Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 16. To pułapka!~

Pov.Paprot

Zerwałem się na nogi i puściłem biegiem w stronę krzyku. Wiedziałem, że pójdzie nad rzekę to zły pomysł. Po prostu wiedziałem!

Przedarłem się przez krzaki i kiedy zobaczyłem co się dzieje stanąłem jak wryty.

Zobaczyłem Kendrę i Garretha.

Chłopak stał w rzece po pas i chlapał wodą dziewczynę, która próbowała się ochronić. Obydwoje się śmiali. Eva stała za nimi i chlapała wodą brata.

Kendra odwróciła się w moją stronę i machnęła ręką zapraszając mnie do wody.

Miałem mieszane uczucia. Poczułem ból, ulgę, złość i... zazdrość?

- Garreth! - Zawołał Seth stając obok mnie.

- Cześć Seth! - Przywitał się chłopak. Ruszył w stronę brzegu I wyszedł z wody.

Eva i Kendra postąpiły jak Garreth i po chwili stały przy nas.

Z całych sił starałem się zignorować moją dziewczynę, ale cholera jasna była naprawdę piękna.

- Co tu robisz? - Spytał Seth.

- Mój ojciec wysłał mnie na poszukiwanie Evy. - Tu groźnie spojrzał na siostrę.

- Ja się nigdzie nie wybieram. - Postanowiła Eva.

- Wiem. Kiedy wrócę powiem ojcu, że Cie nie znalazłem.

- W takim razie możesz wracać. - Powiedziałem sucho.

Garreth złapał ze mną kontakt wzrokowy. Zacisnął pięści, po czym je rozluźnił a na jego twarz wpłynął leniwy uśmieszek.

- Z tego co mi się wydaje macie naprawdę ważną misję, i przyda wam się każda para rąk.

Pobladłem.

- Garreth ma rację. - Przyznała Kendra. - Ale wiesz, że możesz zginąć? - Spytała chłopaka.

- Zrobię wszystko byleby wam pomóc. - ogłosił.

- W takim razie chodź z nami do obozowiska.

Dziewczyny rozmawiając ze sobą narzuciły na siebie ubrania, i ruszyły za nami.

Nie odzywałem się ani słowem. Nienawidziłem Garretha i nie miałem zamiaru przestać.

Kiedy doszliśmy do obozowiska, Tanu nieźle się zdziwił widząc Garretha. Okazało się, że Samoańczyk zdążył zrobić już jajecznicę, która wszyscy zjedli ze smakiem.

Mojej uwadze nie umknął fakt, że Garreth usiadł przy Kendrze. Jedzenie przestało mi smakować.

- Nie jestem głodny. - Powiedziałem w końcu. - Stanę na straży.

Nie czekając na odpowiedź moich towarzyszy wstałem i ruszyłem w stronę skraju obozowiska. Chwyciłem po drodze miecz i duży kamień.
Usiadłem na złamanym drzewie, i zacząłem ostrzyć miecz.

Dlaczego tak zareagowałem? Zazwyczaj nigdy tak nie robiłem, po prostu kogoś ignorowałem albo udawałem miłego. A teraz? Obecność Garretha była dla mnie nie do zniesienia.

Zacisnąłem rękę na rękojeści miecza. Będę miał go na oku.

***

Pov.Kendra.

Patrzyłam jak Paprot odchodzi od ogniska. Wyglądał na złego, odkąd zobaczył Garretha.

Czy to możliwe, że był zazdrosny? Nie, to niemożliwe. Paprot zazdrosny?

Z zamyśleń wyrwał mnie głos Evy.

- Więc zamierzasz nam pomóc?

- Tak. - Odparł Garreth. - Oczywiście jeżeli Kendra się zgodzi. - Tu spojrzał na mnie. Poczułam się doceniona i chyba delikatnie się zarumieniłam.

- Em no jeśli chcesz z nami zostać, to proszę bardzo. Musisz jednak pamiętać o tym, że możesz zginąć.

- Wiem o tym. - Kiwnął głową chłopak. - Znam konsekwencje, ale jeżeli mogę pomóc Cię uratować to zrobię wszystko.

Zarumieniłam się jeszcze bardziej. Głupie rumieńce.

- Dziękuje. - Powiedziałam.

- Dobra Moi drodzy. - Warren klasnął w dłonie i wstał. - Trzeba się zbierać, i poszperać w tej jaskini.

Wszyscy kiwnęli głowami i wstali. Udałam się za Eva do naszego namiotu, złożyć nasze rzeczy i namiot.

Kiedy zaczęłam zwijać koc, Eva mnie zagadnęła.

- Paprot dziwnie się zachowywał.

- Prawda? - Potwierdziłam. - Nie mam pojęcia czemu!

- Może jest zazdrosny?

- Eh zastanawiałam się nad tym, ale przecież nie ma o co być zazdrosnym! Przecież jesteśmy razem, dlaczego ma być zazdrosny o obecność Garretha?

- To że jesteście razem nie oznacza, że nie możesz go rzucić dla innego chłopaka.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

- Eva ja go kocham. Paprot jest dla mnie ważny, ja dla niego również. Wiele razem przeżyliśmy i nie zostawię go. On o tym wie.

- Może jednak nie wie? - Podsunęła pomysł. - Albo zapomniał?

Westchnęłam cicho.

- Muszę z nim porozmawiać. - Stwierdziłam.

- Później masz mi wszystko opowiedzieć. Przypominam, że dalej nie opowiedziałaś mi twojej nocy z Paprotem. - Zamruczała.

Przewróciłam oczami.

- Dobrze, ale odpowiedz mi kochana na jedno pytanie. Czy nie wpadł Ci do oka mój kochany braciszek?

Eva wyglądała jak burak.

- Co? Tak! Znaczy się nie! Nie, nie, nie!

Patrzyłam na nią dłuższą chwilę.

W końcu Eva się poddała.

- No dobrze. Trochę mi się podoba. Ale tylko trochę. Troszeczkę.

- Ha! Wiedziałam! Tylko nie wiem co ty w nim widzisz.

- No... jest naprawdę odważny i dzielny. Umie walczyć i latać i kocha przygody i...

- I...? - Chciałam wiedzieć co Eva jeszcze powie.

- No i jest... no...em...no jest ładny. Bardzo.

- Chcesz powiedzieć, że mój brat jest przystojny?

- No... ekhm tak.

Zaśmiałam się pod nosem.

- Wiesz co? Masz u niego duże szanse. Ja to wiem. W dodatku kiedyś pocałował cię w rękę.

Eva jeszcze bardziej się zarumieniła.

- Był pod wpływem eliksiru.

- Odwagi, a nie mącenia umysłu. Po prostu mój brat musiał wziął się w garść, a eliksir mu w tym pomógł.

Eva już się nie odezwała, najprawdopodobniej zatopiła się w myślach.

Kiedy poskładaliśmy swoje koce i złożyliśmy swoje namioty ruszyliśmy w dół Doliny. Było ciężko, ale nam się udało. Ześlizgnęliśmy się po zawalonej ścianie doliny i ujrzeliśmy wejście do ciemnej i zimnej jaskini.

- Pójdę pierwszy. - Zadecydował Warren. - Drugi idzie Paprot, następnie Seth, Kendra, Eva, Garreth a po końcu Tanu. Zrozumiano?

Wszyscy kiwnęli głowami I ruszyli w głąb jaskini. Okazało się, że to nie jest jedną jaskinia, a wejście do podziemnych korytarzy. Zatrzymaliśmy się przy potrójnym rozwidleniu. *nie wiem jak to inaczej nazwać xD*

- Jeżeli mamy zdążyć przed zmrokiem trzeba się rozdzielić. - Stwierdził z niesmakiem Tanu.

- Masz rację. - Warren kiwnął głową i odwrócił się do reszty. - Dobra szybka zmiana planów, dzielimy się na grupy.

Poczułam ostry ból brzucha, ale go zignorowałam.

Warren klasnął w ręce.

- Seth z Evą wy będziecie grupa pierwszą. - Zadecydował. - Albo nie. Nie ufam wam. Razem będziecie nie obliczalni. Idę z wami, ktoś musi was pilnować.

Zaśmiałam się w duchu.

- Tanu idzie z Garrethem, a Kendra pójdzie z Paprotem. - Wow co za niespodzianka. Tego nikt się nie spodziewał.

Warren, Seth I Eva mieli iść w prawo, Garreth z Tanu prosto, a my w lewo. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam ścieżka.

Paprot był wyjątkowo cicho. Nie odzywał się do mnie, i nawet na mnie nie patrzył. Poczułam delikatne ukłucie w brzuchu. Zignorowałam je. 

- Wszystko dobrze? - Spytałam przerywając ciszę. 

- Tak. - Odparł nie przestając iść do przodu.

- Chyba jednak nie. - Powiedziałam idąc za nim. Paprot w odpowiedzi jedynie przyspieszył.

Stawiał większe kroki przez co ja prawie biegłam.

- Paprot, możesz zwolnić? - spytałam.

Chłopak nie odpowiadał.

- Paprocie czy możesz trochę zwolnić? - zawołałam głośniej.

Zero reakcji.

- Paprot czekaj, nie nadążam! - znów Poczułam ból w brzuchu. Srebrnowłosy jednak mnie ignorował. Czułam jak moje oczy zachodzą łzami.

- Paprot zatrzymaj się! - Krzyknęłam na całe gardło i nie powstrzymując łez upadłam na podłogę. Zwinęłam się w kłębek i przycisnęłam ręce do brzucha. Bolał mnie i to bardzo.

- Kendra! - Paprot podbiegł do mnie i próbował ustalić co się dzieje.

- Nie dotykaj mnie! - Krzyknęłam odpychając mnie. Byłam zdenerwowana. Najpierw nie spuszcza ze mnie wzroku, potem ignoruje, a teraz udaje, że to wszystko go przejmuje.

- Próbuje Ci pomóc!

- To może przestań! Nie widzisz, że to przez Ciebie? Cały czas mnie ignorujesz i traktujesz jak powietrze. Mam tego dość! Nie słyszałeś jak prosiłam, żebyś zwolnił?! - podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam w jego oczach ból. Nie przejęło mnie to. - Od samego początku traktujesz mnie jak jakieś dziecko! Tak jakbym sama nie pamiętała, że jesteś księciem jednorożców i w porównaniu do Ciebie Moi dziadkowie to niemowlaki. Ja o tym wiem Paprot! Ale wiesz co? Nie jesteś już jednorożcem! Nie jesteś już mitycznym koniem z magicznymi mocami! Teraz jesteś jedynie nastolatkiem, tak jak ja! I nie masz żadnego prawa traktować mnie jak jakieś niedoświadczone dziecko. Rozumiesz co do Ciebie mówię, czy jestem zbyt młoda żebyś zwracał na mnie swoją uwagę?! - Wykrzyczałam mu to prosto w twarz. I wiecie co? Poczułam się lepiej. Wyrzuciłam z siebie wszystko co mnie dręczyło.

Kolejne ukłucie bólu sprawiło, że przestałam oddychać. Nagle po moim ciele rozlało się ciepło. Słyszałam jedynie mój oddech. Było mi tak ciepło....

Obraz przed moimi oczami powoli się rozmazywał i podniosłam się do pozycji klęczącej. Powoli podniosłam moja dłoń, którą uciskałam brzuch i na nią spojrzałam. Cała lepiła się od gorącej i gęstej mazi. Po chwili ogarnęłam, że to krew. Moja krew.

Paprot patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Nie miałam pojęcia czy to przez mój wybuch czy przez krew.
Chłopak chwycił mnie pod ramiona i usadowił pod ścianą. Oparłam się na niej i rozkoszowałam ciepłem. To było naprawdę przyjemne...

Niebieskooki podwinął mi moja bluzkę do góry. Przycisnął obie ręce do mojego brzucha i krzyknęłam z bólu.

- Puszczaj! - Krzyknęłam.

- Kendra masz ogromną ranę na brzuchu!

- Dam sobie radę sama!

- Nie dasz! - Wrzasnął. - Nie dasz rady! Kendra wiesz co jest twoja największą wadą!? Wydaje ci się, że sama dasz rade. A wiesz co? Nie dasz. I wszyscy to wiedzą, ale ty naiwna powtarzasz sobie, że jest inaczej! Przestawiasz dobro innych nad dobro samej siebie. Czy możesz w końcu się ogarnąć i dać sobie pomóc!?

Okej to zabolało. Nawet bardzo. Ale wiedziałam, że ma rację. I chodźby nie wiem co bym sobie wmawiała, wiedziałam, że ma rację. 

Zobaczyłam łzy w jego oczach. Nie tylko łzy, widziałam czysty ból. Dlaczego zaczęłam krzyczeć na Paprota? Może dlatego, że się nie zatrzymał, ale przecież to nie jego wina. Jesteśmy na ważnej misji, a nie na spacerku. 

Czułam, że Paprot nie chciał powiedzieć tego co przed chwilą usłyszałam. Te słowa zdały mi bezpośrednio ból, a nawet kiedy jest zły stara się ładnie dobrać słowa. Przynajmniej w moim wypadku. Traktował mnie jak porcelanę, tak jakby bał się, że może zrobić mi krzywdę. To było w nim urocze.

- Przepraszam. - Powiedział po chwili.

- Nie, to ja przepraszam. - Wyszeptałam. Kolejny zawrót głowy. 

- Mocno uciskaj brzuch. - Polecił kierując moje ręce na brzuch. Kiedy nacisnęłam rękami na ranę w moich oczach pojawiły się łzy. Spojrzał na mnie i dodał. - Wiem, że boli, ale dzięki temu będzie wolniej krwawiło. Posłuchaj mnie, będzie dobrze. Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam i wiem, że dasz radę. 

Paprot wstał, spojrzał na mnie po raz ostatni po czym biegiem ruszył po pomoc. Mocno ściskając brzuch, wzięłam głęboki wdech i z całych sił starałam się nie poddać. 

Musiałam byłam silna.

*** 

Pov.Seth.

- To miejsce musi być stare. - Powiedziała Eva rozglądając się po jaskini do której trafili. Z sufitów zwisały stalaktyty, a ściany jaskini były całe w dziwnych malowidłach. 

- Mam tu jakąś broń! - wykrzyknął Warren z odległego końca pomieszczenia. 

- Już idziemy! - zawołałem i spojrzałem na Evę, która ignorując wołanie nie odrywała wzroku od malowideł. - Eva, idziesz? 

- Ten człowiek wygląda jak ty. - powiedziała wskazując obrazek. 

Mnie? Musiałem to zobaczyć. Po podejściu do dziewczyny ze zdumieniem zobaczyłem obrazek przedstawiający jakiegoś ludzika, popychającego ludzika-dziewczynę przed kulą ognia. 

Następny rysunek przedstawiał namioty, następny tańczącą parę a kolejny grupę osób wchodzących do jaskini. 

- To wygląda jak my. - Po plecach Setha przeszedł zimny dreszcz. 

- Myślisz, że ktoś nas... śledzi? - zapytała z przerażeniem Eva. 

- Warren chodź tu! - zawołałem. 

- To wy mieliście przyjść do mnie! - Odkrzyknął. 

- Warren... - Nie dokończyłem bo zauważyłem rysunek, którego przedtem napewno tu nie było. - To pułapka! - Wrzasnąłem, ale było już za późno.  

Jedyne wejście do jaskini właśnie się zawaliło. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro