9-"Jestem tykającą bombą, wystarczy najmniejszy wstrząs, a wybuchnę."
Richard
Obudziłem się o ósmej. Leigh - Anne jeszcze spała. Ubrałem się w dresy i zszedłem na dół do kuchni napić się wody. Były tam Perrie i Jade.
- Hej - przywitały się.
- Cześć. - odpowiedziałem.
- Gdzie zgubiłeś Lee - Lee? - spytała Pezz.
- Śpi jeszcze. Była... bardzo zmęczona. - dziewczyny parsknęły śmiechem.
- Nie no spoko, rozumiem. - zaśmiała się Jadey.
- Dobra, ja byłem tylko po wodę, wracam do siebie. - powiedziałem biorąc butelkę i skierowałem się na schody. Gdy wszedłem do swojego pokoju szczelnie przykryłem Leigh, bo:
a) miała gęsią skórkę.
b) ktoś mógł tu niechcący wbić bez pukania i zobaczyć nago, czego raczej oboje byśmy nie chcieli.
Poszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i generalnie się ogarnąłem. Gdy wróciłem, położyłem się na łóżku i przeglądałem social - media. Po godzinie dziewczyna zaczęła się niespokojnie kręcić, aż w końcu obudziła się zlana potem, ciężko dysząc.
- Hej, wszystko dobrze? - dotknąłem jej pleców. Cała drżała. - Trzęsiesz się.
- Zły sen. O Boże... całą noc miałam koszmary. Pewnie nie słyszałeś, bo spałeś jak kamień.
- To się nie wyspałaś? - pokręciła głową. - Śpij. - pocałowałem ją w czubek głowy. Dziewczyna położyła się, podciągnęła kołdrę pod szyję i po chwili znów spała. Upewniwszy się, że już wszystko z nią dobrze zszedłem na dół, gdzie wszyscy jedli już śniadanie.
- Gdzie Leigh - Anne? - spytała Jesy.
- Śpi. - odparłem. - Mówi że całą noc miała koszmary i się nie wyspała. - widelec Perrie zastygł w połowie drogi do jej ust.
- Koszmary? - spytała.
- No... tak.
- Zaczyna się... - mruknęła zatroskana Jade.
- Ale o co chodzi? - nie rozumiałem.
- Zawsze jak Lee - Lee przechodzi jakiś gorszy czas to ma koszmary, boi się spać sama... Nic poważnego, ona sama nie zwraca na to uwagi, ale chodzi niewyspana, ktoś zawsze śpi z nią, żeby jak się obudzi któraś była obok. - wyjaśniła Jess.
- Ale dlaczego tak w sumie jest? - spytałem siadając.
- Jakiś psycholog powiedział że to po prostu na tle nerwowym. Myślałyśmy, że może już jej przeszło, odkąd przyjechałyśmy do Barcelony nic jej się nie śniło, a tego jestem pewna, bo wtedy krzyczy przez sen, jak miała taką całą noc do dupy to dosłownie usypia na stojąco, ale nic się nie działo. - tłumaczyła Pezz.
- Nic nie słyszałem...
- Byłeś pijany. Może twardo śpisz.
- Też prawda.
- Ale w każdym razie nie ma się czym martwić. - uspokoiła mnie Jade. - Niedługo jej przejdzie. Mam bynajmniej nadzieję. Może jak Jason przestanie ją stalkować. Tak czy siak to nic poważnego.
- Raz się tylko zdarzyło, że tak się kręciła aż wylądowała głową przyciśniętą do poduszki. Gdyby nie Pezz to mogła się udusić. Chodzi tylko o to żeby się czuła bezpiecznie, to był jednorazowy incydent. - dodała Jesy. Pokiwałem głową.
- Dobra, dziękuję za śniadanko. Idę pod prysznic. - powiedziała Jade i wstała od stołu.
- Jadey chyba oszalałaś! Nic prawie nie zjadłaś. - zatrzymała ją Perrie.
- Nie jestem głodna, dzięki za troskę.
- Jade Amelio Thirwall, proszę w tej chwili siadać i zjeść!
- Pezz możesz dać spokój? Po prostu nie jestem głodna! - krzyknęła brunetka i poszła do pokoju Chrisa trzaskając drzwiami.
- Okej... mogę wiedzieć co tu się właśnie stało? - Chris był zaskoczony.
- Zapytaj jej. - mruknęła Perrie.
- A wy mi nie możecie powiedzieć?
- Chciałabym, ale to jest dużo bardziej złożona historia i Jade by mnie zabiła.
- Ookej. - odpowiedział i poszedł do swojej dziewczyny.
- To ja pójdę zajrzę też do Leigh - Anne, skoro śpi. - powiedziała Pezz i poszliśmy na górę.
Lee - Lee znów się wierciła i coś mamrotała. Blondynka ze stoickim spokojem usiadła za nią, wzięła jej głowę na swoje kolana i głaszcząc je po włosach, mówiła:
- Hej, Leigh, obudź się. Halo,Lee - Lee, hej, wstawaj kochanie,bo znowu masz zły sen, Leigh...
Po chwili dziewczyna usiadła gwałtownie trzymając się za gardło i gwałtownie nabierała powietrza. Perrie głaskała ją po plecach.
- Już dobrze, spokojnie, oddychaj...
Po około minucie jej oddech się ustabilizował. Dziewczyna przytuliła się do przyjaciółki i płacząc, mówiła:
- Śnił mi się Jason i on chciał cię zabić...!
- Już dobrze, to tylko sen, spokojnie. - po chwili Leigh się uspokoiła i Pezz prowadziła z nią normalną rozmowę. - Chcesz jeszcze iść spać? - dziewczyna pokręciła głową. Rzuciłem jej moją bluzę i założyła ją. - Jest problem. Chodzi o Jadey. Prawie nic dzisiaj nie zjadła.
- Jak to? Myślałam, że już jest wszystko okej.
- My też.
- Pójdę z nią pogadać.
- Chris teraz z nią jest. Lepiej niech sobie wyjaśnią o co chodzi.
- Racja.
- A ty nie jesteś głodna? Może też chodź zjeść. - zaproponowałem.
- Okej, z chęcią. - uśmiechnęła się. Uśmiechnęła się jednym z najbardziej promiennych uśmiechów, a dla mnie każdy z nich choćby najmniejszy, był skarbem o który trzeba dbać. Jak ona cała.
Chris
Wszedłem do mojego pokoju. Jade siedziała na brzegu łóżka, tyłem do drzwi i patrzyła przez okno. Usiadłem za nią i odgarnąłem jej włosy do tyłu.
- Jadey, o co tu chodzi? - spytałem z troską.
- O nic, nie ma się czym martwić, takie nasze małe sprzeczki. - pociągnęła nosem.
- Ale jednak płakałaś, czyli coś jednak jest na rzeczy.
- Ale to głupie. Poza tym wstydzę się tego.
- Po to tu jestem.
- Ja... przy samych początkach Little Mix, parę lat temu gdy dopiero zaczynałyśmy... ktoś wmówił mi, że jestem gruba i... bardzo chciałam schudnąć. Żadna dieta nie dawała mi oczekiwanych efektów... i przestałam jeść. To znaczy przestałam, inaczej, jadłam coraz mniej i mniej aż to przerodziło się w anoreksję. Gdyby nie dziewczyny to nie wiem, czy bym tu siedziała. - poczułem się, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Moja Jadey miała anoreksję?!
- Oh, Jadey... - przyciągnąłem ją do siebie i oparłem się o zagłówek łóżka.
- To dlatego dziewczyny tak pilnują, żebym jadła. - dodała łamiącym się głosem.
- A... dlaczego... dzisiaj nie zjadłaś? - spytałem drżącym głosem.
- Bo ostatnio przytyłam.
- Ale powiedziałaś że miałaś anoreksję, zrozumiałem, że już wszystko dobrze.
- To tak nie działa. Jestem tykającą bombą, wystarczy najmniejszy wstrząs, a wybuchnę. - po tych słowach dziewczyna się rozkleiła.
- Nie płacz, kochanie. - przytuliłem ją mocniej.
- To wszystko się wydaje tylko takie cudowne. Tak naprawdę każda z nas ma naprawdę ciężko. Tu dziewczyny muszą mnie pilnować, ale to pół biedy, bo ja jestem w stanie jakoś nad tym zapanować. Gorzej jest chociażby Leigh, ona nie może zapanować nad tym co jej się śni, nad tym że zrywa się z krzykiem w środku nocy nie mogąc oddychać. W dodatku ona jest taka że... raczej nie mówi że coś ją boli, coś jest nie tak... jeśliby mówiła nam o wszystkim, wtedy byśmy do niej zaglądały w nocy w takich dniach. Przecież to, że Perrie ją wtedy przekręciła... to było jakieś boskie zrządzenie. Przechodziła z łazienki obok jej pokoju, byłyśmy w jakimś hotelu po koncercie. Zajrzała do niej z przyzwyczajenia. Gdyby nie to, Lee - Lee mogłaby się udusić. Później się okazało że to był dla niej straszny czas... nie mogę ci więcej powiedzieć, bo to jej sekret. Ale to była dla niej prawdziwa tragedia. Ja... przecież gdybym nie zemdlała raz na ulicy dziewczyny o niczym by się nie dowiedziały. Dobrze, że zemdlałam na ulicy, to się mogło stać w domu, uderzyłabym się o jakąś szafkę w głowę i byłoby po mnie... aż się nie chce o tym myśleć. Ale ja i Leigh - Anne jesteśmy nie jedyne. Pezz i Jess też mają swoje problemy. Rozumiesz, że nie mogę ci powiedzieć?
- Rozumiem. - szepnąłem i pocałowałem ją w głowę. - Teraz to ja cię przypilnuję.
*****
Czyta to ktoś? :(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro