głowę, uśmiechając się niewinnie.

- Musisz poprosić.

- Nie ma takiej opcji.

- No to musisz jeść inne chipsy. - Wzruszył ramionami.

Spojrzałem na niego ze złością.

- Proszę.

- No bardzo ładnie. - Dał mi opakowanie, uśmiechając się z samozadowoleniem.

Prychnąłem coś pod nosem i poszedłem po cole. Po zapłaceniu za zakupy upchnąłem wszystko w plecaku, obserwując kontem oka Ronodina.

Wyszedł ze sklepu. Postanowiłem go śledzić. Może ma gdzieś tutaj tajną bazę? Bo w sumie, czemu nie. Ładna okolica, blisko sklepu...

Zaszedliśmy do pobliskiego lasu, gdy jednorożec zatrzymał się i spytał:

- I po co za mną leziesz?

Postanowiłem na razie się nie ujawniać.

- Seth, ja do ciebie mówię. Podejdź tu.

Posłusznie wylazłem z krzaków. Spojrzał na mnie ze znudzeniem.

- Skradasz się z dyskretnością słonia. Do tego masz różowo-fioletowo-czerwony plecak. Ukradłeś go Kendrze, czy jak?

- Vanessie.

Nagle złapał mnie za rękę, czego kompletnie się nie spodziewałem. Pociemniało mi przed oczami, a po chwili stałem w jakimś ciasnym pomieszczeniu wielkości windy.

Stoję sobie, prowadzę z nim konwersację o plecakach, a on mnie porywa. Bezczelność.

Ronodin sprawdził coś w jednej kieszeni, drugiej, i kolejnej po czym powtórzył czynność. Z każdym razem mina mu rzedła.

- Cholera. - Odezwał się po chwili. - Zgubiłem klucze.

- Ale czekaj, czekaj. Klucze do czego? I po co w ogóle MNIE tu zaciągnąłeś.

- Odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, klucze do mieszkania. A co drugiego to... Nie wiem. Impuls? - Pod koniec swojej wypowiedzi zmieszał się i skrzywił.

- Super. A więc impulsywnie mnie porwałeś. A co z tymi kluczami...?

- No... Utknęliśmy tutaj na godzinę. OBOJE.

Gapiłem się na niego jak na głupiego.

- Dlaczego?

- Muszę między teleportacją a teleportacją robić godzinną przerwę.

Zgasło świtało. Ronodin z powrotem je zapalił.

- A i zapomniałem, co dwie minuty będzie nam gasło światło.

Zamknąłem oczy.

- Czyli, musimy siedzieć tu przez godzinę, z gasnącym światłem. Suuuuuper. A może wyjaśnisz mi jeszcze, gdzie jesteśmy?

- W takim przedsionku mojego mieszkania. Nie da się dostać bezpośrednio do niego, najpierw trzeba do przedsionka. Żeby nikt niechciany mi nie przeszkadzał.

- Aha. - Usiadłem na podłodze, ściągając plecak i opierając się plecami o ścianę. - Chipsa?

- Nie, dzięki. - Jednorożec usiadł koło mnie. Spojrzałem na niego podejrzliwie i odsunąłem się trochę, na co westchnął i opuścił głowę.

A światło znowu zgasło.

Westchnąłem.

- Nie chce mi się wstawać i go zapalać. Za dwie minuty i tak zgaśnie.

Przytaknął mi niemrawym "yhym".

- Masz coś jeszcze do jedzenia? - Spytałem, gdy skończyłem paczkę chipsów.

- Zupki chińskie. Surowe. I paczkę gum balonowych.

- No to będę oszczędzał. - Odsunąłem od siebie plecak, żeby nawet mnie nie kusiło.

Siedzieliśmy sobie tak, w ciszy i ciemności. Czułem się trochę niezręcznie. Nawet nie widziałem Ronodina. Mógł właśnie robić głupie miny albo pokazać mi środkowy palec, a ja bym nie zauważył.

Słyszałem za to jak oddycha. Czułem jego obecność, to że jest zaraz obok mnie.

Potarłem ramiona.

- Zimno tu masz. - Stwierdziłem.

- Wiem. Mogę cię przytulić. - Zaproponował nieśmiało chłopak.

Zapaliłem światło i spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

- Co?

- No, bo skoro ci zimno, to... - Rozłożył ramiona. Przyjrzałem mu się. Wyglądał na zwyczajnie zmęczonego.

Światło znów zgasło.

- No okej. - Zgodziłem się powoli. - Ale to tylko dlatego, że jest zimno. - Dodałem szybko, moszcząc się w jego ramionach.

Zachichotał cicho.

- No co?

- Nic, nic.

Po chwili poczułem się senny. Oparłem się na nim pewniej i zamknąłem oczy.

*Ronodin*

Po upływie godziny postanowiłem obudzić chłopaka. Wcale mi się do tego nie paliło, bo spokojnie sobie spał w tulony we mnie, no ale cóż.

- Seth. - Szepnąłem. - Wstawaj.

Mruknął coś, a po przytulił się bardziej.

Poczułem ból serca, że muszę go budzić, kiedy on jest do mnie przyklejony jak na taśmę, ale ponownie wyszeptałem jego imię.

- Cooooo? - Spytał, przeciągając "o" ziewnięciem.

- Budzimy się.

- No dobra. - Odsunął się kawałek ode mnie, a ja puściłem go jak poparzony. Zapomniałem, że nadal obejmuję go rękoma. - Która godzina?

- Eeeee... - Zerknąłem na zegarek. - Siedemnasta.

Chłopak jęknął i przetarł oczy rękoma.

- Babcia mnie zabije. - Z powrotem się o mnie oparł. - Może pośpimy jeszcze chwilę, skoro i tak będę martwy?

Zastanowiłem się jak mu odpowiedzieć, aby nie zabrzmieć dziwnie.

- Muszę znaleźć klucze. - Odpowiedziałem. - No i lepiej być mniej martwym, niż bardziej, więc też mógłbyś już wracać.

- Przekonałeś mnie. - Wstał i cyknął światło, po czym się przeciągnął. Starałem się nie obserwować jego brzucha, który było widać gdy koszulka się uniosła. Aby ukryć zmieszanie, wstałem z ziemi i zacząłem się otrzepywać.

Chłopak także się otrzepał i podniósł plecak.

- Nie zgwałciłeś mnie, ani nie zjadłeś mi chipsów, więc plus dla ciebie. - Stwierdził i zapalił światło które znowu zgasło.

*Seth*

Wpatrywałem się z wyczekiwaniem w Ronodina, na którego policzkach pojawiły się blade plamy różu. Po chwili ocknął się i wystawił do mnie rękę.

- Do zobaczenia jak najbliżej. I żebyśmy nie stali po przeciwnych stronach. - Podałem mu rękę. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił, czego delikatnie mówiąc, nie spodziewałem się.

Tym razem teleportacja trwała dłużej, ale była za to mniej gwałtowna. Przeraziła mnie tylko jedna rzecz.

Jednorożec uniósł mój podbródek i wpił się w moje wargi. Nie wiedząc, czego ja chcę, a czego nie chcę, odwzajemniłem pocałunek.

Gdy otworzyłem oczy, jednorożca już nie było. Stałem pod lasem, w miejscu skąd teleportowaliśmy. Mój plecak leżał na ziemni obok mnie.

Ciężko usiadłem na mchu, obejmując się ramionami i zastanawiając się, co właśnie przed chwilą się odjebało.

Ciekawostka; mam dwie wersje tego opowiadania, to jest druga, bo pierwsza mi się nie spodobała ~Vikimelka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro