Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~18. Straciliśmy dwa tygodnie ~

Pov.Garreth

Zadawałem setki pytań. Tanu i jego eliksiry naprawdę mnie zaciekawiły. Po tym jak dzięki eliksirowi zmniejszającemu, uciekli z lochów w moim domu - zafascynowałem się nimi. 

Tanu z chęcią odpowiadał i tłumaczył mi o co chodzi. 

- Eliksir zmniejszający pozwala skurczyć się nawet ośmiokrotnie. - Powiedział. 

Wytrzeszczyłem oczy. 

- Naprawdę?! Czyli eliksir zwiększający pozwala powiększyć się ośmiokrotnie? 

- Nie. - Tanu zaśmiał się pod nosem. - Eliksir zwiększający jest dosyć rzadki. Żeby zdobyć składniki trzeba nieźle się namęczyć i wiedzieć gdzie szukać. Ja sam użyłem takiego eliksiru tylko raz, a powiększyłem się około dwa razy. Myślę, że z odpowiednimi składnikami dałoby się uważyć coś o wiele silniejszego, ale nic o tym nie słyszałem. 

- To niesamowite. - Mówiłem szczerze. - Eliksiry są wspaniałe i takie... fascynujące.

- Też tak uważam. Myślę, że byłbyś dobry w przyrządzaniu eliksirów. 

- Naprawdę? Tak myślisz? - Ucieszyłem się. 

- Oczywiście. 

Uśmiechnąłem się. Może zrobię jakiś eliksir, który pomoże Kendrze. Albo pozwoli mi naprawić stosunki z Paprotem... Właśnie. Paprot. 

Cicho westchnąłem, co nie umknęło uwadze Tanu. 

- Wszystko dobrze? - spytał.

- Ogólnie to tak, ale jednak nie. - Spuściłem głowę. - Zastanawia mnie sprawa z Paprotem.

- Nie lubicie się, co? 

- No... nie przepadamy za sobą. Raz czy dwa się spotkaliśmy, ale to było dawno. Może jakieś 10 lat? Nie wiem. W każdym razie, zawsze rywalizowaliśmy i nigdy jakoś szczególnie się nie zaprzyjaźniliśmy. - Zawahałem się czy mówić dalej. - Tak naprawdę odkąd go zobaczyłem, zazdrościłem mu. Mógł chodzić gdzie chciał i kiedy chciał. Mógł walczyć i był po prostu wolny. A ja? Siedziałem w zamku i uczyłem się o neutralności. Kiedy go widziałem, próbowałem udowodnić mu, że nie jestem od niego gorszy. Że ja też jestem fajny. - Przejechałem ręką po twarzy. - Nie wiem co sobie wtedy myślałem. Paprot mnie nie polubił, ja z zazdrości zacząłem go nienawidzić i tak jakoś zostało. 

- Wszyscy popełniamy błędy. Uczucia są bardzo delikatne, ale mogą być również bardzo silne. Może porozmawiaj z Paprotem i spróbuj się z nim dogadać?

- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. Chyba nie lubi kiedy rozmawiam z Kendrą. 

- On też jest człowiekiem z uczuciami. Też może być zazdrosny, a zwłaszcza o Kendrę. - Tanu uśmiechnął się ciepło. - Są uroczą parą. Powiem ci w sekrecie, że jeszcze przed rozpoczęciem ich związku, wiele osób zakładało się o to kiedy się pocałują. 

- Nie interesuję się Kendrą w taki sposób. - zapewniłem. - Nie chcę ingerować w ich związek. 

- W to nie wątpię. Kendra kocha Paprota i podejrzewam, że prędko to się nie zmieni. Wybacz mi, ale przechodząc z tematu eliksirów na temat związku Paprota i Kendry oraz ich uczuciach nie czuje się dobrze. Ich związek i ich uczucia to zdecydowanie ich prywatna sprawa, o której nie powinniśmy rozmawiać, zwłaszcza kiedy tego nie słyszą. 

- Oczywiście. - Wtem usłyszałem huk i zobaczyłem, że korytarz zawala się. Natychmiast cofnąłem się razem razem Tanu.

- Wszystko dobrze? - Spytał się mnie.

- Wydaje mi się, że tak. - Odparłem i podbiegłem do pozostałości ściany.

- Garreth?! - Usłyszałem przygłuszony głos mojej siostry.

- Eva?

- Garreth! Wszystko w porządku? Tanu jest z Tobą?

- Tak wszystko jest okej!

- Posłuchaj mnie, żeby wyjść musisz  ufieszyc, se ej any ema! - Dalszej części wypowiedzi mojej siostry nie zrozumiałem.

- Eva nie słyszę co mówisz!

- To iluje!

- Co?

- Iluzje. - Zrozumiał Tanu.

- Eva coś mówiła jak się stąd wydostać. - Powiedziałem do mężczyzny.

- Podejrzewam że magia tego miejsca blokuje głos twojej siostry, żebyśmy nie uciekli.

- Czyli utknęliśmy?

- To nie największy kłopot. Jeżeli to miejsce jest pełne iluzji to znaczy, że czas tu płynie inaczej. Szybciej.

Dotarło do mnie jak bardzo zła jest sytuacja. Odwróciłem się do kamieni, położyłem na nich dłoń i krzyknąłem.

- Eva musisz stąd uciekać, rozumiesz? Czas płynie tu inaczej! Zabieraj stąd Kendrę i tu nie wracaj!

- Ale co z Tobą? - odkrzyknęła.

- O mnie się nie martw. Poradzę sobie razem z Tanu. - Odparłem. - Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać.

- Nie poradzę sobie!

- Poradzisz! Kto uciekł z domu? Kto przeczytał całą królewską bibliotekę? Kto cały czas marzył o przygodach?

- No... ja.

- Eva jeżeli ktoś miałby sobie poradzić, to tylko Ty. No i Kendra i Seth.

- Czas leci. - przypomniał Tanu.

- Słyszałaś Eva? Czas się dla nas nie zatrzyma. Musisz stąd uciekać.

- Chodź Eva, oni prędzej czy później dowiedzą się jak stąd wyjść. - usłyszałem głos Setha.

Usłyszeliśmy kroki a potem ciszę.

***

Pov.Seth

Razem z Warrenem i Evą wyszliśmy na świeże powietrze.

- Mieliśmy szczęście. - Powiedział Warren. - Zazwyczaj ludzie umierają w takich miejscach.

- Wciąż nie rozumiem po co były tam te rysunki. - Powiedziałem.

- Tego akurat nie wiem, ale nam pomogły. - Warren wzruszył ramionami. - Może chodźmy po Kendrę i Paprota.

- Nie chce tam wracać. - Przyznała Eva.

- Mogę tu z nią zostać, a ty idź po Kendrę i Paprota. Tylko pamiętaj, musimy się pospieszyć. Kto wie ile naprawdę straciliśmy czasu siedząc w tych jaskiniach.

- Jasne. - Warren puścił się biegiem w stronę jaskiń.

- TYLKO NIE WLEĆ PRZYPADKIEM W JAKĄŚ PRAWDZIWĄ ŚCIANĘ! - Krzyknąłem w jego stronę.

Dziewczyna zachichotała. To był ładny dźwięk. Naprawdę ładny.
Uśmiechnąłem się do niej.

- To naprawdę może boleć. - Powiedziałem z głupim uśmiechem. - wiem z własnego doświadczenia. - Eva zaczęła śmiać się jeszcze głośniej.

Zdawałem sobie sprawę, że robie z siebie idiotę, ale dla niej mogłem nim być cały czas.
Nagle Eva posmutniała.

- Garreth przeżyje, prawda?

- Jasne, że tak! Nie ma się co przejmować.

- Martwię się o niego. I o Tanu też. - Dodała.

- Nie martw się. Tanu ma swoje eliksiry i mogę się założyć, że będzie im tam lepiej i wygodniej niż nam przez resztę misji.

- Jak skrzydło? - zapytała niespodziewanie.

- Co?

- No czy Cię boli? Widziałam jak masz je całe w bandażu.

- Ah to. - Poczułem ciepło w klatce piersiowej. Martwiła się o mnie. To było bardzo... miłe. - Kiedy mam je schowane nie boli tak bardzo.

- Mogę je zobaczyć?

Otworzyłem szeroko oczy. Nie wiem czy byłem bardziej zdziwiony troską Evy czy moją reakcją. Nie zdążyłem nawet pomyśleć i rozważyć jej słów, moje skrzydła pojawiły się i rozłożyły w miarę swoich możliwości. Delikatnie obróciłem głowę żeby zobaczyć co zrobi.
Dziewczyna patrzyła na moje uszkodzone skrzydło.

- Mógłbyś się położyć? - Spytała. - Jeżeli będzie Cię to boleć to tego nie rób. - zastrzegła od razu.

Położyłem się powoli na trawie. Ignorując ból starałem się nie pokazywać Evie jak bardzo mnie boli każdy ruch że skrzydłami na plecach.

Dziewczyna zerwała z ziemi parę kwiatków i jakiś ziół.

- Co robisz? - Zapytałem zdezorientowany.

- Kiedy nie mogłam wyjść z zamku czytałam dużo książek, a tym lecznicze. Nie wiem czy da się przyspieszyć gojenie Twojego skrzydła, ale postaram się zmniejszyć ból.

Uklękła tuż przy moim złamanym skrzydle.

- Wyluzuj się. - poleciła. Chwilę potem zaczęła zgniatać zerwane roślinki w rękach, aż poleciała z nich zielona maź.

Zamknąłem oczy i poczułem jej drobne ręce na moim skrzydle. Powoli odwijały bandaż, a później delikatnie nakładały żel. Zauważyłem, że dziewczyna naprawdę uważa na to co robi.

- Ej... to przestaje boleć. - zdziwiłem się.

- A nie mówiłam? - zapytała zadowolona z siebie.

Jej dotyk był przyjemny i delikatny. Dziewczyna przejechała opuszkami palców po moich piórach, cofnęła rękę i ponownie owinęła je w bandaż.

- Gotowe. - powiedziała z uśmiechem. - Już wracają.

- Co?

- Mówię, że już wracają.

- Kto wraca?

- Może Warren i Twoja siostra z Paprotem? - zaproponowała przewracając oczami. 

- Aaaa. - dostałem nagłego olśnienia. Odwróciłem się i zobaczyłem Warrena i Paprota niosącego w ramionach Kendrę.

- Tu jesteśmy. - pomachałem im.

- Widzimy was. - Odparł Warren.

- Co się stało Kendrze? - Zapytałem zdumiony i przerażony.

- W tych jaskiniach straciliśmy ponad 2 tygodnie. - Odparł smutno Warren.

- ILE?!

- Iluzje i naruszenie czasoprzestrzenie. - Paprot westchnął. - Trucizna i tak rozprzestrzenia się szybko, ta jaskinia tylko to przyspieszyła.

Przyjrzałem się Kendrze. Twarz miała bladą, wyglądała na osłabioną, a dwie ręce zacisnęła na brzuchu.
Widziałem, że koszula na brzuchu była przesiąknięta krwią.

- Jest ranna, trzeba coś zrobić!

- Nic mi nie jest. - usłyszałem cichy zachrypnięty głos Kendry. 

- Na razie nie możemy zrobić nic. - Westchnął Paprot, poprawiając moją siostrę w swoich ramionach, tak by było jej wygodniej. - Ponieważ Kendra ma cały czas mój były róg, rana nie zakazi się. Proponuję jednak żeby nie zwlekać i ruszać dalej. 

- Masz rację - Wstałem z trawy i schowałem skrzydła. Pomogłem wstać Evie i zapytałem. - myślicie, że te jaskinie były drugą probą? 

- Możliwe. - Przyznał Warren. 

- 2 próba miała sprawdzić nasz spryt. Czy nie to zrobiły te jaskinie? 

- Dobrze główkujesz. - Przyznał mężczyzna. 

- No to teraz chyba pora na 3, ostatnią próbę. Co może pójść nie tak?   




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro