Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 15. Rano ~

Pov.Eva.

Ktoś próbował mnie obudzić. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam jakąś postać. Mimo, że widziałam jej twarz nie byłam w stanie jej rozpoznać. Coś podpowiadało mi, żeby z nią iść, dlatego wstałam.

Kendra spała obok mnie, więc wszytko robiłam cicho, by jej nie obudzić.

Postać wyszła z namiotu, a ja za nią. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu - nie znalazłyśmy się na leśnej polanie, na której postawiliśmy namioty, ale na polu bitwy.

Ja z tajemniczą postacią stałam na wysokim pagórku, a w dole toczyła się bitwa. Wszystko dokładnie widziałam.

Jedno wydarzenie przyciągnęło moją uwagę.

Mianowicie martwe ciało Kendry.

- Kendra! - Chciałam do niej podbiec, by jej pomóc, ale nie byłam w stanie się poruszyć.

Widziałam jak stworzenia światła i mroku zabijają się nawzajem. Słyszałam krzyki, płacz i stuk oręża.

- Przestańcie! - Chciałam krzyczeć i wrzeszczeć.

Ktoś podpalił pobliski las. Trawa i inne rośliny zaczęły płonąć. Wiatr wiał niemiłościwie. Rzeki i jeziora wylewały się i topiły walczących. Drzewa, które jeszcze nie płonęły atakowały swoimi gałęziami niczym bicze.

Domyśliłam się, że to wojna między Ronodinem a Kendrą i Sethem.

Wtedy usłyszałam odgłosy bębnów i trąbek. Piękne i dostojne wojsko wmaszerowało na pole bitwy. Trzy postacie podążały na przedzie.

Zanim zdążyłam zobaczyć ich twarze, jakiś miniotaur stanął przede mną trzymając w ręce maczugę.

Sparaliżował mnie strach. Nie miałam broni i nie mogłam się ruszyć. Zerknęłam na postać, która mnie tu przyprowadziła. Zniknęła, więc zostałam sam na sam z miniotaurem.

Istota zamachnęła się maczugą, a ja przygotowałam się na uderzenie.

Z cichym krzykiem usiadłam na swoim kocu. Trzymałam się za klatkę piersiową i słuchałam bicia własnego serca.

To był tylko Seth. Znaczy sen. Mimowolnie pomyślałam o chłopaku. W mojej głowie pojawiła się jego twarz. Jego brązowe włosy, ciemne oczy i ten szelmowski uśmiech.

Eva stop. Widzieliście się zaledwie 3 razy w życiu. To tylko znajomy.

Zerknęłam w bok na Kendrę. Zamrugałam parę razy kiedy zobaczyłam puste miejsce obok mnie. Gdzie ona jest?

Powoli otworzyłam poły namiotu i wychyliłam głowę przez dziurę.

Uśmiechnęłam się szeroko kiedy zobaczyłam Paprota obejmującego Kendre. Szeptał jej coś do ucha, a jej widocznie się to podobało. Oświetlał ich jedynie blask ogniska, gdyż tej nocy księżyc zasłaniały chmury.

Od razu schowałam się w namiocie, żeby nie zniszczyć im tej chwili. W głębi duszy pragnęłam znaleźć kogoś kto opiekowałby się mną i kochał... chciałabym być po prostu kochana.

Mój ojciec i brat się nie liczą. Mój tata jest zajęty rządzeniem, a brat za niedługo znajdzie sobie dziewczynę i zostanę sama. Samotna do końca życia.

- A może właśnie tak ma być...? - spytałam siebie na głos.

***

Pov.Kendra.

Wyszłam po cichu z namiotu. Evie chyba śnił się koszmar, gdyż przewracała się z boku na bok.

Postawiłam bose stopy na zimnej trawie. Zobaczyłam Paprota wrzucającego małe patyki do ogniska, podtrzymując ogień.

Chłopak odwrócił głowę i na mnie spojrzał.

- Cześć. - Wyszeptałam przerywając ciszę.

- Czemu nie śpisz?

- Nie mogłam zasnąć. - Odparłam i usiadłam na ziemi, przy ognisku.

Paprot milcząc usiadł obok mnie. Obydwoje wpatrywaliśmy się w ognisko. Miałam wrażenie, że płomienie ze sobą tańczą. Tańczą i nie zamierzają przestać aż do ostatniej iskry, dając światło i ciepło.

Dlaczego nie mogłam być jak te płomienie?

- Wszystko okej? - spytał mnie Paprot. Spojrzałam na niego i zmusiłam się, żeby nie przewrócić oczami. Naprawdę zacznę zapisywać w tabelce ile razy się mnie o to pytają.

- Tak.

- Płaczesz.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że po moich policzkach spływają łzy. Nie odpowiedziałam, tylko znowu spojrzałam na ognisko. Stał się cud. Dym nie leciał na mnie.

 Paprot bez słowa otoczył mnie ramieniem. Czułam jego bliskość. Poddałam się i po prostu się w niego wtuliłam. Miałam gdzieś mój honor i moją dumę. Potrzebowałam go.

- No już, już... - Paprot pogłaskał mnie po głowie. - Spokojnie...

- Minął już prawie tydzień. Ja nie chcę umierać. - Wyszeptałam.

- Jesteśmy bliżej niż Ci się wydaje, Kendra. Będzie dobrze. - Odparł Paprot będąc myślami gdzieś indziej.

- Opowiedz mi o czymś. - Poprosiłam ściągając go na ziemie.

Paprot cicho zaśmiał się pod nosem i spojrzał w niebo.

- Kiedyś moja matka urządziła wielki bal. Ja razem z moimi siostrami musieliśmy zjawić się obowiązkowo. Bal miał odbyć się z okazji nadchodzącego lata. Trochę mnie to śmieszyło, bo samo wydarzenie odbyło się w zimę. Wszystko odbyło się na jakiejś małej wyspie, dokładniej w pięknym zamku. Moje siostry jak zwykle ubrały się w zimowe sukienki, tak samo Matka. Kiedy bal się rozpoczął okazało się, że trzy dziewczyny miały identyczne sukienki.

- O nie...

- No właśnie. Prawie się pobiły. - Zaśmiał się Paprot. - Trochę głupio było tam stać i na to patrzeć, razem z innymi mężczyznami w identycznych garniturach.

W mojej wyobraźni wyobraziłam sobie Paprota w garniturze, i zachichotałam.

- To było najciekawsze wydarzenie. Później odbyły się tańce, poczęstunek, rozmowy i wyczekiwany koniec. - Streścił Paprot.

- Wiesz, w mojej szkole też próbowali zrobić zimowy bal.

- I co? Wyszło?

- Można tak powiedzieć. Pary świetnie się bawiły.

- Chodzi mi bardziej o ciebie.

- Wiesz, ja podpierałam ściany. - Uśmiechnęłam się słabo.

Paprot nagle wstał i podał mi rękę.

- Coś się stało? - zaniepokoiłam się. Nie słyszałam niczego, poza trzaskami z ogniska.

- Nigdy z nikim nie tańczyłaś? - Spytał.

Spojrzałam na niego znudzona i zaciekawiona jednocześnie.

- Nie.

Paprot uśmiechnął się do mnie cwanie i spytał.

- Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?

Zamrugałam zaskoczona.

- Nie umiem tańczyć.

- To cię nauczę.

Paprot położył swoją dłoń na mojej talii, a drugą chwycił moją rękę. 

- Połóż swoją dłoń na moim ramieniu. - Poinstruował mnie, a ja wykonałam jego polecenie.

Po chwili zaczął tańczyć. Na początku powoli, pokazując mi ruchy i ignorując moje nadepnięcia na jego stopy. Kiedy po chwili załapałam rytm, przyspieszyliśmy.

Mimo, że miałam na sobie zwykłe ubrania, byłam bosa, znajdowałam się na jakiejś polanie w nocy czułam się jak księżniczka. Te wszystkie wady, które powyżej pięknie wymieniłam skutecznie zasłaniał przystojny chłopak z którym tańczyłam. Od bardzo, bardzo dawna czułam się naprawdę szczęśliwa.

Zapomniałam o wszystkich problemach tego świata. Wirowałam razem z chłopakiem moich marzeń i to mi w zupełności wystarczało.

Kiedy w końcu skończyliśmy, spojrzałam na Paprota.

- Dziękuje.

- Za co? - Spytał.

- Za wszystko. - Powiedziałam szeptem i pocałowałam go w policzek.

Z szerokim uśmiechem wróciłam do namiotu, nie oglądając się za siebie. Nagle zrobiłam się ogromnie zmęczona. Zamknęłam za sobą poły namiotu i spojrzałam na Evę. Okazało się, że to całkiem fajna dziewczyna. Prędko się z nią zaprzyjaźniłam. Dziewczyna siedziała na swoim kocu i przyglądała mi się uważnie.

- Musisz mi wszystko opowiedzieć. - Powiedziała radosnym i podekscytowanym głosem.

- Widziałaś nas? - spytałam rumieniąc się. Na szczęście przez mrok, Eva nie mogła tego dostrzec.

- Tylko przez chwilę, ale wyglądaliście razem jak Książę i Księżniczka z bajki. - Rozmarzyła się. - Jako twoja nowa przyjaciółka żądam pełnego opisu sytuacji.

Zaśmiałam się pod nosem, kładąc wygodnie na swoim miejscu. Spojrzałam ostatni raz na dziewczynę i odparłam zmęczonym głosem.

- Rano. - Rano opowiem o wszystkim Evie. Rano pomyślę o swoich problemach. Rano zastanowię się nad drugą próbą. Rano będę ryzykować swoje życie.

Ale to wszystko rano.

***

Pov.Seth.

Powoli budziłem Warrena, Tanu. Zbliżała się 06:30. Paprot zaoferował, że obudzi dziewczyny. Gdyby ktoś chciał się doczepić, na początku stanął przed namiotem i zaczął cicho wołać dziewczyny. Kiedy któraś odpowiedziała, spytał czy może wejść. Dopiero po uzyskaniu zgody zaglądnął do namiotu i powiadomił, że zaraz śniadanie i mają teraz czas, żeby się przebrać czy coś.

Po jakimś czasie wszyscy siedzieli obudzeni przy ognisku, które teraz wygasało.

- Idę się umyć. - Powiedziała w pewnym momencie Kendra.

Spojrzałem na nią zdziwiony. Kiedy zobaczyła moje spojrzenie, wyjaśniła.

- Widziałam obok doliny rzekę. Wydaje się być czysta, i zdatna do picia. Nie wiem jak wy, ale nie będę jadła i szła dalej brudna.

- Ja też. - Dodała Eva.

Oho zaczyna się. Dziewczyny i te ich problemy. 

- Przy okazji możemy wziąć trochę wody do śniadania. - Zaproponował Paprot.

- Serio? Ty też? Jestem głodny! - jęknąłem.

- Im szybciej się umyjesz, tym szybciej zjesz. - Rzuciła do mnie Eva, wstając z miejsca.

Zwlokłem się, i razem z ekipą ruszyliśmy nad rzekę. Tanu został w obozie, żeby go pilnować. Okazało się, że woda znajduje się bliżej niż przypuszczałem. Po niecałych 5 minutach wędrówki, ujrzałem koryto.

- Raz kozie śmierć! - Wrzasnąłem puszczając się biegiem. Po drodze ściągnąłem koszulkę i spodnie. W samej bieliźnie dobiegłem do brzegu i skoczyłem na bombę do wody.

Paprot i Warren roześmiali się i zrobili dokładnie to co ja. Woda była lodowata, ale nie przeszkadzało mi to. Chlapaliśmy się wodą i śmialiśmy. Po paru chwilach, kiedy nie czułem już palców wyszedłem na brzeg.

- A wy nie chciałyście się kąpać? - Spytałem zdezorientowany patrząc na suchą Kendrę i Evę.

- No chyba nie myślisz, że umyjemy się przy was. - Prychnęła Kendra.

Paprot spiorunował ją wzrokiem.

- Wy się ubierzcie, a my pójdziemy umyć się tam. - Powiedziała Eva wskazując na miejsce zasłonięte przez krzaki.

- Dobry plan. - uśmiechnęła się moja siostra i ruszyła w tamtą stronę.

Kiedy dziewczyny zniknęły za roślinami wywróciłem oczami. Usiadłem na ziemi, obok Warrena.

- To teraz będziemy czekać na nie przez wieki. - Westchnąłem.  

- Takie życie. - odparł wzruszając ramionami. 

Zapatrzyłem się w bezchmurne niebo.

- Warren? - Zapytałem po cichu mając nadzieję że nie odpowie.

- Tak? - Niestety Warren miał dobry słuch.

- Nie zostawisz nas, prawda?

- Co? - To pytanie zbiło go z tropu. - Nigdy was nie zostawię, Seth. Obiecałem, że będę chronił Ciebie i Twoja siostrę. Z resztą tu nie chodzi nawet o obietnicę. Jesteście moją rodziną.

- Nawet... nawet gdybym był inny?

- Nie rozumiem Seth. - Warren zmarszczył brwi.

Poczułem gulę w gardle. Nie byłem w stanie przełknąć śliny, a oczy stały się podejrzanie mokre.

- Gdybym nie był normalny. - Powiedziałem cicho.

- Gdybyś był takim jakby wariatem? - Upewnił się.

- Tak.

- Seth, uważasz, że nie jesteś normalny? - Spytał. - Przecież walka z magicznymi stworami jest całkowicie normalna. - Zaśmiał się.

- Nie o to mi chodzi. - Nie śmiałem się razem z nim i Paprotem.

Obydwoje spoważnieli i uważnie na mnie spojrzeli.

- To o co?

Już chciałem wszystko powiedzieć.
Że potrzbuje pomocy.
Że sobie nie radzę.
Że coś jest ze mną nie tak.
Ale ktoś przeszkodził mi w ostatnim momencie.

Usłyszeliśmy krzyk, a potem głośne wycie.



Rozdziału dawno nie było z dwóch powodów:
1) Szkoła
2) Stranger Things (Ten serial mnie serio wciągnął)

Dziękuję wszystkim za dużą liczbę wyświetleń i głosów <3

Oprócz tego znalazłam fajne konto na TikToku o tematyce Baśnioboru, które używa memów z mojego konta! 💕

No wiec sobie pomyślałam - A co mi tam. Spróbuję zArEkLaMoWaĆ moje konto na tiktoku.

Tak więc jeśli chcecie mieć jakieś spoilery do rozdziałów to zapraszam tu 👇
tiktok.com/@fablehaven_girl

Do niczego nie zmuszam ani nic.

Podejrzewam że następny rozdział pojawi sie w przeciągu tygodnia!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro