Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Klub shiperów 4

(Tak na początek, bo zapomniałam ostatnio: Paprot i Kendra są zaręczeni)

(Pov Paprot)

Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Kendra. Była blada jak śmierć.

- Coś się stało? - Spytałem zaniepokojony.

- Musimy poważnie porozmawiać. - Powiedziała, z niepokojem w głosie. W dłoni trzymała... test ciążowy.

Podeszłam do niej i ją przytuliłem. Wyglądała jakby miała zaraz się przewrócić.

- Jestem w ciąży. - Oznajmiła, łkając mi w koszulkę. - Będę miała dziecko. - Podniosła głowę. Była przerażona. Zresztą tak samo jak ja. - Rozumiesz! W moim brzuchu rozwija się jakaś żywa istota!

- Kendra. Spokojnie.

- Jak mogę być spokojna! - Znowu zaczęła płakać w moją klatkę piersiową. - Ja nie dam rady! Nie poradzę sobie!

- Kendro Sorenson. Spójrz na mnie. - Dziewczyna podniosła głowę. - Też się boję. Ale razem nam się uda.

- Tak. - Powiedziała cichutko, wtulając się we mnie.

Gdy już się uspokoiła, podniosłem jej głowę, żeby na mnie spojrzała.

- Wiesz... Chyba przydałoby się powiedzieć twoim dziadkom i rodzicom...

Znowu zbladła i właśnie miała zacząć histeryzować, ale dodałem szybko:

- Jak nie chcesz teraz, nie musisz. Możesz potem.

Westchnęła.

- Muszę powiedzieć. - Wydostała się z mojego uścisku i złapała mnie za rękę. - Chodź.

Zeszliśmy na dół. W kuchni byli dziadkowie (Sorensonowie), Seth i Vanessa. (Rodziców Ken i Setha w ogóle nie było w rezerwacie)

Gdy weszliśmy do kuchni, wszyscy na nas spojrzeli, możliwe że dlatego, że Kendra była strasznie blada i wyglądała jakby miała zemdleć.

(Pov Kendra)

Patrząc na swoje stopy, zaczęłam mówić.

- Bo chodzi o to... - Zacisnęłam dłoń Paprota mocniej. - Jestem w ciąży.

Vanessa pisnęła i przytuliła mnie.

- Gratulacje!

Uśmiechnęłam się delikatnie.

Dziadkowie też mi pogratulowali, ale Seth wpatrywał się we mnie z przerażeniem.

- To znaczy... Że robiłaś TO z Paprotem...? - Spytał niepewnie zaklinacz cieni.

- No raczej, a skąd indziej mogłabym wziąć dziecko?

- Kendro. - Van pokręciła głową z udawaną złością. - Nawet ja z Warrenem nie...

- Ja wiem, co ty z Warrenem robicie, więc się nie odzywaj. - Warknęłam na nią.

***

(Nie chce mi się opisywać tych 9 miesięcy wahań nastroju, kupowania ciuszków dla dzieci i innych takich, więc przejdźmy od razu do porodu, pov Paprot)

Udało się. Kendra urodziła dwójkę zdrowych dzieci. Chłopczyka i dziewczynkę.

Dzieci spały, a my obserwowaliśmy je w ciszy.

- Są takie słodkie! - Szepnąłem.

Wróżkokrewna przytaknęła.

Jedno z dzieci, dziewczynka, obudziła się i spojrzała na mnie.

- Ma oczy po tobie. - Stwierdziła Kendra. - Nadaje ci imię Lena.

- Nadaję ci imię? - Spytałem.

- Tak brzmi lepiej.

Teraz obudził się chłopczyk. Miał oczy jak Kendra.

Do sali wpadł Seth.

- Ja chce nazwać jedno dziecko! - Krzykną szeptem.

- Dziewczynka już nazwana.

Zaklinacz cieni podszedł do dzieci i uważnie przyjrzał się mojemu synowi.

- Ma tak samo brzydkie oczy jak Ken. - Stwierdził.

- Masz identyczne. - Przypomniałem mu.

- No to w takim razie, ma tak samo ładne jak ja. - Przyjrzał mu się jeszcze chwilę. - Będziesz Kacprem.

- Serio? A mogłam poprosić Van, żeby nadała mu imię...

- Mi się podoba. - Stwierdziłem.

Kendra spojrzała na mnie groźnie ale nic nie powiedziała.

Do środka weszła Eve.

- Seth, prosiłam cię, żebyś nie biegał po szpitalu! - Podeszła do nas i spojrzała ma dzieci. - Oh, na bogów, ale są słodziutkie!

Za nią weszła Van i reszta rodziny.

- Bosz, ale słodziaki! Warren, ja też chcę takie! - Oznajmił bliks.

- Nie ma sprawy.

Kendra zaśmiała się. Złapała mnie za rękę, a ja uśmiechnąłem się.

Był to dla mnie najszczęśliwszy dzień w życiu.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro