20-"Jednorożcu..."
Leigh - Anne
Następnego dnia wracając ze sklepu w pobliżu naszego apartamentowca zobaczyłam... Jasona. Poczułam się, jakby ktoś odciął mi powietrze. Pobiegłam do budynku i wpadłam do windy. Starałam się spokojnie oddychać, jednak na nic. Za każdym razem, kiedy próbowałam się uspokoić, panika narastała i czułam, że nie mam nad sobą kontroli. Mieszkamy wysoko - 13 piętro, więc w windzie spędziłam parę minut. Moje dłonie trzęsły się niemiłosiernie. W końcu dotarłam do mieszkania. Gdy weszłam do środka oparłam się o drzwi.
- Leigh?! - krzyknął z salonu Richard. Nie mogłam zaczerpnąć powietrza, a co dopiero mu odpowiadać. Wszedł do korytarza. - Boże, Leigh, co się stało?! - podbiegł do mnie. Po chwili zjawiła się Jade, Chris i, o dziwo, Becky i Joel. - Hej, słonko, spokojnie, co się dzieje? - pokręciłam głową na znak, że nie mogę odpowiedzieć.
- Dobra, ona nic na razie nie powie. Leigh, chodź do sypialni. - powiedziała Jadey. Usiadłam na łóżku. Richard ukucnął przede mną.
- Leigh. Leigh - Anne, patrz na mnie. Spokojnie, oddychaj. Wdech i wydech. Cokolwiek się stało jest już okej.
Jade
Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc poszłam sprawdzić kto to.
- Jason?! - krzyknęłam w pierwszej chwili. Potem ściszyłam głos. - Jason? Co ty tu robisz?
- Przyjechałem na koncert i przy okazji wpadłem pogadać z Leigh - Anne, wyjaśnić jej wszystko, przeprosić.
- To... nie jest dobry moment. - pokręciłam głową. - Leigh ma znowu atak i...
- Chcę ją zobaczyć, pomóc...
- Nie! Czy ty nie rozumiesz, że to przez ciebie? Wszystko przez ciebie. Nie sypia po nocach, a takiego ataku paniki jak dzisiaj jeszcze nie miała, nie wiemy nawet dlaczego.
- Może mnie zobaczyła...?
- To by wszystko wyjaśniało. Ale tak czy siak daj sobie wreszcie spokój raz na zawsze i pozwól jej zacząć normalne życie. - warknęłam i zamknęłam drzwi. Wróciłam do pokoju Leigh.
- Lee - Lee, chodzi, o Jason'a prawda? Leigh? - dziewczyna pokiwała głową.
Po około piętnastu minutach dziewczyna się uspokoiła. Przytuliła się do Richarda.
Richard
Jade, Chris, Joel i Becky wyszli, a Leigh - Anne powiedziała:
- Chcę tylko żyć normalnie, czy to tak wiele?
- Wiem kochanie, że jest ci ciężko, ale to tak samo jak mnie, ale uwierz mi, że też nie chcę patrzeć, jak cierpisz i nie mogę nic zrobić. Ale wierz mi, że chcę zrobić wszystko, żeby to się skończyło, słońce. - objąłem ją mocniej i położyłam się na plecach. - Spróbuj się przespać, ja tu będę.
Dziewczyna wtuliła twarz w moją koszulkę i po około pół godzinie usnęła. Ułożyłem ją na poduszkę i poszedłem do salonu.
- I jak? - spytał Joel, który siedział na kanapie z Chris'em, oboje z piwem w dłoni.
- Śpi. - odpowiedziałem. - A gdzie Jade i Becky?
- Becky pojechała na koncert, a Jade u siebie, zadzwoniła do dziewczyn żeby powiedzieć o sytuacji. Są na mieście, kupują prezent urodzinowy dla Leigh - Anne, niedługo będą. - wyjaśnił Chris podając mi piwo.
- O Boże. Urodziny Lee - Lee. Cholera, zapomniałem, a to już w sobotę. Też muszę coś wymyślić.
Parę minut później do mieszkania wpadły dziewczyny z chłopakami.
- Gdzie Leigh? - spytała Perrie.
- Śpi.
- Zajrzymy do niej. - zakomunikowała Jesy. Gdy dziewczyny się ulotniły, a my zostaliśmy w piątkę Joel zaczął:
- W niedzielę wyjeżdżamy na tydzień do Stanów, pamiętacie?
- O nie... nie chcę zostawiać Jade samej po... tym wszystkim co się ostatnio działo. - jęknął Chris.
- Ja się o Perrie nie martwię, dziewczyny mówiły, że to, co się zadziało ostatnio to naprawdę zdarza się raz na miliard, więc jestem w miarę spokojny. - uśmiechnął się Eric.
- A co ja mam powiedzieć? Leigh sama boi się spać, a ja wiem, że jej ciężko, tym bardziej że to dzisiaj... Bóg wie w którą stronę to pójdzie, czy to było jednorazowe, czy będzie działo się częściej.
Po chwili do pomieszczenia weszła zaspana Leigh - Anne. Wyciągnęła do mnie ręce, po czym usiadła przytulając się do mnie. Pocałowałem ją w czubek głowy.
- Wyjeżdżacie w niedzielę, prawda? - spytała. Pokiwałem głową. - Mmm... składam reklamację.
- Ja też, bo miałaś spać.
- Nie mogę spać. - mruknęła.
W końcu jednak zmorzył ją sen i zasnęła z głową na moim ramieniu, więc wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Potem wróciłem do reszty.
- Dziewczyny, co Leigh mogłaby chcieć dostać na urodziny? - spytałem.
- O ja wiem, ja wiem! - podniosła rękę Jade. - Jest taki naszyjnik z otwieranym serduszkiem, który się jej podoba.
- A najlepiej byłoby, gdybyś gdzieś ją wywiózł na weekend, na przykład do Madrytu. - zaproponowała Perrie.
- Dobry pomysł. - stwierdziłem.
- Ale wyjedziecie w sobotę, bo mamy dla niej świetny prezent. - dziewczyny uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo.
- Nasz i tak będzie lepszy! - zaoponował Joel.
- A bo nie.
- A bo tak.
- A bo nie.
- A bo tak.
- Dzieci, wystarczy! - przerwał tę wymianę zdań Chris. - Jadey, wiesz że my was kochamy, ale nasz prezent i tak będzie lepszy.
- No chyba sobie kpisz! - dziewczyna wskoczyła mu na plecy. - Jedź, mój jednorożcu! - uniosła palec.
- Nie chce mi się.
- Jednorożcu... - powiedziała ostrzegawczym tonem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro