Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nieperfekcyjna perfekcyjność

*ostatnio polubiłam perspektywę narratora*

Wojna ze smokami zakończona. Powinniśmy się cieszyć, prawda? Jednak Seth zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej, gdyby został zjedzony przez smoka.

Po pierwsze, straty w bliskich były ogromne. 

Warren został poszatkowany mieczem. Tanu również, kiedy rzucił się aby uratować Warrena, gdy jakiś nie znający zasad fair play'u wojownik wrogów zaatakował go mieczem od tyłu.

Knox został zjedzony przez smoka, tak samo jak satyrowie. 

Mała Tess, mimo że miała zostać jak najdalej od pola bitwy, dostała się w sam jej środek jedynie ze sztyletem. Gdy umierała, wybuchła wróżkową mocą, zabierając ze sobą kilkunastu przeciwników.

Rodzice Kendry i Setha wcale nie mieli umierać. Seth przed bitwą rozkazał im zostać w namiocie, w którym organizowano pomoc dla rannych. Tylko kto by wiedział, że Celebrant jest na tyle wrednym jaszczurem, że karze spalić swoim sługom namiot niewinnych pomagających?

Raxtus przeżył bitwę i umarł po od zadanych mu ran.

Było jeszcze wielu innych straconych w bitwie, ale nie będę ich wymieniać, bo zajęło by to za długo.

Po drugie, Kendra zmieniła się nie do poznania.

Sethowi nie udało się ustalić, czy to po utracie rodziny, czy to ogólna trauma po wojnie, ale Kendra zrobiła się nie do zniesienia. W języku tiktoka nazywalibyśmy ją pick me girl. Starała się ściągnąć na siebie uwagę innych gdzie było to tylko możliwe. I co gorsze, udawało jej się to. Dziadkowie traktowali ją prawie jak księżniczkę. U rycerzy świtu była gościem honorowym. Narzekała ciągle, że "szkoda że zwykli (mówiła to takim tonem, jakby ona była nie wiadomo kim) ludzie nie wiedzą co dla nich zrobiłam! Mianowaliby mnie wtedy swoją królową!".

Paprot został jej perfekcyjnym chłopakiem, bo perfekcyjna dziewczyna musi mieć też perfekcyjnego i przystojnego chłopaka. Seth był perfekcyjnym bratem, aby razem mogli tworzyć perfekcyjne rodzeństwo. Vanessa została jej perfekcyjną przyjaciółką. Stworzyła swój własny perfekcyjny świat, którego samym środkiem, diamencikiem pośród sług, była ona.

(Wiecie że powtórzenie jest swojego rodzaju środkiem stylistycznym? Ja się ostatnio o tym dowiedziałam na polskim, więc postanowiłam to wykorzystać ~Melka, a kto)

Seth za to nie zbierał laurów. Zgodził się na rolę perfekcyjnego brata, tła dla perfekcyjnej dziewczyny. Nie chciał być zauważany. To polegli, bohaterowie tej wojny, powinni być uhonorowani! Nie on, czy jego siostra.

Przychodził jak najczęściej na nagrobki. Zamiatał je, sprzątał. Wymieniał kwiaty. Zapalał świeczki w zniczach. Potrafił siedzieć na cmentarzu do późnej nocy, no bo jednak było trochę tych nagrobków od obskoczenia.

Nosił bluzy z długim rękawem niezależnie od pogody, ale komu by to przeszkadzało? Może tak lubi? Tylko Vanessa to zauważyła, ale przemilczała temat. Czuła się tak samo jak Seth, wiedziała w jakim jest stanie emocjonalnym. Nie zdziwiłaby się, gdyby pewnego dnia nie zszedł na śniadanie, przełamując rutynę. I nie miałaby nic przeciwko temu. To jego decyzja. Po prostu w nocy płakałaby trochę dłużej, i wydłużyłaby czas swojego pobytu na cmentarzu.

Paprot trzymał się chyba najlepiej z trójki naszych niedobitków. Uśmiechał się, posłusznie grając w tą całą złą grę Kendry. Jednak był cichy. Bardzo cichy. Prawie nic nie mówił, oprócz zdawkowanych odpowiedzi na pytania. A jak nie chciał odpowiadać, to po prostu milczał, ignorując cię.

Pewnej nocy, koło trzeciej w nocy, Seth wymsknął się z pokoju. Zamierzał udać się na dach, tajnym przejściem które znalazł. Z nieznanych powodów, uwielbiał siedzieć na dachu, podziwiając wysokość jaka dzieli go od ziemi. Ciekawe dlaczego.

Na korytarzu usłyszał stłumiony dźwięk płaczu. Rozejrzał się w poszukiwaniu jego źródła. Czyżby pochodził z pokoju Vanessy?

Uchylił drzwi jej sypialni, zaglądając do środka. 

Na skrzypnięcie drzwi łkanie ustało. Vanessa zapaliła światło, mrużąc opuchnięte od płaczu oczy.

- Seth? - Zapytała zachrypniętym głosem. - Co ty tu?

- Szedłem na dach, i usłyszałem płacz.

- Na dach? - Zapytała zaniepokojona kobieta. - Po co?

Chłopak pokręcił głową.

- Nie po to, o czym myślisz. Chyba. Chciałem tylko popatrzeć na widoki.

Kobieta kiwnęła głową i ukryła twarz w dłoniach.

- Przepraszam, że musiałeś zobaczyć mnie w takim stanie. - Wymamrotała.

Poczuła ciepło, jakby zaklinacz cieni postanowił ją przytulić. Spojrzała na niego zaskoczona, i zobaczyła że chłopiec płacze. Przycisnęła go do siebie, również zaczynając łkać.

Po dłuższej chwili odsunęła go od siebie. 

- Pokaż ręce. - Powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Po co?

- Chcę ocenić straty.

Posłusznie podwinął rękawy, a Vanessa odwinęła bandaż. Cały nadgarstek był pokryty kreskami, niektórymi już zabliźnionymi, innymi jeszcze świeżymi, krwawiącymi, jakby zrobionymi przed chwilą (jak zapewne było).

- Teraz ty pokarz. - Rozkazał Seth.

Bliks pokazał mu rękę, wcześniej ukrytą pod rękawem bluzy. Chłopak obejrzał rany.

- Przemywasz?

- Ostatnio skończyła mi się woda utleniona.

- Mogę ci pożyczyć. - Zaproponował.

Oczy kobiety zaszkliły się.

- Byłabym wdzięczna. Proszę, nie tnij się. J-jak umrzesz, to co? Zostanę zupełnie sama.

Chłopak uśmiechnął się krzywo.

- Tą samą prośbę kieruję do ciebie. Niech to będzie nasza umowa. Będziemy żyć tylko dla siebie nawzajem. Zgoda?

- Zgoda.

Cała noc zleciała im na płakaniu. Dopiero rankiem, gdy słońce już wschodziło, udało im się usnąć. Niedługo potem, obudził ich budzik w telefonie Vanessy.

- Chcesz korektor? - Zapytał ziewając bliks, przecierając oczy.

- Nie, dzięki. Mam własny. - Chłopak wyślizgnął się do siebie.

Pół godziny później, oboje zeszli na śniadanie, z wymuszonymi uśmiechami na twarzach i odrobiną obłędu w oczach.

Od tego wydarzenia, Seth i Vanessa bardzo się do siebie zbliżyli. Płakali razem po nocach, starali się pocieszyć krzywymi uśmiechami. Możliwe że to dzięki sobie na wzajem udało im się tyle przeżyć.

Pewnego dnia Seth nie wytrzymał. Trudno, spotka się z Vanessa w zaświatach. On nie daje już rady. Musi pożegnać się z tym światem, inaczej zwariuje, załamie się pod ciężarem smutku i zostanie tym złym bohaterem w naszej powieści albo coś w tym stylu. Tylko nie będzie malował twarzy, jak Joker.

Sięgnął po sztylet, biorąc głęboki oddech. Tyle razy prawie zginął od miecza, że broń biała wydała mu się najlepszym sposobem.

Przyłożył ostrze do piersi. Postanowił policzyć do trzech. Było to jak odliczanie do własnej śmierci, więc czemu nie.

1...

2...

3-

Już miał ostatecznie pożegnać się ze światem, gdy nagle ktoś wytrącił mu broń z ręki, a on został brutalnie przygnieciony do ziemi. 

- Oszalałeś?! - Paprot, siedząc na biednym chłopaku. - D-dlaczego?

- Zejdź ze mnie. - Odpowiedział lodowatym tonem Seth.

- Ale-

- Zejdź.

Paprot podniósł się, konfiskując sztylet. Seth spojrzał na niego ze złością, ale nie skomentował.

- Pytasz, dlaczego chciałem się zabić. - Stwierdził, uśmiechając się chłodno. Był wściekły. Już prawie opuścił ten świat, ale nieee, przyszedł taki i musi mu przeszkodzić. - To ci odpowiem! Mam dość! Mam dość tego co się dzieje! Kendra zrobiła z siebie jakąś księżniczkę! Nikt z rodziny, z pozostałej mi rodziny, nie zauważył nawet że cos jest nie tak. - Szturchnął srebrnowłosego palcem w pierś. - Tak bardzo nie lubisz Vanessy, prawda? Bo jest bliksem. Jakby cokolwiek to zmieniało! Jest wspaniałą kobietą! Pomogła kiedy była potrzebna! - Zrobił sobie przerwę na oddech. - Wybacz, odchodzę od tematu. Hmm... Co jeszcze? Ah tak. Umarło mi pół rodziny! Więcej! Zostałem sierotą. Ale zostałem zignorowany. - Machną ręką. - Nie ma mnie! Kto by się przejmował tym mniej ważnym w perfekcyjnym rodzeństwie? Przecież świetlista dziewczynka jest fajniejsza! Czuję się jak ta zapomniana postać z filmu, która robi tylko za drugi plan! - Znowu przerwał, dysząc zbierając się do kolejnego wybuchu. Paprot patrzył na niego z lekkim przerażeniem. - A ty?! Oh, ty grałeś sobie swoja dobrą rolę w tej złej grze! Kto nie chciałby grać perfekcyjnego chłopaka miss perfekcyjności?! Przystojny, wysoki, białe ząbki, to przecież rola wprost dla ciebie! Wydajesz się nie przejmować tym, że Celebrant zastosował na twojej rodzinie wróżkowy holokaust! Po co? Można przecież się uśmiechnąć i udawać że wszystko jest okej! - Uderzył go w pierś. Paprot zablokował jego ręce, nie odzywając się i pozwalając chłopcowi się wykrzyczeć. Zabolało, owszem, bo przejął się śmiercią rodziny, ale Seth teraz nie do końca panował nad sobą i swoimi słowami, więc po prostu chciał dać mu się wykrzyczeć. Czasami danie komuś opierdolu pomaga. 

Brunet wziął głęboki oddech i drgnął. Po chwili łkał w ramionach jednorożca.

Paprot uniósł go do góry, kołysząc go jak dziecko, a ten oplótł nogi wokół jego bioder. Zauważył, że Seth jest zaskakująco lekki, co nie spodobało mu się zbytnio - obawiał się, że chłopak nie je.

- Przepraszam. - Wyszeptał chłopak, wtulając się w srebrnowłosego. - Wiem, że przejąłeś się śmiercią rodziny. Było to po tobie widać. Nie powinienem rzucać bezpodstawnych oskarżeń. Po prostu... Boli mnie, że Kendra tak się zmieniła. Nie jest taka jak kiedyś. Jest inna. Dziwna. Nadal ją kocham, ale nie jest ona moją Kendrą. - Załkał. - Moja Kendra nie żyje. W sensie metaforycznym.

- Nie jestem dobry w pocieszeniu, ale spróbuję. - Paprot westchnął, na co Seth się wzdrygnął, czując jego oddech na szyi. - Wiem, że Kendra jest dziwna. Nie rozumiem dlaczego. Ale będzie dobrze. Masz przy sobie ludzi, którzy są gotowi cię wspierać. Nie pozwolę ci się zabić. - Zamyślił się chwilę. - Dla ciebie jestem w stanie nawet polubić Vanessę.

Seth zaśmiał się cicho.

- To musi być dla ciebie ogromny wysiłek.

- No raczej!

Chłopak parsknął i wtulił się bardziej.

- Dziękuję. - Szepnął.

Kendra z miną jakby miała kogoś zamordować przyglądała się temu z progu. Miała na sobie rękawiczkę Coultera, więc teoretycznie nie powinno być widać wykrzywienia jej twarzy, ale jako narrator na szczęście posiadam ten przywilej.

- Jak to się stało, że akurat tu byłeś?

- Przyszedłem zawołać cię na obiad...

Wieczorem Seth wbił do sypialni Van z szerokim uśmiechem. Chyba nie uśmiechał się tak od jakiegoś miesiąca. Padł jej łóżko i wydał z siebie niezidentyfikowany dźwięk.

- A tobie co? - Kobieta uśmiechnęła się lekko. Wyjątkowo miała nawet dobry humor.

Seth mruknął niewyraźnie coś, co brzmiało jak "Paplot".

- Zakochałaś się, czy co? - Usiadła koło niego, czekając na inną reakcję niż udawanie trupa z twarzą w poduszce. Uszy Setha poczerwieniały, gdy usłyszał ten komentarz.

Podniósł się.

- Nie... Chyba. Bo... - Zawachał się. - Znowu się dzisiaj ciałem. A przynajmniej zamierzałem. Nie zdążyłem, bo Paprot wpadł na do mnie i zabrał mi przyrząd zagłady. - Postanowił złagodzić opowieści, a przynajmniej jej początek. - Dałem mu opierdol za nic, a ten dał mi na siebie pokrzyczeć. Potem mnie przytulił... No dobra, to ja przytuliłem jego, ale on wziął mnie na ręce i obiecał że wszystko będzie dobrze. - Ukrył twarz w dłoniach. - Nienawidzę goooooooo. - Jęknął.

Bliks uśmiechnął się, podejrzewając co może być powodem tej "nienawiści".

- Podoba ci się. - Skwitowała kobieta.

- Co?! - Seth zerwał się z łóżka. - Wcale nie!

- Ktoś tu się zabujał! - Zaklaskała w dłonie. - Miłość rośnie wokół nas... - Zaśpiewała.

- Zamknij się. - Z powrotem padł na pościel, chowając twarz w poduszce. - Nawet gdyby, to co z Kendrą? Przecież są razem, i...

- Właśnie się przyznałeś! - Vanesa dostała napadu fangirl'u, klaszcząc w dłonie i skacząc po całym pokoju. - Wiem co zrobię! Zwiążę was, nogi w beton i do Wisły...

- Czekaj, co? - Seth spojrzał na nią ze zmrużonymi oczami.

- Żartowałam. Chociaż wiązanie to nie taki głupi pomysł. Mogłabym was związać i zamknąć w jakimś schowku. Miłość gwarantowana.

- Za dużo fanowskich opowiadań. - Podsumował Seth. - Bez żadnego wiązania, proszę.

- To co zrobimy?

- Nie wiem.

Seth ziewając zszedł rano do kuchni. W głowie zaświtało mu coś, że dziadkowie mówili o tym, że jadą gdzieś tam rano, ale nie przejął się tym zbytnio. Miał wyśmienity humor i nic nie mogło tego zmienić.

Wszedł do kuchni i zatrzymał się przerażony. Pod lodówką leżał Paprot. Wyglądał na nieprzytomnego, a z kącika jego ust spływała krew.

Chłopak uklęknął koło niego i przerażony próbował go ocucić. Ten otworzył oczy, i zamrugał nerwowo.

- Seth, nie! To pułapka!

- Pułapka?

- Spójrz za siebie. - Powiedział ktoś chłodno zaraz za plecami zaklinacza cieni. Chłopak obrócił się. Za nim stała Kendra i celowała w niego mieczem. - Czas umrzeć. Cieszysz się?

Powiem wam szczerze, Seth spanikował. No bo co robić w sytuacji, kiedy w piżamie klęczysz przed swoim crushem, a twoja siostra grozi ci mieczem?

- Paprot? - Spojrzał mu w oczy. - Kocham cię. - Wpił się w jego usta, a jednorożec odwzajemnił pocałunek.

- O nie. - Kendra syknęła i przebiła mieczem pierś srebrnowłosego. Jej młodszy brat spojrzał na nią z przerażeniem. - To za zdradę.

Do kuchni wpadła Vanessa, jeszcze w swojej piżamce w serca (ale takie jak prosto z klatki piersiowej) i zeskanowała wzrokiem scenkę.

- Co do...

Seth ze łzami w oczach wyjął sztylet - ten sam co wcześniej.

- Vanesso, dziękuję za wszystko i przepraszam. Kendro, i tak cię kocham. - Przebił swoją pierś sztyletem i upadł na jednorożca.

- Co... Co ty najlepszego zrobiłaś?! - Wściekły bliks spojrzał na dziewczynę ze łzami w oczach. - Zabiłaś swojego brata! Jesteś z siebie dumna? Swoim zachowaniem, zabiłaś go. Psychicznie, a potem fizycznie. Żegnaj. Życzę ci, abyś do końca swojego żywocia żyła w tak ogromnych wyrzutach sumienia, aby nie pozwoliły ci one normalnie funkcjonować. - Kobieta chwyciła nóż kuchenny i po chwili leżała na podłodze.

Kendra, widząc ciała, jakby oprzytomniała. Upadła ma kolana, płacząc. Nie mogąc wytrzymać żalu za czyny, jakie popełniła, wbiła w siebie swój własny miecz.

Mogę powiedzieć tylko jedno: dziadkowie gdy wrócili i weszli do kuchni, musieli mieć niezłą niespodziankę.

Rozdział miał być jedną wielką rozkimą nad emocjami z gratisowym romansem, ale zakończenie pisałam o pierwszej w nocy, więc wyszło jak wyszło. 

I takie info, planuję napisać smuta. Nwm czy to wyjdzie, ale możecie trzymać kciuki. (Roneth lub Ronodin x Papek [albo i to, i to {w osobnych rozdziałach}] więc to info dla fanów tych shipów; poczekajcie chwilę, a wasza cierpliwość zostanie wynagrodzona jakimś gównem napisanym przez naćpaną sokiem jabłkowym dwunastolatkę). ~VikiMelka

Fanarty do rozdziału, mojego autorstwa, tym razem bez szablonu (co zresztą widać);




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro