~ 4. Obiecaj ~
Pov.Seth
Cieszyłem się że otaczają mnie dorośli. Gdyby nie oni, stałbym oszołomiony w drzwiach łazienki i tylko gapił się na ciało mojej siostry.
Dorośli niemal od razu zareagowali. Warren wziął Kendrę na ręce. Zaniósł ją do salonu, gdzie Babcia razem z Dale'm zdążyła już rozłożyć kanapę i narzucić na nią czyste prześcieradło.
Ja natomiast nie byłem w stanie się poruszyć. Dziadek chwycił mnie za ramiona i odciągnął do kuchni, Scott zajął się Paprotem, który był tak samo oszołomiony jak ja.
Upadłem na kolana. Kendra to zrobiła. Naprawdę to zrobiła. Samookaleczyła się. Obiecała.
Paprot jako pierwszy otrzeźwiał z szoku. Pobiegł do salonu, gdzie leżała Kendra. Pobiegłem za nim.
- Kendra... - głos mi się załamał na jej widok.
Dziewczyna leżała na kanapie i ledwo kontaktowała. Tanu pozbywał się jej koszulki. Kiedy ją zdjął, aż syknąłem. Cała ręką Kendry była pokryta kreską, z której lała się krew. Tanu chciał ją zdezynfekować, ale Paprot go odepchnął. Usiadł przy mojej siostrze i swoim byłym rogiem delikatnie przejechał po ranie. Z doświadczenia wiedziałem, że dezynfekcja takim rogiem była mniej bolesna od spirytusu.
Kendra jęknęła i rozejrzała się.
- Co... się dzieje...? - Spytała. Dotyk rogu musiał ją otrzeźwić
- Pocięłaś się w łazience. - Wyszeptałem na tyle głośno by mnie usłyszała.
Moja siostra zamrugała oczami.
- Co?
- Mogę jakoś pomóc? - spytałem odrywając wzrok od Paprota i Kendry. Nie chciałem na to patrzeć.
- Miałem właśnie wysłać Mendiga żeby umył łazienkę, ale jeśli chcesz to możesz... - Dale nie skończył mówić gdyż od razu pobiegłem do łazienki.
***
Pov.Paprot.
Kiedy Seth pobiegł umyć łazienkę skupiłem się wyłącznie na Kendrze. Delikatnie dotykałem swoim byłym rogiem jej rany. Wolną ręką chwyciłem chusteczki i wycierałem nimi krew.
Kendra nagle zaczęła się trząść. Jej ciałem zawładnęły drgawki. Coś było nie tak, jednak nawet kiedy Pani Marla przyniosła miskę, dziewczyna nie zwymiotowała chociaż wyglądała jakby tego potrzebowała.
Zmrużyłem oczy. Kendra zaczęła kaszleć, zakryła zdrową ręką usta i po chwili zobaczyłem na niej krew. Wszystko dotarło do mnie za późno.
- Ona coś zjadła. - powiedziałem na głos. - Coś ty sobie zrobiła?
Puściłem się biegiem do kuchni. Chwyciłem szklankę i wsadziłem ją do zlewu. Odkręciłem kran i gdy woda zaczęła wlewać się do szklanki, zacząłem panicznie szybko przeszukiwać szuflady. Otwierałem je i natychmiast trzaskałem nimi, gdy nie znalazłem w niej potrzebnej mi rzeczy. W tym momencie do kuchni weszła zdezorientowana babcia.
- Gdzie jest sól?! - zawołałem kładąc ręce na jej ramionach. - Gdzie trzyma pani sól?!
Pewnie pomyślała, że zwariowałem ale wskazała na szufladę przy zlewie. Zamaszystym ruchem otworzyłem ją i ujrzałem solniczkę. Nie przejmując się wszystkimi, trzasnąłem szufladą i podszedłem do zlewu. Zakręciłem kran i chwyciłem napełnioną wodą szklankę. Odkręciłem solniczkę i wsypałem do szklanki niemałą ilość soli.
Porwałem pierwszą lepszą łyżkę z blatu i zacząłem mieszać nią miksturę. Kiedy sól rozpuściła się w wodzie, wyjąłem łyżkę, (która jak się okazało była widelcem) i pobiegłem do Kendry.
Jak się okazało całość zajęła mi ledwo minutę. Tanu starał się coś zrobić, ale podejrzewam, że nie miał pojęcia co zrobić z otrutą, krwawiącą i trzęsącą się dziewczyną. Cóż ja kiedyś byłem jednorożcem, i często gdy pomagałem w ludzkich szpitalach widziałem takie przypadki, i bardzo dobrze wiedziałem jak zareagować.
Odepchnąłem Tanu na bok i posadziłem Kendre do pozycji siedzącej. Podałem jej szklankę.
- Pij. - rozkazałem.
Dziewczyna wypiła jeden łyk i natychmiast go wypluła. Nie dziwiłem się. W końcu była to woda z solą.
- Przepraszam. - Powiedziałem tylko i siłą sprawiłem, że płyn wlewał się jej do ust.
Kendra szarpała się i trochę wody wylało się na dywan. Trudno. Bolał mnie widok Kendry, ale wiedziałem że robię to tylko dla jej dobra. Byłem od Kendry wyższy, cięższy oraz silniejszy przez co dziewczyna nie mogła się wyrwać.
Kiedy wypiła zawartość, poluzowałem uścisk. Kendra od razu mnie odepchnęła. Widocznie smak soli w pełni ją rozbudził.
- Spokojnie. To była woda z solą. Powoduje odruch wymiotny. Podałem ci ją, bo musiałaś coś zjeść w łazience.
Widziałem że twarz Kendry zielenieje. W pewnym momencie dziewczyna zerwała się w stronę kuchni i pochyliła się nad zlewem. Musiała zwymiotować.
W głębi duszy uspokoiłem się. Zbliżyłem się do niej i przytrzymałem jej włosy. Kiedy skończyła podałem jej szklankę wody. Spojrzała na nią niepewnie.
- Ta jest czysta, bez soli.
Na te słowa Kendra wypiła łyk napoju.
- Wszystko w porządku? - spytał Warren patrząc uważnie na Kendrę. - Czujesz się lepiej?
- Tak. - Wyszeptała.
- To dobrze. Co Ci strzeliło do głowy Kendra? - spytał przytulając ją delikatnie.
- N...Nie wiem Warren. - Wyznała Kendra ze łzami. - Ja w pewnym momencie poczułam że ja muszę to zrobić... Ja... chyba nie myślałam trzeźwo... chyba przez truciznę. - Nagle podniosła na nas wzrok. - Ja nie chciałam tego zrobić. To nie byłam ja.
- Już jest dobrze. - Uspokoił ją Warren. - Wracasz do salonu?
- Zostaniemy tutaj. - Powiedziałem za Kendre, a gdy zobaczyłem zdziwiony wzrok Kendry wyjaśniłem. - Wciąż muszę opatrzyć Ci rękę, prawda?
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Możecie zostawić nas na chwilę samych? - spytałem.
- Oczywiście - powiedział Warren i razem z Vanessą, Dale'm, dziadkiem, babcią, Marlą i Scottem wyszedł z kuchni.
Spojrzałem na nią.
- Kendra zrobiłaś to przez truciznę elfów?
- Ja... tak. Mówiłam przecież.
- Wahałaś się. - Powiedziałem. - Wiesz że możesz mi zaufać.
- Nie chcę Cię bardziej zranić.
Chwyciłem ją w tali i posadziłem na blacie.
Widząc spłoszony i zdezorientowany wzrok Kendry, zaśmiałem się.
- Tak będzie mi wygodnie opatrzyć twoją rękę.
- A jasne...
- Wciąż nie odpowiedziałaś na pytanie. - Stwierdziłem chwytając wodę utlenioną.
- Kiedyś się pocięłam. - wyznała mi cicho. Spojrzałem na nią z przerażeniem. Kendra skupiła wzrok na podłodze. - Chyba po Wojnie z Demonami. Bałam się i w nocy zobaczyłam jakiś nóż. Myślałam o wszystkich, którzy zginęli przeze mnie albo na moich oczach, o tym co przeżyłam...
Zamknąłem oczy. Jak mogłem być tak głupi? Jak mogłem nie domyślić się, że Kendra może mieć pewne problemy po wojnie? Sam dobrze wiedziałem jak to jest.
- Gdzie? - spytałem.
W odpowiedzi Kendra powoli sięgnęła ręką do swoich spodni. Delikatnie zsunęła spodnie z prawego boku i ujrzałem podłużną bliznę. Znajdowała się nieco wyżej od miednicy.
- Ktoś to widział?
- Seth. - Odparła i zobaczyłem, że po jej policzku spłynęła świeża łza.
Chwyciłem jej podbródek i podniosłem go tak by na mnie patrzyła. Kciukiem otarłem jej łzę mimo, że miałem ochotę wybuchnąć płaczem i zwinąć w kłębek w kącie, udając że miłość mojego życia nie jest otruta i właśnie nie pocięła się w łazience.
Kendra chciała coś powiedzieć, ale ją powstrzymałem. Musiałem nieco ochłonąć. Przetarłem jej rany wacikiem z wodą utlenioną, mimo że nie było to potrzebne, gdyż odkaziłem je przedtem swoim byłym rogiem. Powoli i dokładnie zabandażowałem rękę dziewczyny. Czułem na sobie jej uważny wzrok.
- Dziękuje. - Powiedziała gdy skończyłem, a jej ręka była opatrzona.
- Nie ma za co. - Odparłem uśmiechając się słabo. - Co się wtedy stało?
- On to widział Paprot. - Wyszeptała. - Wytrącił mi z ręki ostrze, przytulił i... płakał. Razem ze mną. Całą noc. Obiecałam mu wtedy że już nigdy się nie samookaleczę. Obiecałam mu. Ale to naprawdę nie byłam ja... nawet przez chwilę nie pomyślałam nad tym co robie, a ja zawsze myślę
- To nie była twoja wina, wiesz o tym prawda? - Powiedziałem jej. - Zrobiłaś to przez tą truciznę elfów. I w żadnym przypadku nie złamałaś obietnicy danej twojemu bratu, rozumiesz? Przejdziemy przez to wszystko razem Kendra. Jestem z Tobą, tak samo jak twój brat, twoja rodzina i twoi przyjaciele. Dasz sobie radę. My damy sobie radę.
Spojrzałem dziewczynie w oczy. Ona zapatrzyła się w moje. Następnie skupiłem wzrok na jej ustach.
Zrobiłem krok do przodu i ją pocałowałem. Bałem się że mnie odepchnie, ale tego nie zrobiła. Oddała pocałunek, a ja zatraciłem się w przyjemności, jaką mi sprawiała.
Poczułem jej ręce na swoim karku. Czułem jak jej palce delikatnie wsuwają się w moje włosy.
Położyłem ręce na blacie obok jej bioder. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Podobało mi się i w głębi duszy miałem nadzieję że jej także. Przygryzłem delikatnie jej wargę prosząc o dostęp, którego od razu mu udzieliła. Nasze języki odnalazły się nawzajem. Moje zmysły szalały.
Powoli brakowało mi tlenu. Tak bardzo żałowałem, że nie umiałem wstrzymać oddechu na dłużej. Kendra odsunęła się ode mnie, ale tylko na parę centymetrów. Wciąż nie zdejmowała swoich rąk z mojego karku.
Oddychaliśmy bardzo szybko. Nie przestawałem patrzeć w jej orzechowe oczy. Widziałem w nich miłość, troskę i pożądanie. Podejrzewałem że w moich widać to samo. Nie zostawię jej. Nigdy.
- Oddajesz mi dzisiaj wszystkie ostre rzeczy. - Powiedziałem.
Kendra znowu mnie pocałowała. Boże dlaczego ja nie potrafię się jej oprzeć?!
Gdy pocałunek się skończył znów zacząłem;
- Od dziś codziennie pokazujesz mi swoje ręce - Chciałem dodać ,,i biodra" ale w ostatniej chwili się rozmyśliłem.
- W porządku. - Odparła.
- Obiecaj że nie zrobisz sobie znowu krzywdy. Nawet jeśli to nie ty kontrolowałaś swoim ciałem.
- Obiecuję. - Kendra cicho zachichotała.
- Pamiętaj że gdyby się coś działo, zawsze możesz ze mną porozmawiać. Bez względu na wszystko.
- Będę pamiętać.
Uśmiechnąłem się.
Znów chciałem pocałować dziewczynę, ale w tym momencie Dale wszedł do kuchni.
Odskoczyłem od Kendry, ale wiedziałem jak to musiało wyglądać.
Kendra siedziała na blacie a ja stałem pomiędzy jej nogami. Pomińmy fakt, że oplatała swoimi rękoma mój kark.
Kendra i ja oblaliśmy się rumieńcem.
- Eee... nie chcę wam przeszkadzać, ale reszta już ustaliła gdzie może znajdować się Serce Ziemi... wiecie to miejsce gdzie są elfy... - Oznajmił Dale, ale widocznie sam był zażenowany widokiem, który zastał w kuchni. Ja też byłem. Nawet bardziej niż on.
- Taak... em... już idziemy... - Zdołałem wykrztusić przeczesując ręką swoje włosy.
- Ja nic nie widziałem. - Dale podniósł obie ręce do góry, odwrócił się i wyszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro