4 - "Pozwól mi się naprawić"
Perrie
Wstałam około jedenastej. Zastałam wszystkich w kuchni. Leigh - Anne piła hektolitry wody, Jesy i Zabdiel co i raz posyłali sobie szczere uśmiechy, Jade i Chris trzymali się za ręce (*udaje odruch wymiotny*), a reszta chłopaków głośno o czymś gadała. Przyłączyłam się do konwersacji biorąc sobie jednego z tostów. Rozmawialiśmy sobie miło, ale zauważyłam, że Eric się na mnie patrzy. Zarumieniłam się zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Eric, Eric, dziecko drogie, ty się nie uganiaj za pięknymi kobietami tylko zajmij się... nie wiem, składaniem samolocików z papieru? - powiedział z przekąsem Joel.
- Powiedział chińczyk. - skwitował tę wypowiedź Eric.
- Leigh, mogę pożyczyć samochód? Jadę na paznokcie, a potem do jakiegoś miłego parku na spacerek. - powiedziałam.
- Bierz, ja się dzisiaj z domu nie ruszam. - odpowiedziała dziewczyna, biorąc kolejny łyk wody. - A to jest wszystko wasza wina.
- Nikt w ciebie nie wlewał tego na siłę. - odparła Jesy.
- Po pierwsze: na początku owszem. Po drugie: jak widziałyście, że jestem już uchlana, to trzeba było mi już nie dolewać, do cholery wiecie jak ja się czuję jak mam kaca.
- No to prawda. - zaśmiała się Jade. - Kiedyś poszła z Jasonem na jakąś imprezę i następnego dnia dosłownie zasnęła na próbie. Po prostu stała stała i nagle usnęła.
- Tak i teraz róbcie sobie bekę z tego że nie toleruję alkoholu.
- To ja lecę paa! - powiedziałam i wyszłam zanim w kuchni rozpętała się kłótnia.
Kosmetyczka zrobiła mi prześliczne pazurki i z jej gabinetu pojechałam do pobliskiego parku. Biegałam tam około godziny, gdy usłyszałam znajomy głos.
- Perrie! Nie wiedziałem, że idziesz akurat do tego parku. - przywitał mnie Eric.
- No tak wyszło, a ty co tu robisz?
- Wracam z pizzą. - uniósł do góry pudełka. - Nie miał kto ugotować jedzenia, bo przerywanie Chrisowi i Jade albo Zabdielowi i Jesy grozi uszczerbkiem na zdrowiu, a Leigh - Anne leży nieprzytomna. - zaśmiał się.
Po chwili zakręciło mi się w głowie i prawdopodobnie upadłabym, gdyby silne ramiona Eric'a nie objęły mnie w pasie.
- Hej, Pezz, co jest? - zmartwił się.
- Przez to, że nie mam słuchu w jednym uchu* ono nie funkcjonuje prawidłowo i czasami mam zaburzenia błędnika. - odpowiedziałam. - Ale to nic poważnego. - spojrzałam mu w oczy. Moja twarz znajdowała się stanowczo zbyt blisko jego, ale mimo że rozum krzyczał żebym się odsunęła, serce mówiło że jest mi cudownie i właśnie tego chciałam. Nasze oddechy mieszały się ze sobą, jego ręce wciąż obejmowały mnie w talii, a moje wciąż obejmowały jego kark. Był coraz bliżej i bliżej, czułam jego niepewność, tak samo jak swoją i w końcu, choć robię to rzadko, dałam ponieść się mojemu sercu i złączyłam nasze usta. Co ty wyrabiasz idiotko wykorzysta cię tak jak Zayn!
- Perrie?
- Hm?
- Zdradzę ci sekret. Lubię cię. Ale tak lubię lubię.
- To ja też zdradzę ci sekret. Ja ciebie też.
Leigh - Anne
Leżałam na kanapie gdy zadzwonił dzwonek.
- Richard, bądź tak dobry i otwórz... - mruknęłam w sofę. Chłopak odebrał.
- To kurier do ciebie! - odpowiedział.
- Cśśś... już idę. - odparłam i dźwignęłam się z mebla. Zjechałam windą na dół, gdzie czekał na mnie wyżej wymieniony kurier.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Pani Leigh - Anne Pinnock?
- Tak.
- Proszę podpisać tu, tu i tu. - wykonałam polecenia mężczyzny. - Proszę, to pani paczka, dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia.
Wróciłam do mieszkania.
- Ja i Joel spadamy! - oznajmił Zabdiel.
- Paa. - odparłam. Poszłam do swojego pokoju i otworzyłam paczkę. Była w niej bluza z numerem 01 i napisem "Queen". Dostałam ją od Jason'a na urodziny, chłopak miał taką samą tylko że z napisem "King". Dołączona była do niej karteczka.
Zapomniałaś kochanie. P.S. Ja nie odpuszczam.
Ze łzami w oczach wzięłam bluzę i wyszłam na balkon. Oparłam się o barierkę i zaczęłam rozmyślać o wszystkim co się ostatnio u mnie dzieje, co spowodowało wodospad łez. Po chwili ktoś dotknął mojego ramienia. Wzdrygnęłam się.
- Leigh, wszystko dobrze? - okazało się że to Richard.
- Taak... - pociągnęłam nosem.
- Co to? - wskazał na bluzę.
- E tam, nic takiego... - odparłam bez przekonania.
- Leigh... hej, spójrz na mnie. - uniósł mój podbródek. - Nie martw się. Ten idiota to skończony chuj, szkoda łez na niego.
- Richard, ja... naprawdę doceniam twoją pomoc, ale nie chcę użalania się nade mną, okej? Przede wszystkim to głupie, bo dziewczyny już dawno zapomniały o swoich ex, a ja siedzę i się nad sobą użalam. - szepnęłam i ze spuszczoną głową skierowałam się w stronę drzwi balkonowych. Chłopak złapał mnie jednak za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta. To że to zrobił było impulsem. To, że oddałam pocałunek też było impulsem. Gdy dotarło do mnie, co zrobiłam oderwałam się od Richarda z zamiarem powrotu do siebie.
- Leigh - Anne. - zatrzymał mnie. - Podobasz mi się.
- Ty... ty mnie też. - odpowiedziałam po chwili zawahania.
- Więc o co chodzi?
- Ja... potrzebuję czasu.
- Rozumiem... - spojrzał na swoje buty.
- Ale ja nie mówię że nie. Muszę... się ogarnąć.
- Wiem i rozumiem to. Nie czuj się winna. Jeżeli byś czegoś potrzebowała... kurde, ja po prostu nie mogę patrzeć na to, że ten kutafon cię tak zniszczył. Po prostu... pozwól mi się naprawić.
Podeszłam do niego i oparłam moje dłonie o jego klatkę piersiową.
- Pozwalam. - wyszeptałam. Chłopak po chwili wyrwał mi bluzę z rąk i wyrzucił ją przez balkon.
- Będę spadał, już siódma...
- Zostań. Proszę.
- Okej.
Położyłam się na moim łóżku, a Richard obejmując mnie od tyłu. Leżeliśmy chwilę w ciszy, ale później usłyszeliśmy dziwne dźwięki, jakby ktoś uderzał w ściany.
- Co to... O ja walę. Nie... fujka. - mruknęłam. Szybko przekalkulowałam że z jednej strony sąsiaduję z Jade, a z drugiej z Perrie.
- Jadey z Chrisem, ciszej trochę błagam! - wydarłam się. - A z kim jest...
- Eric. - odpowiedział chłopak nim zdążyłam dokończyć pytanie.
- Pezz i Eric uszanujcie moją prywatność do jasnej!
*Owszem, Perrie nie słyszy na jedno ucho.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro