Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~14. Obudź się! ~

Pov.Kendra.

- Kendra?

- Kendra obudź się

- Kendra słyszysz mnie?

- Obudź się!

- Kendra wstawaj!

- Kendra!

- Dlaczego ona się nie budzi?

- Zrób coś!

Wszystko słyszałam jak przez mgłę. Nagle poczułam ostry i otrzeźwiający zapach.

Krzyknęłam i gwałtownie usiadłam. Zobaczyłam szczęśliwą twarz mojego brata, Warrena, Tanu i...

- Eva? - spytałam zdezorientowana.

- Kendra obudziłaś się! - Seth kompletnie zignorował moje pytanie.

- Co się dzieje? - spytałam dotykając swojej głowy. Poczułam pod swoimi palcami przesiąknięty krwią bandaż. Rozglądałam się dookoła. Siedziałam na jakimś kocu w namiocie.

- Spokojnie wszystko Ci wyjaśnimy. - Powiedział spokojnie Warren. - Co pamiętasz?

Zamyśliłam się. Pamiętałam smoka, dolinę, wybuch i...

- Paprot. - Gdy tylko wypowiedziałam jego imię w oczach pojawiły mi się łzy. Czy ja go sobie jedynie wyobraziłam...?

- Hej już spokojnie... - Zaczął Tanu.

- Nie! Paprot. Widziałam go! Gdzie on jest...? - załamałam się.

- Jest tu. - Powiedział Seth. - Pójdę po niego, dobrze?

W odpowiedzi kiwnęłam głową.

- Kendra spokojnie, weź głęboki wdech. - Powiedział do mnie Warren. - Mocno dostałaś w głowę.

- Nie pamiętam. - Po moich policzkach spływały łzy. - Nie pamiętam! - Brzmiałam jak jakaś rozhisteryzowana dziewczyna.

- Spokojn... - Warren nie dokończył, ponieważ do namiotu wbiegł Seth z Paprotem.

- Kendra! - Paprot mnie przytulił. Mimo, że planowałam się na niego wydrzeć, nakrzyczeć i obrazić, nie byłam w stanie wydusić ani jednego słowa. W jego ramionach czułam się tak bezpieczna i kochana. - Tak wiele się działo! Wszystko Ci opowiem i wyjaśnię! Jesteś na mnie bardzo zła?  Z resztą pa licho z tym! Jak się czujesz?

- Jesteś tu.  - Powiedziałam jedynie.

- Jestem i prędko się mnie nie pozbędziesz.

- Dobrze, uspokójmy się. - Wtrącił się Tanu. - Kendra jest zmęczona i pewnie zdezorientowana. Podam jej eliksir i wróci do siebie, na razie Paprot puść ją.

Paprot posłusznie odsunął się i usiadł obok mnie. 

- Ja nie dam rady nic wypić. - Załkałam. Brzuch i głowa za bardzo mnie bolały.

- Spokojnie, podam Ci go dożylnie. - Tanu uśmiechnął się do mnie.

Odruchowo cofnęłam się. Nie znosiłam zastrzyków i igieł. Obrzydliwie się ich bałam, odkąd jedna z nich złamała mi się podczas badania krwi. Trzeba było jechać do szpitala i ugh.

- Myślę, że zastrzyk to nie jest dobry pomysł. - Powiedział Seth.

- Boisz się igieł? - Zapytał mnie cicho Paprot.

Kiwnęłam głową. Mocno się zawstydziłam. Miałam 17 lat i bałam się tak błahych rzeczy.

- Kendra, rozumiem, że nie przepadasz za zastrzykami, ale twój stan jest poważny. - Powiedział do mnie Tanu.

Serce mi przyspieszyło. Nie chciałam przy nich wszystkich wybuchnąć płaczem i krzyczeć ,,nie chce żadnego zastrzyku". Ta opcja zdecydowanie mi się nie podobała.

Paprot ścisnął moją rękę. Delikatnie mnie do siebie przytulił.

- Będę z Tobą. Zgodzisz się na zastrzyk?

Spojrzałam na Tanu. Przygryzłam wargę, ale kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Z resztą nie miałam innego wyjścia.

- Musisz trochę odchylić szyję. - Powiedział do mnie, dotykając mojej skóry.

Zastrzyk w szyję? Nie! Nie na to się pisałam! Próbowałam się wyrwać, ale Paprot trzymał mnie mocno.

- Kendra, damy sobie radę. To tylko jedno ukłucie. - Wyszeptał cicho do mojego ucha. - Zobaczysz, Tanu zrobi to szybko, prawda Tanu?

- Prawda. - Potwierdził Samoańczyk.

Westchnęłam i przechyliłam głowę w lewo, tak żeby Tanu mógł szybko podać mi eliksir.

Poczułam jak mężczyzna przeciera moją szyję płynem odkażającym. Nienawidziłam tego momentu. Czułam wtedy ten znajomy zapach, a następnie ostrą i długą igłę wbijającą się w moje ciało.

- Super. Teraz się nie ruszaj, dobrze?

Paprot słysząc słowa Tanu, mocniej mnie objął.

Zacisnęłam zęby i pięści, kiedy poczułam igłę. Zanim zdążyłam mrugnąć, odezwał się Paprot.

- Już koniec. Jesteś strasznie dzielna. - Pocałował mnie w czoło.

Gdybym usłyszała te słowa od kogoś innego poczułabym się jak małe dziecko.
Ale słysząc te słowa od Paprota poczułam się naprawdę dobrze.

- Zaraz eliksir powinien zacząć działać. Teraz możemy ci wszystko opowiedzieć, bo pewnie jesteś ciekawa co się wydarzyło.

- Właśnie! Co ze smokiem!? - Niemal zerwałam się z miejsca czując nowy przypływ energii.

- Nie żyje. - Odparł ze spokojem Seth.

Zdziwiłam się.

- Wszystko ci opowiemy. - Zaczął Warren. - No więc było tak...

Godzinę temu

Kendra nieprzytomna osunęła się na ziemię.

- Kendra! - Krzyknął Paprot i przy niej upadł. 

- Co z nią? - zawołał Seth podbiegając.

- Straciła tylko przytomność. - westchnął z ulgą Paprot.

- Uważaj! - Krzyknął Seth w ostatniej chwili, gdyby Paprot nie uchylił się odpowiednio szybko, zostałby trafiony kulą ognia.

- Nie rozumiem ludzi. - Westchnął smok. - Prędzej czy później i tak zginą, więc po co tak to przedłużać?

- To Pluton! - Krzyknął Paprot biorąc Kendrę na ręce. - Żeby się go pozbyć, musimy rozwalić dolinę!

- Jak? - Zastanowił się Seth.

Warren i Tanu byli ,,niedostępni".
Seth nie mógł latać.
Kendra była nieprzytomna.

- Jak rozwaliłeś tamtą skałę? - Spytał Seth.

- Znalazłem jakiś ładunek wybuchowy. - Odparł chłopak. - Jest tam jakaś jaskinia, w której było wiele rzeczy.

Seth zastanawiał się nad odpowiedzią Paprota.

- Petardy! - Krzyknął.

- Co?

- Petardy! Mam petardy w zestawie kryzysowym! - Seth puścił się biegiem do swojej torby.

Pobladł kiedy zobaczył, że zawartość torby leżała rozsypana na ziemi.

Padł na kolana i szukał Petard. Gumki recepturki, eliksir, jakieś papiery... ani śladu petard...

- Tu są. - Podskoczył, słysząc znajomy głos.

Odwrócił głowę i zobaczył Evę stojącą z petardami w ręce.

Seth zamrugał zaskoczony oczami. Czy śnił? Pokręcił głową i szybko wstał.

- Chodź, pomożesz mi. - Powiedział szybko i puścił się biegiem w stronę stromej ściany Doliny. - dawaj te Petardy.

Chwycił dwie i ustawił je tak, żeby wybuchając trafiły w ścianę.

Mocą uzdrawiacza Cieni sięgnął po ogień i podpalił knoty.

- Odsuń się! - Krzyknął odbiegając.

Niecałe parę sekund później petardy wystrzeliły.
Ściana Doliny zawaliła się.

Pluton zdezorientowany ryknął.

- Co wyście zrobili?! - Wrzasnął.

- To za moją siostrę i moje skrzydło! - Krzyknął Seth, patrząc jak ziemia z kamieniami przygniata smoka.

Stworzenie próbowało uciec, ale przez lawinę nie udało mu się. Seth z Evą patrzyli na pozostałości doliny

- Udało się wam! - Zawołał Paprot. - Wybacz, ale Cię nie znam. Kim jesteś?

- Jestem Eva Dalgorel. - Odparła dziewczyna.

- Paprot. - Odparł przedstawiając się.

- Co ty tu robisz? - spytał Seth Evy.

- Miałam dość neutralnego życia. Uciekłam z domu jakiś tydzień temu.

- Z Gadziej Opoki do Wenezueli jest szmat drogi. - Odezwał się Warren, wstając z krzaków. - Tak w ogóle świetna robota.

- Wiem. - Odparła Eva. - Dostałam się do jakiegoś statku i wczoraj tu przypłynęłam. Chciałam odkrywać świat, więc postanowiłam zobaczyć wodospad Salto Angel i was spotkałam.

- Co z Kendrą? - Spytał Paprot.

- Trzeba gdzieś stworzyć bazę. - Powiedział Tanu, zbliżając się do nich. - Trzeba ją opatrzyć, Setha również.

- Mam przenośne dwa namioty. - Wtrąciła Eva.

- Serio? - Spytał Seth.

Eva wyjęła z kieszeni dwa kwadraty materiału.

- Wystarczy położyć je na ziemi. - Powiedziała. - Odsuńcie się.

Dziewczyna położyła namioty na małej polance, między krzakami. Po chwili małe kwadraciki same się rozłożyły i tak o to stały przed nimi dwa błękitne namioty. Jeden mniejszy, drugi większy.

Paprot zagwizdał z szacunkiem i wszedł do mniejszego.

Powoli położył Kendrę na podłodze.

Tanu od razu wziął się do roboty, chwytając swoje eliksiry.

Stwierdził, że dziewczyna miała lekki wstrząs mózgu i ma rozcięcie między włosami.

Po 10 minutach Kendra była opatrzona.

- Ona się obudzi? - spytał cicho Seth.

- Jasne, że się obudzi. Sama, a jeśli nie to pomogę jej eliksirem. Pokaż swoje skrzydło.

Chłopak posłusznie odwrócił się plecami do nich i pokazał skrzydło.

- No to wygląda o wiele gorzej niż myślałem. - Stwierdził Samoańczyk. - Mocne złamanie.

- Umiesz coś z tym zrobić?

- Mogę jedynie nastawić i zabandażować skrzydło. Nie będziesz mógł latać przez najbliższe 3 - 4 tygodnie.

Seth westchnął i w ciszy pozwolił mężczyźnie działać. Choć w niektórych momentach naprawdę bolało, nie odezwał się ani słowem.

- Pójdę pozbierać drewno na opał. - Powiedział Paprot.

- Już? Jest dopiero popołudnie.

- Lepiej zrobić to kiedy jest widno. Później zrobi się ciemno i zimo.

Spojrzał na Evę.

- Będziesz musiała z nami zostać.

- Co? - Zdziwiła się.

- Jesteśmy na ścieżce prowadzącej do Serca Ziemi. Myślę że Pluton, był pierwszą z prób. Zostały jeszcze dwie. Obawiam się, że nie możesz się wycofać, w końcu pomogłaś nam zgładzić smoka.

- Oh. Nie chcę być utrudnieniem. - Powiedziała cicho.

Seth nie odpowiedział, gdyż Kendra cicho jęknęła.

Kendra?

- Kendra obudź się

- Kendra słyszysz mnie?

- Kendro musisz się obudzić!

- Kendra!

- Dlaczego ona się nie budzi?

- Zrób coś!

Tanu szybko podłożył dziewczynie sole trzeźwiące pod nos.

- I tak to wszystko wyglądało. - Skończył opowiadać Warren z uśmiechem.

- Wow Warren.  - Powiedział Seth. - Nie spodziewałem się niepodkoloryzowanej wersji wydarzeń, a tu proszę

- Prawda? - Mężczyzna uśmiechnął się.

- Byliście już w jaskini? - spytałam. Powróciłam i musiałam myśleć trzeźwo.

- Jakiej jaskini? - spytał Tanu.

- No tej, w której Paprot znalazł ładunki wybuchowe.

- A to nie. Kompletnie o niej zapomnieliśmy! - Zawołał mężczyzna.

- No to na co czekamy?! - Podekscytował się Seth wstając.

- Na wyjaśnienia Paprota. - Powiedziałam twardo. 

Paprot spojrzał na mnie niczym przerażone dziecko na wściekła matkę.

- W jakiej sprawie...? - Spytał powoli i ostrożnie.

Bał się. Bardzo dobrze. Kobiety z okresem i zdenerwowanej należy się bać. I to bardzo.

- W sprawie zostawienia mnie. Wiesz, wtedy kiedy zachowałeś się jak totalny idiota.

- Aaa wtedy... - Paprot przeczesał ręką swoje włosy. Nie umknęło to mojej uwadze. Zawsze tak robił kiedy był zdenerwowany. - Wszystko Ci wyjaśnię. No więc kiedy ta zamaskowana kobieta rzucała tymi swoimi balonami z proszkiem, nieświadomie trochę się go nawdychałem. Odskoczyłem za późno. Okazało się, że ta kobieta potrafi kontrolować ludzi dzięki temu proszkowi. Jak narkobliksy podczas snu, ugryzionej przez nich ofiary. - Widząc przerażone miny wszystkich, szybko dodał. - Przez 24 godziny. Później proszek przestaje działać i nie ma żadnej kontroli, więc spokojnie.

- Ale dlaczego nie wróciłeś? - Nie rozumiałam.

- Ta kobieta uśpiła mnie. Inaczej mówiąc pokonała. - Przyznał ze wstydem. - Naprawdę chciałem do Ciebie wrócić, ale przyłożył mi jakiś dziwnie pachnący materiał i straciłem przytomność. Obudziłem się w jakimś lochu...

- ZNOWU BYŁEŚ W LOCHU?!

Paprot zmrużył oczy.

- Jestem zaskoczona, że sam uciekłeś. - Powiedziałam z szacunkiem.

Seth z trudem powstrzymał śmiech.

- No nie do końca sam... - przyznał Paprot.

Westchnęłam i udałam obrażoną.

- Kto śmiał uwolnić mojego wspaniałego i pechowego chłopaka z lochów?! - zawołałam w przestrzeń. - Przecież to moje zadanie.

Seth i Warren parsknęli śmiechem.

- No w każdym razie. - Kontynuował Paprot. - W mojej celi pojawił się jakiś chłopak. Powiedział mi że za drobną przysługę pomoże mi uciec i dodatkowo pokaże mi coś ciekawego i odpowie na moje 5 pytań. Chyba jeszcze nie do końca to wszystko do mnie docierało i się zgodziłem.

- O co spytałeś? - Zaciekawił się Warren.

- Najpierw spytałem czy Kendra jest bezpieczna... - Chłopak zażenowany unikał mojego spojrzenia, a ja czułam jak moja wszelka złość znika. Mimo, że był w więzieniu martwił się o mnie. - Potem spytałem gdzie jestem. Okazało się że jestem blisko Wenezueli, w Gujanie. Potem ten koleś pokazał mi jakieś zebranie. Była tam ta kobieta z lasu, Sfinks i Ronodin.

Zamarłam.
Ronodin. Nie.

- Ale... on jest z Zzyzxie.

- Już nie. - Paprot posmutniał. - Ronodin musiał jakoś uciec i planuje zemstę. Ta kobieta z Baśnioboru nazywa się Nicassia. Mówili coś o twoim pochodzeniu, Kendra. Martwili się, że jest szansa, że odnajdziesz Serce Ziemi.

- Nie rozumiem... - O jakie pochodzenie im chodzi?! Chciałam tylko znaleźć antidotum i mieć święty spokój! Czy ja naprawdę proszę o tak wiele?

- Ja też nie. - Odparł szeptem. - Później spytałem się go czy to na pewno Ronodin, Sfinks i Nicassia. Niestety potwierdził moją teorie. Spytałem się jak uciekł Ronodin, ale odpowiedział tylko, że dzięki swoim sojusznikom i kontaktom.

- To rzeczywiście wiele informacji. - Mruknął Warren.

- W każdym razie, później spytałem się go dlaczego Cię zostawiłem i wyjaśnił mi na czym polega proszek Nicassi. - Zwrócił się do mnie.

- Rozumiem. - Kiwnęłam głową. - Pójdziemy przeszukać te jaskinię?

- To jutro. - Odparł Tanu. - Słońce już zachodzi, a w ciemnościach widzisz tylko ty Kendra. Po za tym uważam, że gdyby nie nasza aktualna sytuacja, powinnaś leżeć w łóżku i odpoczywać.

Cicho westchnęłam.

- Pójdę rozpalić ognisko i zrobić kolację, wy ustalcie kto gdzie śpi. - Dodał Samoańczyk wychodząc z namiotu.

Razem z Evą powiedziałyśmy, że we dwie zajmiemy mniejszy namiot, a chłopcy będą spali w drugim. 

Nikt nie miał nic do gadania w tej sprawie. Seth przez chwilę opierał się mówiąc, że czterech mężczyzn w namiocie się nie zmieści, ale przypomniałam mu, że ze względu na warty w namiocie będą równocześnie przebywać jedynie trzy osoby.

Co do wart nocnych pojawiły się komplikacje.

Warren szybko ustalił jak to będzie wyglądać:

Od 22 do 24 wartę będzie pełnił Tanu,

od 24 do 2 wartę będzie pełnił Warren,

od 2 do 4 wartę będzie pełnił Paprot,

a od 4 do 6 wartę będzie pełnił Seth.

Do jaskini wyruszymy o godzinie 8 rano, wyspani i przygotowani na drugą próbę.

Wszyscy od razu na to przystali, oprócz mnie. Zaczęłam wykłócać się z Warrenem, że ja też chcę mieć wartę. Natomiast on rzucał argumentami w stylu ,,Ty jesteś otruta" albo ,,Słyszałaś Tanu, powinnaś odpoczywać".

W końcu Paprot nas pogodził, obiecując mi, że jutro w nocy dostanę tyle wart ile będę chciała, pod warunkiem, że ktoś ze mną będzie. Natomiast dziś się prześpię i odpocznę.

Warren zgodził się z Paprotem, a ja zaczęłam protestować.

- Nie jestem przecież nie wiadomo jak ranna. Miałam lekki wstrząs mózgu, a Seth ma złamane skrzydło i jakoś ma wartę!

- A zastanawiałaś się dlaczego dostałaś tego wstrząsu? - spytał tajemniczym tonem. - Kendra, dziś zrobiłaś coś naprawdę wielkiego. Użyłaś naprawdę dużo energii i nauczyłaś się nowej sztuczki. To było niebezpieczne. Tak jakbyś przez duży okres czasu nie robiła totalnie nic, a potem zachciałabyś przebiec 10 kilometrowy maraton.

- Sugerujesz, że nie robię totalnie nic?! - Wybuchnęłam.

Warren, Seth i Eva szybko i cicho się ulotnili.

- Nie, nie, nie, nie to miałem na myśli...

- Zaprzeczyłeś 4 razy, to znaczy, że kłamiesz.

Paprot patrzył na mnie z niedowierzaniem.

- Nie! Naprawdę! Chodzi mi o to, że to co zrobiłaś wymagało dużo mocy. Wywołanie eksplozji to nie mały wyczyn. Sztuczki, które dotychczasowo robiłaś, wymagały jej o wiele energii. Taki wyczyn sprawił, że straciłaś przytomność. Musisz odpocząć, żeby jutro być w pełni sił.

Patrzyłam na niego obrażona.

- No hej, Iskierko... - Spojrzałam na niego wzrokiem, który był w stanie zabić. Niestety Paprot był odporny na tego typu spojrzenia. - Nie bądź na mnie zła. Strasznie mnie dziś przestraszyłaś, wiesz? Byłaś niesamowita.

Chciałam się do niego przytulić i przeprosić, ale tego nie zrobiłam. Nie wyjdę na ostatniego tchórza, do którego wystarczy powiedzieć parę miłych słówek i nagle wybaczy Ci wszystko.

Kiedy nic nie odpowiedziałam, Paprot posmutniał.

- Jesteś na mnie bardzo zła...? - spytał spuszczając głowę.

Milczałam.

- Kendra, naprawdę Cię przepraszam. Za wszystko. Proszę, ja nie chce żeby to był koniec... 

Spojrzałam na niego zaskoczona, ale on nie patrząc na mnie wstał i dodał cicho.

- Kocham Cię.

I wyszedł z namiotu.



ROZDZIAŁ MIAŁ POJAWIĆ SIĘ WCZORAJ, ALE NIE ZNALAZŁAM CHWILI, DLATEGO DOPIERO DZIŚ WSTAWIAM.

Rozdział jest pisany nieco inaczej niż inne, ale mam nadzieję, że taka ,,historia" nie była aż tak zła.

Od razu uprzedzam, że specjalnie zostawiłam parę spraw bez odpowiedzi, więc możecie na razie snuć teorie co się wydarzy i co Paprot musiał zrobić w zamian za wolność.

Swoje pomysły i teorie możecie pisać w komentarzach, fajnie się je potem czyta.

Dajcie znać czy to FanFiction się wam podoba i czy chcecie go dalej czytać i co mogę poprawić xD

Przepraszam za tą zdecydowanie ,,przesłodzoną" scenę z zastrzykiem, ale naprawdę stwierdziłam, że BRACKENDRY NIE BYŁO OD PONAD DWÓCH ROZDZIAŁÓW A TAK BYĆ NIE MOŻE. Spokojnie, zaraz pojawi się też Seva więc to się wszystko powinno ,,zrównoważyć"

Mam nadzieję, że nie schrzaniłam tak bardzo i życzę miłej nocy <3

P.S. Pamiętajcie, jak mówię, że wstawię rozdział jutro, to na 1% rzeczywiście go wstawię, a na 99% wstawię go pojutrze lub w przeciągu tygodnia XD. Co do terminów - Nie ufajcie mi!

A w sprawie rozdziałów z ostatniego maratonu - NAPRAWDĘ JE WSTAWIĘ W TYM TYGODNIU. A jak nie to będzie oznaczać że 6Ktos_Tam9 mnie nie dopilnowała. Do niej składać wszelkie zażalenia i skargi.

Do zobaczenia! <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro