38
Jimin POV
Wyszedłem z sali bez słowa. Powiedzenie, że byłem wkurwiony nie opisywało tego co czułem. Byłem zły, rozczarowany i smutny. Nigdy bym nie pomyślał, że Yoongi będzie mnie obwiniał o wyjazd Sary. Przechodząc przez korytarze szkolne miałem ochotę coś rozwalić. Wyżyć się. Schodząc ze schodów i wychodząc z ogromnego budynku szkoły, nadal rozmyślałem nad sytuacją.
Jak on mógł? Dobrze wiedział, że to nie moja wina. Ona sama podjęła tą decyzję, mimo moich błagań. Nawet mnie nie powiadomiła o tym kiedy i dokąd wyjeżdża. Po prostu się rozpłynęła. Po jej wyjeździe Hoseok kompletnie się załamał. Razem z chłopakami trzymaliśmy go przy życiu i postawiliśmy jako tako na nogi. I w momencie kiedy było już dobrze, znów się coś spierdoliło.
Podczas tych rozmyślań nawet nie zauważyłem, kiedy dotarłem do domu.
Wszedłem do mieszkania i z czystym namysłem podszedłem do barku, gdzie znajdowały się nienaruszone, przeróżne alkohole. Nie chciało mi się patrzeć na etykiety więc wziąłem do rąk dwie, duże butelki soju i odszedłem od barku, zamykając jego drzwiczki biodrem. Rzuciłem się na kanapę i otworzyłem pierwszą butelkę, której gwint natychmiast przyłożyłem do ust. Substancja przyjemnie rozgrzewała mnie i równocześnie odprężała. Przełożyłem butelkę do drugiej ręki by móc sięgnąć po pilota do telewizora i telefon. Włączyłem go i zacząłem oglądać jakąś dramę, popijając cały czas alkohol.
***
- Jimin ty zjebie. - usłyszałem znajomy głos. Otworzyłem leniwie oczy i zobaczyłem rozmazaną postać, która stała nademną.
- C..Co ty tu robisz w moim mieszkaniu? - nie potrafiłem skleić porządnie zdania, ponieważ alkohol zaczął bardzo mocno działać.
- Jimin, dzwoniłem do ciebie. - chłopak podniósł na mnie głos.
Parsknąłem nagle śmiechem i wziąłem do ręki telefon. Zobaczyłem jak przez mgłę nieodebrane połączenia i w jednej sekundzie się zezłościłem.
- Czego nie dzwonisz?! - wrzasnąłem na urządzenie, które nadal milczało. - No gadam do ciebie!
- Jimin...
- Takić ćwany? Zobaczymy czy umiesz latać. - rzuciłem urządzenie w dal, które odbiło się od frontowej ściany i upadło na podłogę z dużym hukiem.
- Już nie ćwany, co? - zapytałem z dumą.
- Jimin, posłuchaj mnie. - chłopak złapał mnie za ramiona i zmusił do patrzenia mu w oczy.
- Taeeśś...- zamruczałem, kiedy znalazł się blisko mnie. - Ładnie wyglądasz.
- Uspokój się i idź spać. - powiedział i naciągnął na mnie koc.
- Ale ja nie ce. Ja chce buzi. - wybełkotałem obrażonym tonem.
Brunet zbliżył się bardziej do mnie i popatrzył dziwnym wzrokiem.
- Co? - zapytał.
- To. - odpowiedziałem i przyciągając go do siebie, zacząłem go całować.
_______________________________
Nie wiem.
Nie mam weny i najchętniej zrobiłabym już akcję główną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro