21-"Nie myślałam wtedy, jak kruche bywają obietnice."
Leigh - Anne
Miałam szczerą, jednak złudną nadzieję, że dziewczyny zapomną o moich urodzinach. Kiedy więc w sobotni poranek obudziło mnie pukanie do drzwi, zakopałam się pod kołdrą i jęknęłam:
- Nie ma mnie!
Moi wspaniałomyślni przyjaciele, którzy nie rozumieją słowa "nie", wtargnęli do pokoju śpiewając "Sto lat". Chcą nie chcąc wylazłam spod kołdry, a moim oczom ukazał się następujący obrazek: Jade trzymała bezę udekorowaną borówkami i świeczkami. Po lewej stały dziewczyny, Perrie z kolorowym pudełkiem w ręku, a po prawej chłopcy, gdzie Joel trzymał prezent.
- Czyście powariowali?! - zaśmiałam się.
- Dmuchaj. - Jadey przysunęła tort bliżej mnie. Później był czas na prezenty, pierwsze wyrwały się dziewczyny.
- Aww, jaka piękna! - pisnęłam wyciągając bransoletkę z różowymi kryształkami. Potem zobaczyłam czarne pudełko z napisem "Victoria's Secret". - Dziewczyny! - rzuciłam w Becky koronkową bielizną, po czym stanęłam na łóżku mierząc w nią palcem. - Ja wiem że to był twój pomysł! - zaśmialiśmy się.
- Teraz nasz prezent, ten lepszy. - podał mi małe pudełeczko Joel. Były w nim długie, złote kolczyki.
- Aww, chłopaki, są przepiękne! Chodźcie wszyscy się uściskać! - wyciągnęłam ręce.
- Po nasz prezent musimy gdzieś pojechać. - uśmiechnął się Richard. - Spakuj się na dwa dni i weź kostium kąpielowy.
- Uuu... ale fajnie. - przytuliłam go.
Na śniadanie zjedliśmy tort bezowy, bardzo zdrowo, nie? W trakcie gdy się ogarniałam Jade mnie spakowała i wyruszyliśmy w drogę.
- Dokąd jedziemy, nooo? Daleko jeszcze? Jestem ułomna, dałam facetowi prowadzić Mustanga, zabijesz nas. - jęczałam.
- Leigh, możesz się proszę zamknąć?
- Sory. - mruknęłam i zagłębiłam się bardziej w fotel.
Po kilku godzinach dotarliśmy pod dość wysoki hotel.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam.
- W Madrycie. - Odpowiedział Richard wyciągając walizkę. Weszliśmy do środka, dostaliśmy klucz do pokoju na najwyższym piętrze.
- Wow, ale tu super! Jesteś najlepszy! - pocałowałam chłopaka.
- Mam dla ciebie coś jeszcze. - uśmiechnął się wyciągając z tylnej kieszeni małe pudełko.Gdy je otworzyłam, moim oczom ukazał się łańcuszek z serduszkiem z różowego złota. Serduszko było otwierane, a w środku znajdowało się nasze zdjęcie na klifie.
- O Boże, marzyłam o takim! - przytuliłam go.
- To na te dni, kiedy będę gdzieś indziej. Żebyś pamiętała, że gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię, to myślami jestem przy tobie.
- Nie chcę żebyś wyjeżdżał...
- Ja też nie chcę, słoneczko. Ale nie rozmawiajmy o tym teraz. Te dwa dni mają być nasze...
- Niecałe dwa, bo jutro wieczorem wylatujecie.
- ...bez myślenia o problemach. Na dachu jest basen z widokiem na miasto, idziemy?
Pokiwałam głową i poszłam się ubrać w moje ukochane żółte bikini. Potem poszliśmy na górę. Położyłam telefon na brzegu basenu, ale po chwili postanowiłam zadzwonić i dać znać dziewczynom, że dotarliśmy. Wzięłam go więc i podpłynęłam do skraju dachu, skąd rozciągał się widok na Madryt.
- Halo?
- Hej, Jadey. Dzwonię powiedzieć, że dotarliśmy i żyjemy.
- To dobrze. Fajnie tam?
- Baaardzo. A u was wszystko okej?
- Leigh - Anne, błagam cię. Raz weź się zajmij sobą, okej? - Richard przytulił mnie od tyłu. - To wasze dwa dni, wykorzystaj je. Zajrzyj do walizki.
- Nie. Jade, powiedz, że mi tego nie zrobiłaś! Jadeyyyy, zabiję cię!
- Baw się dobrze, paaa...
- Jade! Rozłączyła się. Małpa.
- Ładnie tu, prawda?
- Ślicznie. Richard, nie chcę psuć atmosfery, ale muszę to w końcu powiedzieć.
- Mów co ci leży na sercu. - przytulił mnie mocniej.
- Bo... cały czas staramy się żyć obok świadomości, że za parę miesięcy urodzi się twoje dziecko, a... bez sensu jest udawanie, że tematu nie ma.
- Leigh, jeśli o to ci chodzi, to obiecuję, że nic się nie zmieni.
- Nie. Nie masz racji. Wszystko się zmieni. Nawet nie masz pojęcia, jak wiele.
- Mam pojęcie, Leigh. Ale wiedz, że kocham cię najbardziej na świecie i nie pozwolę, żeby mój błąd coś między nami zmienił.
- Teraz tak mówisz. To będzie twoje dziecko i ono zawsze będzie na pierwszym miejscu.
- Lee - Lee, czego ty się bardziej boisz? Że sobie nie poradzę czy że zepchnę cię na drugi plan?
- Boję się, że pokocham twoje dziecko, ale formalnie nie będę miała do niego żadnych praw!
- Słońce, żadne papiery się nie liczą. Najważniejsze, że to do ciebie on albo ona będzie mówić "mamo". Leigh - Anne, przepraszam cię za to, co narobiłem. Powinnaś tylko wiedzieć, że cokolwiek się stanie to o tobie nie zapomnę. Obiecuję.
Nie myślałam wtedy, jak kruche bywają obietnice.
- Bynajmniej żadnym zaskoczeniem nie będzie dla ciebie, że ktoś płacze w nocy i trzeba do niego wstać. - mruknęłam.
- Wiesz, że to nie twoja wina. Nie możesz z tym nic zrobić. Poza tym chcąc wrócić do ciebie wiedziałem, na co się piszę. Ja po to tu jestem, Leigh - Anne. Żeby ci pomóc. Chociaż trochę. Nadchodzący tydzień to tylko 7 dni. Dasz radę. Musisz być dzielna.
- Po prostu... czasami nie mam już siły. To wszystko...
- Wiem, że to za dużo dla jednej osoby. Wiesz przecież, że gdybym nie musiał, to bym nie wyjeżdżał. Najważniejsze, żebyś chociaż spróbowała sobie dać radę. Musisz spać.
- Najchętniej kupiłabym sobie miksturę wiecznej energii za punkty satysfakcji, jak w simsach.
- Em... to byłoby coś fajnego do opatentowania, ale niestety to niemożliwe. Leigh ja... nie zaprzeczaj, bo to prawda, że mam w tym wszystkim swój udział. Jakbyś miała jeszcze mało problemów, to ja jeszcze musiałem coś odwalić. Przepraszam.
Staliśmy chwilę w milczeniu, patrząc na panoramę Madrytu.
- God, it hurts to be human
Without you I'd be losing
And someday we'll face the music
God, it hurts to be human - zaczęłam nucić.
- Boisz się, że znowu to zrobię, prawda? - spytał Richard.
- Ale co?
- Że znowu cię zdradzę? Dlatego nie chcesz, żebym jechał?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czy się tego bałam? Chyba tak.
- Co ja musiałbym zrobić, żeby odzyskać twoje zaufanie, co?
Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- Nie wiem. - szepnęłam. Staliśmy tam tak, patrząc na miasto, a strumienie słonych łez spływały po mojej twarzy, potem szyi.
- Wiem, że to nie wystarczy, ale kocham cię Leigh - Anne.
****
Kochani, jadę na zieloną szkołę i nie wiem w którą stronę pójdzie moja aktywność. Tak czy siak, jeśli ktoś by się zastanawiał, skąd cytat "God, it hurts to be human, Without you I'd be losing, And someday we'll face the music, God, it hurts to be human", to pochodzi on z piosenki P!NK "Hurts 2B Human". Mam ostatnio mega fazę na tą piosenkę. Trzymajcie się cieplutko i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro