Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 12. Wenezuela ~

Pov.Paprot

Rozglądałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Ściany były czarne, tak samo jak podłoga i sufit. Znajdowała się tu mała prycza i nic po za tym. 

Zasnąłem na ścieżce w Baśnioborze i obudziłem się tu. Ile godzin spałem? Gdzie byłem? Dlaczego tu byłem? Czy z Kendrą wszystko w porządku?

W pewnym momencie jedna ze ścian rozsunęła się i do pomieszczenia wszedł jakiś brunet. Miał na oko 17 lat, piegi oraz dziwny uśmiech. Wyglądał jak człowiek, ale równie dobrze mógł to być jego ludzki avatar.

- Widzę, że już się obudziłeś. - Powiedział w moją stronę. - Podejrzewam, że chciałbyś się uwolnić.

Spojrzałem na niego zdziwiony i zdezorientowany.

- Chyba nie rozumiem. - Powiedziałem powoli.

- Pytam czy chciałbyś się stąd urwać. - Powtórzył. - Mogę pomóc ci uciec, ale za pewną cenę.

- Jaką?

- To uzgodnimy później.  Jeżeli się zgodzisz mogę odpowiedzieć na twoje 5 pytań, pokazać ci pewne rzeczy o których nie miałeś pojęcia oraz pomogę ci uciec.

- Czekaj. Czyli jeżeli w ciemno zgodzę się oddać ci coś o czym nie wiem, odpowiesz na moje 5 pytań, pokażesz mi coś ważnego i pomożesz uciec?

- Ty zrozumiałeś co powiedziałem, czy nie? - Spytał.

- A skąd mam wiedzieć czy tą ceną nie będzie moje życie? - spytałem.

- Ah zapomniałem. Nie poproszę cię o twoje życie, zdrowie, umysł ani bliskie ci osoby.

Zamyśliłem się.

- Skąd mam mieć pewność, że pomożesz mi uciec?

- Masz moje słowo. Rozumiem twoją nieufność, ale zaraz mi się znudzisz i sobie pójdę, więc podejmij decyzję teraz.

- Dobrze. - Powiedziałem walcząc ze sobą. Czułem, że taka okazja nie nadejdzie drugi raz. A może popełniałem wielki błąd?

- Wspaniale. Zatem zadaj swoje 5 pytań.

- Muszę to robić teraz?

- Możesz mi je zadać kiedy ci coś pokażę. - Odparł.

- Dobrze. Zadam ci dwa pytania teraz, a trzy później.

- Słucham.

- Czy z Kendrą Sorenson wszystko w porządku? - spytałem.

Nieznajomy uniósł brew.

- Nie spodziewałem się takiego pytania. Ale owszem, na razie jest z nią wszystko w porządku.

Odetchnąłem z ulgą.

- Gdzie aktualnie jestem?

- Znajdujesz się w takim jakby drugim Podziemiu. Oczywiście nie ma tu Podkróla, ale ciemność panuje taka sama. Dokładnie znajdujesz się w Gujanie.

Miałem po dziurki w nosie tej całej zabawy. Miał dość mroku i ciemności. Miał dość bycia bezsilnym.

- Miałeś mi coś pokazać. - Przypomniałem.

- Oczywiście, chodź.

Razem z nieznajomym wyszedłem z celi. Ruszyliśmy ciemnym korytarzem przed siebie. Raz skręcaliśmy, raz wspinaliśmy się po schodach a raz wchodziliśmy do jakiegoś pomieszczenia.

- Jesteśmy. - Powiedział cicho.

Znaleźliśmy się w pustym pomieszczeniu.

- Żartujesz? - prychnąłem.

- Nie. Widzisz tamtą dziurę? - spytał wskazując jakąś szeroką, ale niską szczelinę.

- Widzę.

- To tam właśnie musisz wejść. - zerknąłem na niego podejrzliwie, ale wczołgałem się do szczeliny.

Leżałem na brzuchu. Dokładnie widziałem jakąś salę, w której znajdowało się dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Rozpoznałem w niej przeciwniczkę, która pokonała mnie w Baśnioborze.

- To co robimy? - spytała kobieta uderzając pięścią w stół.

- uspokój się Nicassio. - Uspokoił ją jeden z mężczyzn. Wytrzeszczyłem oczy. Nie pomyliłbym tego głosu, z żadnym innym.

- Żartujesz sobie? - Spytał ten drugi. - Dziewczyna nie może dotrzeć do Serca Ziemi. Jeżeli odkryje swoje pochodzenie, stanie się niepokonana!

O kim oni mówili? Jaka dziewczyna? Czy chodziło im o Kendrę? Na pewno!

Zanim zdążyłem usłyszeć coś więcej, chłopak chwycił mnie za nogę i pociągnął do siebie. Spadłem na podłogę.

- Au! - Wstałem. - Co ty robisz?

- Więcej nie możesz usłyszeć. - powiedział zakładając ręce na ramiona. - Zadawaj swoje 3 ostatnie pytania i stąd zmiataj.

- W porządku. Zatem czy ci ludzie, których widziałem to Ronodin, Nicassia oraz Sfinks?

- Dobry jesteś. - Zagwizdał cicho. - Tak, to oni.

- Jak Ronodin uciekł z Zzyzxu?!

- Z pomocą jego sojuszników i kontaktów nie było trudno. - Odparł. - Ostatnie pytanie.

Wziąłem głęboki wdech. Ostatnie pytanie. Ostatnia odpowiedź. Tyle że ja miałem tysiące pytań.

- Okej. Moje ostatnie pytanie brzmi...

***

Pov.Kendra.

- Serce Ziemi nadchodzimy! - zawołał Seth wyskakując na ląd. Właśnie dopłynęli do Wenezueli.


- Ciszej Seth. - Zaśmiał się Warren. - Chodźcie, musimy coś zjeść przed naszą podróżą.

Ruszyłam za Warrenem i Sethem bez słowa.

- Kendra, wszystko dobrze? - spytał.

- Tak. Po prostu zastanawiam się co u Vanessy.

- Jeśli chcesz możemy do niej zadzwonić. - Powiedział Tanu podając mi telefon.

Uśmiechnęłam si z wdzięcznością i wybrałam numer do domu.

- Halo? - usłyszałam głos Babci.

- Cześć Babciu, to ja Kendra.

- Cześć skarbie! Jak tam u was? Macie co jeść? Jak się czujesz? Seth i Warren jeszcze żyją?

Zaśmiałam się.

- Spokojnie Babciu. Właśnie dopłynęliśmy do Wenezueli i idziemy coś zjeść. Wszyscy jeszcze żyjemy i czujemy się dobrze.

- To wspaniale!

- jak się czuje Vanessa?

- Najprawdopodobniej ma grypę. Dalej źle się czuje, ale jest lepiej niż przedtem.

- A pożar?

- Z pomocą Świetnego Ludu udało się nam ugasić pożar. Wszystko jest dobrze, nie musisz się martwić.

- A Paprot...?

- Oh... - Babcia nagle posmutniała. - Niestety nie wrócił. Wróżki podszeptują między sobą, że nie wrócił do Krainy Wróżek.

Krew odpłynęła mi z twarzy.

- Żartujesz. - Zatrzymałam się i mocniej ścisnęłam telefon.

- Nie. Chociaż... nie, nie powinnam ci pogarszać samopoczucia.

- Babciu jak to nie dotarł? Babciu!

- Podobno jakaś driada widziała jak walczy z jakąś zamaskowaną kobietą. Obawiam się, że przegrał.

- Ale...ale jak to? - Głos mi się załamał.

Seth spojrzał na mnie, po czym wyrwał mi telefon z ręki.

- HALO? Babciu? O hej! Co się dzieje? - Babcia musiała streścić mu naszą rozmowę, gdyż po chwili podziękował i rozłączył się. - Kendra...

- Gdzie on jest? - spytałam cicho Setha. Brat przytulił mnie bez słowa.

- Nie wiem Kendra, ale się znajdzie, zobaczysz.

Warren i Tanu nie mieli pojęcia co się dzieje, ale nie zadawali pytań widząc w jakim jestem stanie.

- Może chodźmy już na obiad, co? - Spytał cicho Warren.

- Tak. - Odsunęłam się. - Chodźmy.

Mimo, że zamówiłam sobie swoje ulubione danie - jajko sadzone, niczego nie zjadłam. Po prostu nie byłam w stanie.

- Może jednak coś zjesz. - Powiedział Warren. - Nie będziesz miała później siły.

- Nie, naprawdę po prostu nie dam rady. - Powiedziałam. - Pójdę do łazienki.

Wstałam i ruszyłam w stronę WC. Przepłukałam twarz zimną wodą, wzięłam parę głębokich wdechów i napawałam się ciszą. Musiałam odpocząć.

Jakaś kobieta wyszła z kabiny i spojrzała na mnie. Spytała się mnie czy wszystko dobrze.

- Tak, jest okej. - Powiedziałam, po czym przypomniałam sobie że jesteśmy w Wenezueli więc szybko się poprawiam. - todo esta bien

Kobieta kiwnęła głową i wyszła nie pytając o nic więcej. I dobrze. Znałam tylko podstawy Hiszpańskiego, więc istniała szansa, że jej nie zrozumiem.

Doprowadziłam się do porządku i wyszłam z uśmiechem z łazienki. Po drodze zamówiłam sobie smoothie owocowe.

Okazało się że Warren, Tanu i Seth już zjedli i na mnie czekali.

- Możemy już iść? - spytałam pijąc napój.

- Jeśli nie czujesz się dobrze Kendra, możemy wrócić na statek i wyruszyć jutro. - Zaproponował Warren.

Czyli Seth powiedział o wszystkim Warrenowi i Tanu.

- Nie, jest dobrze. Powinniśmy jak najszybciej dostać się do Serca Ziemi.

- Jesteś pewna...?

- Tak. - ucięłam.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro