~21. Skaczemy ~
Jeśli w tym rozdziale pojawią się jakieś błędy, to zwracajcie mi uwagę w komentarzach, bo jestem strasznie chora i ciężko mi cokolwiek napisać, nie mówiąc już o korekcie.
Z góry dziękuje, i życzę miłego dni/nocy! <3
Pov.Paprot.
Mgła prędko zakryła wszystko co znajdowało się w moim polu widzenia. Teraz miałem wrażenie, że patrzę na delikatnie rozmazaną białą ścianę. Automatycznie wyciągnąłem rękę, ale na nic nie natrafiłem.
- Paprot, Seth, Eva, Warren słyszycie mnie? - usłyszałem krzyk Kendry.
-Kendra? - Zawołałem. - Gdzie jesteś?
- Nie mam pojęcia! Stałam obok ciebie, ale nie jestem pewna czy dalej tam stoję.
- Nie ruszaj się. - zadecydowałem i zacząłem szukać Kendry.
-Nie widzę Cię, ale ciągle cię słyszę.
-To przez tą mgłe! Czekaj. - Przez chwilę miałem wrażenie, że coś przy mnie się poruszyło. Pełen nadziei wyciągnąłem rękę i kogoś złapałem. Usłyszałem przestraszony pisk i już wiedziałem, że dłoń należy do Kendry. - Mam Cię. - wyszeptałem, przyciągając ją do siebie.
Kendra zdecydowanie uspokoiła się słysząc mój głos i mnie przytuliła. Czułem się strasznie bo ledwo widziałem jej twarz.
- Co teraz robimy? - spytała.
- Musimy poszukać reszty. - Stwierdziłem i zacząłem nawoływać Setha, Eve i Warrena.
- Może odeszli już dalej?
- Możliwe. - Splotłem swoje palce z palcami Kendry i trzymając się mocno za ręce, ruszyliśmy na poszukiwania reszty drużyny.
- To chyba nie ma sensu. - Powiedziałem po upływie około 20 minut.
- Nie możemy iść dalej bez nich! - zawołała rozpaczliwie Kendra. Następnie krzycząc jeszcze głośniej szukała jej brata, kuzyna i przyjaciółki.
- Kendra, musimy iść. - Mocno ścisnąłem jej rękę. - Liczy się czas, i dobrze o tym wiesz.
- Ciebie nigdy bym nie zostawiła! - wrzasnęła, puszczając mnie.
- Kendra stój! - w ostatniej chwili złapałem ją za koszulkę. - Jeśli się tu zgubimy, już się nie odnajdziemy.
Kendra nie wyglądała na przekonaną.
- Kiedy przeczytałaś ten napis, ta mgła się pojawiła. Może kiedy znów go powiesz, mgła zniknie?
- Warto spróbować. Jak to szło? Czekaj. Już wiem! La okuloj povas vidi nenion... a menso diros al vi reiri, sed la koro trovos vojon? Coś takiego.
Niestety mgła nie opadła, a ja czułem jak opuszcza mnie nadzieja.
- Oczy nic nie zobaczą, rozum każe wrócić, ale serce odnajdzie drogę....
- Co?
- To tłumaczenie tego zdania. Jest napisane w języku Esperanto. To jego dosłowne tumaczenie.
- Paprot jesteś genialny! To nasza ostatnia próba. Musimy sobie zaufać.
- Ale ja ci ufam. - Zapewniłem ją.
- Wiem. Ja tobie też ufam, ale musimy chyba to udowodnić.
- Jak?
- Nie mam pojęcia. Może coś zrobimy?
- Tylko co?
Nasze rozmyślania przerwał głos w mojej głowie. Skacz.
- Co? - Powiedziałem sam do siebie.
Skacz.
- Mówiłeś coś? - spytała Kendra.
Skacz.
- Paprot wszystko okej?
Skacz.
- Musimy skoczyć. - Powiedziałem pewnie.
- Co?
- Musimy skoczyć z tego wodospadu. - Powtórzyłem.
- Paprocie zwariowałeś? - zapytała Kendra z nutką strachu w głosie.
- Być może, ale myślę, że właśnie to powinniśmy zrobić.
- Paprot błagam Cię, zastanów się nad tym. Chcesz skakać z wodospadu na który tak długo się wspinaliśmy?
- Kendro. - Chwyciłem obie jej ręce. - Wiem jak to brzmi i wiem, że się boisz, choć tego nie okazujesz, ale musisz mi zaufać. Czuję, że mam racje i powinniśmy skoczyć.
Kendra nie odzywała się.
- Nie jestem idealny. Nie jestem idealny i nigdy taki nie byłem. Nawet nie wiesz ile razy się myliłem, ale nie mogłem tego pokazać. Proszę Cię Kendro. Zaufaj mi. Być może nie zasługuje na zaufanie, ani na wszystko co mi podarowałaś, ale mam przeczucie, że to jest jedyne wyjście.
- Paprot... - Kendra mnie przytuliła.
- Nie Paprotuj mi tu teraz. Po prostu musimy sobie zaufać i skoczyć. - Powiedziałem twardo, ciesząc się, że przez mgłę dziewczyna nie zobaczy moich zaczerwienionych oczu.
Nie mogłem płakać. Przez setki lat byłem księciem jednorożców. Nieskazitelnym, idealnym, twardym i dzielnym wojownikiem. Nawet nie chciałem wiedzieć ile osób uważało mnie za dupka albo osobę beż serca.
No bo co miały sobie myśleć wszystkie osoby, które widziały jak odrzucam zaloty od wszystkich Wróżek, Najad i Driad, spędzam swoje życie w więzieniu a potem zakochuję się w śmiertelniczce.
Ale to było niesprawiedliwe. Nie miałem wyboru. Musiałem trzymać wszystkich na dystans, udawać perfekcyjnego i spełniać wymagania wszystkich dookoła.
Westchnąłem i zamknąłem oczy. Nie zrobiło mi to większej różnicy, bo widziałem tyle samo ile przez mgłę. Ruszyłem za odgłosem szumu wodospadu. Kendra szła zaraz za mną i nie odzywała się. Po chwili poczułem rześkie powietrze i bryzę wodną.
- Jesteś w 100% pewien, że to dobry pomysł? - Spytała cicho dziewczyna.
- Musi być. - Odparłem.
Stanąłem wraz z nią w przed krawędzią. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Jest szansa, że przeżyjemy, bez względu na to czy to pułapka czy nie. - Kendra starała się poprawić mi nastrój. - Ponieważ woda z wodospadu spada szybko, tam na dole tworzy się kocioł erekcyjny.
Nie wytrzymałem i zacząłem głośno się śmiać.
- Chyba masz na myśli kocioł eworsyjny. - Poprawiłem ją z szerokim uśmiechem.
- Oh tak to miałam na myśli. - Powiedziała speszona Kendra.
- No to co? - spytałem. - Raz się żyje, prawda?
Poczułem na sobie wzrok Kendry, mocniej ścisnąłem jej dłoń i zamknąłem oczy. Jeśli zginiemy, to zmartwychwstane i sam się zabije po raz drugi. Nie wybaczę sobie życia Kendry.
Obydwoje równocześnie zrobiliśmy krok przed siebie, ale tam nie było już stałego gruntu. Poczułem, że spadamy.
***
Pov.Kendra
Przez chwilę śmierć była tak blisko. I to nie po raz pierwszy. Cały czas trzymałam dłoń Paprota, jeśli mieliśmy zginąć to razem.
Przygotowałam swoje ciało na potężne uderzenie z wodą, ale zamiast tego poczułam jak zwalniam i ląduje na.... piasku?
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Właśnie klęczałam na ciepłym piasku, obok mnie znajdowało się piękne niebieskie morze a przy mnie Paprot.
Nagle usłyszałam czyjeś odchrząknięcie. Podskoczyłam i równocześnie odwróciłam się z chłopakiem.
Za mną i Paprotem stała niska staruszka. Miała krótkie siwe włosy, upięte w niedbały w kok.
Na twarzy miała wiele zmarszczek. Nosiła starą brudną, niebieską sukienkę. W prawej ręce trzymała drewnianą laskę.
- Kim jesteście? - zapytała.
- Jestem Papr... AU! - Krzyknął kiedy staruszka niespodziewanie uderzyła go w głowę.
- Chcę porozmawiać z dziewczyną. - Wyjaśniła spokojnie.
- Nazywam się Kendra, a to jest Paprot-mój chłopak. -Powiedziałam szybko.
- Co tu robicie?
Zastanawiałam się czy mogę jej zaufać i powiedzieć prawdę. Spojrzałam na Paprota, który też nie wyglądał na zdecydowanego.
- Potrzebuje odtrutki na truciznę elfów.
- Odtrutka? Ciekawe...
-Musimy ją znaleźć.
-Zdrowo wyglądasz jak na otrutą osobę - Zauważyła staruszka.
- Jest silna i dużo przeszła - wtrącił się Paprot.
- Czemu jej pomagasz? -Spytała.
Zerknęłam na niego, a on nie wahając się ani chwili odpowiedział.
- Kendra ryzykowała dla mnie własne życie i uratowała mnie z Krainy Podkróla. Uratowała mojego Ojca i cały świat przed demonami. Nie ma takiej rzeczy, którą mógłbym się jej odwdzięczyć, dlatego jestem przy niej i jej pomagam. Kocham Kendrę całym sercem i bez względu na wszystko zawsze przy niej będę. Nie ma rzeczy, której bym dla niej nie zrobił i nigdy jej nie zostawię.
Poczułam jak robi mi się ciepło. Mogłam na niego liczyć.
- Słodka z was para. - powiedziała po chwili kobieta. Ja i Paprot jednocześnie oblaliśmy się rumieńcem. - Były jednorożec i wróżkokrewna. Gdzie się poznaliście?
- W więzieniu. - Powiedzieliśmy.
Staruszka przyglądała nam się chwile, po czym machnęła ręką.
-Chodźcie za mną.
Ruszyła brzegiem morza w nieznanym kierunku. Już miałam iść za nią, kiedy nagle Paprot złapał mnie za rękę.
-Nie możemy od tak jej ufać - Wyszeptał. - nie wiemy kim jest ani gdzie nas prowadzi, nie wspominając już o jej intencjach.
-Paprot my nic nie wiemy, zauważyłeś? Nawet nie wiemy gdzie jesteśmy. Martwię się o Setha, Warrena i Evę. Przez ostatni czas coraz bardziej czuje że jesteśmy na straconej pozycji. Nie mogę już dłużej wytrzymać Paprocie! Spróbuj postawić się w mojej sytuacji. - Krzyknęłam na niego zła. Łzy napłynęły mi do oczu.
Nogi uginały się pod moim ciężarem, głowa strasznie mnie bolała i nie byłam w stanie trzeźwo myśleć.
Paprot złapał mnie za ramiona.
- Kendra patrz na mnie. - rozkazał, uważnie patrząc na moją twarz. Czułam się okropnie. Wystarczało wyobrazić sobie, że jest się strasznie zmęczonym bo nie spało się całą noc, jest się przeziębionym a z samego ranka musi się przebiec maraton. Tak mniej więcej się czułam.
- Radzę wam się pospieszyć. -powiedziała staruszka patrząc na nas.
Wzięłam głęboki wdech i za nią ruszyłam. Miałam wrażenie, że zaraz się popłacze.
- Czy wiesz gdzie jest odtrutka? -Spytał Paprot
-Oczywiście, że nie -Zaśmiała się staruszka. -Tu, w Luropis wszystko jest pradawne i magiczne. Nie mam pojęcia gdzie jest odtrutka, ale myślę, że na to pytanie odpowie wam Legendarna Czwórka.
- Legendarna Czwórka? -Powtórzyła Kendra.
-Oh czego was uczą w tych szkołach. Legendarna Czwórka czyli Władcy Żywiołów. Woda, Ogień, Ziemia i Powietrze, oczywiście.
- Ah jasne.
- A teraz ruszcie się. Idziemy przedstawić was elfiej społeczności!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro