~17. Szalony plan~
Pov.Eva.
Starałam się myśleć pozytywnie. Utknęłam w ciemnej, zimnej, starej i brudnej jaskini, ale przynajmniej nie sama, prawda? Był ze mną Warren i Seth.
Damy sobie radę. Musimy.
- Na trzy. Raz, dwa... trzy! - Odliczał Warren i razem z Sethem z całej siły pchnął jeden z kamieni zasypujących drogę. Ani drgnął. Mężczyzna westchnął i na mnie spojrzał. - Eva, jesteś pewna, że nie dasz rady nam jakoś pomóc?
- Daj jej spokój. - Warknął na niego Seth. W duchu mu podziękowałam. - Jest wyczerpana, po tym jak bezcelowo kazałeś nam dźwigać kamienie.
Zerknęłam na drugi koniec jaskini i przyjrzałam się dużej kupie małych kamieni. Próbowaliśmy odblokować wejście i zarazem wyjście przenosząc kamienie, ale było ich tak dużo i były tak ciężkie, że nam nie wyszło.
- Dobra, dobra rozumiem. - Warren podniósł obie ręce do góry w znaku poddania.
Seth ześlizgnął się po kamieniach w moją stronę i przy mnie usiadł.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Jest okej, ale jestem strasznie zmęczona. - Odparłam cicho. Nie kłamałam, byłam naprawdę wyczerpana.
- Chcesz wody?
- Nie. - Zaprzeczyłam. Nie mieliśmy dużo wody, a ja nie byłam jakoś strasznie spragniona.
Seth kiwnął głową i wstał. Ruszył w stronę ściany z malowidłami i skrzyżował ręce.
- Te rysunki robią nam nazłość. Akurat kiedy ich potrzebujemy, to one się zacinają. - Sfrustrowany chłopak wyrzucił ręce w powietrze. - Pech Kendry na nas spadł.
- Co?
- Nie, nic.
Wzięłam wdech i pomyślałam o Kendrze. Pomimo trucizny robiła wszystko by wszystkim pomóc i dawała sobie radę. Ja też mogłam.
Wstałam i spojrzałam na zawalone wyjście. Chwilę się zastanowiłam i powiedziałam.
- Wiecie co chłopaki? Wydaje mi się, że to nie był zwykły zbieg okoliczności. To może mieć coś wspólnego z próbami.
- Dobrze główkujesz. - przyznał po chwili Warren.
- Ta druga próba miała sprawdzić nasz spryt.
- Taaak. - Przyznał powoli Seth.
- Czyli musimy przeszukać tą jaskinię. Może jest tu jakieś ukryte wyjście?
- No nie wiem Eva. Jeśli okaże się to tylko twoją teorią, i nie ma tu innego wyjścia to możemy stracić dużo cennego czasu. - Próbował Warren.
- Pomysł Evy jest lepszy niż bezskuteczne przerzucanie kamieni. - Poparł mnie Seth
- Czyli co? - Spytał mężczyzna.
- Rekonesans! - Krzyknęłam równocześnie z Sethem.
***
Pov.Paprot.
Biegłem jak najszybciej się da. Musze jak najszybciej znaleźć resztę i pomóc Kendrze. Po chwili musiałem się zatrzymać, gdyż pojawiła się przede mną ściana. Cofnąłem się zaskoczony o pare kroków.
- Tu jej nie było. - Wymamrotałem pod nosem.
Odwróciłem się i ze zdumieniem wpatrywałem w kolejną ścianę. Nie było jej tu przedtem. Tamtędy biegłem. Zacząłem obracać się wokół własnej osi. Wszędzie stały kamienne ściany. Byłem uwięziony.
- Nie! Muszę dostać się do reszty! - Waliłem pięściami w ścianę, wiedząc, że to nic nie da. - Muszę dostać się do Kendry! - Moje ręce powoli zaczynały krwawić, a ja nie przestawałem nimi uderzać. - Muszę ją uratować! - Mówiąc to upadłem na kolana.
To nie miało sensu. Jedynie traciłem czas i siłę, ale nie potrafiłem pogodzić się z myślą, że zawiodę. Znowu. Jedyne co robiłem to pakowałem się w niewolę. Kendra zawsze musiała mnie ratować. Ja nigdy nie potrafiłem uratować Kendry.
Zamiast patrzeć na nią i na jej potrzeby, byłem zapatrzony w siebie. Boże jak ja mogłem być zazdrosny o Garretha?! Kendra była moją dziewczyną. Kochałem ją, a ona kochała mnie.
- Jak mogłem być tak głupi. - Chciałem uderzyć głową o ścianę, ale mi się nie udało i uderzyłem twarzą o ziemię. Podniosłem się zaskoczony i ujrzałem, że korytarz był pusty. Żadnych ścian ani przeszkód. Czy ja zwariowałem? Spojrzałem na swoje ręce. Były całe we krwi.
Czyli ta ściana jednak tu była. Ale już jej nie ma. Zamknąłem oczy. Coś było nie tak z tym miejscem. Albo ze mną.
- Kendra? - Zawołałem. Chciałem upewnić się, że z nią wszystko w porządku.
- Kendra?! - Powtórzyłem głośniej.
Nie odpowiedziała. Puściłem się biegiem w stronę korytarza, którym uciekłem żeby wezwać pomoc. Czułem jak silne poczucie winy. Byłem beznadziejnym chłopakiem.
Skręciłem w prawo, a potem w lewo. Zatrzymałem się. Nie pamiętałem tych dwóch zakrętów. Głowę bym dał, że droga była prosta
Zacisnąłem dłonie w pięści. To miejsce mieszało mi w głowie, i to potężnie.
Zacząłem rozglądać się na wszystkie strony. Co jakiś czas ściany pojawiały się w przypadkowych miejscach. Dodatkowo nagle z jednego korytarza wyrosło co najmniej 6 odnóg. Nie miałem pojęcia co tu się dzieje.
- Paprot? - Usłyszałem głos Kendry.
- Kendra?! - Zawołałem. Szukałem jej wzrokiem, ale nigdzie jej nie widziałem. - Gdzie jesteś!?
- Przed tobą. - W jej głosie słyszałem lekkie zdziwienie. Ja też się zdziwiłem. Przede mną znajdowała się kamienna ściana.
- Jesteś za tą ściana?
- Co...?
- Przede mną jest ściana. - Powoli zaczynałem się irytować.
Kendra mi nie odpowiedziała, co bardzo mnie przestraszyło. Próbowałem ją wołać, ale nie odpowiadała. Wziąłem głęboki wdech i skupiłem wzrok na ścianie przede mną. Położyłem na niej rękę.
Według Kendry jej tu nie było, ale ja ją czułem. Ściana była zimna i szorstka.
Zamknąłem oczy. Kendra mnie potrzebowała. Była ranna. Musiałem jej pomóc. Gdyby ta przeklęta ściana zniknęła... chwila. Kendra nie widziała tej ściany. O ile to była Kendra. Może po prostu już mam halucynacje i wydaje mi się, że słyszę Kendrę. Ale co jeśli nie? Co jeśli Kendra naprawdę znajduje się za tą ścianą, którą widzę tylko ja?
Wziąłem wdech. To co zaraz miałem zrobić było zdecydowanie zwariowane.
***
Pov.Warren
Patrzyłem na Evę i Setha. Obydwoje kombinowali i kłócili się czy dadzą radę doskoczyć do sklepienia jaskini i go zniszczyć. Niesamowite.
Tylko oni byli zdolni wpaść na taki pomysł.
- Dobra młodzież, trzeba pomyśleć jak stąd uciec. Głupia kłótnia w niczym nam nie pomoże, a do sufitu nie doskoczycie, gwarantuje.
- Ale jakiś plan mamy, co nie? - spytał Seth.
- Macie, ale bezsensowny. - Odparłem. - Jesteśmy uwięzieni w tej jaskini dosyć długo, a tlenu nam nie brakuje, dlatego musi tu gdzieś być jakieś wyjście.
- Może te rysunki nam coś podpowiedzą. - Zastanowiła się Eva i ruszyła w ich stronę.
Wzruszyłem ramionami i stanąłem za nią.
- Pojawił się nowy rysunek! - Krzyknęła zaskoczona i wskazała palcem na małe malowidło.
Na niebieskim tle był przedstawiony czarny człowiek patyczak. Wyglądał jakby...
- On lata? - Spytał Seth.
- Skąd wiesz, że to on? Może to ona. - Zaprotestowała Eva.
- Stop. - Powstrzymałem zbliżającą się kłótnię. - Uznajmy że to ono, może być? - Dwójka kiwnęła głowami. - Kontynuując, wydaje mi się, że ten człowiek pływa, a nie lata. Nie ma skrzydeł, widzicie?
- Myślicie, że gdzieś tu jest jakieś jezioro albo rzeka? - Spytała Eva.
- Nie, to nie ma sensu. - Powiedziałem. - Rysunek musi przedstawiać kogoś innego. Na pewno nie nas.
Seth usiadł.
- To nie ma sensu. - Powiedział ze śmiechem. - Ta cała misja jest głupia. Kendra umrze a my tu utknęliśmy i zaraz pewnie się udusimy.
- Nie mów tak. - Poprosiła Eva. - Jest ciężko, okej przyznaję, ale nie możemy się poddawać.
- Okej. - Stwierdził chłopak i wstał. Spojrzał na nas i zaczął iść do tyłu. Nie oglądając się za siebie, zamknął oczy i zaczął mówić. - Nie utknęliśmy w tej głupiej i zimnej jaskini, a tych skał wcale nie ma. Nic nam nie grozi a ja mogę w każdej chwili wyjść z tej cholernej jaskini!
- Hej zaraz wpadniesz na te ska...- Głos zamarł mi w gardle. Seth po prostu wszedł W głazy. Tak jak duchy przechodzą przez ściany.
Nastolatek wciąż z zamkniętymi oczami wykrzykiwał hasła typu ,,Nie ma tu żadnych głazów", ,,jesteśmy wolni" albo ,,wcale nie utknęliśmy w tej jaskini"
Kiedy ani ja, ani Eva się nie odzywaliśmy, Seth zatrzymał się i na nas spojrzał.
- Co jest? - Spytał i odwrócił się. - Hej a gdzie te skały? - Zapytał odwracając się z powrotem do nas.
- Seth jesteś geniuszem. - Powiedziała Eva. - Jesteś po prostu genialnym geniuszem!
Puściła się biegiem w stronę Setha. Ja wciąż widziałem pół przeźroczysty gruz, i pół przezroczystego chłopaka stojącego w samym środku.
Eva rzuciła mu się się szyję i szybko pocałowała w policzek. Wyglądała na strasznie podekscytowaną.
- To miejsce od początku robiło nam mętlik w głowie! Korzystało z naszych zmysłów, rozumiecie? - Spojrzała wyczekująco na mnie i na Setha.
Ja nie miałem bladego pojęcia o co jej chodzi, natomiast Seth wyglądał jak pijany ale naprawdę szczęśliwy trzyletni dzieciak, który dostał jakieś 5 złotych. Serio, aż zaśmiałem się w duchu.
- No chodzi mi o to, że tych skał tu nie było. To była jakby taka iluzja, korzystająca z naszych mózgów. Ponieważ widzieliśmy te skały, to je czuliśmy i mogliśmy ich dotykać. Natomiast kiedy Seth zamknąć oczy, wmawiał sobie, że tym skał tu nie ma i nie wiedział gdzie się dokładnie znajdują, iluzja zniknęła!
Kiedy Eva skoczyła nareszcie mnie olśniło. To wszystko miało teraz sens!
- No to na co czekamy?! Idziemy znaleźć resztę!
Rozdział jest beznadziejny wiem, ale musimy przez niego przebrnąć, serio. Inaczej dalsze losy naszych bohaterów, nie będą miały sensu.
Kochani życzę wam wesołych świąt wielkanocnych i mokrego śmigusa-dyngusa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro