Prolog
Pewnie w tym momencie poruszała się jak kaczka, ale nie miała teraz czasu na przypilnowanie tak błahej sprawy. Jej obcasy wystukiwały dziki rytm, gdy - prawie biegiem - zmierzała do gabinetu prezesa.
-Cholera- powiedziała cicho, kiedy to prawie wypuściła z ręki telefon, sprawdzając, jak bardzo jest spóźniona. Nie było źle, w końcu to tylko cztery minuty, prawda? Dobra, okłamała samą siebie. Cztery minuty, kiedy miała się spotkać z "szefem wszystkich szefów"? To bardzo dużo.
Zapukała w drewniane drzwi, po czym usłyszawszy zaproszenie, odetchnęła i weszła do środka.
-Bardzo pana przepraszam, były korki, myślałam, że zdążę i...- zaczęła od progu, lecz urwała, spostrzegłszy, że prezes nie jest w gabinecie sam. Siedzący na kanapie chłopak, zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem. Odwróciła wzrok.
-Nic się nie stało, jesteśmy tylko ludźmi, każdy ma prawo się spóźnić- odparł mężczyzna, do którego to kierowała wcześniejsze słowa. Jego twarz rozjaśnił przyjazny uśmiech, który odruchowo odwzajemniła.
-Pan Kwiatkowski mówił, że mogę się na coś przydać, więc- wzruszyła ramionami- jestem.
-Może najpierw się przedstawię, nazywał się Zbigniew Boniek i jestem prezesem PZPN- odrzekł, podając jej rękę, którą mocno uścisnęła- męski uścisk, to mi się podoba.
-Rosalie Piliszek, mój tata zawsze mówił, że uściskiem dłoni stawiamy się na lepszej pozycji.
-Coś w tym jest- zaśmiał się sześćdziesięciolatek, po czym obrócił głowę w kierunku przyglądającemu im się brunetowi.
-Nie przeszkadzajcie sobie, mnie tu nie ma, kto by się tam przejmował siedzącym tu, nudzącym się najprzystojniejszym członku reprezentacji Polski w nogę.
-Gdzieś tu jest Lewandowski?- udała głupią, rozglądając się wokół. Pan Boniek się zaśmiał, a drugi mężczyzna pokręcił głową, po czym wstał.
-I tak wiem, że w głębi duszy wiesz, że jestem przystojniejszy. Wojtek Szczęsny, najlepszy bramkarz.
-A jaki skromny- odparła, uśmiechając się szeroko- miło mi poznać. Jak przygotowania do ślubu?
-Dziękuję, dobrze. To może ja już pójdę, nie będę przeszkadzać. Do zobaczenia.
To ostatnie powiedział, patrząc na nią i mrugając zawadiacko, na co rozbawiona pokręciła głową.
Przed samym wyjściem pokazał jeszcze panu Zbigniewowi dwa uniesione kciuki i w ekspresowym tempie uciekł za drzwi, ukrywając się przed lecącym w jego stronę długopisem.
-Jak z dziećmi- westchnął prezes, jednak nadal lekko się uśmiechał- mają żony, narzeczone, czy tam dziewczyny, niektórzy nawet doczekali się pociech, a mimo to zachowują się tak samo, jak wtedy, gdy ich poznałem.
-Nie oszukujmy się, każdy facet zawsze pozostanie w jakiejś części dzieckiem, to cecha wrodzona.
Wreszcie się wyluzowała. Wcześniejsze obawy zniknęły, okazało się, że mężczyzna wcale nie jest tak straszny, jak bała się, że będzie.
-Jako "facet" powinienem stanąć w obronie własnej płci, ale muszę stwierdzić, że ma pani rację.
Uśmiechnęła się, pokazując zęby.
-Chyba nie zostałam tu oddelegowana, aby porozmawiać o dojrzałości psychicznej członków reprezentacji?
-Nie, oczywiście, że nie. A więc tak, sprawa jest następująca...- zaczął, nie przestając się uśmiechać- jak zapewne wiesz, niedługo rozpoczyna się Euro. Ważna impreza, coś, na co czekaliśmy. Ten rok jest wyjątkowy, wywalczyliśmy miejsce w jednej z grup, dlatego też śmiemy przypuszczać, że rok 2016 będzie przełomem naszej kadry w piłkarskim świecie.
-Zrozumiałe- odpowiedziała powoli, próbując rozgryźć, o co może mu chodzić- wszyscy wierzą w zespół, z tego, co widziałam i czytałam, piłkarze są zmotywowani. Nie rozumiem jednak, co ja mam z tym wspólnego.
-Pracuje pani u nas już od trzech lat, jest pani zaufanym pracownikiem naszego sztabu. Z tego, co wiemy, skończyła pani polonistykę, biegle mówi pani po angielsku i uczy się francuskiego. Czytając wszelki pani prace, można poczuć pewność siebie i bezproblemowość w obieraniu wszelkich danych, statystyk czy wywiadów w spójną logiczną całość.
Rosalie mimowolnie uniosła brwi. Do czego zmierzał? Tylu komplementów nie usłyszała od czasu studiów, musiało być coś na rzeczy.
-Mógłby pan przejść do sedna? Oczywiście dziękuję za miłe słowa, ale kompletnie nie wiem, o co panu chodzi i do czego pan zmierza.
-Chodzi o biografię. Książkę poświęconą piłkarzom, zawierająca to, co chcieliby wiedzieć kibice. Pokazującą to, jacy oni są naprawdę, ukazanie tego, że są to zwyczajne osoby, którego też mają zainteresowania, poza piłką. Coś, co, będzie bawić, a fani piłki zechcą to przeczytać. Rozumiesz? "Łączy na piłka", czyli krótko mówiąc, Wiśnia z kamerą i ty.
Dwudziestopięciolatka nie wiedziała, co powiedzieć. Ta propozycja mogłaby być furtką do jej pisarskiej kariery, a przecież o tym zawsze marzyła. Jedna tylko rzecz jej się nie zgadzała.
-Brzmi świetnie, tylko jedna sprawa. Co pan miał na myśli, mówiąc: "Wiśnia z kamerą i ty"? Wiem, że Wiśnia lata za chłopakami z kamerą i wrzuca filmiki na kanał na YouTube, ale nie rozumiem, gdzie w tym wszystkim byłoby dla mnie miejsce. Chwilę temu poznałam Wojtka Szczęsnego, oprócz tego znam Krychowiaka, Piszczka i Milę. Jak mam cokolwiek o nich napisać?
-Jeśli się zgodzisz, pojedziesz z chłopakami na zgrupowanie do Arłamowa, a potem na Euro do Francji- odrzekł Zbigniew Boniek. Rosalie otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Tego się nie spodziewała.
-Pan żartuje? Ja, reprezentacja i sztab szkoleniowy? Czyli czterdziestu paru facetów i ja - jedyna kobieta?
-Nie, nie żartuje. Zapewne będzie pani oczkiem w głowie naszych orzełków, więc przewiduję naprawdę dobrą zabawę. Oczywiście nie mówiąc już o atrakcjach w Arłamowie. Pola golfowe, stadnina koni, wszelkie boiska, teren do paintballu, siłownie, basen, spa...
-Dobrze, dobrze- przerwała mu- przekonał mnie pan już tym terenem do paintballu.
-A więc się pani zgadza?- zapytał zdziwiony, ale i szczęśliwy prezes PZPN.
-Pewnie będę tego żałować, ale raz kozie śmierć. Zgadzam się.
__________________________
Z góry ostrzegam, że nie jestem jakąś specjalistką w sprawach piłki nożnej. Chyba wiem dużo, nawet sporo, ale nie jestem nieomylna :-). Żeby nie było - nie piszę tego, bo zrobiłam się nagle fanką sportu. Sport to nie przyjemność, nawet nie pasja. To sposób na życie :-D.
Nie jestem zabujana w Lewandowskim, czy coś. Ludzie - bez przesady ;-). Po prostu nagle dostałam takiej wizji, żeby napisać opowiadanie o nim i wymyślonej przeze mnie bohaterce.
Lewandowski nie ma w nim żony. Nie mam nic do pani Lewandowskiej, ale zważywszy na to, że nie mogłam napisać, że moja bohaterka ćwiczy karate itd. bo to kompletnie zepsułoby mi koncepcję, to i tak nie było sensu, żeby nazywać ją Anną Stachurską ;-). Uważam, że Lewandowscy są ładną parą i nic do nich nie mam. Wręcz przeciwnie - denerwuje mnie to, że wielu uważa, iż jest ona z nim tylko dla kasy. Serio? Ale cóż, to nie temat na teraz :-)
Kiedyś dodawałam rozdziały regularnie, teraz zobaczę. Pisanie już mnie nie kręci, ale postaram się, żeby wreszcie coś zrobić :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro