~ 9. Słyszysz mnie? ~
Pov.Paprot.
Czasami zastanawiałem się dlaczego ja czasami nie myślę. Teraz też powinienem się nad tym zastanowić.
Wykradać dziewczynę z domu o północy i zabierać na ,,randkę" nad stawem to jedno.
Natomiast jeśli ta dziewczyna jest pod wpływem trucizny elfów, ta ,,randka" polega na odnalezieniu jej brata w ogromnym, pełnym niebezpieczeństw rezerwacie to zmienia postać rzeczy.
- Kendra! - Krzyknąłem i natychmiast do niej doskoczyłem. - Halo słyszysz mnie? - czułem że jestem na granicy.
W tym momencie łódka przechyliła się i straciłem równowagę. Wywaliłem się na kolana a Kendra bezwładnie na ziemię.
Chciałem krzyknąć w stronę najad, że natychmiast przestały, ale w tym momencie dziewczyna zamrugała.
- Paprocie? - Wyszeptała cicho.
- Spokojnie, jestem tu. - Odparłem szybko. Jedną ręką trzymałem się łódki, a drugą pomagałem usiąść Kendrze.
W tym momencie najady uderzyły w łódkę dwa razy mocniej.
Gdyby w łódce nikogo nie było najprawdopodobniej nic by się nie stało. Niestety w pojeździe siedziałem ja z Kendrą, więc staliśmy się zwykłym obciążeniem, przez które łódka obróciła się do góry dnem.
Pov.Kendra
Nic nie pamiętałam, ani nie widziałam.
Czułam jedynie mocny wstrząs a następnie zalewającą mnie fale zimnej wody. Później wspomnienia zamazują się.
Pamiętałam że chwyciły mnie trzy pary oślizgłych i lodowatych rąk, ciągnąc w dół. A może w górę? Nie miałam pojęcia. Dopiero po chwili zrozumiałam co się dzieje. A dokładniej wtedy, kiedy poczułam że moje płuca potrzebują powietrza.
To musiały być najady! Musiały jakimś cudem przechylić łódkę, dlatego wpadłam do wody!
Zaczęłam się szarpać, co w wodzie było trudne. Najady mocno trzymały moje ręce i nogi, tak żebym nie mogła się wyrwać. Czułam że to koniec. Że zaraz się utopię, i stanę się kolejną bezwartościową rzeczą w ich podwodnej kolekcji.
Mój bandaż na ręce był cały mokry, a ja czułam jak moje rany szczypią.
Oczy miałam szeroko otwarte. Widziałam jeszcze słaby blask księżyca, co oznaczało że nie byłam aż tak głęboko.
Czułam, że jeśli w tym momencie nie zaczerpnę powietrza będzie po mnie. Nie panowałam nad swoim ciałem. Moje usta i nos jednocześnie chciały wziąć głęboki wdech, a ja nad nimi nie panowałam.
Wbrew sobie zaczęłam się trząść. Czułam wodę w nosie i w ustach. Krztusiłam się. Chciałam żeby to się skończyło. Płuca tak bardzo mnie paliły. Oczy tak bardzo mnie szczypały. Tak bardzo miałam dość wody!
Moje oczy się powoli zamykały. Moje ciało i umysł uspokoiły się. Przestałam się szarpać. Wszystko nagle stało się tak odległe...
Moją ciszę przerwał krzyk. Nie mój krzyk. Tak więc czyj? Jednej z najad? A może nikt nie krzyczał, a ja już nie żyłam?
Później szło szybko - jak we śnie.
Najady puściły mnie, i chyba gdzieś odpłynęły. Ja poczułam jak czyjeś ręce łapią mnie i ciągną w górę.
Następnie zapadła ciemność i cisza.
Otworzyłam oczy na urywek sekundy. Byłam już na powierzchni. Dalej znajdowałam się w wodzie, ale na powietrzu. Słyszałam odległe krzyki.
Wszystko widziałam rozmazane. W oczy rzuciła mi się platyna i srebro. Potem fala wody zalała moją twarz, a mi urwał się film.
***
Pov.Seth.
Świecący punkcik stawał się coraz większy gdy się zbliżałem. Zmrużyłem oczy próbując dostrzec co to jest.
Do mojego nosa dotarł zapach spalenizny.
Otworzyłem szerzej oczy. Już wiedziałem czym jest owy tajemniczy punkcik.
To był pożar.
Ogromny pożar, który wydawał się z daleka mały.
Przyspieszyłem. W końcu mogłem dokładnie dostrzec zarysy palących się drzew. Słyszałem krzyki i wrzaski.
Oczywiście! W Baśnioborze mieszkały najróżniejsze istoty, które żyły w tym lesie! Zanurkowałem w dół widząc gromadkę driad i satyrów.
Gdy zbliżyłem się dostatecznie nisko zobaczyłem Nowela i Verla. Kiedy mnie zobaczyli zaczęli machać w moją stronę.
- Seth! Seth tutaj!
Gładko wylądowałem na ziemi obok przyjaciół.
- Nowel, Verl! Co tu się dzieje?
- Ktoś podpalił jedno drzewo, a potem szybko poszło. Pali się od dobrych 20 minut - Nowel zamachnął się ręką.
W mojej głowie pojawiła się nowa teoria. A jeśli osoba, która otruła Kendrę właśnie podpaliła las?
- Pomocy! Błagam pomocy! Niech mi ktoś pomoże, błagam! - Jakaś zrozpaczona driada do mnie podbiegła. Rozpoznałem w niej Librę, dziewczynę Dorena. - Błagam cię pomóż mi!
- Libra spokojnie! Co się stało?
- Doren! Doren został tam w lesie! - wskazała płonące drzewa. - Pobiegł ratować jakiegoś małego satyra i nie wraca! - Widziałem że jest przerażona.
- Seth nie rób nic głupiego...- zaczął Nowel ale go zignorowałem.
Nie będę tu bezczynnie stać, jeśli mogę coś zrobić. A Doren był moim przyjacielem.
Rozłożyłem skrzydła i wleciałem w pożar. Do moich płuc dostał się drażniący zapach spalonych drzew i roślin.
- Doren! Doren?! - przekrzykiwałem pożar. W tym momencie jedno z drzew złamało się i gdyby nie mój refleks, przygniotło by mnie.
Leciałem dalej, w głąb pożaru. Nasłuchiwałem. Musiałem coś usłyszeć, Doren lubił być głośno. Tak jak podejrzewałem po chwili usłyszałem krzyki i płacz. Poleciałem w tamtą stronę i zobaczyłem małego satyra przygniecionego średnim drzewem oraz Dorena starającego się mu pomóc.
- Doren! - zawołałem. Byłem szczęśliwy, że jest cały.
Satyr podniósł głowę i zaczął krzyczeć i machać w moją stronę. Wylądowałem przy nim.
- Doren, natychmiast stąd wiej! Ja go wyciągnę. - Wskazałem dłonią na małego.
Satyr nieznacznie kiwnął głową i odbiegł w stronę bezpiecznego miejsca.
Ja natomiast skupiłem się na dzieciaku. Chwyciłem go pod pachy i z całej siły pociągnąłem w moją stronę.
- Nieźle utknąłeś, wiesz? - Spytałem pod nosem.
Mały satyr zaczął płakać. Wspaniale.
- Zostaw mnie tutaj... - wychlipał. - Ratuj się! Albo nie! Chce żyć!
- Dobra młody jak masz na imię? - spytałem cały czas próbując go uwolnić. Musiałem go jednak uspokoić.
- Wierzchosław. - Odparł.
- Okej, zostaniemy przy młodym.
Zobaczyłem że drzewo przy nas jest bliskie zawaleniu.
Nerwy powoli mi puszczały. Musiałem go wyciągnąć! Wiechosław czy jak mu tam było, nie umrze dziś. O nie.
Skupiłem się na drzewie przygniatającym jego małe kopytka. Czułem jak przez moje ciało przebiega tajemnicza siła i moc. Skupiłem się na spróchniałym drzewie. W jakiś sposób czułem, że mi się uda. Zaczęło boleć mnie całe ciało. Tajemnicza energia zwiększała się coraz bardziej.
Wrzasnąłem i w tym momencie drzewo, które przygniatało młodego odleciało 7 metrów dalej.
Nim zdążyłem mrugnąć czy choćby pomyśleć porwałem młodego i wzbiłem się w powietrze. Leciałem obok palących się drzew, spadających gałęzi i wielkiego chaosu. Kiedy zobaczyłem moich przyjaciół poczułem ulgę. Uda się. Na pewno się uda.
Wyleciałem z pożaru w ostatnim momencie, gdyż drzewa zaczęły się walić uniemożliwiając jakąkolwiek ucieczkę.
Ciężko wylądowałem. W ramionach trzymałem młodego.
- Mama! - krzyknął młody w stronę jakiejś driady.
- Wrzesiu! Mój synku! - zawołała jakaś rozhisteryzowana driada. Jak można było tak kogoś nazwać?
Pobiegła do mnie, wyrwała mi młodego z ramion i przytuliła do siebie.
- Dziękuje! - krzyknęła w moją stronę.
- Nie ma za co. - Odparłem rozglądając się na wszystkie strony.
Kiedy dosięgnąłem wzrokiem Dorena i Libre uspokoiłem się.
Wziąłem wdech i wzbiłem się w powietrze żeby być widocznym dla wszystkich.
- Hej! Słuchajcie mnie! - wrzasnąłem na całe gardło. Wszyscy na mnie spojrzeli. - Wiem, że ja jestem tylko człowiekiem, a wy jesteście magicznymi istotami i u was panują inne zasady, ale nasz dom płonie. Trzeba jak najszybciej ugasić ten pożar, zanim się rozprzestrzeni! Każdy musi coś zrobić!
Niektórzy pokiwali głowami, a inni przybrali obrażone i zniechęcone miny.
- Musimy się podzielić! Najszybsze driady pobiegną w las i ostrzegą wszystkie istoty, że Baśniobór płonie. Matki z dziećmi* przeczekają pożar, nad stawem przy Kapliczce Królowej Wróżek. Wróżki i satyrowie postarają się usunąć z drogi pożaru jak najwięcej łatwopalnych rzeczy, żeby spowolnić rozprzestrzenianie się ognia. Centaurowie mają pomagać satyrom i wróżkom, i zadbać o bezpieczeństwo reszty stworzeń. - Szybko rozdzieliłem zadania.
Wszyscy szybko zaczęli się ogarniać, i wykonywać przydzielone im zadania. Wziąłem wdech i już miałem odlecieć, gdy jakaś wróżka fuknęła z niezadowoleniem.
- My ciężko pracujemy, a ty chcesz sobie gdzieś lecieć? - oburzyła się.
- Lecę po pomoc. - Odparłem szybko. - Sami nie damy rady ugasić tego pożaru.
Wróżka kiwnęła nieznacznie głową i odleciała. Westchnąłem. Dlaczego wszystko musi się tak komplikować?!
Leciałem jak najszybciej potrafiłem. W powietrzu wszystko wydawało się takie proste. Świat był wtedy taki malutki. Przeleciałem nad stawem najad i zatrzymałem się. Zobaczyłem łódkę, na której siedział... Paprot razem z Kendrą? Co oni robią na jeziorze o tak późnej porze?
Dostrzegłem że Paprot patrzy w niebo i je obserwuje. Całkiem możliwe że szuka właśnie mnie. Boże jaki ja jestem głupi! Jak mogłem tak wybiec z domu? Kendra pewnie umierała ze strachu!
Już miałem do nich zawołać, pomachać, zrobić cokolwiek byleby wiedzieli że ze mną wszystko w porządku, kiedy nagle stracili równowagę i wpadli do wody. Nawet z takiej wysokości widziałem, że to sprawka najad.
Nie stracę siostry.
Niewiele myśląc zapikowałem w dół. Staw zbliżał się nieubłaganie, a ja wciąż nie zwalniałem. Kiedy byłem wystarczająco blisko, schowałem się między skrzydła i wpadłem do wody niczym pocisk. Zanim najady zdążyły zorientować się co się dzieje, chwyciłem kogoś za rękę i pociągnąłem do góry. Myślałem że to Kendra, ale osobą którą uratowałem okazał się Paprot.
- Seth! - Zawołał zdezorientowany. - Zaraz, gdzie jest Kendra? Dziewczyny! W tym momencie dajcie sobie spokój, nie pogarszajcie swojej sytuacji!
Zanim zdążyłem odpowiedzieć zniknął pod taflą wody.
Popłynąłem w stronę brzegu i położyłem się na trawie. Byłem zmęczony, ale nie mogłem tracić czasu. Byłem pewny, że najady nie zrobią nic Paprotowi i Kendrze.
- Hugo! - Wrzasnąłem na całe gardło. Byłem pewny że za parę minut golem się pojawi.
W tym samym czasie Paprot wypłynął na powierzchnię z Kendrą w ramionach. Podpłynął do brzegu i podał mi moją nieprzytomną siostrę. Natychmiast ją przejąłem i położyłem obok siebie.
- Halo! Kendra słyszysz mnie? Kendra!
Paprot znalazł się obok mnie i chwycił Kendrę. Przełożył dziewczynę przez kolano i poklepał po plecach. Po chwili zaczęła kaszleć i wypluwać wodę.
- Kendra słyszysz mnie? - spytał Paprot.
- Co... co się dzieje? - Cofnęła się zażenowana.
- Wpadliście do wody. - Wyjaśniłem.
- Seth! - Siostra rzuciła mi się na szyje. - Ty skończony idioto , jesteś największym debilem jakiego znam i zachowujesz się jak kretyn!
- Też Cię kocham. - Uśmiechnąłem się do niej.
Poczuliśmy że ziemia się trzęsie.
- Hugo się zbliża. - Powiedziałem.
- Dzięki za ratunek, Seth. - Uśmiechnąłem się do Paprota.
- Nie ma za co.
- Chłopaki... - Zaczęła moja siostra.
- Czekaj Kendra. Jak wy się tu w ogóle znaleźliście? - spytałem.
- Poszliśmy cię szuk...
- Chłopaki! - Przerwała nam Kendra i ze strachem wskazała na las.
Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem zamaskowaną postać siedzącą na gałęzi, uważnie nas obserwując.
*nie wiedziałam czy u magicznych stworzeń są dzieci. Np. driady czy hamadriady rodzą się od razu dorosłe, ale nie miałam pojęcia czy satyrowie lub wróżki też rodzą się dorośli, dlatego przyjęłam, że są oni dziećmi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro