Rozdział 18
Rosalie była zajęta wkładaniem ubrań do szafy, gdy z korytarza dobiegł głośny huk, po którym rozległe się siarczyste przekleństwo. Brunetka uśmiechnęła się lekko, po czym zaciekawiona wyszła z pokoju.
-Kto to tu postawił?- warknął Lewandowski jakby sam do siebie, rozcierając bolącą łydkę.
-Złośliwość przedmiotów martwych- odparła, opierając się o ścianę. Robert drgnął, dopiero teraz ją zauważając.
-Coś się stało?- zapytał Linetty, wychylając głowę zza swoich drzwi.
-Lewy zawalił w stolik z wodą.
Słysząc jej odpowiedź, pokiwał głową ze zrozumieniem i tyle go widzieli.
-Żyjesz, tak w ogóle?
-Do wesela się zagoi- odpowiedział Lewy, przebierając typowy - lewakowy, jak to by Szczęsny powiedział — uśmiech.
-Chyba raczej do meczu- zachichotała.
-Ta- potwierdził wesoło- coś w tym jest.
-Koszulkę masz uwaloną- zauważyła, wskazując na czarną plamę na boku czerwonej koszulki polo, charakterystycznej dla polskiej reprezentacji.
-Cholera!
Napastnik uniósł ubranie, przyglądając się zabrudzonej części. Rosalie z trudem powstrzymywała się, przed wlepieniem wzroku w dobrze widoczne mięśnie na jego brzuchu. Mężczyzna zaczął pocierać materiał, a gdy nie przyniosło to żadnych efektów, nawet go obślinił.
-Tak, to ty nic z tym nie zrobisz.
-Nie mogę iść na konferencję w uwalonej bluzce- jęknął.
-To załóż inną.
-Nie mogę! To jest szósta i powiedzieli, że więcej mi już nie dadzą.
-Co ty robisz z tymi koszulkami?- zdziwiła się- zjadasz je?
-Dwie zgubiłem, jedną podpisałem i dałem takiemu dzieciakowi, jedna się podarła, a dwie- wskazał na plamę- są utytłane.
-Chodź- powiedziała, ledwie powstrzymując wybuch śmiechu.
Rosalie otworzyła drzwi do swojego pokoju, wskazując, aby poszedł za nią.
-Ściągaj ją- zdecydowała kobieta, udając się do łazienki. Lewy podniósł na nią wzrok, jednocześnie poruszając brwiami.
-Tak od razu? Nie chcesz tego zacząć jakoś inaczej? Może najpierw jakaś kolacja, czy coś? Dopiero wtedy możemy wrócić do twojego pokoju.
-Chciałbyś, kotek- odkrzyknęła z uśmiechem, szukając w kosmetyczce czegoś, czym mogłaby przywrócić go do jako takiego wyglądu.
-Chciałbym- odparł, nagle pojawiając się za nią i dając jej koszulkę. Ta od razu zabrała się do pracy. Lewandowski nie przestawał gadać, mimo iż brunetka po chwili kompletnie nie wiedziała, o co mu chodzi, zważywszy na to, że najpierw mówił o ubraniach, potem coś o Jędzy, a obecnie o zbliżającej się konferencji prasowej.
-Nie da rady- powiedziała nagle Rosalie, przerywając jego wywód na temat jednego z dziennikarzy, który rzekomo był najbardziej irytującym człowiekiem na ziemi- nie wiem, gdzie się szlajałeś, ale to nie schodzi.
-To, co ja mam teraz zrobić?
Jego smutna mina i widoczne przerażenie było zabawne, przez co brunetka nie mogła powstrzymać wesołego grymasu.
-Jak ładnie poprosisz, to ci może jeszcze jakąś dadzą- pocieszyła go. Ten uniósł brwi.
-Serio, wierzysz w to?
-Nie.
-A ty dostałaś tę koszulkę, co nie?
-Rozmiar, Lewy. Rozmiar. A nie możesz kogoś poprosić? Na pewno mógłby pójść za ciebie.
-Zrobiłabyś to?
-Co? Mówiłam o kimś innym. Peszko mieszka naprzeciwko, on ci pomoże.
-No weź! Nie bądź taka.
Na jego twarzy znajdował się rozbrajający, niewinny uśmieszek. Ruszył w jej stronę, a ta mimowolnie zaczęła się cofać, dopóki nie przeszkodziła jej ściana. Stanął krok przed nią, nachylając głowę i patrząc w jej oczy. Rosalie czuła jego odurzający zapach. Dodatkowo jego świetnie widoczny, nagi tors naprawdę nie pomagał.
-Proszę.
-A co za to będę miała?- zapytała cichym, ochrypłym z emocji głosem. Miała nadzieję, że Robert nie słyszał jej przyspieszonego oddechu i głośno bijącego serca, który odbębniało właśnie swój własny, dziki rytm.
-A co byś chciała?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
-Nie- zgodził się, kładąc rękę na jej policzku.
"O cholera"- myślała kobieta, czując jego delikatny dotyk- "poker face, Rosalie"
Mimowolnie przechyliła głowę i zamrugała.
-Ostatnia szansa- powiedziała- liczę na jakąś konkretną opcję.
-Kupię ci kwiaty. Dużo kwiatów. Jakie lubisz najbardziej?
-Wszystko, tylko nie róże. Zaskocz mnie.
Powiedziawszy to, uśmiechnęła się i przechodząc pod jego wyciągniętą ręką, wyszła z łazienki.
Lewy westchnął, przeczesując palcami włosy. Aż sam nie wierzył, jak blisko był tego, aby ją pocałować. Usłyszał zamykające się drzwi. Pozostało mu tylko czekać, aż brunetka wróci.
Rosalie tymczasem dotarła na piąte piętro, na którym to znajdowały się pomieszczenia z zaopatrzeniem, miejsca do masażu i tym podobne. Miała szczęście, gdyż przez otwarte drzwi spostrzegła, że w pokoju, do którego się kierowała, nie było obecnie nikogo. Nie zastanawiając się ani chwili, przystąpiła do dzieła. Jako że dopiero niedawno pojawili się w hotelu, wśród asortymentu reprezentacji był ogromny bałagan (który oczywiście nie miał nigdy zniknąć). Biorąc to pod uwagę, dwudziestopięciolatka miała spory problem ze znalezieniem odpowiedniego kartonu. Dopiero po chwili znalazła miejsce składowania koszulek. Chwyciła taką z rozmiarem "L" i, zadowolona z siebie, już miała wychodzić, gdy usłyszała głos reprezentacyjnego kitmana. Odruchowo, niewiele myśląc, włożyła materiał pod swoją bluzkę na plecach — szczęśliwa, że nie miała już na sobie kombinezonu, gdyż nie byłoby to wtedy takie łatwe.
-Zadzwonię wieczorem. Pa, kochanie- zakończył rozmowę Kosedowski, wchodząc do pokoju- Rosalie. Co cię tu sprowadza?
-Znaczy... bo ja... ten no.
-No?- ponaglił ją rozbawiony, ale jednocześnie zaciekawiony.
-Trener mi kiedyś powiedział, że jakbym chciała, to, mogłabym zagrać z chłopakami i... chciałam tak dyskretnie luknąć, czy macie tu też takie buty, które by były dla mnie dobre- odparła, mówiąc pierwsze, co jej przyszło do głowy. Z każdym słowem bardziej żałowała, ale jak zaczęła, musiała skończyć. Teraz pozostało tylko mieć nadzieję, że takowego obuwia nie będzie.
-Kobieto, za kogo ty mnie masz?- zaśmiał się- oczywiście, że mam. Nawet dwie pary. Rozmiar czterdzieści, co nie?
Piliszek pokiwała lekko głową. No to się wkopała.
-Krycha ci kolory wybierał- powiedział Paweł, wyciągając z jednego kartonu dwa pudełka i podając je jej. Rosalie była pełna podziwu, co do tego, jak bezproblemowo je znalazł. Nie zapominając o ukradzionej koszulce, zaczęła się wycofywać w stronę drzwi, uważając, aby nie odwrócić się tyłem do mężczyzny.
-Jak ty się tu odnajdujesz? Gorszy syf to już tylko w pokoju Szczęsnego można znaleźć.
-Praktyka- odparł wesoło, po czym zaczął czegoś szukać w jednej z szafek- to widzimy się o 18 na treningu. Chcę zobaczyć, jak grasz.
-Jasne- odrzekła, siląc się na lekki uśmiech, po czym korzystając z jego nieuwagi,
opuściła pomieszczenie.
-Jesteś Bogiem!- zawołał Lewandowski, zakładając koszulkę, która podała mu kobieta i całując ją w policzek. Ta tylko spojrzała na niego spod byka.
-Zaraz masz konferencję- wycedziła przez zęby, rzucając na łóżko pudełka z butami. Robert śledził zdziwionym wzrokiem trajektorię ich lotu.
-Widzę, że mam nie pytać.
-Dokładnie- potwierdziła- a teraz wypad.
Napastnik zasalutował z uśmiechem, po czym jeszcze raz pocałował ją w policzek — tym razem drugi — i wyszedł z jej pokoju.
-O kwiatach pamiętaj- krzyknęła, gdy już był na korytarzu.
Nawet nie patrząc na swoje nowe nabytki, kontynuowała rozpakowanie walizki. Została jej ostatnia sukienka, gdy usłyszała dźwięk dzwoniącego telefonu. Westchnęła, po czym chwyciła urządzenie, na którym wyświetlało się zdjęcie Jędzy.
-Co tam?
-Obczajamy hotel. Idziesz z nami?
-Mogę iść, kiedy?
-Za pięć minut przy windzie.
-Do zobaczenia.
Brunetka dokończyła swoje zajęcie, po czym związała włosy w luźnego koka i wyszła z pokoju. W wyznaczonym miejscu czekali już; Krycha, Szczęsny, Błaszczykowski i oczywiście Jędrzejczyk.
-Jak tam, moje pomidorki?- zapytała Rosalie, obejmując Kubę i Artura.
-A ty Ruśka gdzie masz naszą wspaniałą, modną, czerwoną koszuleczkę?
-Powiedźmy, że na dzisiaj już mi ich wystarczy.
W piątkę weszli do windy, a były kapitan reprezentacji z niepokojem zerkał na wyjątkowo cichą brunetkę. Nie trudno się domyślić, iż ich doświadczenie z windą nie należało do najprzyjemniejszych.
-To gdzie idziemy?- zapytał Wojtek.
-Tak sobie połazić- zdecydował Jędza, a reszta mu przytaknęła. Jak zdecydowali, tak zrobili. Przeszli się po niższych piętrach, gdzie to znajdowały się wszelkie, standardowe przy tego rodzaju hotelach, atrakcje. Potem udali się na pobliską plażę. Do ich dyspozycji był wydzielony, duży fragment, którego strzegli zatrudnieni w tym celu ochroniarze, więc nie musieli się martwić żadnymi gapiami.
-Rosalie!
Gdy kobieta się odwróciła, bramkarz zrobił jej zdjęcie z zaskoczenia, bo czym, niepewny jej reakcji, zaczął uciekać, odprowadzany wesołymi spojrzeniami.
-Szczena, kiedy ty wydoroślejesz?- westchnęła.
-Nigdy!- odkrzyknął. Chwilę później on, Krycha i Artur rzucali się piaskiem i oblewali wodą.
-Co ty jakaś taka cicha?
-Jakoś tak, Kubuś- odparła, zakładając ręce na piersi. Mimo gorącego słońca było chłodnawo, gdyż na plaży wiał wiatr. Piłkarz, widząc to, dał jej bluzę, którą miał przewiązaną w pasie. Ta uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
-To są "te dni" czy jest jakiś inny powód?- zapytał Błaszczykowski, na co kobieta zachichotała.
-Od razu widać, że jesteś w związku. Nie, nie mam okresu, po prostu... no jakoś tak.
-To ma coś wspólnego z tym treningiem?
-O rany- jęknęła, patrząc na niego ze smutkiem- Paweł wszystkim to powiedział?
-Co i kto wszystkim powiedział?- wtrącił się Szczęsny, przytulając ich od tyłu.
-Nie, ale Nawałka wie, także się nie wywiniesz.
W tym momencie panowie pierwszy raz usłyszeli z jej ust przekleństwo.
-Zawsze mogę powiedzieć, że mnie noga boli- powiedziała po chwili.
-Będziesz z nami trenować?- ucieszył się bramkarz- Krycha, Jędza! Słyszeliście? Młoda będzie z nami dzisiaj trenować.
-Naprawdę?- zapytał Grzesiek poważnie. Tak, jak chciał, to potrafił być poważny.
-Chyba tak- odparła cicho. Uśmiechnęła się do niego lekko, na co odpowiedział podobnym, tylko dużo większym grymasem.
-Pamiętaj, że jakby co, to ja tu jestem- rzekł Kuba, gdy wesołe trio powróciło do bzdurnych gonitw i tym podobnych zajęć- nieważne kiedy.
-Dziękuję- odpowiedziała, przytulając go. Dużo tych wszystkich czułości jak na jeden dzień.
-Od tego są kochankowie- zaśmiał się mężczyzna, a Rosalie do niego dołączyła.
-Dobra, dzieci- krzyknęła- wracamy do hotelu, niedługo obiad.
-Nie poczuwaj się, mamusiu- powiedział Wojtek, uderzając ją w bok. Przewróciła oczami. Nie był to jednak koniec wesołości. Najlepsze miało dopiero nadejść.
Gdy przechodzili przez główny hol, spotkali menedżera budynku, z który okazał się fanem Kuby i Jędzy. Podczas gdy ci rozmawiali, reszta czekała, stojąc parę metrów dalej.
-Jak myślisz, ona chodzi z którymś z nich?- powiedziała jedna z recepcjonistek do drugiej.
-Cicho! Mogą to usłyszeć.
-Spokojnie. Jakie jest prawdopodobieństwo, że rozumieją po francusku?
Rosalie z Krychą wymienili rozbawione spojrzenia, a Szczęsny spojrzał na nich zaciekawiony.
-Ja bym na jej miejscu się nie ograniczała i zaliczała wszystkich, jak leci.
-W sumie. Ten tutaj jest seksowny.
-Jak cholera- potwierdziła druga.
Nagle w głowie brunetki pojawił się pomysł. Z lekkim uśmiechem podeszła do dwóch kobiet, które widząc ją, zamilkły i również lekko się uśmiechnęły.
-Przepraszam, ale mam prośbę- powiedziała w ojczystym języku recepcjonistek- panowie mi się kłócą, co to tego, który to jest taki "seksowny". Możecie rozwiać ich wątpliwości?
Obie panie nie wiedziały, co powiedzieć. Jedna poruszała ustami, lecz nie wychodziły z nich żadne słowa, a druga tylko uśmiechała się przepraszająco, mając twarz w kolorze koszulek reprezentacji.
-Co to za pytanie?- wtrącił Krycha — oczywiście po francusku- jasne, że to o mnie chodziło.
-Chciałbyś- odparł Wojtek w tym samym języku. Piliszek ledwie powstrzymała wybuch śmiechu. Jak widać, Grześ go przed chwilą wyedukował.
-Blondyn- powiedziała dyplomatycznie kobieta stojąca za ladą, wskazując na Błaszczykowskiego. Rosalie z szerokim uśmiechem pokazała jej dwa uniesione kciuki, a dwójka piłkarzy zmierzyła uważnym wzrokiem Kubę, który swoją drogą spojrzał na nich z uniesionymi brwiami, widząc, jak na niego zerkali.
Recepcjonistki jeszcze ich przeprosiły, po czym wszyscy udali się na swoje piętro.
-Ale zrobiliśmy dobre wrażenie- zaśmiał się Krychowiak, gdy byli w windzie- teraz wyglądamy na takich uczonych, bo wszyscy obcymi językami operujemy.
Brunetka wróciła do swojego pokoju z dużo lepszym humorem, niż z niego wychodziła i nastrój ten mógł jej zepsuć, albo wręcz przeciwnie, tylko późniejszy trening.
________________________
Taki dłuższy rozdział wyszedł :-) ale przede wszystkim - szybko wyszedł.
Nie chce mi się już tutaj nic pisać, już chyba dość się napisałam :P teraz mam nadzieję, że wy coś napiszecie :'-D.
Jakby ktoś nie widział:
https://youtu.be/3khRHgM0sCc
Do następnego
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro