Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

MóJ mÓzG mA wAkAcJe 3

(Pov Papek)

- Skoro dziewczyny pojechały nad morze, my jedziemy w góry. - Postanowił Warren, gdy zebraliśmy się (Ja, Seth, Tanu) w jego domku w lesie, jak prosił.

- Super! - Zaklinacz cieni aż klasnął w dłonie. - A gdzie jedziemy?

- Niespodzianka.

- Stary, ale ja nie wiem czy to dobry pomysł, bo... - Zacząłem, ale mężczyzna mi przerwał.

- Nie martw się, wszystko już załatwiłem.

- Dlatego właśnie się martwię.

***

- No faktycznie, super załatwiłeś. - Zauważyłem sarkastycznie. Byliśmy już na miejscu, w schronisku. Po tej podróży, to miałem wszystkiego dość, a tu takie coś.

Przez te ileśtam kilometrów jechaliśmy jakimś rozwalonym autobusem. Siedzenia były okropnie niewygodnie, mógłbym się założyć, że Warren trochę na tym przyoszczędził (tak swoją drogą; Kto za to płaci? On?). Oczywiście klimatyzacji nie było, więc prawie się tam ugotowałem. Dodatkowo, Seth, który siedział obok mnie, usnął, opierając głowę na moim ramieniu, co może i było słodkie, ale na pewno nie sprawiało, że było mi chłodniej.

Teraz okazało się, że mężczyzna nie przeczytał dokładnie, jaki pokój dostaniemy. Tak, był czteroosobowy. Szkoda tylko, że łóżka były tylko dwa - małżeńskie.

- No ale o co ci chodzi? Jest idealnie. - Odparł Warren uśmiechając się szeroko. Przyciągną do siebie i przytulił mistrza eliksirów. - Ja śpię z Tanu!

Wyżej wspomniany mężczyzna zarumienił się, ale nie zaprotestował.

Zerknąłem na Setha, który w tym samym momencie spojrzał na mnie. Jego entuzjazmu wycieczką nie ostudzi nic, nawet perspektywa spania z innym facetem, bo machną ręką i spojrzał na zegarek.

- Zaraz kolacja! - Oznajmił i wyszedł z pokoju, chociaż nie umknęło mi, że zrobił to, aby ukryć czerwony kolor swoich policzków.

***

(Pov Seth)

Chociaż to Warren załatwił porządnie; pomyślał o tym, że musimy coś jeść.

Śniadania i obiado-kolacje mieliśmy wykupione w schronisku, na wycieczkach pieszych będziemy jeść kanapki.

I mimo tego małego minusa z łóżkami, schronisko było MEGA.

Zbudowane z drewnianych bali ("Może łatwo spłonąć" jak zauważył Papek), za oknami piękne widoki no i to jedzenie...

Kolację (czy tam obiad) przyrządzała żona właściciela i jego córki. Jadalnia była bardzo ładna, w kominku płonął ogień, na ścianach wisiały mapy okolicy i jakieś obrazy. Duże i masywne stoły były porozstawiane po pomieszczeniu, a my zajęliśmy miejsce pod oknem. Jednorożec poszedł po herbatę (do kuchni można było swobodnie wchodzić i wychodzić, właśnie po to, żeby robić herbatę. Można było przy okazji zamienić parę słów z właścicielami, zapytać się o coś, albo dowiedzieć się co na obiad), a my rozmawialiśmy, podziwiając widoki.

Na sam widok jedzenia, które jedna z kucharek roznosiła po sali, wszystkim poprawił się humor, nawet marudnemu jednorożcowi, który, jak do tej pory, cały czas narzekał.

Naprawdę nie rozumiem, co mu nie pasuje. Fajnie jest.

Niby zawsze naśmiewałem się z Kendry, że się w nim zakochała, ale nigdy się jej nie dziwiłem. Mężczyzna był przystojny. Mi też się podo...

Nie, stop. Zaszliśmy za daleko. Wróćmy do kolacji.

Pod koniec posiłku Paprot nawet śmiał się ze słabych żartów Warrena, a w pewnym momencie szturchnął mnie łokciem, uśmiechając się znacząco i pokazując dyskretnie, że Tanu i Warren trzymają się za ręce pod stołem.

Gdy kładliśmy się spać, nadal był w dobrym humorze, co sprawiało, że i ja się uśmiechałem.

***

Najbardziej żenująco było, gdy próbowałem usnąć. Od jakiejś godziny światło było już zgaszone, a Warren i Tanu dawno już spali.

Ja przekręcałem się z boku na bok, czując obok siebie obecność jednorożca. On też nie spał, bo w pewnym momencie obrócił się twarzą do mnie i szepnął;

- Nie możesz spać?

- Tak.

- Ja też.

Leżeliśmy tak w ciemności, a ja czułem jego oddech na mojej twarzy. Dobrze że jest ciemno, bo moja twarz pewnie przypomina pomidora.

- Czy mogę... - Zaczął ostrożnie chłopak, po czym przerwał, zastanowił się chwilę, a następnie cichutko kontynuował. - Czy mogę się do ciebie przytulić?

- T-tak... - Czemu, do cholery, się jąkam?!

Przysunął się do mnie i delikatnie objął. Schowałem twarz w jego koszulce, zastanawiając się, czy Warren nie zarezerwował takiego pokoju specjalnie.

***
(Pov Papek)

Gdy obudziłem się, nadal byliśmy przytuleni. Seth wtulił twarz w moją koszulkę, więc teraz była cała ośliniona. Niespecjalnie chciało mi się wstawać, ale Warren przeszkodził mi w powrotnym uśnięciu i spaniu do południa.

- Dzień dobry, gołąbeczki! - Krzyknął radośnie, wchodząc do pokoju. - Już po śniadaniu, ale zrobiliśmy wam kanapki.

Zaklinacz cieni otworzył oczy, a gdy zobaczył, że ktoś coś od niego chce, z powrotem wtulił się we mnie.

- Wyglądacie mega słodziutko. - Powiadomił mnie Tanu. - Nawet zrobiłem wam zdjęcie, jak śpicie...

- Wyślij mi, plis. - Mruknął Seth, nawet nie podnosząc głowy.

- Już wysłałem. Ale wstawać, idziemy zwiedzać!

Jęknąłem cicho, uwalniając się od chłopaka i siadając na łóżku.

- Ośliniłeś mi cały brzuch. - Powiadomiłem Zaklinacza, który nadal nie przyswoił wiadomości, że trzeba wstać i iść zmierzyć się ze złym światem, bo przytulił się do mojej ręki.

- Serio? - Uniósł się delikatnie i zachichotał, widząc że mam mokry brzuch. - Zapomniałem ci powiedzieć. Ślinię się przez sen.

Zjedliśmy kanapki, które przynieśli nam ze śniadania, nadal nie podnosząc się z łóżka.

- Nie chce mi się nigdzie iść. - Powiadomiłem chłopaka, który opierał się moje ramie, kończąc ostatnią kanapkę.

- A mi się chce! - Wstał z łóżka i zaczął przeglądać swoje ciuchy.

- Czy ty masz same ciuchy w wzorek maskujący? - Spytałem go.

- Nie, są też czarne i niebieskie. - Zaczął się, przebierać, nie fatygując się pójściem do łazienki, więc miałem okazję żeby mu się przyjrzeć.

Zdjął koszulkę, a że stał do mnie tyłem, widziałem dokładnie jego plecy. Chudy jak patyk, było widać mu żebra. Miał parę blizn, pewnie po tym, jak Gargulas rozszarpał mu boki podczas bitwy o Zzyzyx. Nie był umięśniony, ale ta jego chudość cholernie mnie pociągała.

Gdy zaciągał spodnie, powinienem odwrócić wzrok, ale nie zrobiłem tego. Błąd.

Od razu poczułem jak krew napływa mi do twarzy, a ja się rumienię. Schowałem twarz w dłoniach.

- Paprot? - Usłyszałam przede mną, a gdy uniosłem głowę, ujrzałem także właściciela głosu. Seth wpatrywał się we mnie z niepokojem. (Nie ubrał jeszcze koszulki). - Jesteś cały srebrny...

- Wiesz, że mam srebrną krew?

- Nie, nie wiedzia... Czekaj, czyli ty się zarumieniłeś?

Kiwnąłem głową. Ugh, mógłby się już ubrać.

Chłopak zaczął się śmiać. Spojrzałem na niego zdziwiony, czekając cierpliwie, aż się uspokoi.

- Zarumieniłeś się, bo zobaczyłeś mnie bez koszulki? - Spytał z niedowierzaniem. Znowu kiwałem głową. - Wybredny to ty nie jesteś. Jestem brzydki.

- Nieprawda! - Zaprotestowałem.

- A ty pewnie wyglądasz idealnie bez koszulki.

Wstałem z łóżka i zdjąłem koszulkę, obserwując jego reakcję. Zaróżowił się delikatnie, po czym podszedł do mnie i położył jedną dłoń na mojej klatce piersiowej. Gdy mnie dotknął, automatycznie zrobiłem się jeszcze bardziej srebrny.

- Widzisz? - Powiedział z niechęcią. - Jesteś idealny. A ja...

- A ty jesteś idealny na swój własny, Sethowy, sposób. - Przejechałem ręką po jego boku, na co zarumienił się bardziej. - Z tymi bliznami wyglądasz mega. Jak jakiś wojownik. (Blizny wyglądają mega, zgadzam się z Papkiem. ~Autorka)

- Dziękuję. - Jeździł dłonią w górę i dół po mojej piersi, a ja starałem nie zrumienić się jeszcze bardziej. Nie wyszło.

Przyciągnąłem go do siebie w ten sposób, że idealnie do siebie przylegaliśmy.* Powoli zmniejszałem odległość między naszymi twarzami. Źrenice chłopaka najpierw gwałtownie się rozszerzyły, potem jednak uspokoił się i przymknął oczy.

- Jesteście goto... Sorry! Nie chciałem przeszkadzać! - Warren wyszedł z pokoju dwa razy szybciej, niż wszedł, przez co prawie zabił się o próg.

Westchnąłem z uśmiechem, odsuwając się trochę od chłopaka.

- Całowanie chyba nie jest nam pisane. - Powiedziałem, przejeżdżając ręką po jego plecach.

Odepchnął mnie delikatnie, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Ubieraj się, i idziemy na wycieczkę!

***

(Pov Seth)

Paprot uwielbia marudzić.

Szliśmy dopiero pół godziny, a on zdążył obrazić tego, kto wymyślił i stworzył góry, wyklną to na czym świat stoi, a także opieprzył Warrena nie używając jego imienia. Chłopak Tanu nie należy do najbystrzych, więc nawet się nie zorientował że to o nim mowa, a my mieliśmy ubaw.

- Co trzeba zrobić, żebyś przestał marudzić? - Spytałem go, gdy zaczął narzekać na kamienie, gałęzie, żaby i piasek.

Uśmiechnął się szeroko i nachylił nade mną.

- No nie wiem... - Wymruczał mi do ucha. - Jakiś buziak, czy coś...

Pocałowałem go szybko w usta i ruszyłem przodem, ignorując to, że jestem czerwony na twarzy, a Warren gwiżdże, dopingując nas.

Jednorożec dołączył do mnie i złapał mnie za rękę. Był delikatnie srebrny na twarzy.

- To co nie będziesz już marudzić? - Spytałem.

- Nie będę. - W tym momencie potknął się o wystający korzeń, a my usłyszeliśmy kolejną dawkę przekleństw.

***

(Pov Paprot)

- Nie. Nie, nie, nie. - Zaprotestowałem.

- Ale dlaczego? Tak będzie szybciej!

Gdy wróciliśmy, byliśmy cali brudni i spoceni, potrzebowaliśmy się wykąpać. Tylko był jeden problem. Mieliśmy pół godziny do kolacji.

Warren wpadł na "genialny" pomysł. Żeby było szybciej, postanowił że będziemy kąpać się po dwie osoby. On i Tanu już wyszli, ale zajęło im to dwadzieścia minut, więc my mieliśmy tylko dziesięć, aby nie spóźnić się na kolacje.

A mężczyzna postawił sobie na cel przekonanie nas, żebym wykąpał się z Sethem.

- Macie już tylko siedem minut. - Powiadomił nas mistrz eliksirów, zerkając na zegarek.

- Dobra, chodź. - Seth złapał mnie za rękę i zaciągną do łazienki.

- Mam wrażenie, że Warren robi to specjalnie. - Oznajmiłem, opierając się o ścianę łazienki i chowając twarz w dłoniach.

Stanął przede mną, dotykając mojego ramienia. Zerknąłem na niego przez palce. Był cały czerwony, ale uśmiechał się delikatnie.

- Ja też. Ale... Tak faktycznie będzie szybciej.

- Jeśli ty chcesz... - Zacząłem powoli. - To okej.

- No wiesz... Trochę to dziwne... Ale... - Ściągną koszulkę i uśmiechną się szerzej. - My też jesteśmy dziwni.

Moja twarz zapewne przypominała toster, ale również zacząłem się rozbierać.

- Zabije Warrena. - Mruknąłem pod nosem. - On na pewno robi to specjalnie.

Oboje zarumienieni, weszliśmy pod prysznic. Nie było dużo miejsca, więc cały czas się dotykaliśmy.

Seth spojrzał mi w oczy. Uśmiechał się zadziornie, a mimo rumieńców, wcale nie sprawiał wrażenia speszonego.

Stanął na palcach i położył ręce na mojej klatce piersiowej. Nasze twarze dzieliły milimetry. Odległość szybko została zredukowana, a nasze usta się spotkały.

Przycisnąłem go do siebie, pogłębiając pocałunek.

Jeśli Warren faktycznie zrobił to specjalnie, muszę mu podziękować.

(Pov Seth)

Oderwałem się od jednorożca gdy zabrakło mi powietrza.

Patrzyłem na niego z uwielbieniem. Kocham go. Kocham w nim wszystko. Jego mocne strony i jego minusy. Kocham nawet jego narzekanie.

Pocałowałem go po raz kolejny. Tym razem spokojniej, przekazując w tym pocałunku jak bardzo go uwielbiam.

***

(Pov Paprot)

- I tak się spóźniliście. - Stwierdził Tanu, gdy zeszliśmy na dół dwadzieścia minut po rozpoczęciu kolacji.

- Wiemy. - Spojrzałem groźnie na Warrena. - Mam kluczowe pytanie. Czy wy próbowaliście nas zeswatać?

- Tak. - Mężczyzna uśmiechną się szeroko.

- I najwidoczniej nam się udało. - Dodał mistrz eliksirów. - Jesteście razem?

- Skąd...?

- Macie opuchnięte wargi. I trzymacie się za ręce.

Spojrzałem na Setha. Chłopak uśmiechną się i kiwną głową.

- Tak. Jesteśmy razem. - Oznajmił.

* Level cringu, gdy to piszę, wynosi jakieś dwa biliony (uh, nienawidzę pisania takich rzeczy)

To jest dziwne. ~Viki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro