~4~
- Wyglądasz wspaniale. - Powiedział Paprot w stronę Kendry.
- Tak myślisz? - spytała patrząc na siebie w lustrze. Strój, który znalazła na swoim łóżku leżał na niej doskonale. I to ją przerażało.
Nie lubiła swojej sylwetki. Kendra nie była gruba, ale nie należała też do najchudszych osób. Raz spytała o to Vanessę.
Kobieta stwierdziła, że jej sylewtka jest idealna i gdyby założyła nieco ,,śmielsze" ubrania chłopcy by za nią ganiali. Ale dziewczyna tego nie chciała.
Miała Paprota i to jej wystarczało.
Oczywiście chłopak prezentował się w stroju perfekcyjnie. Przez kombinezon było widać jego umięśnioną sylwetkę, a szaro-biały strój podkreślał kolor jego włosów. Kendra na początku myślała, że będzie wyglądać jak blady trup, ale bardzo się pomyliła. Jak zwykle wyglądał i-d-e-a-l-n-i-e.
To już było wkurzające!
- Tak. Chodźby już zobaczyć akademię. - Pospieszył ją Paprot.
- Idę. - Kendra chwyciła jeszcze róg Paprota i do niego podbiegła. Gdy tylko wyszła z pokoju, Paprot zamknął drzwi.
Ruszyli korytarzem mijając nastolatków w różnych strojach. Niektórzy nie byli jeszcze nawet ubrani w kombinezony.
Kendra wyciągnęła z kieszeni telefon.
- Masz mapę w telefonie? - zdziwił się Paprot. - Myślałem, że znasz układ korytarzy na pamięć.
- Bo znam. - Upewniła go dziewczyna. - Po prostu lubię być przygotowana.
Paprot pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Co najpierw idziemy zobaczyć?
- Szczerze mówiąc miałam nadzieję na spotkanie naszej drużyny. - Westchnęła Kendra. - Chcę ich jak najszybciej poznać.
- Widziałaś listę osób w naszej drużynie?
- Niby na nią spojrzałam, ale nawet nie przeczytałam nawet jednego nazwiska. To chyba przez te nerwy. Dawno nie byłam gdzieś sama z nieznajomymi ludźmi. Szczerze mówiąc miałam plan, zaszyć się w pokoju i cz3ekać do jutra na pierwsze zajęcia.
Paprot zaśmiał się pod nosem i chwycił dłoń Kendry. Dziewczyna w głębi duszy cieszyła się z obecności chłopaka - miała przy sobie kogoś na kim mogla polegać.
- Ja czytałem listę. -Powiedział w końcu. - Wydaje mi się, ze wszyscy są w porządku.
- Oby.
- Mam wrażenie, ze coś przede mną ukrywasz. - Stwierdził Paprot.
Kendra milczała. Nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Nie chce o tym rozmawiać. - powiedziała po chwili.
- Czyli jednak miałem racje.
- Paprot proszę. - Powiedziała dziewczyna. - Nie mam ochoty o tym rozmawiać. Po prostu nie potrafię.
- Rozumiem. - Westchnął Paprot. - Obiecaj mi, że kiedy poczujesz się gotowa to mi powiesz. Okej?
Kendra kiwnęła głową.
- Wiesz co? Słyszałem, że mają tu wspaniałą bibliotekę. - Paprot zmienił temat rozmowy. - Pomyślałem, że może chcesz ją zobaczyć.
- Tak. - Kendra ochoczo się zgodziła. - Jak myślisz, mają tu stare książki? Podejrzewam, że tak. Może coś tu odkryje! Możliwe, że gdzieś tam są jakieś dzienniki pattona?
- Możliwe. - Poparł Paprot.
- Chodźmy! - Ucieszyła się dziewczyna i pobiegła na przód.
Odwróciła na chwilę głowę, żeby sprawdzić czy Paprot za nią biegnie i w kogoś wpadła. Najpierw zobaczyła jakąś przystojną twarz z brązowymi i niesfornymi lokami i palące spojrzenie zielonych oczu.
- Przepraszam! - Krzyknęła od razu wstając. - Strasznie mi przykro, nie zauważyłam Cię. Wszystko okej? - spytała podając rękę nieznajomemu.
- Tak. - Chłopak uśmiechnął się wstając. - Ty pewnie jesteś Kendra.
To zbiło ją z tropu. Czy znała tego chłopaka? Wydawało jej się, że widzi go pierwszy raz.
- Eee tak? A ty jesteś...?
- Tristan. Tristan Moor.
- Cześć Tristan. My się znamy?
- Nie. - Zaśmiał się chłopak. - Jeszcze nie. Za to teraz się już znamy , prawda? - Przekrzywił figlarnie głowę. - Jestem w naszej drużynie.
- A no to wszystko jasne. - Zaśmiała sie Kendra.
Dobiegł do nich Paprot.
- Gdzie zniknęłaś? - spytał. - Biegłaś przed siebie, a potem zniknęłaś mi z oczu.
- Przepraszam. - Dziewczyna uśmiechnęła się. - Paprot to jest Tristan, członek naszej drużyny. Tristan, to jest Paprot. - Przedstawiła.
- Miło mi cie poznać. - Powiedział Tristan wystawiając rękę przed siebie.
- Nawzajem. - Paprot uścisnął jego rękę. - Widzę, że jeszcze nie masz stroju.
- Nie. Dopiero przyjechałem, właśnie szukam swojego pokoju.
- Z kim dzielisz pokój?
- Z niejakim Alexem.
- To twój pokój znajduje się w prawym skrzydle. - Paprot wskazał ruchem dłoni kierunek. - Numer pokoju znajdziesz na drzwiach.
- Super. - Chłopak uśmiechnął się. - To do zobaczenia na jutrzejszych zajęciach. - Pomachał im i oddalił się w swoim kierunku.
- Wspaniały pierwszy dzień. - Kendra ukryła twarz w dłoniach. - Pierwszy członek drużyny, a ja wywaliłam się na niego na korytarzu. Strach pomyśleć co jeszcze zrobię.
- Hej nic się nie stało. - Paprot położył jej dłoń na ramieniu. - Po prostu na niego wpadłaś, to nic takiego.
Dziewczyna westchnęła i spojrzała na chłopaka.
- Dzięki. - Mruknęła.
- Idziemy do tej biblioteki?
Tym razem spokojnym tempem dotarli do wielkihc drzwi biblioteki. Znajdowały się w budynku głónym na pierwszym piętrze. Kendra kątem oka zobaczyła dziewczynę i chłopaka w wieku 18 lat, prowadzących małe na oko 3 letnie dziecko. To był mały chłopczyk.
Gdy tylko zobaczył Kendre pomachał do niej. Dziewczyna nie miała serca nie odwzajemnić tego gestu.
Paprot na ten widok uśmiechnął się i chwycił swoją współlokatorkę za rękę.
- Może kiedyś to my zostaniemy rodzicami? - wyszeptał cicho.
Kendra uśmiechnęła się do niego.
- Może. Zobaczymy co przyniesie czas. - Mocniej ścisnęła jego rękę i obydwoje w milczeniu przekroczyli drzwi biblioteki.
Na widok pomieszczenia Kendrze opadła szczęka. Biblioteka wyglądała jakby została wyjęta ze sredniowiecza. Regały z książkami sięgały do sufitu, a warto dodać, że sala była naprawdę ogromna.
Wróżkokrewna naliczyła już 38 wielkich regałów, a to był dopiero początek. Biblioteka była naprawdę ogromna, z lotu ptaka wyglądałaby jak wielki labirynt. Książek, dzienników, encyklopedi, histori i opowieści musiało tu być miliony!
- Ziemia do Kendry! - Paprot pomachał jej ręką przed oczami. - Jesteś z nami?
- Ja stąd nigdy nie wyjde. - Wydusiła jedynie rozglądając się. - Zamieszkam tu.
Paprot zdusił śmiech.
- W porządku, ale muszę cię poinformować, że Biblioteka zamyka się o 19, czyli za 3 godziny.
- 3 Godziny?! Tak mało?
- Niestety. - Pokiwał głową. - Chodźmy, rozejrzymy się.
Kendra i Paprot ruszyli w głąb biblioteki. Na podłodze narysowane były białe strzałki, pokazujące w którą stronę udać się do wyjścia. Czyli jednak ktoś kiedyś musiał sie tu zgubić.
Minęły ponad 2 godziny, a Kendra nie czuła zmęczenia. Odkryła rozmieszczenie książek.
Otóż od wejścia można było udać się w 5 stron. W prawo, w lewo i prosto. Oprócz tego były też dwie drogi między prawą stroną i środkiem, i między lewą stroną i środkiem. Im dalej się zagłębiało, tym starsze były książki.
Więc dlaczego biblioteka była labiryntem? Otóż wszystkie te drogi łączyły się co parę metrów.
- Biblioteka zostaje zamknięta za niecałą godzinę. - Usłyszeli w głośnikach jakiegoś mężczyznę.
- Chodź, pora się zbierać. - Powiedział do Kendry Paprot.
Kendra niechętnie ruszyła w stronę wyjścia.
- Możemy jeszcze podejść do bibliotekarza? - spytała i nie czekając na odpowiedź pobiegła w tamtą stronę.
Starszy pan siedział za ladą wielkiego biórka. WYglądał na około 60 lat.
- Dzień Dobry. - Przywitała się Kendra. - Nazywam się Kendra.
- Dzień Dobry. - Odparł miło staruszek. - Chciałabyś założyć kartę czytelniczą? Dzięki niej będziesz mogła wypożyczać książki z tej biblioteki.
- Z wielką przyjemnością. - Kendra uśmiechnęła się.
Starszy Pan otworzył swój notes, w momencie kiedy Paprot do niehc podszedł.
- Dzień Dobry.
- Dobry Wieczór młodzieńcze. Chciałbyś założyć kartkę czytelnika, jak ta Panna?
Paprot uśmiechnął się szeroko.
- Poproszę. I proszę nie mówić mi młodzieńcze, nie jestem taki młody. - Zaśmiał się. - Nazywam się Paprot.
- Oh ja się nie przedstawiłem. Nazywam się Rick. To najnpierw wpiszemy Panią. - Wskazał na Kendrę.
- Oczywiście. - Zgodziła się.
- Twoje pełne imię i nazwisko? - spytał Rick.
- Kendra Marie Sorenson. - Odparł Paprot szybciej niż sama Kendra.
Stary Rick uśmiechnął się szeroko, ale nie skomentował tego. Natomiast Kendra spiorunowała wzrokiem swojego chłopaka.
- Poziom grupy?
- Poziom trzeci. - Tym razem Kendra sama odpowiedziała.
- W porządku. Resztę twoich danych poszukam później na komputerze. Od teraz możesz pełnoprawnie wypożyczać książki z tej biblioteki.
Następnie Rick wpisał Paprota. Było dosyć ciężko, gdyż Paprot nie miał nazwiska, ale jakoś się udało.
- Dziękujemy Panu bardzo. - Podziękowała Kendra. - Będziemy się zbierać.
- Nie ma za co moja droga. Do widzenia.
Kendra i Paprot w dobrych nastrojach opuścili świątynie książek.
- Ten cały Rick wydaje się fajny, prawda?
- Zdecydowanie. - Powiedziała Kendra. - To miły staruszek.
- Co powiesz na jedzenie? - spytał Paprot. - Możesz uznać to za taką jakby mini randkę. - Dodał z głupim uśmiechem.
- Jak się z Ciebie Romeo zrobił. - Kendra przewróciła oczami, ale skierowała się w stronę kawiarenki. Kiedy weszli przez przeszklone drzwi, Kendra poczuła się bezpiecznie i ogarnął ją spokój.
Samo wnętrze było naprawdę przytulne. Ściany były koloru ciepłego różu oraz żółtego. Lada, przy której można było zamówić jedzenie była kolorowa i przeszklona, dzięki czemu można było zobaczyć pysznie wyglądające wypieki na półkach.
Kawiarenka była wielka, ale byla na tyle duża by pomieścić co najmniej 20 osób. Małe stoliki przy których można było coś zjeść, pouczyć się lub z kimś pogadać stały pod ścianami i w kątach. Przez okna wpadało przyjemne słoneczne światło, a sufit (na którym wisiały kolorowe lampki) był pokryty bluszczem. Całe to miejsce wydawało się zaciszne, spokojne i na swój sposób urocze.
- Ślicznie. - Wyszeptała Kendra.
- Mi też się podoba. - Odparł z uśmiechem Paprot.
Trzymając się za ręce podeszli do lady, za którą stał jakiś młody mężczyzna.
Miał czarne włosy opadające na czoło, oraz tak samo ciemne oczy. Miał wyraźne kości policzkowe i duże usta.
Kendra podejrzewała, że nie jedna dziewczyna się za nim ogląda.
- Dobry Wieczór. - Powiedziała nieśmiało.
- Dobry Wieczór! - Zawołał wesoło. Po tonie, brzmieniu oraz wyrazie twarzy, Kendra poznała, że mężczyzna naprawdę był taki wesoły. - Podejrzewam, że jesteście nowi! Zatem witajcie w naszych skromnych progach, a raczej drzwiach. - Zaśmiał się.
Paprot uśmiechnął się szeroko. Ten chłopak przypadł mu do gustu, ale widział jak Kendra na niego patrzyła. Oczywiście nie miał żadnego problemu ze znajomymi, przyjaciółmi oraz osobami z którymi Kendra lubiła przebywać, Ba! Nawet nie śmiał się w to wtrącać, ale widział tego chłopaka pierwszy raz na oczy, tak jak dziewczyna.
- Jestem Paprot, a to moja dziewczyna Kendra. - Przedstawił siebie, oraz Kendrę. - Jak już zauważyłeś jesteśmy nowi, opowiesz nam coś o tym miejscu? Niestety nie spotkaliśmy żadnego przewodnika.
Mężczyzna roześmiał się wraz z Paprotem.
- Oczywiście, gdzie moje maniery. Mówcie mi Marco. Pracuje w tej kawiarence od około 3 lat, i znam te akademię całkiem dobrze.
- Jesteś uczniem? - Spytala Kendra.
- Ja? Nie! - Marco zachichotał. - Mam już 25, jestem odrobinę za stary.
- Naprawdę? Wyglądasz na maksimum 19.
- Dziękuje za komplement. - Marco wyprostował się. - Przede wszystkim musicie wiedzieć coś o tej kawiarence o i mnie.
Paprot i Kendra mocno zaciekawieni słuchali Marco.
- Po pierwsze, ta kawiarenka to miejsce w którym możecie wyluzować się, pouczyć się, zjeść coś smacznego, albo umówić z kimś na randkę. - Tu puścił oczko do zażenowanej pary. - Ja sam lubie od czasu do czasu przepowiadać przyszłość. Całkiem nieźle mi to wychodzi.
- Serio? - Zdziwiła się Kendra.
- Tak. Potrafie też wyczytać intencje oraz charakter ludzi, oczywiście nie tak dobrze jak jednorożce albo inne istoty magiczne. W porównaniu z nimi Jestem amatorem, ale uczę się.
- Jak to robisz? - zdziwil się Paprot.
- Nie wszystkim o tym mówię, więc proszę nie rozpowiadajcie tego. Moi biologiczni rodzice byli ludźmi, ale zaraz po moich narodzinach zostawili mnie. - Tu Marco się wzdrygnął. - Znalazła mnie pewna czarodziejka, która mnie wychowała. Uczyła mnie magi i jakimś cudem coś tam potrafię zrobić.
- To jacy jesteśmy? - Paprot uśmiechnął się do Marco.
- Macie wspólną aurę. - Marco uśmiechnął się. - To znaczy że bardzo się lubicie.
Paprot mocno ścisnął rękę Kendry i uśmiechnął się do niej.
- Po za tym wasza aura jest czysta, wyraźna i piękna. Jesteście moimi pierwszymi klientami, wiecie? Zazwyczaj pierwszego dnia nikt nie przychodzi do tej kawiarenki. Większość woli raczej odwiedzić siłownię, bibliotekę albo stołówkę. Niestety nie wiedzą, że pierwszego dnia wszystko jest darmowe. - Marco rozłożył ręce.
- Ale nam się trafiło. - Kendra uśmiechnęła się.
- Jeśli chcecie możecie usiąść przy jakimś stoliku, zaraz podam wam coś smacznego.
- Tak po prostu? Beż zamówienia? - Zdziwiła się Kendra.
- Ta kawiarenka słynie właśnie z tego, że tu nie kontrolujesz tego co dostaniesz. Musicie zdać się na moją intuicję, a mam ja całkiem dobrą. Chyba, że nie chcecie skorzystać z mojego daru to....
- Nie. - Przerwał mu Paprot. - Zaufamy Ci i zobaczymy co tam zrobisz.
Marco uśmiechnął się że szczęścia.
- Rzadko trafiają się tacy ludzie. Chwila, macie na coś alergię albo uczulenie?
- Ja nie, a Ty Ken?
- Też nie. - Dziewczyna umosehcnlea się.
- To zabieram się do roboty!
Paprot pociągnął Kendre do stolika w kącie. Wydawał mu się uroczy i w stylu Kendry.
Przy stoliczku znajdowała się ławka ala sofa, a sam stolik był okryty obrusem.
Na stoliku stała paląca się świeczka oraz wazon pełen kwiatów. Wokół tego miejsca rósł bluszcz, a w niektórych miejscach wyrosły nawet kolorowe kwiaty. Nad stoliczkiem powieszony był czerwony koc, przybity gwoździami do ściany, dając całemu miejscu trochę prywatności oraz tajemniczości.
Kendra oraz chłopak usiedli.
- Podoba mi się to miejsce. Jest takie...
- Magiczne? - Podsunął Paprot.
- Dokładnie. - Kendra rozejrzała się dookoła. - Coś mi się wydaje, że jednak znajdę tu swoje miejsce.
- Tu jest Twoje miejsce. - Paprot położył swoją dłoń na dłoni dziewczynki. - I zawsze będzie.
- Dziękuje. - Wyszeptała. - Wiesz, że bardzo Cię kocham?
- Wiem. Ja też Cię kocham.
- GOTOWE! - Zawołał zadowolony z siebie Marco podchodząc do stolika. Spojrzał uważnie na parę. - W niczym nie przeszkodziłem prawda?
- Em... nie. - Odparła szybko Kendra cofając swoją dłoń.
- Okej, więc życzę smacznego. - Marco położył tackę na stole. Oczom pary ukazały się dwa kawałki ciasta oraz dwa kubki jakiejś substancji. - Dajcie znać jak wam smakowało.
Kendra i Paprot podziękowali, i Marco odszedł na tyły kawiarni, gdzie można było przebywać tylko personelowi.
Dziewczyna wzięła jeden kawałek ciasta i go spróbowała. Było przepyszne! Czuła jak płynna czekolada rozpuszcza się na jej języku, a miękkie i puszyste ciasto było idealne. Po za tym czuła malutkie kawałki owoców leśnych oraz smak, którego nie mogła rozpoznać.
- Ale dobre. - Powiedział Paprot z uznaniem.
- Co ty na to, żeby to było nasze ciasto? - Zapytała nagle Kendra.
- Ten pomysł też jest dobry.
Dziewczyna uśmiechnęła się I dokoczyla swój kawałek. Spojrzała na Paprota, któremu została jeszcze co najmniej połowa.
Chłopak złapał jej spojrzenie. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym uśmiechnięty chłopak cicho westchnął kręcąc z niedowierzaniem głową.
Przekroil swój kawałek na pół i oddał jedna część Kendrze.
- Kocham Cię. - Powiedziala do niego.
Kiedy obydwoje zjedli posiłek, dochodziła godzina 20. Postanowili już się zbierać i pójść do swojego pokoju, ponieważ o 21 zaczynała się cisza nocna i nie wolno było wychodzić z pokoi.
Wstali od stolika i pozbierali swoje rzeczy. Paprot zebrał talerze, natomiast Kendra chwyciła ich napoje.
Zawołali Marco i pochwalili jego wypiek.
- To ciasto było pyszne.
- Dziękuje, mam nadzieję że się jeszcze zobaczymy.
- No pewnie! - Odparła Kendra.
Odwróciła się i już miała wyjścia kiedy na kogoś wpadła. ZNOWU.
Niestety tym razem trzymała w dłoni różowe smoothie, które rozlało się po stroju Kendry i osoby na którą wpadla.
- Oh! Bardzo przepraszam, ja...
- Zejdź. Mi. Z. Oczu. - Odparł nieznajomy.
- Ale... - Kendra spojrzała w górę na twarz nieznajomego. To nie był żaden chłopak. To był dorosły mężczyzna, wyglądający na bardzo, bardzo poważnego.
Uniósł głowę wysoko, odwrócił się napięcie i wyszedl z kawiarenki.
- Chyba przez przypadek wygoni jednego z twoich klientów. - Powiedziała Kendra odwracając się do chłopaków.
Marco i Paprot byli bladzi.
- coś nie tak? - Spytała.
- Masz ogromnego pecha. - Powiedział do niej Marco. - Gorzej trafić nie mogłaś...
- To był ktoś ważny? - Przestraszyła się.
- To był Edmund. Pan Edmunt. - Powiedział cicho Paprot.
- Czyli?
- Czyli najważniejszy nauczyciel w całej szkole! Jak u niego nie zdasz, możesz stracić nawet członkostwo Rycerza Świtu! - Wykrzyczał Marco.
Kendra poczuła jak jej żołądek podchodzi jej do gardła. Wspaniale.
- Będzie dobrze. - Pocieszył ją Paprot. - Jestem pewien że zaraz zapomni...
- Że jakaś nowa, nieogarnięta niezdara wylała na niego różowe smoothie?! Coś mi się nie wydaje! - Kendra była załamana.
- Hej, nie płacz. -Paprot chciał ją objąć.
- Ubrudzisz się. - Powiedziała odsuwając się.
- Mam to gdzieś. - Mocno ją przytulił. - Chodź do pokoju, umyjesz się i prześpisz. Zobaczysz jutro wszystko będzie dobrze.
Kendra po prostu kiwnęła głową, pożegnała z Marco i dała się prowadzić Paprotowi.
Pierwszy dzień okazał się klapą. Ciekawe co u Setha?
Maybe tego aż tak nie schrzaniłam, aczkolwiek nie jestem tego taka pewna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro