~ 5. Źródło ~
Pov.Kendra
Ruszyłam do gabinetu mojego dziadka. Parę kroków za mną szedł Paprot, natomiast Dale wyszedł z Hugonem do ogrodu.
Zapukałam i otworzyłam drzwi. Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie.
- Kendro, na szczęście nic Ci nie jest. - Powiedział z ulgą dziadek.
- Jak się czujesz? - spytał cicho Seth.
- Bywało lepiej. - Zmusiłam się do uśmiechu.
Mój brat tylko kiwnął głową. Muszę z nim później porozmawiać.
- Warren powiedział że... zrobiłaś sobie krzywdę, nie świadomie. - Zaczęła Babcia.
- Tak. - Ucięłam. - To przez tą truciznę elfów. Nie myślałam jasno.
- Obawiam się, że jeśli już Trucizna zmusza cię do robienia niebezpiecznych rzeczy, trzeba jak najszybciej wyruszyć po antidotum. - Powiedział dziadek.
Wszyscy w pokoju milczeli.
- Skontaktowałem się z Maratem oraz Adromadusem. Są aktualnie bardzo zajęci, więc nie mogą towarzyszyć wam w misji.
- A wiemy chociaż dokąd się udać? - spytałam.
- Podejrzewamy że Serce ziemi może znajdować się na Antarktydzie. - Odparł dziadek. - Tylko tam znajdują się prawdziwe lodowce.
- Antarktyda? - powtórzył Seth. - Coś mi tu nie pasuje. W końcu elfy mieszkały w gęstych lasach
- No tak! - Nagle mnie olśniło. - Parę tysięcy lat temu ziemia wyglądała inaczej niż teraz. Lodowce musiały się roztopić!
Poczułam na sobie dumny wzrok Paprota.
- Hm... coś w tym jest. - przyznał Warren.
- Może twoi rodzice wiedzą gdzie jest Serce Ziemi? - Spytał Seth, zwracając się do Paprota.
- Możliwe. - Paprot nagle się ożywił. - Mogę do nich iść i spytać.
- Może niech Kendra Ci towarzyszy? - Zaproponował Seth dając nacisk na moje imię.
- To chyba nie jest potrze... Aaaaa. - Zrozumiał. - Jasne. Myślę że moi rodzice z chęcią Cię zobaczą. - Posłał mi uśmiech.
Kiwnęłam głową.
- Seth dobrze myśli. - Powiedział dziadek. - Niech Paprot i Kendra pójdą do byłej Królowej Wróżek, a w tym czasie Warren, Tanu, Vanessa się spakują. I Seth jeśli chce pojechać.
- Ja?! - Zawołał Seth wstając. - Ja jadę na misję?! I Ty mi to proponujesz?! Z własnej woli?!
dziadek nie powtrzymał uśmiechu.
- Cóż. - rozłożył ręce. - Masz już 15 lat. Po za tym masz Vasilisa, skrzydła i moce. Szczerze to nie martwię się o Ciebie tak bardzo jak kiedyś.
- Dziękuje! - Krzyknął Seth i przytulił dziadka.
- Wszystko fajnie, ale dalej pozostaje sprawa osoby, która postrzeliła Kendrę. - Zauważył Paprot.
- Porozmawiamy na ten temat. - Obiecał dziadek i spojrzał na Setha. - W obecności pełnoletnich.
- EJ! - Seth mocno się oburzył.
- Idź się spakować. I nawet nie próbuj podsłuchiwać. - Powiedział stanowczo dziadek, któremu przeszedł dobry nastrój.
- Dobrze dziadku. - Powiedział Seth spuszczając głowę.
Wyszedł z gabinetu, a ja z Paprotem za nim.
***
- Hugo! - zawołałam stojąc z Paprotem w ogrodzie.
Wielki golem przybiegł po upływie zaledwie minuty.
- Kendra. Paprot. - Powiedział.
- Cześć Hugo. - Przywitał się Paprot. - Możesz zawieść mnie i Kendrę nad jezioro najad?
Hugo nie wyglądał na zdecydowanego.
- Kendra zgadzać się?
- Ach zapomniałam. - Przypomniało mi się że Paprot nie ma żadnej władzy nad golemem. - Hugo od tej pory masz słuchać rozkazów i próśb Paprota. Jeżeli Cię zawoła masz przyjść, jeśli cie o coś poprosi musisz posłuchać. Jeżeli Paprot będzie pod wpływem jakiegoś czaru, zaklęcia lub trucizny możesz, ale nie musisz wykonać jego rozkazu.
Hugo zadowolony kiwnął głową.
- Spróbuj. - Powiedziałam do Paprota.
- A więc Hugo zawieź mnie i Kendrę bezpiecznie nad jezioro Najad. - Powiedział mój chłopak. Widząc mój wzrok, szybko dodał. - Proszę.
Golem chwycił mnie i Paprota jedną ręką i posadził sobie na ramieniu. Ruszył przed siebie szybkim krokiem.
Paprot po chwili chwycił mnie w tali i posadził sobie na kolanach.
- Hej a co ty robisz, co? - spytałam z uśmiechem odwracając głowę , by na niego spojrzeć.
- Hm... powiedzmy że cieszę się moją dziewczyną. - Mruknął Paprot odsuwając moje włosy na bok.
Jego wargi musnęły moją szyję. Nie sądziłam że sprawi mi to aż taką przyjemność. Powoli zasysał moją skórę. Chciałam się wyrwać, ale tego nie zrobiłam. Po chwili odsunął się ode mnie z niepewną miną.
- Zrobiłeś mi malinkę. - Poskarżyłam się z uśmiechem na twarzy. - A jak twoi rodzice zauważą? To co ja im wtedy powiem? Przecież ja się tam pod ziemię zapadnę ze wstydu.
Paprot zaczął się tylko śmiać.
- Cóż. To ja mam większe powody do zmartwień.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Przez to przyzwyczajanie się do śmiertelności, nie miałem zbytnio czasu żeby odwiedzić rodziców...
- No chyba żartujesz.
- Nie martw się. - Machnął niedbale ręką. - Jak im powiem że mam dziewczynę, to się bardziej Tobą zainteresują niż mną, zobaczysz.
- Paprot!
- No naprawdę. Sama zobaczysz.
- A pamiętasz jak nalegałeś żeby powiedzieć moim rodzicom o naszym związku jak najszybciej? - Spytałam.
- Pamiętam. - Westchnął.
- No właśnie. Paprot ja już wiem jak to się skończy! Twoja Mama i Tata będą mieli pretensje o to że ich jedyny syn stał się śmiertelnikiem dla ich byłej służącej!
- Po pierwsze nie jesteś ich byłą służącą, tylko byłą służebnicą. Po drugie mówiłem Ci że byłem już po prostu zmęczony byciem nieśmiertelnym, i nie miałaś nic wspólnego z moją przemianą w śmiertelnika.
- Yhm tak to sobie tłumacz. - Odparłam. - Przecież to nie było tak, że jak tylko zostałeś śmiertelnikiem przyszedłeś do mnie. I jeszcze ustaliłeś to z moim bratem. I powiadomiłeś o swoim niecnym planie uwiedzenia mnie późnym wieczorem w moim własnym ogrodzie moją rodzinę. Wcale.
Paprot zrobił oburzoną minę, ale nie zepchnął mnie ze swoich kolan.
- Jesteśmy. - Powiedział Hugo stając przed jeziorem.
- Dziękujemy Hugo. - Powiedziałam do golema gdy stawiał mnie na ziemi.
Hugo tylko postarał się uśmiechnąć i odszedł.
- Jak dostaniemy się do Kapliczki? - spytałam.
- Mimo że nie jestem już jednorożcem nie straciłem... jak to powiedziałaś ,,statusu supergwiazdy''. - Uśmiechnął się.
- Chwila. Ani razu tak nie mówiłam! Paprot?!
Chłopak zaczął gwizdać pod nosem i patrzeć wszędzie byle nie na mnie.
Skubany. Podczas gdy ja myślałam że jest romantyczny, on sobie spokojnie czytał moje myśli.
Założyłam ręce na klatkę piersiową.
- Oj no przepraszam. - Powiedział Paprot. - Czasem przez przypadek wchodziłem do twojego umysłu. Naprawdę... - jęknął gdy zobaczył mój wzrok.
Odwróciłam się do niego plecami. Co prawda nie potrafiłam być na niego zła, ale zawsze śmieszyło mnie jak się starał, byle odzyskać moją uwagę. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Poczułam jak Paprot przytula mnie od tyłu.
- No proooszę. Wybaczysz mi?
- Nie wiem. - Odparłam śmiejąc się cicho.
- Iskierko no. - Zaczął się ze mną przedrzeźniać. - Nie mogłem się oprzeć. Twoje myśli były takie urocze...
Wymyślił sobie że będzie nazywał mnie Iskierką. Bo świeciłam, a on zakochał się w moim świetle. Na początku mnie to trochę irytowało, a jego to śmieszyło. Po jakimś czasie doszliśmy do porozumienia - ja pozwolę się tak nazywać, a on będzie nazywał mnie tak tylko wtedy kiedy będziemy sami.
- Dobrze. - zgodziłam się ze śmiechem. - Ale pod jednym warunkiem.
- Jak ona ma czelność obrażać się na Paprota? - fuknęła jedna z najad wystawiając głowę z nad tafli jeziora.
- Jeszcze mu stawiać warunki. - Dodała druga.
- Wiesz Paprocie, jeśli będziesz chciał możemy szybko się jej pozbyć. - Zaproponowała trzecia kręcąc palcem pasemko swoich czarnych włosów.
- Wystarczy że podprowadzisz ją do brzegu. - Powiedziała ta druga.
- May, Isla, Bea! - Zawołał Paprot. - Witajcie dziewczęta.
- Czeeeść - powiedziały jednocześnie.
- Prosiłem was żebyście dały spokój Kendrze. - Powiedział Paprot.
- Przecież jeszcze żyje, prawda? - Oburzyła się May.
- Jeszcze. - Powtórzyły z wielkimi uśmiechami Isla i Bea.
Cofnęłam się o parę kroków. Paprot widząc to chwycił mnie za rękę.
- One nie zrobią Ci krzywdy. - Powiedział patrząc w moje oczy.
- Póki na nią patrzysz, nie będziemy próbować jej utopić. - Powiedziała Bea jakby stwierdzała oczywisty fakt.
Paprot spojrzał na nie zły.
- Nie próbuj. Głupim nie przemówisz do rozsądku. - Powiedziałam.
- Porozmawiam na ten temat z rodzicami. - Powiedział głośno, z ukosa patrząc na najady. - Na razie potrzebujemy transportu do Kapliczki. Któraś zechce nas tam zawieść?
May, Isla i Bea fuknęły niezadowolone i zanurkowały pod wodę. Nie wyglądało na to żeby miały ochotę nam pomóc.
- I co teraz? - spytałam.
- May, Bea i Isla nie są jedynymi najadami. Cora, Lyra, Mira! - Zawołał trzy najady. Widząc moje zaciekawienie dodał. - To trzy najady, które są najmniej egoistyczne.
Chwilę później wyłoniły się na powierzchnię.
Pomachały do Paprota i standardowo rzuciły mi pełne pogardy spojrzenia.
- Witajcie dziewczyny! Zechcecie nas może przewieść do Kapliczki?
Najady prędko się zgodziły więc Paprot ruszył do hangaru. Odwiązał jedną z łódek i pomógł mi do niej wsiąść. Cała podróż minęła bezpiecznie, bez żadnych przeszkód w postaci najad pragnących mnie utopić. Nie dziwiłam się im. W końcu to mnie wybrała ich super gwiazda.
- Dziękuję wam dziewczęta. - Podziękował Paprot i wyskoczył z łódki na wysepkę.
Niczym gentleman podał mi rękę przy wysiadaniu. Czułam się wtedy, jak Królowa. Jego Królowa.
- Obiecuje, że gdy znajdę wolną chwilę popływam z wami. - Dodał do najad.
Zadowolona trójka zniknęła pod powierzchnią, a my ruszyliśmy w głąb wysepki. Gdy zobaczyłam mały posąg uklękłam przy nim.
- Gotowa? - spytał cicho.
- Tak. - Powiedziałam zamykając oczy i poczułam zalewającą mnie falę pięknych zapachów.
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam że znajduje się w przepięknym ogrodzie pełnym drzew i kwiatów. Wstałam i obróciłam się dookoła własnej osi. Źródło wciąż mnie zachwycało.
- No to idziemy odwiedzić moich rodziców. - Westchnął Paprot. Zerknął na mnie. - Może zakryj tą malinkę włosami.
Z zażenowaniem zrobiłam to o co poprosił.
Ruszyliśmy przed siebie. W końcu zobaczyłam dobrze znane mi jezioro ze Źródłem, a przy nim przepiękną parę.
Pełna gracji kobieta ze srebrnymi włosami przechadzała się po trawie. Miała na sobie białą sukienkę a na plecach błękitne skrzydła.
- Witaj Matko. - Przywitał się Paprot.
- Och witaj Paprocie. - Kobieta ucieszyła się z jego odwiedzin. - Witaj Kendro.
- Wasza Wysokość - Delikatnie dygnęłam.
- Och kochana nie możesz mnie tak nazywać. Nie jestem już Królową.
- Przepraszam, to już po prostu nawyk. - Uśmiechnęłam się słabo.
Zza krzaków wyłonił się przystojny mężczyzna. Wyglądał na około 40 lat, ale wiedziałam że jest byłym Królem Wróżek, więc przypuszczalnie był o wiele starszy. Gdy przyjrzałam mu się z bliska, dostrzegłam niesamowite podobieństwo między nim a Paprotem.
Matka Paprota widząc mój wzrok zaśmiała się.
- Paprot to młodsza wersja mojego męża, Kendro.
- Tak, cały tata. - Powiedziałam uśmiechając się szeroko.
- Hahahah - Mruknął Paprot wsadzając ręce do kieszeni swoich spodni.
- Cześć Kendro, cześć synu. - Przywitał się mężczyzna.
- Dzień Dobry.
- Witaj Ojcze.
- Co was tu sprowadza? - spytał spokojnie.
- Kendra została otruta trucizną elfów. - Odparł Paprot.
Jasne. Wal śmiało prosto z mostu. Bo czemu niby nie.
- Och.
- Musimy dostać się do Serca Ziemi, żeby zdobyć antidotum.
- Problem w tym, że nie wiemy gdzie się znajduje. - Dodałam.
- Według legend Serce Ziemi znajduje się na terenach współczesnej Wenezueli. - Powiedziała Matka Paprota.
- Była tam Pani kiedyś? - spytałam.
- Raz. Ale było to bardzo, bardzo dawno gdy jeszcze nie byłam Królową. Moja matka zabrała mnie tam bym poznała Królową elfów.
- Czy Ty albo Źródło nie jesteś w stanie jej pomóc? - spytał Paprot.
- Obawiam się że nie. - Jego matka smutno pokręciła głową. - Magia elfów jest zbyt skomplikowana. Elfy nie pobierają swojej magi ani od Źródła, ani od Pustki. Ich moc czerpie się od Władców Żywiołów.
- Masz jakieś wskazówki? - spytał Paprot.
- Niestety nie mogę wam wiele powiedzieć, gdyż Serce Ziemi jest tak samo tajne jak Źródło czy Pustka.
- Przecież nikt nie wie gdzie znajduje się Pustka i Źródło. Ja, Kendra, Tess i Seth wiemy gdzie znajduje się Źródło, ale Pustka? - zdziwił się Paprot.
- Cóż Kendra i Seth nie tylko wiedzą gdzie znajduje się Pustka, ale także w niej byli. - Odparła jego matka.
Uśmiechnęłam się tylko, a Paprot gapił się na mnie zdziwiony.
- I nic mi nie powiedziałaś? - Wykrzyknął.
- Na tym polegają tajemnice, prawda? - Powiedziałam wzruszając ramionami.
Ojciec Paprota tylko się zaśmiał.
- Nie masz szans z tą dziewczyną, synu.
- Jak bym się nie starał, i tak nie dorastam jej do pięt. - Przyznał westchnięciem Paprot.
- Wracając do ważnego tematu. - Przypomniała jego matka. - Żeby znaleźć wejście do Serca Ziemi będziecie musieli przejść przez trzy próby. Pierwsza sprawdzi waszą siłę, druga wasz spryt, a trzecia waszą współpracę i zaufanie. Gdy dostaniecie się do środka, znajdziecie się w wiosce elfów. Musicie wiedzieć że elfy to sprytne, potężne, kreatywne stworzenia. Lubią tworzyć, ale jeszcze bardziej imprezować. Jeżeli przypadniecie im do gustu, zaprowadzą was do świątyni Czterech Władców Żywiołów.
- Nie brzmi aż tak źle. - stwierdziłam.
- Rzeczywistość może okazać się inna.
Westchnęłam i kiwnęłam głową.
- Dziękujemy za wskazówki. - Podziękowałam.
- Nie ma za co moja droga. Idźcie już, czasu jest mało. - Ponagliła.
- Masz rację Mamo. Musimy jak najprędzej znaleźć antidotum. - Powiedział Paprot. - Do zobaczenia Mamo, do zobaczenia Tato.
Ruszył w stronę kapliczki. Nie tak prędko kochany.
- Nie ma mowy. - Powiedziałam i złapałam go za rękę. Paprot spojrzał na mnie żałośnie. - Miałeś im powiedzieć.
- Powiedzieć o czym? - Spytali jego rodzice.
Paprot wziął głęboki wdech, jakby miał co najmniej ogłosić wyrok śmierci.
- Ja i Kendra... jesteśmy razem.
2317 słowa. Najdłuższy rozdział jaki napisałam. Mam nadzieję że się wam spodobał, a jeśli nie to możecie napisać w komentarzach dlaczego.
Od razu mówię: NAPRAWDĘ STARAŁAM SIĘ TEGO NIE PRZESŁODZIĆ. NAPRAWDĘ.
Jak myślicie jak zareagują rodzice Paprota? Zastanawiam się czy z tego nie zrobić dramy,bo już mi ją wymyśliła xD.
Tak w ogóle zaraz w tej opowieści dojdziemy do... Bianki! (Przypominam że to ta księżniczka elfów z poprzedniej wersji tego FanFiction. Tak, to ta która prawie zniszczyła nam Brackendrę)
Przyznajcie się - Kto za nią tęsknił? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro