Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

× III ×

Kilka dni później mój pobyt w szkole przestał być czymś nadzwyczajnym. Ludzie przyzwyczaili się do mnie i zdarzało mi się z nimi rozmawiać. Przerwy spędzałam z Allison lub Isaac'iem, jednak lunch zawsze jadłam sama. To było moje małe przyzwyczajenie.
Scott tolerował moją obecność, choć nie chciał ze mną rozmawiać. Podejrzewałam, że nadal martwił się o przyjaciela. Lydia utrzymywała dystans w stosunku do mnie, była obok tylko, gdy Allison pojawiała się w pobliżu (pewnie przez zazdrość o Stilinskiego) .
Stiles uparcie chciał się do mnie zbliżyć. Zaczepiał mnie przed szkołą, na przerwach (gdy nie spędzał ich ze Scott'em) i czasem na lekcjach, wysyłając mi liściki. Z każdym dniem zauważałam, że zaczynało mi zależeć na tym uroczym, sarkastycznym chłopcu. Czułam jednocześnie strach i fascynację, nie wiedziałam tylko, co było większe. Jednej rzeczy byłam pewna: zaczynałam wierzyć, że zostaniemy tu na dłużej.
Dziś był czwartek, trzeci spędzony w tym mieście. Miałam małą ilość zajęć i w południe chciałam zajść do księgarni, którą znalazłam kilka dni temu. Zawsze na myśl o nowej książce ogarnało mnie podniecenie. Przez cały dzień nie mogłam się skupić i każdy to widział. Nawet Lydia zwróciła mi uwagę. Nie sądziłam, by mnie zrozumiała, w końcu dla niej czytanie to dla mnie jak matematyka.
W porze lunchu jak zwykle usiadłam pod swoim drzewem, wyciągając notatnik. Ze słuchawkami na uszach szkicowałam w nim, wsłuchując się w tekst. Przypomniało mi się, jak chodziłam do szkoły w Nowym Jorku. Była tak zatłoczona, że nie miałam miejsca dla siebie i chowałam się w bibliotece. Jedyne miejsce w szkole, które świeciło pustkami. W czasie tych dwóch tygodni w ciągu przeczytałam cały dział dotyczący starożytnej Grecji i jej mitologii.
Wspomnieniami sięgnęłam jeszcze głębiej, gdy usiłowano zapisać mnie do szkoły w dzieciństwie. Miałam wtedy 10 lat. Awanturowałam się i sprawiałam kłopoty pierwszego dnia, nie lubiłam zwykłych dzieci. Nigdy więcej tam nie poszłam, uczono mnie prywatnie. Pamiętam moją pierwszą nauczycielkę; jako jedyna była dla mnie życzliwa.
Dopiero po chwili zauważyłam, że skończyłam rysować. Zrobiłam na kartce pejzaż - las z drzewami o grubych konarach, a pomiędzy nimi u góry księżyc w pełni. Właśnie, za kilka dni pełnia. Ciekawe, jak wilki sobie z nią poradzą.
Moje oczy uchwyciły ruch. Uniosłam głowę i zobaczyłam Stilesa.
Siedzącego trzydzieści centymetrów przede mną.
Zrobiło mi się jednocześnie zimno i gorąco. Zawiesiłam wzrok na rysunku, czekając. Przygryzłam wargę. Za każdym razem, gdy postanawiałam go unikać, ten pojawiał się w pobliżu. Sięgnął dłonią do mojego policzka i zdjął jedną słuchawkę.
- Hej. Bardzo ładnie rysujesz. - powiedział, patrząc mi w oczy. Wbiłam wzrok w naszkicowany księżyc, rumieniec wypłynął na moje policzki.
- Dziękuję. - szepnęłam. Podjęłam szybką decyzję. - Jak chcesz, mogę ci go dać.
Chłopiec zaniemówił. Otworzył szerzej oczy. Roześmiałam się.
- Proszę. - powiedziałam, wyrywając kartkę z notatnika. Podpisałam rysunek i podałam mu. Ten sięgnął po niego i wziął w dłoń. Przez chwilę mu się przyglądał, po czym schował do jakiegoś podręcznika. Przez cały ten czas obserwowałam jego ruchy, a gdy zaczął podnosić wzrok na mnie, schowałam twarz za włosami. Czekałam na jego reakcję. Gdy spojrzałam na niego znowu, jego twarz rozświetlał uśmiech. Wstał i otrzepał spodnie.
- Chodź, zaraz będzie dzwonek. Odprowadzę cię. - powiedział, wyciągając rękę w moją stronę. Schowałam notatnik i ujmując jego dłoń podciągnęłam się. Uśmiechnął się do mnie i ruszył w stronę budynku. Poszłam za nim.
Dotarliśmy do sali języka francuskiego. Pożegnaliśmy się i Stiles odszedł na swoje lekcje, wciąż mając uśmiech na twarzy.
Przez kolejne dwie godziny moje myśli były rozproszone wspomnieniem wyrazu twarzy chłopca, gdy otrzymał rysunek. Allison widziała, jak oboje stoimy pod salą i wiedziała, dlaczego nie mogę się skupić. Co chwilę posyłała mi sugestywne miny, na przemian z uśmiechami. W pewnym momencie miałam tego dość i fuknęłam na nią, jednak nie umiałam długo się złościć. Jeszcze nigdy żaden osobnik płci męskiej nie interesował się mną. Żaden. Westchnęłam, rysując kółka na marginesie. Życie nastolatki jest porąbane.

Wyszłam z sali biologicznej po dzwonku, ponieważ nauczyciel chciał omówić moją ostatnią kartkówkę. Zrobiłam trochę błędów i dostałam C, ale byłam zadowolona. Na mojej liście ulubionych przedmiotów biologia była zaraz za matematyką.
Zostawiłam część podręczników w szafce, wzięłam z niej kurtkę i wyszłam z budynku. Uczniów było niewiele, mało kto kończył lekcje tak wcześnie.
Do moich nozdrzy dotarł wilczy zapach i spięłam się. Nie znałam tego wilka, ale pamiętałam woń, bo unosiła się przy ruinach domu w rezerwacie. Poczułam zagrożenie. Wilk miał wysoką rangę i pewnie pochodził z ważnego rodu, gdyż woń była obezwładniająca. Rozejrzałam się i na końcu parkingu zauważyłam grupę stojącą przy czarnym aucie. Były tam wilki, w tym Scott i Isaac. Już miałam zejść ze schodów i skierować się w dół ulicy, jednak Stiles zagrodził mi drogę. W mojej głowie rozległ się alarm. Wbiłam w niego wzrok, raz na jakiś czas zerkając na grupę.
- Nie bój się, Mary. Nie skrzywdzą cię, chcą tylko ciebie poznać...
- I dowiedzieć, czy jestem zagrożeniem, prawda? Wiesz, pójdę już... - odparłam, stawiając krok. Chłopiec złapał mnie za ramiona. Wezbrał we mnie gniew, panika kazała uciekać jak najszybciej. Spojrzałam mu w oczy.
- Spokojnie, nic ci się nie stanie. Pójdę tam z tobą, okej? Porozmawiasz z nimi i będziesz wolna. Zaufaj mi.
Mierzyliśmy się spojrzeniami. Stiles był nieugięty, ściskał moje ramiona jakby od tego spotkania zależało jego życie. Westchnęłam.
- Kazali ci mnie przyprowadzić? - przez chwilę wpatrywałam się w jego oczy. Ujrzałam w nich niemą prośbę. Rozluźniłam ciało, jednak w środku ciągle byłam w stanie gotowości.
- Dobrze. Prowadź.
Chłopiec opuścił ręce. Zaczął iść w kierunku grupy, jednak trzymał mnie za plecami, jakby musiał mnie chronić. Moje serce zabiło mocniej.
Zbliżyliśmy się do auta. Podniosłam wzrok i ujrzałam grupę wilków. Wśród nich był Scott i Isaac, o samochód opierał się mężczyzna, którego spotkałam w lesie, a przed chłopcami stała dziewczyna. Była niewiele starsza ode mnie, ale w jej postawie dominowała pewność siebie i doświadczenie. Miała ciemnie, proste do ramion włosy i jasnoniebieskie oczy. Skojarzyły mi się z soplami lodu na Arktyce. Czułam, że Stiles chce do niej podejść, jednak wahał się ze względu na mnie. Puściłam tył jego kurtki. Podszedł do niej i przytulił ją, a ta odwzajemniła uścisk. Poczułam ukłucie zazdrości w piersi, chociaż nie powinnam. Nie powinno mi na nim zależeć.
Nieznajoma przeniosła swoje zimne spojrzenie na mnie. Przyglądała mi się przez chwilę.
- To ją spotkałeś w lesie? - zapytała. Domyśliłam się, że pytanie skierowane było do mężczyzny opartego o wóz. Wstał i podszedł do niej. Widziałam, że coś między nimi było. Przyciągali się jak magnesy.
- Tak. Znalazłem ją przy Nemetonie, miała w ręku to. - odparł, po czym pokazał jej mój rysunek. Po chwili wyciągnął dłoń, między palcami trzymał szkic. Wpatrywał się w moją twarz. Delikatnie ujęłam papier i zgniotłam. Przenosiłam wzrok między obojga.
- Kim jesteście? - zapytałam. Przysunęłam się bliżej i ustawiłam między Stilesem a Isaac'iem. Wilkołak uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Obserwowałam reakcje dziewczyny i mężczyzny. On skrzyżował ręce i spojrzał na nią, a ta patrzyła na mnie tajemniczo.
- Jestem Maybelle Foster. Rok temu wprowadziłam się tu z wujem. Pomogłam stadu Scotta w pokonaniu paru złoczyńców. A to Derek Hale.
- Hale? - zapytałam, zszokowana. - Mieszkałeś w tym domu w rezerwacie?
Mężczyzna lekko kiwnął głową. Uniosłam brwi. No nieźle...
- A ty? Kim jesteś? - Foster uśmiechnęła się z wyższością, siadając na masce auta. Zmrużyłam oczy.
- Nazywam się Marie Parker. Od dwóch lat nie zamieszkałam w jednym miejscu na stałe, pochodzę z Wirginii. - uśmiechnęłam się zadziornie. - To tyle.
- Nie powiesz nam czym jesteś? - Maybelle uniosła brew. Uznałam, że skoro jej ranga jest tak wysoka, ma wiedzę i zna się na nadprzyrodzonych istotach. I posiada wilczy węch.
- Nie muszę. Teraz już pewnie wiesz. A reszta dowie się od ciebie. - odparłam. Podeszłam do nich i ukłoniłam się. - Miło było poznać. Żegnam.
Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę ulicy. Usłyszałam, jak któryś z wilków chciał mnie zatrzymać, jednak dziewczyna zabroniła mu. Nałożyłam słuchawki i skupiłam się na rozluźnieniu mięśni. Podczas tego "przesłuchania" cały czas czułam niepokój. Wilkołaki były jej niesamowicie oddane, ale to Scott został alfą. Dziwne. Wydawała się taka poważna i dumna, nieprzyjazna, ale skoro Isaac ją lubił, a Stiles nawet przytulał, to znaczy, że to tylko gra. Allison mówiła, że Stilinskiemu trudno nawiązywać znajomości.
Nie chciałam mieszać się w wilczy świat. Miałam nadzieję, że więcej jej nie zobaczę.
Nagle drogę zajechał mi jeep. Stiles otworzył szybę i wyjrzał przez nią. Zdjęłam słuchawkę.
- Hej, księżniczko. Po prostu sobie poszłaś. Nieładnie z twojej strony, wiesz? - uśmiechnął się. - Dziękuję za to. Już nikt nie będzie ciebie męczył. No, może tylko ja. - roześmiał się. - Wsiadaj. Jedziemy gdzie tylko zechcesz.
Wahałam się tylko przez chwilę. Wiedziałam, że kiedyś, gdy wyjadę, złamię mu i sobie serce, ale z drugiej strony... jeśli naprawdę zostanę tu dłużej? Wsiadłam na miejsce pasażera i zapięłam pas.
- To gdzie jedziemy? - zapytał, patrząc na mnie, Wytłumaczyłam mu, gdzie jest księgarnia, którą dziś chciałam zwiedzić. Chłopiec ruszył. Włączył radio na stacji z muzyką popularną. Patrzyłam przez okno. W głowie huczała mi myśl: "Wie o mnie. Wie, a mimo to zaprosił mnie do samochodu". Czułam jego wzrok na sobie.
- Mary... jeśli ciebie to gryzie, to wiedz, że wsiadłem do jeepa od razu po twoim odejściu. - szepnął. Spojrzałam na niego.
- Nie wiesz... czym jestem? - zapytałam cicho, ściskając w dłoni pas bezpieczeństwa.
- Nie. Poczekam, aż ty mi powiesz. - odparł, posyłając mi uśmiech. Opadłam na siedzenie, moje ciało rozluźniło się. Przygryzłam wargę. Powstrzymywałam uśmiech, lecz nieskutecznie. Po moim sercu rozlało się ciepło.

Weszliśmy do księgarni. Kiwnęłam głową sprzedawcy i znalazłam się między regałami. Stiles podążał za mną.
Spędziliśmy tam dwie godziny. Bawiliśmy się we wzajemne poznawanie ulubionych tytułów, układanie historii ze zdań z kilku różnych książek, a nawet w chowanego. Byłam zaskoczona, że czas zleciał tak szybko. Wyszliśmy z księgarni z jedną książką dla każdego i bólem brzuchów ze śmiechu. Zaczęliśmy iść w stronę samochodu, jednak Stiles pociągnął mnie za ramię i wskazał sklep ze słodyczami.
- Tylko nie mów, że się odchudzasz. - chłopiec zmierzył mnie wzrokiem. Roześmiałam się. Wzięłam go za ramię i poprowadziłam. Gdy znaleźliśmy się w środku, do moich nozdrzy dotarło mnóstwo zapachów; czekolady, owoców i przypraw. Wyczułam nawet orzechy. Spojrzałam na Stilesa z zachwytem wypisanym na twarzy, a ten poprowadził mnie do lady. Kupiliśmy ciastka, cukierki, czekoladki i herbatę. Wyszliśmy z budynku i usiedliśmy na schodach, rozpakowując słodycze i popijając ciepły napój. Chłopiec zaczął opowiadać mi o wydarzeniach z zeszłego roku i pojawieniu się Maybelle. Wytłumaczył mi, że traktuje ją trochę jak mamę, którą kiedyś stracił. Ja opisałam mu wszystkie miejsca, w których mieszkałam i kraje, które odwiedziłam, a było ich mnóstwo. Kolejna godzina minęła, zaczęło się robić ciemno. Ciągle nurtowała mnie jedna kwestia. Wierciłam się niespokojnie. Chłopiec zauważył to.
- Mary, co jest? Jesteś niespokojna. - powiedział, patrząc na mnie. Zmrużył oczy. Westchnęłam.
- To głupie. - posłałam mu delikatny uśmiech i odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Ej... Mi możesz powiedzieć. - odparł. Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się zachęcająco. Wbiłam wzrok w ziemię.
- Em... Co... Co łączy ciebie i Lydię? - rumieniec wypłynął na moje policzki. Chłopiec wyprostował się.
- Hm... Zauważyłaś coś?
- Ciężko nie zauważyć tego, że za każdym razem, gdy jesteś w pobliżu, morduje mnie wzrokiem. - przewróciłam oczami.
- Hah. - przeczesał palcami włosy. - Bo wiesz... Podobała mi się od dawna. Jednak miała kogoś innego, teraz też ma... I, no wiesz, przeszło mi. - posłał mi uśmiech.
- Wiedziała o tym, że ci zależy?
Odpowiedział dopiero po chwili.
- Tak.
Między nami zapadła cisza. Zrobiło mi się smutno. Jak można kogoś tak traktować? Ignorować jego uczucia i jeszcze afiszować się swoimi związkami? Od początku instynktownie jej nie lubiłam, teraz już wiedziałam, dlaczego.
- Tak właściwie to dlaczego pytasz? - zapytał z zadziornym uśmiechem, zerkając na mnie. Odwzajemniłam uśmiech i przewróciłam oczami.
- Ja... Chciałam znać powód jej zachowania.
- Jaki to powód?
- Przestałeś interesować się nią i bez twojej uwagi poczuła się nieważna lub niechciana.
Minęła chwila ciszy.
- Ciekawa teoria. Nie wiedziałem, że masz zadatki na psychologa.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.

W tym samym czasie wilkołaki zebrały się w domu Maybelle. Rozmawiali o Marie.
- Więc wiesz kim ona jest? - zapytał Scott, zakładając ręce. Dziewczyna stała tyłem do wszystkich. Sięgnęła po księgę z półki.
- Tak. Jest kojotołakiem. To rzadki rodzaj istoty nadprzyrodzonej, kojotów jest trzy razy mniej niż wilków. Zazwyczaj trzymają się osobno, rzadko łączą się w stada. Różnią się od nas tym, że po przemianie mają pełną postać. - powiedziała, kartkując książkę. Pokazała zebranym ilustrację na jednej ze stron. Przedstawiała wilka z czarną sierścią i błękitnymi oczami.
- Kojoty są groźne? - zapytał Isaac.
- To zależy od osoby. Mogą być takie jak my, albo jak Alfy. Bardzo mało wiadomo o tej rasie.
Zapadła cisza. Wszyscy pogrążyli się w zamyśleniu.
Scott wiedział, że Stiles jest teraz z nią. Bał się, że ona go zniszczy. Zniszczy wszystkich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro