7 - "W razie czego nikt się nie będzie martwił"
Perrie
Dwa dni później zostałyśmy zwołane do naszego managera.
- Hej piękne. - wpadł do pomieszczenia jak huragan i usiadł za biurkiem. - Wybaczcie mi spóźnienie, ale przecież przy plażach są takie korki, że jakbym pod prąd nie pojechał to do jutra bym tu nie dotarł. Ale przejdźmy do tematu piosenek. "Shout Out To My Ex" wyszło bajecznie i świetnie się sprzedaje, więc gratulacje. "Joan Of Arc" nagramy jakoś po "Strip", bo tu jest pomysł na teledysk, a wiadomo że z teledyskiem to lepiej się sprzeda na YouTube'ie. Jutro widzimy się więc w studio o ósmej rano, tu macie tekst, nauczcie się go do jutra proszę, i to tyle na razie. Cześć! - powiedział i tyle go widziałyśmy. Wczytałyśmy się w tekst, a reakcje był odmienne.
- Ale super! - ucieszyła się Jesy.
- Jadey, to jest świetne! - przytuliłam ją.
- No wiem, jestem genialna.
- Dziewczyny... ja... nie jestem pewna... mogę chociaż zmienić zwrotkę? - mruknęła cicho Leigh - Anne.
- A dlaczego te są złe? - spytała z troską Jade.
- No... jeju nie chcę śpiewać o czymś, czego sama nie czuję...
- Lee - Lee... nie mów tak, tylko w końcu uwierz w to, co wszyscy ci mówią. - przytuliłam ją.
- No dobra, wracamy do domu? - spytała.
- Tak, chodźmy bo umówiłam się z Zabdielem. - pogoniła nas Jesy.
- Oh, a ja z Eric'iem. - dodałam.
- Zbieg okoliczności, bo ja z Chrisem też. - zaśmiała się Jade.
- To ja będę miała wreszcie czas żeby od was odpocząć. - wystawiła nam język Leigh.
Wsiadłyśmy do jej auta, dziewczyna oczywiście za kierownicą. Odjechałyśmy dosłownie kawałek, gdy jej telefon wydał z siebie dźwięki dzwonka.
- Pezz, wyjmij mi telefon z torebki i przyłóż mi do ucha. - poprosiła mnie, ponieważ siedziałam obok niej. Zrobiłam zgodnie z jej prośbą. - Halo? Czeeeść, co tam? Aha... nie no spoko... jak jedziesz idioto! - zatrąbiła. - Co? Nie, znaczy tak, ale Perrie trzyma mój telefon, więc spokojnie. No dobra, to ja odstawię dziewczyny i przyjadę. No, buziaki. Ja ciebie też, papa. - zabrałam jej telefon.
- Co tam? - spytała Jess.
- Richard. Z uwagi na to, że Zabdiel, Eric i Chris są umówieni z wami, a Joel gdzieś idzie i wróci jutro, nie wnikam, to mam do niego wpaść.
- Aha. To możesz nie wracać na noc, nikt się w razie czego nie będzie martwił. - zakomunikowała Jade.
- Eh... mówiłam już, że jesteście niewyżyte? - westchnęła Lee - Lee.
- Tak. - odpowiedziała Jesy.
- Dwukrotnie. - dodałam.
Zajechałyśmy pod nasz wieżowiec, Leigh wysadziła nas i pojechała do domu chłopaków.
Leigh - Anne
Gdy dotarłam do chłopaków, w domu był już tylko Richard.
- Hej, chica. - przywitał mnie.
- Cześć...
- Hej, stało się coś? - uniósł mój podbródek.
- To się stało. - uniosłam kartkę z piosenką do góry. - Spójrz na zwrotki które śpiewam...
- Kochanie, naprawdę? Przecież to wszystko o czym śpiewasz to prawda.
- Naprawdę?
- Oczywiście, że tak. - przytulił mnie. - Może pójdziemy na plażę?
- Nie... zostańmy tutaj.
- Dlaczego?
- Bo zaraz będę całkiem czarna? - odparłam bez przekonania. - No dobra, po prostu nie lubię się rozbierać. - westchnęłam.
- Eh... dobra, ja nie nalegam. Chodź, obejrzymy jakiś film. - zaproponował i usiedliśmy na kanapie. W zasadzie się położyliśmy, ja plecami do Richarda, a chłopak za mną obejmując mnie w talii. - Ej, a kto tak w sumie napisał tą piosenkę?
- Jadey. W sumie zdziwiło mnie że to właśnie jej tekst. Dobrze, że znalazła kogoś, przy kim wreszcie rozkwita, po tym wszystkim, co przeszła.
- W jakim sensie? Jeżeli to nie jest jakiś jej mroczny sekret.
- Eh... powiem ci, ale nikt, zwłaszcza Chris nie może się o tym dowiedzieć, jasne? - chłopak pokiwał głową. - Jade miała anoreksję.
- Uh. Niedobrze.
- W porę się zorientowałyśmy. Gdyby nie to, to nie wiem, co by z nią było.
- A ty?
- Co ja? - zdziwiłam się. - Ah... nie no coś ty. Na to co chciałabym żeby zniknęło, to nawet jakbym do końca życia nie jadła nie pomoże. Tylko nie wnikaj.
- Nie wnikam, bo dla mnie najważniejsze jest, że dla mnie jesteś najpiękniejsza.
- Głodna jestem.
- Zamówię pizzę. - zaproponował. Dostawca przyjechał po pół godzinie. Chłopak poszedł otworzyć, a ja dostałam wiadomość.
Jadey: Dobrze ci radzę, naprawdę zostań u Richarda, potraktuj to jako dobrą radę serdecznej przyjaciółki.
Zaśmiałam się. Odpisałam jej tylko że ja mam całe życie przed sobą i jestem zbyt młoda żeby zostać chrzestną. Po chwili wrócił Richard z pizzą.
- Wyobraź sobie, że napisała do mnie Jade.
- O proszę. Co chciała?
- Kazała mi nie wracać do domu dla bezpieczeństwa mojego zdrowia psychicznego, więc jeśli to nie problem przenocuję się tu na kanapie.
- Na jakiej kanapie? Daj spokój.
- A ty lepiej daj jedzenie. - uśmiechnęłam się.
Jedliśmy pizzę oglądając "Pretty Woman", a potem "Moja dziewczyna wychodzi za mąż". Były to jedyne filmy jakie posiadali chłopcy, a żeby było śmieszniej Richard znalazł je w pokoju Eric'a. Nim się obejrzeliśmy nastała dwudziesta.
- Wiesz co? - zaczęłam z uśmiechem.
- Co?
- Kocham Cię.
- Wiesz co? Ja ciebie też.
Złączyłam nasze usta i po chwili znalazłam się na jego kolanach. Chłopak złapał za rąbek mojej koszulki i spojrzał mi w oczy szukając w nich potwierdzenia. Pokiwałam głową.
Po chwili znaleźliśmy się w jego sypialni. Chłopak pozbył się moich ubrań, a ja jego.
- Leigh - Anne?
- Hm?
- Jesteś piękna.
Richard
Obudziłem się około dziewiątej rano. Leigh leżała obok na brzuchu, na moim ramieniu, z ręką na mojej klatce piersiowej i nogą przerzuconą przez mój tułów. Uśmiechnąłem się widząc jak słodko śpi. Po chwili usłyszałem krzyki dobiegające z dołu. To Eric krzyczał na Joel'a.
- JOEL MIAŁEŚ IŚĆ DO SKLEPU MAMY PUSTĄ LODÓWKĘ!
- Zamknij się!
- IDŹ DO SKLEPU!
- Kaca mam, nigdzie nie idę.
- W DUPIE MAM TWOJEGO KACA!
- Nie krzycz!
- Leigh - Anne jest u Richard'a a my nawet nie mamy co dać jej do jedzenia. - mruknął Zabdiel.
- Co? Skąd ona się tam wzięła? I skąd wiesz? - spytał Chris.
- Richard wczoraj ją do siebie zaprosił bo miał wolną chatę, a dziewczyny zabroniły jej wracać do domu na noc bo my u nich byliśmy, a wiem to ponieważ pewien że ona wróciła już do domu wbiłem Richardowi do pokoju. - zajebiście. - A właśnie, Jesy powiedziała żebym zadzwonił i powiedział czy ona żyje i czy jest u nas.
- Mmm... - mruknęła z niezadowoleniem Lee - Lee. Otworzyła oczy. - Kto się tak drze?
- Chłopaki, bo Joel nie zrobił zakupów i mamy pustą lodówkę. Idę do nich zanim rozpęta się burza. - ubrałem się i rzuciłem dziewczynie mój t - shirt, aby mogła coś na siebie założyć. Zszedłem na dół.
- Możecie powiedzieć mi, co tu się odpierdala? - spytałem. - A ty jak już dzwonisz do Jesy to ani słowa o niczym innym niż że żyje i ma się dobrze. - spojrzałem na Zabdiela. - A więc co to jest za super ważny powód, że aż obudziliście Leigh?
- Joel nie kupił jedzenia.
- Joel marsz do sklepu, za karę sprzątasz do końca tygodnia. - chłopak mamrocząc coś pod nosem wyszedł z domu. - A wy się z łaski swojej nie drzyjcie.
- Przecież to nie pierwszy raz jak urządzamy taką pobudkę, więc o co ci chodzi? - mruknął Chris.
- Długa noc. - odburknąłem.
- Ah tak? - uśmiechnął się Eric.
- Idź się dziecko bawić samochodzikami. - walnąłem go w głowę.
- Jestem pełnoletni.
- To nie daje ci prawa do wszystkiego.
- Daje prawo do kupowania alko więc tak, daje mi prawo do wszystkiego.
- Zamknij się. - powiedziałem ostrzegawczym tonem, przez... brak argumentów.
- Chłopaki? - Lee - Lee zeszła do kuchni przecierając oczy. Była tylko w mojej koszulce i z tą burzą włosów na głowie wyglądała słodko. - Nie macie prostownicy?
- Eric?
- Nie, mam żel do włosów, miliard grzebieni, suszarkę, pięć różnych rodzajów szamponu, ale prostownicy nie mam.
- Boże... jak ja będę wyglądać?
- A jak umyjesz włosy? - spytałem.
- To jak wyschną zostanie z nich tylko puch, będzie jeszcze gorzej. Dobra, muszę wracać do domu.
- Głodnej cię nie puszczę. - uśmiechnąłem się. Dziewczyna podeszła i przytuliła się do mnie. Po chwili wrócił Joel z zakupami, zrobił śniadanie, które wspólnie zjedliśmy.
- Eric, masz jakąś gumkę do włosów, spinkę nie wiem cokolwiek? Przecież ja nic nie widzę.
- Em... mam jakąś spinkę.
- Uratujesz? Plosę...
- Masz. - podał jej spinkę.
- Jesteś moim bohaterem!
- Jakbyś miała spowodować wypadek, to wolałem ci ją dać. - zaśmiał się.
Leigh - Anne ubrała się i postanowiła wracać do domu. Zanim wyszła wziąłem ją na ręce i pocałowałem.
- Ale wszystko Ok?
- Nawet lepiej niż ok. - uśmiechnęła się. - Wpadnij później, bo ja najpierw muszę się doprowadzić do stanu jak Bóg przykazał i sprawdzić czy poniosłam jakieś szkody materialne.
- Dobrze, to zadzwonię. Wiesz, że od teraz jesteś oficjalnie tylko i wyłącznie moja. - szpnąłem jej do ucha. Dziewczyna zaśmiała się i wyszła.
Jade
Gdy Leigh - Anne wróciła tylko się z nami przywitała i skierowała się prosto do siebie.
- Leigh? - powiedziałam. Dziewczyna się zatrzymała. - Stało się coś?
- Co? Nnie... czemu?
- No jakaś dziwna jesteś.
- Zmęczona, późno poszłam spać, a chłopaki zrobili mi pobudkę bo Joel nie zrobił zakupów, dodatkowo moje włosy są w opłakanym stanie, muszę iść je umyć i ogarnąć.
- Mhm... To powiesz co się naprawdę stało? - Perrie odłożyła telefon spoglądając na nią.
- Dziewczyny, serio, chcę tylko iść pod prysznic, błagam was.
- Boże, idź, idź, kobieto! Tylko my będziemy drążyć temat. - ostrzegła Jesy.
Lee - Lee wróciła po pół godzinie wyglądająca w granicach tolerancji.
- To co, mówisz czy nie? - spojrzała na nią Jess odkładając gazetę obok swojego uda.
- Argh... no dobra. To... no... my... ja... Spaliśmy ze sobą.
- W sensie że... wow. - stwierdziła Perrie.
- Nareszcie, Boże święty! - westchnęła Jesy.
- Dobrze chociaż było? - spytałam.
- Serio, Jade?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro