Miasto Cieni - Rozdział 2
Nie pozwolę odebrać sobie przyjemności zabicia go. To była pierwsza myśl Bruce'a. Spojrzał na leżące obok przedmioty. Klapa od kosza musiała wystarczyć. Zabójca zagadywał ich dość długo, by chłopak miał czas rzucić w pierwszego z nich. Drugi był zbyt skołowany, by powstrzymać Jasona przed wykopnięciem mu pistoletu z rąk.
-Prawie jak w filmach.- Uznał mężczyzna i powalił napastnika uderzeniem. Bruce podbiegł i podniósł klapę, po czym ogłuszył nią drugiego. -Dzięki za pomoc młody, alo powinieneś się zbierać nim...
Uderzenia pięścią w nos. Jason cofnął się kawałek i złapał za złamany nos.
-Odbiło ci?!- Wrzasnął, choć złamanie znieszktałcało nieco jego słowa. Dopiero gdy spojrzał w oczy Bruce'owi, rozpoznał go. -Czekaj... Dzieciak Wayne'ów? Musisz wiedzieć to nie była moja wina, zmusili mnie...
Przerwało mu kolejne uderzenie. Tym razem z kolana w krocze. Jason zgiął się w pół, a Wayne podniósł pistolet jednego z napastników.
-Błagam, młody. Chociaż daj mi się wytłumaczyć...
-Stój, policja!- Wrzasnął policjant z nadwagą, wchodzący do zaułka. Od razu było widać jego przerażenie. Jason wyszarpnął Bruce'owi pistolet i strzelił w funkcjonariusza, po czym odbiegł w przeciwną stronę. Chłopak ogarnął się, i tylko zerkając na martwego policjanta pobiegł za zabójcą swoich rodziców.
Podążał za nim, zwalniając co jakiś czas, aby tamtemu wydawało się że go zgubił. Widać było że się znał na swojej robocie, krążąc między budynkami, aż w końcu wszedł do swojego mieszkania. Gdy Bruce wszedł przez okno, ten nalewał wina do dwóch kieliszków.
-Wina? Znaczy, nie wiem czy jesteś pełnoletni, a nie chcę być oskarżony o łamanie prawa i takie tam...- Jason uchylił się ciosem chłopaka. -Ha! Nie tym razem...!- Przerwało mu kolejne uderzenie w twarz. -Możesz przez chwilę przestać odkształcać mi twarz?!
Tym razem przerwało mu pukanie.
-Kim jest Red Hood?- Spytał spokojnie Bruce. Jason wyjął pistolet z szuflady, ale chłopak spokojnie mu go wyrwał
-Największy boss w mieście, na co ci to? I tak zobaczysz go tylko sekundę przed śmiercią.- Mężczyźnie po raz pierwszy drżał głos. -Już mu nie ucieknę, a jeśli nie spłacę długu...
Bruce zastanowił się chwilę, włożył pistolet do ręki Jasona, klęknął i przyłożył lufę do swojej głowy. Mężczyzna przez chwilę nie rozumiał o co chodzi. Gdy faceci w maskach wyważyli drzwi, spojrzał im w oczy i się uśmiechnął.
-Mam małego do kompletu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro