Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20-"Jednorożcu..."

Leigh - Anne

Następnego dnia wracając ze sklepu w pobliżu naszego apartamentowca zobaczyłam... Jasona. Poczułam się, jakby ktoś odciął mi powietrze. Pobiegłam do budynku i wpadłam do windy. Starałam się spokojnie oddychać, jednak na nic. Za każdym razem, kiedy próbowałam się uspokoić, panika narastała i czułam, że nie mam nad sobą kontroli. Mieszkamy wysoko - 13 piętro, więc w windzie spędziłam parę minut. Moje dłonie trzęsły się niemiłosiernie. W końcu dotarłam do mieszkania. Gdy weszłam do środka oparłam się o drzwi.

- Leigh?! - krzyknął z salonu Richard. Nie mogłam zaczerpnąć powietrza, a co dopiero mu odpowiadać. Wszedł do korytarza. - Boże, Leigh, co się stało?! - podbiegł do mnie. Po chwili zjawiła się Jade, Chris i, o dziwo, Becky i Joel. - Hej, słonko, spokojnie, co się dzieje? - pokręciłam głową na znak, że nie mogę odpowiedzieć.

- Dobra, ona nic na razie nie powie. Leigh, chodź do sypialni. - powiedziała Jadey. Usiadłam na łóżku. Richard ukucnął przede mną.

- Leigh. Leigh - Anne, patrz na mnie. Spokojnie, oddychaj. Wdech i wydech. Cokolwiek się stało jest już okej.

Jade

Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc poszłam sprawdzić kto to.
- Jason?! - krzyknęłam w pierwszej chwili. Potem ściszyłam głos. - Jason? Co ty tu robisz?
- Przyjechałem na koncert i przy okazji wpadłem pogadać z Leigh - Anne, wyjaśnić jej wszystko, przeprosić.
- To... nie jest dobry moment. - pokręciłam głową. - Leigh ma znowu atak i...
- Chcę ją zobaczyć, pomóc...
- Nie! Czy ty nie rozumiesz, że to przez ciebie? Wszystko przez ciebie. Nie sypia po nocach, a takiego ataku paniki jak dzisiaj jeszcze nie miała, nie wiemy nawet dlaczego.
- Może mnie zobaczyła...?
- To by wszystko wyjaśniało. Ale tak czy siak daj sobie wreszcie spokój raz na zawsze i pozwól jej zacząć normalne życie. - warknęłam i zamknęłam drzwi. Wróciłam do pokoju Leigh.
- Lee - Lee, chodzi, o Jason'a prawda? Leigh? - dziewczyna pokiwała głową.
Po około piętnastu minutach dziewczyna się uspokoiła. Przytuliła się do Richarda.

Richard

Jade, Chris, Joel i Becky wyszli, a Leigh - Anne powiedziała:
- Chcę tylko żyć normalnie, czy to tak wiele?

- Wiem kochanie, że jest ci ciężko, ale to tak samo jak mnie, ale uwierz mi, że też nie chcę patrzeć, jak cierpisz i nie mogę nic zrobić. Ale wierz mi, że chcę zrobić wszystko, żeby to się skończyło, słońce. - objąłem ją mocniej i położyłam się na plecach. - Spróbuj się przespać, ja tu będę.

Dziewczyna wtuliła twarz w moją koszulkę i po około pół godzinie usnęła. Ułożyłem ją na poduszkę i poszedłem do salonu.

- I jak? - spytał Joel, który siedział na kanapie z Chris'em, oboje z piwem w dłoni.

- Śpi. - odpowiedziałem. - A gdzie Jade i Becky?

- Becky pojechała na koncert, a Jade u siebie, zadzwoniła do dziewczyn żeby powiedzieć o sytuacji. Są na mieście, kupują prezent urodzinowy dla Leigh - Anne, niedługo będą. - wyjaśnił Chris podając mi piwo.

- O Boże. Urodziny Lee - Lee. Cholera, zapomniałem, a to już w sobotę. Też muszę coś wymyślić.

Parę minut później do mieszkania wpadły dziewczyny z chłopakami.

- Gdzie Leigh? - spytała Perrie.

- Śpi.

- Zajrzymy do niej. - zakomunikowała Jesy. Gdy dziewczyny się ulotniły, a my zostaliśmy w piątkę Joel zaczął:

- W niedzielę wyjeżdżamy na tydzień do Stanów, pamiętacie?

- O nie... nie chcę zostawiać Jade samej po... tym wszystkim co się ostatnio działo. - jęknął Chris.

- Ja się o Perrie nie martwię, dziewczyny mówiły, że to, co się zadziało ostatnio to naprawdę zdarza się raz na miliard, więc jestem w miarę spokojny. - uśmiechnął się Eric.

- A co ja mam powiedzieć? Leigh sama boi się spać, a ja wiem, że jej ciężko, tym bardziej że to dzisiaj... Bóg wie w którą stronę to pójdzie, czy to było jednorazowe, czy będzie działo się częściej.

Po chwili do pomieszczenia weszła zaspana Leigh - Anne. Wyciągnęła do mnie ręce, po czym usiadła przytulając się do mnie. Pocałowałem ją w czubek głowy.

- Wyjeżdżacie w niedzielę, prawda? - spytała. Pokiwałem głową. - Mmm... składam reklamację.

- Ja też, bo miałaś spać.

- Nie mogę spać. - mruknęła.

W końcu jednak zmorzył ją sen i zasnęła z głową na moim ramieniu, więc wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Potem wróciłem do reszty.

- Dziewczyny, co Leigh mogłaby chcieć dostać na urodziny? - spytałem.

- O ja wiem, ja wiem! - podniosła rękę Jade. - Jest taki naszyjnik z otwieranym serduszkiem, który się jej podoba.

- A najlepiej byłoby, gdybyś gdzieś ją wywiózł na weekend, na przykład do Madrytu. - zaproponowała Perrie.

- Dobry pomysł. - stwierdziłem.

- Ale wyjedziecie w sobotę, bo mamy dla niej świetny prezent. - dziewczyny uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo.

- Nasz i tak będzie lepszy! - zaoponował Joel.

- A bo nie.

- A bo tak.

- A bo nie.

- A bo tak.

- Dzieci, wystarczy! - przerwał tę wymianę zdań Chris. - Jadey, wiesz że my was kochamy, ale nasz prezent i tak będzie lepszy.

- No chyba sobie kpisz! - dziewczyna wskoczyła mu na plecy. - Jedź, mój jednorożcu! - uniosła palec.

- Nie chce mi się.

- Jednorożcu... - powiedziała ostrzegawczym tonem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro