~ 8. MUSIMY coś zrobić! ~
Pov.Seth.
Trzy samochody były już zapakowane. W pierwszym miałem jechać ja, Kendra, Mama i Tata. W drugim miał jechać Warren z Vanessą i Tanu. W trzecim Paprot z bronią.
Mieliśmy wyjechać z samego rana, więc Warren, Tata i Paprot poszli spać by być wyspanym na długą drogę. W końcu to oni mieli prowadzić.
Nie to jednak zawracało mi głowę.
Dorośli nie chcieli zdradzać szczegółów swojej rozmowy. Byłem niemal pewny że nie mają pojęcia ani pomysłu kto mógłby otruć Kendrę, jednak skutecznie omijali ten temat przy kolacji.
- Widzę że coś ukrywacie! - wkurzałem się.
- Seth nawet jeśli, to nie jest twój interes i gwarantuje Ci że wszystko mamy pod kontrolą . - Odparł mój dziadek nakładając sobie trochę ketchupu na tosty.
W tym momencie puściły mi nerwy.
- Do jasnej cholery nic nie macie pod kontrolą! Gdybyście wszyscy ogarniali sytuacje, Kendra nigdy by się nie pocięła! Przestańcie traktować mnie jak małe dziecko! Mam 14 lat a dokonałem w swoim życiu więcej od was wszystkich! Jeżeli nie chcecie powiedzieć mi kto otruł moją siostrę to sam się dowiem, rozumiecie?!
- Seth zwróć uwagę na swój ton i słownictwo. - Ostrzegł mnie mój dziadek zaciskając zęby.
- Tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć kiedy twoja własna wnuczka umiera?!
Kendra wstała i podniosła ręce w stronę dziadka.
- Dziadku może się uspokoimy i...
- Nie. Seth w tym momencie przekroczył granicę. - Warknął wstając.
- Nie obchodzi mnie żadna granica, rozumiesz?! Od zawsze traktowałeś mnie jak zwykłe, małe, głupie, pieprzone dziecko! Wiesz ile przeżyłem?! Wiesz co musiałem zrobić żeby przeżyć?! Wiesz ile poświęciłem?! - Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. - DO JASNEJ CHOLERY WIESZ ILE STRACIŁEM?!
Patrzyłem na dziadka. Łzy napływały mi do oczu, ale nie mogłem przestać. Krew buzowała mi w żyłach. Przez chwilę miałem wrażenie jakbym był w stanie zniszczyć cały wszechświat. Z przerażeniem wziąłem wdech. Poczułem jak tajemnicza siła mnie opuszcza.
- Nie wiesz. - Wyszeptałem. - Nie masz bladego pojęcia przez co przeszedłem i nie masz prawa traktować mnie jak zwykłego 14-letniego chłopaka! Nie jestem już przerażonym, niepewnym, nieświadomym, głupim i bezbronnym 11-letnim chłopcem, który przyjechał na wakacje do dziadków. On odszedł i już nigdy nie wróci, rozumiesz? Jego już nie ma. A jeżeli nie potrafisz się do tego przyzwyczaić, to nie mamy o czym rozmawiać. - Mówiąc to rozłożyłem swoje platynowe skrzydła, odwróciłem się plecami do wszystkich i wyszedłem z domu. Nikt mnie nie zatrzymywał.
Wzbiłem się w zimne i ciemne niebo. Szybowałem ponad drzewami rezerwatu i szukałem jakiegoś podejrzanego miejsca lub osoby, MUSIAŁEM się czegoś dowiedzieć. Nie byłem już nic nieznaczącym chłopcem.
Nagle zobaczyłem jasny punkcik na horyzoncie. Zmrużyłem oczy próbując dostrzec coś więcej. Rozłożyłem skrzydła i poleciałem razem z wiatrem w stronę tajemniczego zjawiska.
***
Pov.Paprot.
Wlepiałem wzrok w sufit swojego pokoju w Krainie Wróżek. Próbowałem zasnąć. Jutro miałem pojechać na misję i musiałem być wyspany. Jednak nie mogłem zasnąć, dręczyły mnie złe przeczucia. Nie miałem pojęcia o co chodzi, ale czułem że to coś związanego z Kendrą.
Nie, Paprot idź spać. Jej rodzina jest przy niej, nie musisz się martwić.
Kogo ja oszukuje? Oczywiście że muszę.
Zerwałem się z łóżka i wybiegłem z pokoju. Kiedy wyszedłem na świeże powietrze, zapragnąłem przenieść się do Baśnioboru. Po chwili poczułem znajome uczucie szarpnięcia i znalazłem się przy Kapliczce w rezerwacie.
- Celeste, Olei!- Zawołałem mając nadzieję że najady mnie usłyszą. Kiedy zobaczyłem dwie postacie uśmiechnąłem się. - Witajcie moje śliczne. Jestem pewien że takie wspaniałe i ambitne dziewczęta jak wy macie wiele ważnych zadań, ale mam nadzieję że znajdziecie chwilę czasu na przewiezienie mnie na brzeg. - Uśmiechnąłem się do nich.
Celeste i Olei natychmiast przyciągnęły w moją stronę łódkę i spokojnie przepłynęły przez jezioro ciągnąc łódź ze mną. Po drodze flirtowały ze mną i nawet nie starały się ukryć swojego uwielbienia do mnie.
- Dziękuje wam dziewczęta. - Posłałem im uśmiech gdy stanąłem na brzegu.
- Nie ma za co, Paprocie. - Odezwała się Olei kręcąc włosami.
- Mamy nadzieję że znajdziesz dla nas chwilę czasu i popływasz z nami. - Zaproponowała Celeste.
- To bardzo miła propozycja, Celeste i jestem pewien, że gdy znajdę chwilę popływam z wami. - Mówiąc to odwróciłem się i odszedłem.
Wciąż dręczyła mnie myśl że o czymś zapomniałem. No cóż trudno.
Kiedy znalazłem się poza polem ich widzenia, puściłem się biegiem. Chciałem upewnić się że z Kendrą wszystko w porządku. Po chwili biegu zobaczyłem dom Sorensonów. Ulżyło mi i zwolniłem.
Przekroczyłem granicę ogrodu i stanąłem pod oknem pokoju Kendry i Setha. Chwyciłem mały kamyczek i rzuciłem nim w framugę okna. Odczekałem chwilę po czym rzuciłem drugim kamyczkiem. W tym momencie w pokoju zapaliło się światło. Ktoś otworzył okno i wychylił się.
- Kendra! - Krzyknąłem ściszonym głosem machając do niej.
- Paprot? Co Ty tu robisz? - Uśmiechnęła się, a ja zauważyłem na jej policzkach ślady łez. Od razu się zaniepokoiłem.
- Mogę wejść? - Zapytałem wciąż szeptem. Często przychodziłem nocami pod okno Kendry. Była to taka nasza mała tajemnica. I Setha jeśli jeszcze wtedy nie spał.
- Jasne, otworzę Ci drzwi.
Kendra zamknęła okno, a ja ruszyłem w stronę wejścia. Gdy tylko pod nim stanąłem, dziewczyna otworzyła mi drzwi.
- Cześć. - Przywitałem się.
- Cześć Paprot. - Zamknęła za mną drzwi. - Co Ty tu robisz? Miałeś spać.
- Nie mogłem zasnąć i musiałem się z Tobą zobaczyć.
- Nie powinno cię tu być. - Wyszeptała.
- Ale jestem. Słabo wyglądasz, wszystko dobrze?
- Nie. Seth uciekł. - Kendrze zaczęła się trząść.Minęła chwila zanim dotarł do mnie sens jej słów.
Przytuliłem ją. Doskonale wiedziałem, że jest w stanie oddać życie za swojego brata i bardzo go kocha.
- Hej, wszystko będzie dobrze. - Zacząłem. - Znasz Setha, na pewno jest teraz w jakimś bezpiecznym miejscu i zaraz wróci.
- Nie. Nie rozumiesz. Seth strasznie pokłócił się z dziadkiem i odleciał. Boje się o niego Paprocie. Strasznie. - Wyznała.
Przez moją głowę przebiegło setki myśli. Seth był 14-letnim odważnym chłopakiem. Przeżywa teraz okres dojrzewania i ma wiele przeżyć z przeszłości. Jeśli wybuchł podczas kłótni z własnym dziadkiem, to nie byłem już taki pewny czy jest bezpieczny.
- Pójdę go poszukać. - Postanowiłem cofając się.
- Idę z Tobą. - Stwierdziła poważnie moja dziewczyna.
Spojrzałem na nią.
- No chyba żartujesz. - Prychnąłem. - Jesteś aktualnie pod wpływem trucizny, w lesie jest niebezpieczna osoba, jesteś zmęczona i dodatkowo jesteś w piżamie.
Kendra spojrzała na mnie bojowym wzrokiem.
- Przypominam Ci, że ta osoba w lesie może zaatakować także Ciebie. - Wskazała na mnie oskarżycielsko palcem. - Ty już dawno powinieneś spać bo jutro prowadzisz samochód przez kilka godzin. I ty też jesteś w piżamie!
Spojrzałem na siebie i dopiero teraz zrozumiałem o czym zapomniałem. Zapomniałem się ubrać. Wspaniale.
- Jestem od Ciebie starszy. - Powiedziałem. Mimo że nie byłem już jednorożcem, w przeliczeniu na ludzkie lata byłem o rok starszy od Kendry.
Nie powinienem używać tego argumentu. Już widziałem że moja dziewczyna jest gotowa na kłótnie. I ma zamiar ją wygrać.
- Przypomnieć Ci kto z nas trafił trzy razy do więzienia? - Uśmiechnęła się triumfalnie. - I kto kogo ratował?
- Ale... - starałem znaleźć jakiś argument. Na próżno.
- Idę z Tobą, albo sama. - Tupnęła nogą.
Przewróciłem oczami. Jeśli Kendra się na coś uprze, to nikt jej od tego nie odciągnie.
- A twoja rodzina? Co będzie jak dowie się że zniknęłaś? - Założyłem ręce na klatce piersiowej patrząc jak Kendra ubiera buty.
- Idziemy. - Postanowiła twardo.
Obydwoje wyszliśmy zamykając za sobą drzwi. Ruszyliśmy w stronę lasu rozglądając się dookoła.
W pewnym momencie Kendra zaczęła wołać brata.
- Seth! Seth gdzie jesteś?! Seth!
Zatkałem jej usta swoją ręką.
- Zwariowałaś? A jak ktoś inny nas usłyszy?!
- Musze znaleźć mojego brata! - Krzyknęła ściągając moją rękę z jej buzi.
- Znajdziemy go. - Uspokoiłem ją. - Bez krzyczenia i zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi.
Dziewczyna nieco uspokoiła się i rozglądała po niebie. Niewiele było widać przez gałęzie drzew. W pewnym momencie usłyszałem trzask gałęzi.
Natychmiast odwróciłem się w stronę dźwięku, jednocześnie zakrywając Kendrę własnym ciałem. Wpatrywałem się w ciemny las.
Czułem chłodny wiatr na mojej skórze. Czułem szybki oddech Kendry, musiała się przestraszyć. Ja też się trochę bałem.
- Jest tam ktoś? - zawołałem w końcu.
Cisza.
- Seth to ty?
Znowu cisza.
- Seth to nie jest śmieszne!
Zero odpowiedzi.
- Może po prostu jakaś gałązka się złamała i spadła? - spytała cicho Kendra.
- Obyś miała rację... - Wyszeptałem.
Ruszyliśmy dalej, trzymając się głównej ścieżki. Złapałem Kendrę za rękę i mocno ścisnąłem. Dziewczyna odwzajemniła ten gest.
- Chodźmy może spytać Najad czy nie widziały Setha. - Zaproponowałem.
- Myślisz że mogły go widzieć?
- Zazwyczaj to one są najlepiej poinformowane co się dzieje. Wiele istot przychodzi nad staw i rozmawia o wielu rzeczach, a najady ich po prostu podsłuchują. - wyjaśniłem.
- Jeśli tak uważasz, to chodźmy.
Prędko ruszyliśmy w stronę stawu Najad. Gdy przeszliśmy przez ogrodzenie, Kendra zatrzymała się.
- Jak tu pięknie. - Zachwyciła się patrząc na altanki. Rzeczywiście, późnym wieczorem w blasku księżyca staw i altanki wyglądały naprawdę magicznie.
Uśmiechnąłem się i splotłem jej palce z moimi. Ruszyliśmy przed siebie.
Kiedy chodziliśmy na randki lub spotykaliśmy się ze sobą, często po prostu w milczeniu cieszyliśmy się sobą nawzajem.
Nie była to krępująca cisza. Te chwile były po prostu nasze.
Nie musiałem nawet wołać Najad, gdyż Gdy tylko podeszliśmy do stawu, znad tafli wody wystrzeliło 5 głów.
- Cześć Paprocie. - Zaczęła pierwsza.
- Jak się miewasz? - Spytała ta druga.
- Co robisz tu o tak późnej porze? - Spytała trzecia.
- Może przyszedłeś z nami popływać? - Zastanowiła się czwarta.
- A może chcesz pozbyć się tej dziewczyny stojącej obok Ciebie? - Zaciekawiła się piąta.
Reszta Najad od razu Zachwyciła się pomysłem swojej koleżanki.
- Nie dziewczęta. - Zaprzeczyłem szybko. - Chcę was zapytać czy słyszałyście może najnowsze plotki?
- Plotki? - Zainteresowały się. - My wiemy wszystko!
- Jestem niemal pewny że takie piękne istoty jak wy znacie dużo plotek, ale czy znacie jakieś o Secie Sorensonie? - Podpuściłem je.
- O wnuku opiekuna? - Trzecia najada zamyśliła się.
- Tego chłopca, astryde. - Przypomniała jej piąta.
- Ach No tak! Wiesz że podobno dziś uciekł z domu? - Trzecia najada uśmiechnęła się chytrze do mnie.
- To akurat wiemy, ale czy wiecie może gdzie jest? - Spytała cicho Kendra.
Dwie najady spojrzały na nią spode łba, fuknęły i zniknęły pod powierzchnią wody.
- Dziewczęta no co wy. - Udałem zdziwienie. - Jestem pewien że wiele wiecie.
- Ona zabrała nam siostrę! - Krzyknęła oskarżycielsko najada wskazując Kendrę.
- Gdyby nie ona, Lena by jeszcze żyła!
- Głupia dziewucha!
- Najpierw kręciła z księciem demonów, a teraz kręci z naszym Paprotem!
- Mogła przyjąć te głupie oświadczyny Ronodina!
- Słyszałyście że kiedyś pocałowała własnego kuzyna, Warrena? - Zachichotała jedna z nich.
- Zwykła śmiertelniczka, która nic nie ma, więc udaje, że jest strasznie potężna!
Kątem oka zobaczyłem że Kendra się cofa. Dostrzegłem, że stara się opanować drżenie rąk.
- Dosyć tego! - Czułem się zobowiązany do chronienia dziewczyny. - Moje drogie, nie życzę sobie, żebyście się tak odzywały do mojej dziewczyny. Możecie żywić sobie do niej urazy, ale nie macie prawa znęcać się nad nią psychicznie. - Zrobiłem przerwę patrząc w ich głupie miny. - Nie udawajcie głupich, wiecie o czym mówię.
Najady przewróciły oczami, tracąc nadzieję na flirt ze mną.
- Teraz moje drogie, popływam razem z Kendrą po stawie, i byłbym wdzięczny za dobre warunki. - Poinformowałem je. - Mówiąc ,,dobre warunki" mam na myśli, że jeśli będziecie starać się nas utopić, powiem o wszystkim Królowej.
Najady fuknęły z niezadowoleniem i zniknęły pod wodą.
- Chodź Kendro.
Wyciągnąłem łódkę z hangaru i wyprowadziłem ją na wodę.
Podałem dziewczynie rękę i pomogłem jej wsiąść do łódki.
Chwyciłem wiosła i wypłynąłem na jezioro.
- Dalej chcesz się ze mną spotykać? - Zapytała cicho Kendra.
- Co?
- Najady opowiedziały o mnie wiele strasznych rzeczy... - Wyjaśniła spuszczając głowę.
- Kendra. - Przestałem wiosłować. - Bez względu na twoją przeszłość i to co zrobiłaś, kocham Cię i nigdy nie przestanę. - Chwyciłem jej ręce.
Kendra uśmiechnęła się do mnie słabo.
- Ale - Dodałem szybko. - Chcę żebyś mi później opowiedziała o tym jak Ronodin zaproponował Ci małżeństwo. - Zastrzegłem. - Jeśli nie usłyszę tej historii, to nigdy nie zaznam spokoju.
Kendra roześmiała się i spojrzała mi w oczy.
- Dziękuje. - Powiedziała. - Po co w ogóle wsiadaliśmy do tej łodzi?
- Twój brat najprawdopodobniej gdzieś lata, a stojąc na ścieżce nie zobaczymy nieba przez drzewa. - Wyjaśniłem. - Staw jest jednym z najbliżej położonych miejsc przy twoim domu, gdzie widać niebo. Twój brat musiał tędy przelecieć, ale podejrzewam że jeszcze tego nie zrobił, więc mamy szanse go zobaczyć.
Patrzyłem w ciemne niebo. Księżyc świecił dziś niesamowicie jasno.
- Śliczny księżyc, prawda Kendro? - Spytałem.
Nie usłyszałem odpowiedzi i zerknąłem na nią. Siedziała naprzeciw mnie.
Z ust leciało trochę śliny jak u zwierzęcia.
Była blada jak biała ściana.
Jej wzrok był nieobecny.
Nie ruszała się.
Wyglądała jak upiór.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro