Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Następnego dnia piłkarze mieli taki sam plan działania jak we wtorek. Jedyna różnica polegała na tym, iż ci, którzy chcieli, mogli w określonej godzinie wejść do kriokomory. Co wyjdzie, jeśli dodamy do siebie czarująco zabawnych wariatów i przesiadywanie w bardzo niskiej temperaturze? Właśnie to.

-Panowie, w szafkach macie odpowiednie majtki- powtórzyła kobieta, zajmująca się terapią w kriokomorze.

-A mają jakieś rozmiary?- zapytał Kapustka, poruszając zabawnie brwiami. Obecni członkowie kadry zdusili śmiech, gdy babka mająca może z czterdzieści pięć lat, zmierzyła go pobłażliwym wzrokiem.

-To, że my mamy się tak rozebrać?

-Nie musisz- odpowiedziała Rosalie, nim zdołała to zrobić blondynka- jeśli potrafisz stać się goły bez rozbierania, to nie musisz.

-Czuję się dziwnie, jeśli gadamy o mojej goliźnie- Grosicki, jak to Grosicki — marudził najwięcej, ale mimo to był już w najdalszym stadium, jeśli chodzi o rozbieranie.

Sportowcy "mrozili się" czwórkami. Każdy z przenikliwym zimnem radził sobie inaczej.

-Hejże ino ha, szewc dratewkę ma. Uha, uha szewc dratewkę ma- śpiewał Zieliński, tupiąc nogami do rytmu.

Czekający na swoją kolej: Błaszczykowski, Grosicki, Glik i Mączyński pokładali się ze śmiechu, widząc, jak koledzy usilnie starają się wytrzymać ostatnie sekundy. Gdy przyszła na nich kolej, dziwnym trafem nagle przestali się tak uśmiechać.

-Jedziem z tym- Mączyński pierwszy wszedł do komory, naśladując dźwięk samochodu. Cóż, to chyba należałoby zostawić bez komentarza. Nie to jednak było najlepsze.

Po mniej więcej minucie panowie zaczęli chodzić w miejscu, próbując znaleźć jakiś sposób, żeby zrobiło się im cieplej. Brzmiało to, jak dźwięk końskich kroków, także Błaszczykowski uśmiechnął się głupkowato, po czym zarżał jak koń. Otoczony białą mgiełką i widoczną tylko głową, wydając z siebie dźwięki godne kobyły, wyglądał przekomicznie.

-Wio, Baśka- zawołał Glik. Po jego słowach nastąpiło charakterystyczne plaśnięcie. Cóż... Grosicki właśnie zarobił od kolegi w tyłek.

Rosalie, razem ze stojącym przy niej Iwanem, śmiała się jak głupia. Dodatkowo komizm sytuacji potęgował fakt, iż pani od kriokomory miała na imię Basia.

Jak to wszystko się skończyło? Panowie — jak za każdym razem — powiedzieli, że wleźli do tego ustrojstwa po raz ostatni. Dyrektor reprezentacji natomiast umówił się z panią Basią na indywidualną terapię w kriokomorze. Żart, czy nie? Tego niestety się nie dowiedzieli, ale rozmowa tej dwójki wyglądała w sumie całkiem poważnie.

Upragniony przez Rosalie czwartek nadszedł szybciej, niż się spodziewała. Nie mogła się doczekać ponownego spotkania z Piszczkiem i Krychowiakiem. Szczególnie ten drugi był dla niej bardzo ważny. Znali się od dziecka, uwielbiali ze sobą przebywać i razem kopać piłkę. Przebierali się za piłkarzy, udając, że są światowej klasy zawodnikami. Niestety widywali się bardzo rzadko, albowiem Rosalie z rodzicami na co dzień mieszkała w Rochester w stanie New York, gdzie jej tata prowadził dobrze prosperującą firmę. W Mrzeżynie żyli jej ukochani dziadkowie. Mimo najszczerszych chęci nie miała możliwości częstych odwiedzin, lecz wszystko zmieniło się, gdy miała piętnaście lat. Wtedy to okoliczności zmusiły ją do przeprowadzki, ale Grzegorz Krychowiak w tym momencie już tam nie mieszkał. Nie przeszkodziło im to jednak w utrzymywaniu kontaktu.

Brunetka włączyła telewizor i ustawiła go na kanał z muzyką, po czym weszła do łazienki i nie zamykając drzwi, zaczęła myć zęby. Nie przeszkodziło jej to w śpiewaniu jakieś piosenki — o ile można śpiewać z "patykiem" w ustach — której wcześniej wydawało się, że nawet nie znała.

Gdy po raz ostatni wypluła pianę od pasty, usłyszała, że właśnie leciała jej ulubiona piosenka. Uśmiechnęła się i tanecznym krokiem (trzeba wspomnieć, że była w samych majtkach i koszulce) podeszła do szafy, aby znaleźć coś, co mogłaby założyć.

-Work, work, work, work, work, work. He said me haffi- śpiewała, poruszając się do rytmu- work, work, work...

Urwała gwałtownie, gdy usłyszała za sobą cichy chichot. Odwróciła się powoli, momentalnie robiąc się blada. Stała praktycznie twarzą w twarz ze Szczęsnym i jakby tego jeszcze było mało, to uśmiechnięty bramkarz trzymał w ręku telefon.

-Powiedz, że tego nie nagrałeś- wycedziła kobieta, przypominając sobie, jak bardzo kręciła pewnymi częściami ciała przed chwilą.

-Jeśli skłamię, to cię uszczęśliwię?

W tym momencie całe 196 centymetrów jego ciała miało przerąbane. Chyba sam piłkarz zdał sobie z tego sprawę, bo powoli rozpoczął "misję odwrót".

-Coś tam mówiłaś, wiesz, wtedy jak się pierwszy raz spotkaliśmy, że najprzystojniejszy jest Lewandowski, nie?- mężczyzna nie wytrzymał, żeby jeszcze czegoś nie dodać, mimo iż wiedział, że jego sytuacja pogarszała się z każdą chwilą- akurat dzisiaj przyjeżdża, może mu to...

Nie zdążył dokończyć, bo brunetka niespodziewanie zaatakowała.

-Oddawaj ten telefon- krzyczała, goniąc go po korytarzu. Jakie jednak miała szanse z jego długimi nogami? Żadne.

-Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?

Rozbawiony Wojtek podczas ucieczki lekko odwrócił się w jej kierunku, chcąc trochę podrwić z bezsilnej dziewczyny. I to był jego błąd. Nie zauważył, że drzwi przed nim właśnie się otworzyły. Rozległ się tylko głuchy trzask, a Szczęsny padł na podłogę jak długi. Zdziwiony Pazdan — sprawca całego wypadku — wyjrzał zza drewnianej broni, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

Rosalie miała już wolny dostęp do piłkarza. Dosłownie rzuciła się na niego, robiąc wszystko, aby wyrwać mu z ręki telefon. Zaalarmowani hałasem piłkarze wyszli ze swych pokoi i teraz ze śmiechem dopingowali walczącą brunetkę.

-Szczena, walnąłeś jak łysy grzywką o kant kuli- parsknął Peszko, powodując kolejny rechot kadry.

-Oddawaj to, ty transwestyto- warknęła, próbując wyrwać mu urządzenie z ręki. Niestety jej 168 wcale nie pomagało. Wyglądała przy nim jak dziecko, bardzo groźne dziecko.

W tym momencie ich widownia składała się z naprawdę wielu osób. Dwójka kotłująca się na korytarzu była tak głośna, że powoli zbierali się nawet ich towarzysze mieszkający w innych korytarzach.

-No weź, bez takich. Nie nauczyli cię, że nie można ludzi obrażać?- odpowiedział Wojtek, nic nie robiąc sobie z jej wysiłków. Jedną dłonią unieruchomił obie jej ręce.

-Jak cię zaraz kopnę, to nawet największy chirurg będzie miał zagadkę- wycedziła przez zęby, próbując zrobić to, co powiedziała.

Otaczający ich ludzie mieli ogromny ubaw. Grosicki z Błaszczykowskim założyli się, kto wygra, a Milik z Zielińskim udawali, że są ich sekundantami.

-Dobra, koniec- przerwał im wreszcie Nawałka, który nie wiadomo, kiedy się tam pojawił. Miał na twarzy ogromny uśmiech i co chwilę kręcił głową z rozbawieniem- Wojtek, oddaj jej ten telefon.

-Ale...

-Słyszałeś, co trener powiedział? Oddawaj!- przerwała mu, po czym bez trudu zabrała urządzenie. Jak w dzisiejszych czasach można nie mieć blokady?

-Ale to mój telefon- powiedział Szczęsny z miną zbitego psa, powodując kolejny wybuch śmiechu kolegów- co ty tam tak długo robisz?

-Przesyłałam sobie twoje zdjęcie- odparła Rosalie z sarkazmem, oddając mu jego własność.

-Na tapetę?

-Tak, fascynują mnie wybryki natury.

Kobieta uwolniła się z plątaniny ich ciał i podniosła się z podłogi, po czym przybiła piątkę z Peszkinem. Wtedy zdała sobie z czegoś sprawę, przez co dosłownie poczuła, jak jej twarz oblewają rumieńce. Właśnie świeciła tyłkiem przed częścią reprezentacji i praktycznie całą kadrą. Choć w sumie to z dwojga złego chyba wolała to, niż żeby obejrzeli tamto głupie nagranie. Przynajmniej miała na sobie normalne, czarne majtki, które — gdyby się uparł — mogłyby służyć jako część stroju kąpielowego.

-To może ja pójdę się ubrać?- powiedziała niepewnie i odprowadzana cichymi chichotami, udała się do swojego pokoju.

-Coś ciekawego się działo?- zapytał Wiśnia, nagle pojawiając się z kamerą.

-Nie, wcale- odrzekł Nawałka, mrugając porozumiewawczo do grupki piłkarzy, a następnie opuścił zgromadzenie.

-A tak na serio?

-Szczene coś zaatakowało- odpowiedział mu Błaszczykowski.

-To dlatego siedzi na podłodze?

-Dokładnie. A tak w ogóle, to mała mu tak przywaliła?- zapytał Boruc- ten huk było słychać aż u mnie.

-To ja- wtrącił cicho Pazdan, wzruszając ramionami- choć w sumie sam na te drzwi wleciał.

W wesołej atmosferze wrócili do swych pokoi, a Wiśnia poleciał za poszkodowanym, który zgodził się udzielić mu wywiadu o tymże zdarzeniu.

________________

W tym rozdziale miał się pojawić Lewandowski, ale cóż... musi poczekać do następnego. Nie ma to jak mieć cztery rozdziały i nadal brak jednego z głównych bohaterów - takie rzeczy tylko u mnie :-D

Dobra, nie będę dłużej marudzić, bo po co? :P

Do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro