Epilog
Leigh - Anne
Gdy obudziłam się rano Richarda nie było na linii. Napisał mi tylko sms że chłopaki wyciągnęli go siłą na imprezę i nic z tym nie może zrobić. Druga wiadomość była od Chris, który napisał że go pilnują i żebym się trzymała i niczym nie martwiła. Co jak co, ale kocham chłopaków.
Jade
Lee jeszcze spała i po burzliwych naradach w których uczestniczyła również Becky, wciąż u nas mieszkająca, postanowiłyśmy zostawić ją i pojechać na zakupy, bo lodówka puuuusta. O jej zapełnienie dba zazwyczaj Leigh, ale ostatnio snuje się po domu jak śmierć i poważnie zastanawiamy się, czy nie ma depresji czy coś. Gdy jechałyśmy samochodem w drodze powrotnej zaczęłam:
- Richard mnie wkurwia. W ogóle nie odzywa się do Leigh - Anne. Słyszałam że rozmawiali w nocy. Pierwszy raz od poniedziałku, żeby nie było! Miał z nią zostać na linii, ale jak zajrzałam do niej nad ranem to został po nim tylko sms. Jak myślicie, co Leigh sobie pomyśli? - Gdy kończyłam moją wypowiedź Becks już wybierała numer telefonu. Na migi pokazałam jej, żeby dała na głośnik.
- Becky? Czego ty chcesz? Jest środek nocy!
- Mam w dupie środek nocy! Jeśli ci życie nie miłe to możesz mnie nie słuchać, ale teraz to ci kurwa wygarnę! Olewasz biedną Lee, dziewczyna się zamartwia, nie ma od ciebie nawet śladu życia! I nie mów mi teraz że nie masz czasu, nie pierdol głupot, bo do nas chłopcy dzwonią codzienie.
- Becks, z całym szacunkiem, ale dzwonisz totalnie z dupy w środku nocy i...
- Daj mi to- Mruknęłam zabierając jej telefon z ręki. - Halo! - Burknęłam i jestem pewna że nawet tam, w Stanach, wyczuwał jad w moim głosie.
- Witaj Jadey. - westchnął zrezygnowany.
- Posłuchaj mnie. Miałam cię opierdolić już po tej akcji z dzieckiem, ale jakoś się powstrzymałam, tyle że teraz to już mam po uszy! Nie wiem co ty sobie wyobrażasz, ale Leigh zaraz będzie potrzeba terapeuty, bo kurwa ona wygląda jak cień człowieka. Ostatnio normalnie spała nie wiem kiedy, a ty nie dość, że ona nie radzi sobie z waszym wyjazdem, to jeszcze jej to utrudniasz!
- Jade, naprawdę nie wtrącajcie się, okej? Z tego, co mi się wydaje, to jest chyba sprawa między mną a Leigh-Anne, prawda?
- Człowieku, o czym ty gadasz?! - nie wytrzymała Jesy. - Przecież tu nie ma żadnej sprawy, bo ty się do niej zwyczajnie nie odzywasz!
- Przecież rozmawialiśmy dzisiaj...
- Richard! - Pezz przejęła telefon. - Nie rozumiesz, że to nic nie załatwi? Ona potrzebuje czuć się bezpieczna, a ty jednym telefonem nic nie rozwiążesz. Ona... ona cię po prostu potrzebuje jak powietrza, rozumiesz? Nie masz pojęcia, jak bardzo jej pomagasz. Jest spokojniejsza, minimalnie, ale to zawsze coś, lepiej śpi... nie możesz wszystkiego, co wam się udało zniszczyć jednym wyjazdem.
- Eh... wiecie co ja wam powiem? Jesteście strasznie upierdliwe. - zaśmiał się. - Macie rację, zadzwonię do Lee, ale potrzebuję jeszcze odrobinę snu, bo mam kaca. Do niedzieli!
- Cześć. - odpowiedziałyśmy.
Wróciłyśmy do domu. Leigh-Anne opierała się o balkon i paliła papierosa.
- Leigh! - pisnęłam wyrywając jej używkę z ręki. - Palisz?!
- Nie... tak... jakoś.
- Mhm, tAk JaKoŚ. Oh, Lee... - przytuliłam ją. - Wiem, że ci ciężko, ale zobaczysz, damy radę.
- Wiesz, już bardziej boję się jego powrotu. Boję się tego, co będzie za pół roku. Po prostu... się boję.
- Leigh, uwierz mi, że najgorsze masz już za sobą. Teraz będzie już tylko i wyłącznie lepiej. Najgorsze piekło już przeszłaś.
Cóż. Możliwe. Ale tylko możliwe.
Niedziela
Wstałyśmy wcześnie rano i gdy byłyśmy już gotowe, pojechałyśmy na lotnisko. Siedziałyśmy tam godzinę, a ja cały czas wypatrywałam chłopców. W końcu zobaczyłam, jak Chris wyłania się z tłumu. Od razu do niego pobiegłam i rzuciłam się mu na szyję.
- Jadey!
- Boże, ale tęskniłam. - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Ja też, kochanie. Ja też. Ale już jestem. Jak się czujesz? Wszystko dobrze?
- Tak. Jak już wróciłeś to lepiej być nie może.
Perrie
- Eric! - pomachałam chłopakowi z uśmiechem.
- Perrie! - chłopak szybko do mnie podbiegł i pocałował. - Ale się za tobą stęskniłem.
- Ja też. Cały czas zastanawiałam się: co robisz, jak się bawisz, czy wszystko okej.
- Ja też. Martwiłem się czy wszystko u ciebie okej, jak się czujesz.
- Wszystko jest wspaniale. Naprawdę. - spojrzałam mu w oczy. - Kocham cię. - przytuliłam się do niego.
- Ja ciebie też, skarbie. - pocałował mnie w czubek głowy.
Jesy
Zabdiel podbiegł do mnie i od razu wziął mnie na ręce.
- Stęskniłam się.
- Ja też. Myślałem, że zwariuję w tym samolocie. Nawet nie wiesz jak wspaniale mieć cię znowu obok.
- Ja myślałam że nimi zwariuję - wskazałam na dziewczyny. - Tęskniłam. - przytuliłam się.
Becky
- Joel! - pisnęłam. Podbiegłam do niego, a chłopak złapał mnie za uda i okręcił się do okoła.
- Podcięłaś włosy?
- Końcówki. - pocałowałam go.
- To jedziemy do mnie czy do ciebie?
- Do mnie, u was będzie pewnie reszta. - zaśmiałam się.
Leigh-Anne
Zobaczyłam Richarda. Dziewczyny już witały się z chłopakami, a my staliśmy jak te kołki i patrzyliśmy na siebie. W końcu podeszłam do niego i go przytuliłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro