antystrażak
/lipiec 2020
Z każdym kolejnym metrem temperatura obniżała się. Dziewczyna pocierała dłońmi przedramiona, mrucząc pod nosem przekleństwa pod adresem snoba, który wpadł na pomysł wybudowania swojej willi w takim miejscu. Zwiększyła lecący przy jej boku płomień i dorobiła kolejną warstwę ciepłej otoczki wokół siebie. Teraz rozumiała, dlaczego przybyły rok temu mężczyzna tak nalegał o największe stężenie tarczy normującej temperaturę. Bez niej życie tutaj było niemożliwe.
Minęły długie minuty, nim znalazła się na odpowiedniej głębokości. Spojrzała na wygasające lampy, niewątpliwie stworzone z masy perłowej. Nie dawały już prawie w ogóle światła i gdyby nie wyrzucanie raz na jakiś czas płomieni przed siebie, nie znalazłaby tego wielkiego domu.
Zapukała do ogromnych wrót i grzecznie poczekała, aż pan Arquet jej otworzy. Jak na razie jego służba mieszkała w innych willach, więc mężczyzna wszystko robił samodzielnie.
– Och, Antheio, witaj, witaj. Proszę wejdź do środka. Jest tu chociaż odrobinę cieplej – Złapał ją za dłoń i mocno pociągnął, kiedy drzwi się otwarły, oświetlając jej zgarbioną sylwetkę. – Tak się cieszę, że cię widzę. Będziesz mogła użyć tej swojej magii raz, dwa i zaraz będzie tutaj pięknie. Musisz wiedzieć, że Perlista Głębina to najcudowniejsza ze wszystkich moich posiadłości!
– Tak. Ma pan bardzo ładne… Latarnie – mruknęła, podpływając do jednej z nich.
Wyciągnęła palec i uwolniła z niego ognistą, wirującą w wodzie wstęgę, coraz mocniej rozświetlając mrok. Kiedy skończyła, od razu podpłynęła do kolejnej.
– Ta wasza magia bywa naprawdę użyteczna, Antheio – stwierdził pan Arquet. Podążał za nią płetwa w płetwę, rozrzucając wodę swoim grubym ogonem. Miał wysoki i irytujący głos. – Chociaż słyszałem też o bardziej niszczycielskich zleceniach. Ciężko o nich nie słyszeć, jak tak się zastanowię. Pożar pod wodą… Mam nadzieję, że ty nie podejmujesz się takich rzeczy. Nie chciałbym, żeby mój usługodawca robił coś takiego.
– Oczywiście, że nie.
Antheia nawet nie obróciła głowy. Wypuszczała z palców kilkanaście płomiennych strumieni, wokół których tańczyły z porażającą prędkością bąbelki. W holu znajdowało się o wiele więcej latarni, świeczników i żyrandoli niż przypuszczała, a było to dopiero pierwsze pomieszczenie. Musiała się spieszyć. Tego dnia miała wyjątkowo dużo zleceń.
– To dobrze, to dobrze. Słyszałem o pożarze jednej z willi Thanasisa. Okropna sprawa, chociaż nie dziwię się. Był straszny, naprawdę straszny. Prawdziwy rekin biznesu, nie tryton.
Syrena przytaknęła krótko. Patrzyła na jasną podłogę, tęczowe koralowce i perłowe kolumny, coraz bardziej oświetlając i ocieplając posiadłość. Słowa były zbyt niebezpieczne. Nie mogła ryzykować odkrycia. Pod żadnym pozorem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro