Rozdział 19
-Nie no, serio?- jęknęła Rosalie, widząc buty, które otrzymała. Z rozbawieniem przymierzyła czarno-fioletowe cudeńka z czymś, co przypominało brokat. Takie rzeczy to tylko stylista Krycha mógłby wymyślić. W drugim opakowaniu znajdowały się czarne buty w drobniutkie, białe kropki z pomarańczowymi dodatkami, dlatego wybrała mniejsze zło. Wiedziała, że piłkarz zrobił to specjalnie, to nie pozostawiało wątpliwości.
Ubrana w reprezentacyjne ciuszki, trzymając w rękach swe obuwie — ruszyła na trening. Gdy dotarła na przygotowane w tym celu boisko, na miejscu znajdowała się, tylko, większa część sztabu szkoleniowego. Nic dziwnego, w końcu było jeszcze w miarę wcześnie, albowiem kobieta chciała porozmawiać z selekcjonerem, nim pojawi się kadra.
-Jaki ładny strój- zawołał Tkocz, widząc ją z daleka, na co trener uniósł wzrok znad trzymanych papierów.
-Też mi się podoba. Taki inny, niż mają wszyscy- odparła Rosalie wskazując na swoją i taką samą koszulkę trenera bramkarzy.
-Lepiej bym tego nie ujął.
-Czyżbyś chciała z nami potrenować?- zapytał pan Adam z uśmiechem, nim ta zdążyła się odezwać.
-Z chceniem to może bym troszkę polemizowała, ale staram się mówić prawdę, a jak już muszę skłamać, to potem staram się to tak zorganizować, aby kłamstwo w kłamstwie było jak najmniejsze i... dobra, wiem, to dziwnie brzmi, a trener i tak nie wie, o czym gadam- jego wyraz twarzy zdradzał właśnie takie emocje- podsumowując, skoro dzisiaj i tak nie będzie żadnej taktyki ani nic, bo przecież jest trening otwarty- wskazała na tłum ludzi i dziennikarzy przy barierkach- to może mogłabym coś tam z chłopakami pokombinować?
-Nie mam bladego pojęcia, o czym do mnie mówiłaś, ale jak zdecydowałaś się na trening, to ja nie mam zastrzeżeń- powiedział Nawałka- mówiłem ci już, że jak chcesz, to możesz grać.
-Dziękuję.
W ich stronę zmierzali już pierwsi piłkarze.
-Gdyby nie tusz na rzęsach, to przetarłabym oczy, żeby zobaczyć, czy nie śpię- zdziwiła się, patrząc na pierwszą dwójkę reprezentantów.
-Ale o co chodzi?- zdziwił się Szczęsny.
-Właśnie- zawtórował mu Krycha.
-Kto jak kto, ale wy nigdy pierwsi się na boisku nie pojawiacie- odparła, otwierając szeroko usta z udawanym szokiem.
-Mieliśmy taki plan, że jakbyś się nie pojawiła, to byśmy po ciebie poszli i przynieśli tutaj, a nie chcieliśmy robić karnych kółek za spóźnienie.
-To jest jakieś wytłumaczenie- zaśmiała się cicho kobieta.
W ciągu najbliższych pięciu minut na placu boju pojawili się wszyscy potrzebni.
-Panowie, dzisiaj pracujecie w pięknym składzie- rzekł głośno selekcjoner, wskazując na Rosalie. Piłkarze zaczęli klaskać i gwizdać.
-Ta, autografy na lewo, zdjęcia na prawo- zawołała, gdy już się uspokoili.
-Trening otwarty, więc wiadomo, że nic zbyt ważnego nie będzie, a, żeby młoda się nie nudziła, trochę pogramy w małych składach na małym boisku, ale to później, najpierw rozgrzewka- zdecydował Nawałka- na co czekamy? Dwa kółka wokół boiska, migusiem. Ciebie to też dotyczy.
-Się wie, panie kierowniku- zasalutowała, po czym pognała wraz z piłkarzami.
-Nie wiedziałem, że grasz- powiedział Lewandowski, zrównując się z nią (wbrew pozorom wcale nie zostając przez to w tyle).
-Bo nie gram- odparła- ja tu tylko sprzątam.
-Chcę cię w mojej drużynie.
-Chcieć to sobie możesz, a co będzie, to już inna sprawa- zaśmiała się, wyprzedzając go, jednak ten bez żadnego problemu ją dogonił. W ciszy przebiegli dalszą część trasy, tyle że Robert przez cały czas miał na twarzy szeroki uśmiech.
-Fajne masz buty- powiedział po jakimś czasie, wskazując na obuwie kobiety.
-Właśnie, dzięki za przypomnienie- odparła, po czym odwróciła się- Krycha! Celia chyba się dowie o poprzednich wakacjach.
-Ale, co? Że jak... nie zrobisz tego!- pomocnik patrzył na nią ze strachem- ale za co?
-Za niewinność- parsknęła- te buty to, kto wybierał? Przecież to nawet Szczęsny ma lepszy gust.
-Nie wiem, czy podziękować za ten komplement- mruknął wspomniany piłkarz pod nosem.
-Przepraszam, moja droga, kochana, piękna, wspaniała przyjaciółko!- rzekł Grzegorz, składając ręce jak do modlitwy.
-Za dobrą jestem dla ciebie, za dobra- westchnęła teatralnie- zejdź mi z oczu, obłudniku.
-Tak jest!
-Rosalie?
-Tak?- spojrzała na Milika.
-A co takiego stało się w poprzednie wakacje.
-Nic- odpowiedziała brunetka- ale on nie musi o tym wiedzieć.
Na odchodnym puściła mu jeszcze oczko. Napastnik głośno się zaśmiał.
Potem przyszedł czas na parę ćwiczeń bez piłek, a następnie z piłkami. Kobieta dzielnie przebiegała pomiędzy słupkami, z dużo mniejszą pewnością i gracją, niż zawodowi piłkarze, ale mimo to z bardzo dobrymi efektami.
Parę osób zaczęło grać w "dziadka" (prym wiódł Tomasz Iwan), inni popisywali się przed dziennikarzami i kibicami, a jeszcze inni wymieniali między sobą podania. Do tej ostatniej grupy należała Rosalie.
-Wypuścisz!- Glik postawił sobie za cel wyprowadzenie kobiety z równowagi, tak, aby popełniła jakiś błąd- ale urwał!
-No, ale to było dobre!- dokończył Jędza ze śmiechem.
-Ej, ty nie najgorzej w tę piłeczkę kopiesz. Trochę treningu u tego o tam...- Szczęsny zobaczył wzrok Adama Nawałki- wspaniałego i łagodnego — miałem, oczywiście, na myśli — trenera, mogłabyś mi może jakaś brameczkę strzelić.
-Dzięki, Wojtuś- zaśmiała się, pokazując mu uniesiony w górę kciuk. Stojący obok Lewandowski również się uśmiechnął, po czym kopnął w jej stronę piłkę. Rosalie przyjęła ją, unieruchamiając na stopie, by następne podbić kilkukrotnie. Nie wyszło jej to idealnie, niedługo później straciła panowanie nad piłką, która poleciała w niezamierzonym kierunku.
-I tak było super- powiedział Błaszczykowski, bez problemu uspokajając szalejącą kulę.
-Dzięki, Kubuś- powtórzyła z lekkim uśmiechem, tym razem zwracając się do blondyna, jednocześnie przybijając "piątkę" z przechodzącym Starzyńskim.
-No to co, gramy?- zawołał Rzepka, zbierając piłki, które były porozwalane po całym boisku. Jodłowiec z Peszkinem zrobili jeszcze zawody na to, kto z powietrza trafi do worka, a Piszczek w tym czasie puszczał "oczka", to pań znajdujących się za barierkami. Standard.
-Jest was w sam raz- rzekł Góralczyk, gdy wszyscy już zebrali się koło niego- cztery ekipy po sześciu, gra każdy z każdym, po osiem minut. Jak nikt nie wygra, to mówi się trudno.
-Ma być specjalny deser dla wygranych, także jest o co walczyć- wtrącił Spałek, nie odwracając się w ich stronę, tylko układając coś w swojej torbie.
-Kto wybiera?- zapytał trener Nawałka, przechodząc do konkretów.
-Jak w szkole- zaśmiał się Kapustka.
-Dobrze pamiętasz te czasy, co nie?- odpowiedział mu Mączyński, przez co zyskał jedno wściekłe spojrzenie i wiele rozbawionych.
-Ale mamy trzech bramkarzy- zauważył Grosicki.
-Jedna drużyna poradzi sobie...- selekcjoner przerwał, słysząc sugestywny kaszel Rosalie.
-Znaczy ja, to preferuję właśnie bramkę- rzekła nieśmiało.
-No i sprawa rozwiązana.
-Czemu ja nie wiedziałem, że lubisz bronić?- zawołał oburzony Szczęsny. Kobieta zerknęła na niego z politowaniem.
-Znamy się od jakiegoś miesiąca, a ty myślisz, że wiesz o mnie wszystko?
-Dobra, później sobie pogadacie- wtrącił Pazdan- no co? Nie wiem, jak wy, ale ja tu jestem na treningu.
-Ma rację!- krzyknął Krycha- panowie, bo nam po pensji polecą!
W akompaniamencie śmiechów i przyjacielskich przepychanek rozpoczęli wybieranie drużyn. W roli kapitanów występowali bramkarze.
-No dobra, chodź tu- westchnęła brunetka, zaczynając wybierać i wskazując na Lewego. Nie mogła wytrzymać jego błagalnego spojrzenia.
Składy prezentowały się następująco;
drużyna Rosalie: Lewandowski, Pazdan, Stępiński, Zieliński, Mączyński
drużyna Wojtka: Krychowiak, Milik, Grosicki, Jędza, Cionek,
drużyna Artura: Błaszczykowski, Peszko, Glik, Wawrzyniak, Jodłowiec,
oraz drużyna Łukasza: Piszczek, Kapustka, Salamon, Linetty i Starzyński.
Na początku grała ekipa Boruca (nazwana seniorami) z tymi od Fabiańskiego (dla kontrastu nazywanymi młodzikami).
Trzeba przyznać, że mecz ten był bardzo wyrównany, lecz mimo to wygrało doświadczenie. Spotkanie zakończyło się 1:0, przy naprawdę ładnej bramce Sławka i asyście Wawrzyniaka.
Potem przyszedł czas na dwie pozostałe drużyny. To, że Szczęsny z Grześkiem byli w jednej drużynie, naprawdę nie było dobrą opcją. Od razu po wbiegnięciu na murawę stanęli na baczność, odśpiewując hymn swojego teamu — jak to nazwali — czyli piosenki pod tytułem "Mam tę moc". Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać utworu.
Rosalie ze śmiechu aż usiadła przed bramką, nie mogąc zapiąć rękawic, które otrzymała. Uwielbiała tych dwóch wariatów.
-Dasz radę- powiedział Robert, uśmiechając się do niej.
-Ta, jasne- szepnęła, rozglądając się trochę w panice. Ogarnęła ją pewna melancholia. Już zapomniała, jakie to uczucie stać na bramce i mierzyć uważnym wzrokiem piłkę, która w każdej chwili mogła zacząć lecieć w jej stronę. Dodatkowo migawki aparatów za nią nie były zachęcające. Ale cóż, wiedziała, na co się decydowała. W końcu to zawodowi piłkarze, nikt nie będzie jej winił, jeśli przegrają.
Prym na boisku wiódł Lewandowski.
"A jakże inaczej"- pomyślała brunetka.
Spotkanie trwało może minutę, a ten już znalazł się w polu karnym przeciwników. Zatrzymał go jednak Cionek.
-Nie tym razem, kolego- zaśmiał się obrońca, na co Lewy walnął go lekko łokciem. Dobrze było widzieć, że w kadrze panowała tak dobra atmosfera.
W tym czasie Milik wymieniał podania z Jędzą, potem podał do Krychowiaka, który ku zaskoczeniu wszystkich kopnął piłkę wprost w stronę bramki, przy której stała Rosalie. Strzał był celny, ale słaby, pocisk prawie że turlał się, przez co kobieta nie miała żadnego problemu z obronieniem go.
Mimo to została nagrodzona oklaskami i radosnymi krzykami piłkarzy z odpoczywających drużyn i kibiców, którzy przyszli na trening.
Lekko dumna z siebie, podała piłkę do Mączyńskiego.
-Nie tym razem, Krycha- zawołała do przebiegającego niedaleko zawodnika, który zaśmiał się cicho.
Niestety Mariusz z Robertem mieli problemy z wzajemnym rozumieniem, przez co ich drużyna szybko straciła piłkę. Piękny, wręcz szaleńczy bieg Grosickiego został jednak zatrzymany przez Pazdana. Piłka powędrowała do Grześka, lecz nim ten zdołał ją dobrze opanować, okiwał go Zieliński, robiąc przerzut do czekające Lewego. Napastnik strzelił z powietrza, lewą nogą, trafiając w światło bramki.
-No bez żartów!- krzyknął Wojtek z niedowierzaniem.
Robert wykonał efektowną cieszynkę, dedykując gol Rosalie, która widząc jego zachowanie, gestem kazała mu się puknąć w głowę. Odpowiedział pełnym zadowolenia uśmiechem. Po chwili mecz się skończył. Na placu boju pozostała jednak ekipa brunetki, mierząc się z "seniorami".
To spotkanie zakończyło się bezbramkowo. Stępiński oddał jeden strzał, lecz Boruc bez najmniejszego problemu go obronił.
Trenerzy oglądali ich poczynania w skupieniu, od czasu do czasu komentując oraz wytykając błędy.
Największym zaskoczeniem okazał się następny mecz — Fabiański kontra Wojtek. Tutaj panów ogarnął tak dobry humor, że zamiast grać, śmiali się i udawali faule, wystąpiło dużo stałych fragmentów gry. A jak się skończyło? 2:2, a Grosicki odprowadził Piszczka z boiska, wraz z nim, śpiewając (reszta nie mogła się temu nadziwić), jego ulubioną piosenkę.
Po chwili Kamil wrócił na murawę, gdzie miał zmierzyć się z ekipą Boruca. Spotkanie było zacięte, lecz również nie obyło się bez wpadek. Jodłowiec z Milikiem, przykładowo, zderzyli się ze sobą bardzo dziwnym sposobem, który z boku wyglądał, jakby Arek robił salto, a Tomek go asekurował. Naprawdę dziwna sprawa.
Potem Błaszczykowski wykonał rzut rożny, a Glik — główką — wpakował piłkę do bramki. Chwilę wcześniej jednak Szczęsny popisał się obroną, której należały się spore wyrazy uznania.
Na koniec zagrać miała drużyna Rosalie i Fabiańskiego. Team kobiety, żeby wygrać cały ich turniej, musiał nie tylko zwyciężyć w tym meczu, ale i zdobyć co najmniej dwa gole, aby przegonić "seniorów".
Zaczęło się spokojnie, potem było troszkę nerwowo, w pewnym momencie wystąpiło drobne zamieszanie w polu karnym, lecz brunetka pochwyciła piłkę, którą podał jej Pazdan i szybko kopnęła ją w kierunku Zielińskiego, którego w tej chwili nikt nie krył.
To by było na tyle jej interwencji. Do końca spotkania piłka nawet się do niej nie zbliżyła, a cała ośmiominutówka zakończyła się kolejnym bezbramkowym remisem.
-Polska! Biało-Czerwoni!- zaczęli śpiewać Peszko z Glikiem i Jodłowcem, gdy gwizdek oznajmił koniec meczu- Polska! Biało-Czerwoni! Polska!
Drużyny zaczęły sobie przybijać "piątki", a gdy skończyli, trener Nawałka przekazał im uwagi, jakie miał jeszcze odnośnie ich gry.
-A ty gdzie, młoda?- zapytał Wojtek, widząc, że ta próbuje ulotnić się z boiska.
-Chyba koniec treningu, co nie?- odpowiedziała- teraz czas na autografy i w ogóle- wskazała ręką na kibiców, którzy z radością śledzili każdy ruch piłkarzy.
-Nie ma opcji! Przecież ty w ogóle nie pograłaś- zaprotestował Lewy, podbiegając do nich- panowie! Strzelamy karne! Rosalie broni!
Kobieta zaczęła protestować, lecz co mogła poradzić, sama, przeciwko nim wszystkim? Szczęsny chwycił ją za nogi, Krycha pod pachami, a Jędza gdzieś w okolicach brzucha, po czym zanieśli ją obok bramki.
-Jesteście jak dzieci- powiedziała, kręcąc głową z pobłażaniem- dobra, jedziemy z tym!
Stanęła na linii bramkowej, głęboko oddychając i w skupieniu wpatrując się w piłkę, w którą zaraz miał uderzyć Robert. Z każdych wdechem miała wrażenie, że wszystko zwalniało, a świat wokół przestawał istnieć. Nie patrzyła, jak napastnik brał rozbieg. Liczyła się tylko piłka.
Brunetka skoczyła w kierunku prawego, dolnego rogu. Niestety. Kierunek dobry, lecz pocisk, dosłownie, o ułamki sekund minął jej wyciągnięte dłonie.
-Następny- krzyknęła kobieta, podnosząc się i z zaciętym wyrazem twarzy obserwując zbliżającego się Grosika. Im tym razem nie udało jej się obronić, mimo iż niewiele brakowało. Strzelali jeszcze; Błaszczykowski, Glik, Jędza, Peszko, Milik i Krychowiak, lecz Rosalie ani razu nie zdołała powstrzymać lecącej piłki. Przy strzale Grześka brakowało jej naprawdę niewiele, pocisk uderzył ja w czubki palców, na szczęście nie czyniąc jej krzywdy. Przyszedł czas na Szczęsnego. Wojtek kiwnął jej głową, na co uniosła lekko kącik ust. Wiedziała, gdzie strzeli. Był bramkarzem, nie umiał tego ukryć, jego ciało jakby samo go zdradzało. Udała, że rzuca się w lewo, by tak naprawdę chwycić piłkę, lecącą w sam środek bramki.
Stojący za barierkami kibice zaczęli jej bić brawo. Uśmiechnęła się, radość wkroczyła do jej serca z ogromną siłą. Zacisnęła mocniej dłonie, w których trzymała okrągły przedmiot.
Dopiero po chwili piłkarze i sztab szkoleniowy przestali wpatrywać się w nią z szokiem.
-Kobieto, jak ty to robisz?- krzyknął Boruc, podbiegając do niej- ani jednej pomyłki! W życiu czegoś takiego nie widziałem, to wyglądało, jakbyś wiedziała, gdzie piłka będzie lecieć!
-Kobieca intuicja?
-Panowie- powiedział Szczęsny, obejmując jednocześnie Artura i Fabiańskiego- chyba już czas na zmianę płci.
Adam Nawałka uśmiechnął się do kobiety łagodnie, po czym ścisnął jej ramię. Prezes Boniek zaczął mówić o tym, jakie talenty i tajemnice tkwiły w niepozornych osobach. Wiedzieli. Oczywiście, że wiedzieli, jak mogła choćby się łudzić, że zdołałaby to przed nimi ukryć.
Odnalazła wzrokiem Roberta. Stał daleko, może z dziesięć, piętnaście metrów od niej. Mimo to patrzył na nią, uśmiechając się, a ona bez chwili zawahania odpowiedziała tym samym.
-To dzisiejszy deser otrzymuje Rosalie.
Jeśli w jednym zdaniu użyto słowa deser — ewentualnie jakiegoś synonimu — oraz jej imienia, nie mogła pozostać obojętna. Facet, facetem — nawet tak przystojny, jak Lewy — ale słodycze zawsze pozostaną jej prawdziwą miłością. Spojrzała na trenera Iwana z radością. Szach mat, panowie.
_____________________
Napisałabym tu coś, ale jest 1:30 i chce mi się spać :-3
Jak Wam się podobał ostatni mecz? Chciałam napisać wczorajszy, ale to już nie było wczoraj, a przedwczoraj :-D. Dobra, może ja już się nie kompromituje :-P
Dobranoc i do następnego
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro