Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~22. Nie jestem nikim. ~

Pov.Seth

Kiedy wszystko zasłoniła mgła, pierwsze co zrobiłem to rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. 

Chwila. Wróć. 

Rozłożyłem skrzydła, ale jedyne co zrobiłem to zwinięcie się w kłębek na ziemi z bólu. Zapomniałem, że mam złamane skrzydło, które nie było uprzejme się zrosnąć. Mocno zacisnąłem zęby i pięści. Odczuwałem już gorsze bóle, przeżyję złamanie. 

- Gdzie jesteście? - zawołałem szukając wzrokiem moich przyjaciół. - Halo słyszycie mnie? Hej! Jest tu ktoś?! 

Odpowiadała mi tylko cisza. 

- Halo?! - Kendra?! Paprot?! Warren?! Eva?! - Głos powoli mi się załamał. Czemu nikt mi nie odpowiadał..?

Udało mi się podnieść do pozycji klęczącej. Rozglądałem się dookoła i wołałem. Błagałem w myślach, żeby ktoś mi odpowiedział. Ktokolwiek. 

- Kendra, Paprot, Warren, Eva! Błagam niech ktoś się odezwie! Błagam - Moje oczy stały się mokre. - Proszę was. Nie chcę być tu sam... Nie chce być znowu sam. - Jedna łza spłynęła po moim policzku. 

Byłem tylko zwykłym dzieckiem. Tak bardzo się bałem. 

Nagle usłyszałem głos Kendry. 

- Paprot, Seth, Eva, Warren słyszycie mnie? 

Moje serce zabiło szybciej. Zaraz będę z moją siostrą. 

- Kendra, tu jestem! - Krzyknąłem. 

- Kendra? -  Usłyszałem głos Paprota. - Gdzie jesteś?

- Nie mam pojęcia! Stałam obok ciebie, ale nie jestem pewna czy dalej tam stoję. - Kendra cały czas rozmawiała z Paprotem. Tak jakbym ja nie istniał. 

- Nie ruszaj się. - Poinformował ją Paprot i pewnie zaczął szukać. 

-Nie widzę Cię, ale ciągle cię słyszę. - Mówiła Kendra. 

- Kendra?! - Wstałem i rozglądałem się panicznie. - Kendra to nie jest śmieszne. Gdzie jesteś? 

-To przez tą mgłe! Czekaj. Mam Cię. - Paprot musiał znaleźć Kendrę. Ja też tego pragnąłem.

- Co teraz robimy? - spytała.

- Musimy poszukać reszty. - Stwierdził jej chłopak i nawoływał mnie, Evę i Warrena. 

- Tu jestem! Kendra, Paprot! Już idę! - Ruszyłem przed siebie, ale przez to, że nie widziałem drogi, moja prawa noga zapadła się w jakimś dołku aż po kostkę. Krzyknąłem z zaskoczenia i bólu. Próbowałem iść dalej, ale moja noga utknęła. Ciągnąłem z całych sił, ale to przynosiło tylko ból. 

- Kendra utknąłem! Pomóżcie mi, proszę! 

- Może odeszli już dalej? - usłyszałem pytanie mojej siostry. 

- Nie! Ja tu jestem! Pomocy! 

- Możliwe. - Paprot poparł ją.

- To chyba nie ma sensu.

- Ja tu jestem! Paprot, Kendra! -  Wrzeszczałem na całe gardło próbując się uwolnić. - Błagam nie odchodźcie. - Wyszeptałem przez łzy.

Potem zapadła już tylko cisza. Usiadłem ciężko na ziemi i rozpłakałem się na dobre. Zostałem sam. Nie wiedziałem ile czasu minęło, pare minut? Parę godzin? A może cały dzień? 

- Czego ja się w ogóle spodziewałem? - Zapytałem sam siebie. Przypomniałem sobie swój wybuch przed wyjazdem na misję. Pamiętałem jakie uczucia mną wtedy kierowały. Byłem wściekły, czułem się źle i musiałem to z siebie wyrzucić. - Tak popełniałem błędy wszechświecie! Popełniałem, popełniam i będę popełniał! BO jestem człowiekiem. - Wykrzyczałem patrząc w górę. - Jest tylko człowiekiem, który popełnia błędy. Jestem dzieckiem. Jestem przerażonym dzieckiem, które każdy obwinia, za wojnę że smokami. Straciłem wystarczająco dużo! Została mi tylko siostra... - Na dobre się rozpłakałem.

Moja kostka coraz bardziej mnie bolała, a cisza, pomimo moich krzyków, wyznań i płaczu, pozostała niezmącona. Spuściłem głowę. 

- Chyba się nie wydostanę, Calvinie. - Spojrzałem w stronę swojej kieszeni. Moje serce chyba znalazło ostatni cały kawałek i przepołowiło go na pół. Calvina nie było. Był z Sereną, i kto wie, może już z narodzonym dzieckiem. 

Jesteś sam. - odezwał się głos w mojej głowie. A ja, ponieważ nie miałem siły walczyć, powtórzyłem. 

- Jestem sam. 

Jesteś potworem. 

- Jestem potworem. 

Przez ciebie zginął Agat. 

- Przeze mnie zginął Agat. - Powtórzyłem z trudem przełykając ślinę. 

Jesteś nikim. 

- Jestem nikim. 

Jesteś kłamcą. 

- Jestem kłamcą. 

Jesteś zły. 

- Jestem z.. - Tu się zatrzymałem. 

Jesteś zły, mroczny do szpiku kości. 

Nie odpowiadałem. Przed oczami stanęła mi pewna scena, a raczej wspomnienie. Moje i mojej siostry. 

– Jesteś niesamowicie ciekawski – mówiła dalej. – Kiepsko ci idzie przestrzeganie zasad. Ale nie jesteś zły, Seth. Jesteś dobry. Walczyłeś z wieloma najgroźniejszymi złoczyńcami w magicznym świecie. Byłeś dzielny i pokonałeś ich. Twoje serce jest szczere. I ostatecznie to musi w tobie zwyciężyć.

– Rozmawiam z widmami i upiorami – stwierdziłem.

– Masz mroczne moce – zgodziła się. – Ale nigdy nie używałeś ich do czynienia zła. A przynajmniej nie kiedy cię znałam.

- Nie jestem zły. - Powiedziałem. 

Głos w mojej głowie jeszcze mocniej mnie atakował. 

Twój własny dziadek tobą gardzi i cię nie akceptuje. Twoi przyjaciele odwrócili się od ciebie. Jesteś winny śmierci bezbronnych ludzi i istot. Nie masz nikogo. Nawet twoja siostra cię teraz zostawiła. 

- NIE! - Wrzasnąłem na całe gardło. Miotałem się trzymając za głowę. Nie mogę pozwolić mu wygrać. - NIE JESTEM ZŁY! - Wszystko coraz bardziej mnie bolało i skłaniało do poddania się. Wtedy podniosłem głowę i moje serce zamarło. 

Zobaczyłem Evę, która musiała wszystko słyszeć. Ale ona nic nie powiedziała. Przytuliła mnie, po prostu mnie przytuliła. Nie pamiętałem kiedy ostatnio ktoś mnie przytulił, ktoś okazał mi troskę i miłość. Kiedy ktoś przy mnie był i to czułem.

Nie będąc w stanie nic wykrztusić z całej siły przytuliłem ją i schowałem twarz w jej ramieniu. Tak bardzo potrzebowałem bliskości, uwagi i akceptacji, że zapomniałem jak to jest.

- Jestem tu. Tak mi przykro Seth. Jesteś niewyobrażalnie silny, rozumiesz? Pomimo wszystkiego, zobacz. Jesteś tu, żyjesz i się nie poddajesz.

- Ja nie chce. - Zdołałem wydusić.

- Wiem że nie chcesz.

Jesteś zły. Jesteś nikim. Jesteś nikim.

- Nie mam siły dłużej walczyć. - Zaszlochałem. 

- Seth wiem, ale musisz walczyć. W twojej głowie znajduje się pasożyt. Musisz go wypędzić. Musisz z nim wygrać. 

Spojrzałem na nią. 

- Seth proszę cię. Jeśli przegrasz i pozwolisz temu pasożytowi tobą zawładnąć, zgubisz siebie. A wtedy stracę mojego jedynego, prawdziwego przyjaciela. 

Kolejne wspomnienie. 

- A u Ciebie wszystko okej?

Nie.

Boje sięNie wiem co robićProszę pomóż mi. Nie chce Ci stracićTak cholernie się bojęBłagam Cię, pomóż mi. Potrzebuje pomocyNie daje sobie rady. Czuje się niepotrzebny. Tak bardzo Cię potrzebuje. Błagam Cię przytul mnieBłagam Cię pomóż mi.

- Jest okej.

Kłamca. Nikt. Nic nie wart bachor. Kolejne wspomnienie. 

- Nie. Seth w tym momencie przekroczył granicę. - Warknął wstając.

- Nie obchodzi mnie żadna granica, rozumiesz?! Od zawsze traktowałeś mnie jak zwykłe, małe, głupie, pieprzone dziecko! Wiesz ile przeżyłem?! Wiesz co musiałem zrobić żeby przeżyć?! Wiesz ile poświęciłem?! - Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. - DO JASNEJ CHOLERY WIESZ ILE STRACIŁEM?!

Patrzyłem na dziadka. Łzy napływały mi do oczu, ale nie mogłem przestać. Krew buzowała mi w żyłach. Przez chwilę miałem wrażenie jakbym był w stanie zniszczyć cały wszechświat. Z przerażeniem wziąłem wdech. Poczułem jak tajemnicza siła mnie opuszcza.

- Nie wiesz. - Wyszeptałem. - Nie masz bladego pojęcia przez co przeszedłem i nie masz prawa traktować mnie jak zwykłego 14-letniego chłopaka! Nie jestem już przerażonym, niepewnym, nieświadomym, głupim i bezbronnym 11-letnim chłopcem, który przyjechał na wakacje do dziadków. On odszedł i już nigdy nie wróci, rozumiesz? Jego już nie ma. A jeżeli nie potrafisz się do tego przyzwyczaić, to nie mamy o czym rozmawiać. - Mówiąc to rozłożyłem swoje platynowe skrzydła, odwróciłem się plecami do wszystkich i wyszedłem z domu. Nikt mnie nie zatrzymywał. 

Spojrzałem na dziewczynę klęczącą obok mnie. Trzymała mnie mocno za rękę i patrzyła prosto w oczy. 

- Dasz sobie radę Seth. Jestem tu i w ciebie wierzę. Wszyscy wierzą. 

Zamknąłem oczy i walczyłem.

- Jestem kimś. Jestem Seth Sorenson i nigdy nie będę się tego wstydził. Może jestem oszustem, nic nie wartym bachorem, ale nie jestem nikim. Moja historia wygląda tak jak wygląda, zrobiłem tak wiele rzeczy, których będę żałował aż po śmierć, ale już tego nie zmienię. Nie jestem Kendrą, ani Paprotem. Nie jestem jak Warren albo Tanu. Nie zachowuje się jak Vanessa i Calvin. Jestem sobą. - Otworzyłem oczy i zauważyłem jak mgła powoli opada. - Jestem sobą i powinienem czuć się z tym dobrze. 

Poczułem jak Eva ściera kciukiem moją ostatnią łzę i patrzy w moje oczy z dumą. 

- Udało ci się. 

- Dalej czuję się jakbym tonął. Boje się że już dawno przegrałem i to koniec.  

- Nie. Wygrałeś Seth, okej? Przeżyłeś cholernie dużo i nikt nie wie co przeżywasz w środku. To że nie masz ran fizycznych, nie oznacza że psychika jest cała. To się leczy i z tym się walczy. Poradzisz sobie Seth, poradzimy. Razem. 

- Razem. - Powtórzyłem. 

- Razem. - Eva nieśmiało przyłożyła swoje czoło do mojego i zamknęła oczy. 

- Jestem słaby. 

- Nie jesteś słaby. Przyznanie się do potrzeby pomocy i twoich problemów pokazuje, ze jesteś odważny. Że masz odwagę z tym walczyć i chcesz normalnie żyć. Tego nie trzeba się wstydzić, bo to nie jest twoja wina.

- Nie zostawisz mnie, prawda? - spytałem również zamykając oczy. 

- Nigdy. 




PROSZĘ PRZECZYTAJ

Kochani tez rozdział jest nieco bardziej... smutny od innych. Mam pewien plan na tą książkę i postanowiłam, że poruszę w niej wątek przeżyć Setha i jego uczuć. Być może za bardzo wczułam się w te rolę i trochę przesadziłam, ale myślę że poruszyłam i pokazałam wam jak najlepiej potrafię o co mi chodziło. 

Pewnie większość osób będzie miała bekę, albo będzie zdania, że przesadzam i coś jest ze mną nie tak, ale może znajdzie się tu chociaż jedna zagubiona duszyczka, która tego potrzebuje.

Istnieje tysiące platform internetowych, technologia wchodzi na coraz wyższe poziomy, postaje coraz więcej leków, coraz więcej zawodów i cudów. A mimo tego wszystkiego w Polsce 15 osób odbiera sobie życie. 

Ja sama miałam w życiu cięższy okres, przez który wydawało mi się że jestem sama i miałam wrażenie, że jedynym wyjściem jest poddanie się. Ale wtedy natrafiłam na osobę, która pokazała mi że to nie jest prawda. I nie, to nie był książę z bajki, i nie jest to żadna historia miłosna. To była zwykła osoba, której przedtem nawet nie znałam. Dzięki niej wyszłam na prostą i teraz piszę ten rozdział, mam psa, rodzinę i jest mi naprawdę dobrze. Wątpię by ta osoba zdawała sobie sprawę, że być może kogoś uratowała, ale jestem jej wdzięczna. 

Dlatego proszę was. Jeżeli coś jest nie tak i chcecie się poddać, to walczcie. Choćby dla mnie. Może wam się wydawać, że jesteście sami i nikt was nie rozumie, ale to nie prawda. Życie jest ciężkie. Ciężkie jak jasna cholera i nie raz boli, ale są chwile dla których warto walczyć. 

I jest spora szansa, że robie w tej chwili z siebie idiotkę, ale trudno. Możliwe, że ktoś kto to czyta potrzebował mojego wyznania, tak jak ja kiedyś. Życie jest jedno i warto je przeżyć jak najlepiej. 

W sytuacji kiedy potrzebujecie wsparcia, ale nie macie nikogo z kim możecie pogadać możecie napisać do mnie albo zadzwonić na telefon zaufania dla dzieci i młodzieży 116111. Jest w pełni anonimowy, bezpieczny i czynny całą dobę przez cały tydzień. 

Dziękuje wam za przeczytanie (najprawdopodobniej niepotrzebnie) napisanych przeze mnie wypocin i za to że jesteście <3  Kocham was.

P.S. Raczej już nie bedzie więcej takich notatek na koniec rozdziału, wiec spokojnie + obiecuje że postaram się dodawać coś częściej. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro