17
Joel
Była już późna noc. Wyszedłem na chwilę do toalety, a gdy wróciłem Leigh - Anne siedziała na dywanie oparta o kanapę, jeżdżąc dnem kieliszka po kolanie.
- Joel... Daj jeszcze wino, jest w szafce obok zmywarki.
- Nie, moja droga. Wystarczy.
- Ale nie jestem jeszcze przecież pijana.
- Wiem, że nie jesteś, a ja jestem tu właśnie po to, żebyś nie była.
- Ale jak ja się chcę upić?
- To lepiej pogadać o tym, co się dzieje, a nie zalewać w trzy dupy. Będę miał jutro na głowie skacowaną Becky, nie chcę mieć jeszcze ciebie. To co, opowiesz mi? - usiadłem obok niej.
- Przecież i tak już o wszystkim wiesz.
- Wiem co się wydarzyło. Ale nie wiem co dzieje się tutaj... - dotknąłem jej czoła. - ...i tutaj. - dokończyłem, dotykając klatki piersiowej w miejscu, gdzie jest serce.
- Co ja mam powiedzieć? Boli mnie to jak cholera, bo w końcu mu zaufałam, a on mnie wykorzystał! I to tak perfidnie! To był mój pierwszy, poważny związek! Mówił mi, że jestem jego jedyną, było tak kolorowo i cudownie i co się okazało?! Byłam jego, ale on nie był mój. - ostatnie zdanie wyszeptała.
- Ale wiesz że był zalany?
- Wiem. A pijani robią to, czego nie mają odwagi zrobić na trzeźwo. To wszystko moja wina. Nie jestem wystarczająca.
- Leigh co ty mówisz? To on cię zdradził, a ty nie jesteś niczemu winna! - Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Mam gdzieś, co powiesz, ale mam ochotę się upić i mnie nie powstrzymasz. - westchnęła Lee - Lee i poszła do kuchni po alkohol.
Istotnie po pół godzinie usnęła mi na ramieniu. Wziąłem ją na ręce, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć, bo myślałem, że to dziewczyny. Jakież było moje zdziwienie, gdy w drzwiach stanął Richard.
- Stary...
- Joel proszę. Tylko na pięć minut.
- Ale ona jest i tak pijana i śpi.
- Chcę ją tylko zobaczyć. Dziewczyny by mnie nie wpuściły.
- Eh... pięć minut. I... - zatrzymałem go. - Nikt nie dowie się że tu byłeś.
- Jasne jak słońce.
Położyłem Leigh do łóżka. Richard oparł się o futrynę. Podszedłem do niego.
- I co ja mam zrobić?
- Stary, ja tam nie wiem. Narobiłeś cholernego bałaganu. Teraz sam musisz go posprzątać. Bo nikt nie ma pojęcia jak ci pomóc. A my też nie chcemy patrzeć jak ty siedzisz ciągle u siebie, a ona... kurwa, Leigh to wrak człowieka. A wiesz co jest najgorsze? Że to ona się o to wszystko obwinia. Stary, wykombinuj coś, bo ona tak długo nie wytrzyma.
- Jak to?
- No tak. Słuchaj. Chcę ci pomóc. Bo nie chcę patrzeć jak taka spoko dziewczyna tak się niszczy. Tylko czekać aż zacznie palić.
- Pomożesz mi ją odzyskać?
- Pomogę. Tylko wymyśl coś mocnego. A teraz wynocha. - mruknąłem.
Leigh - Anne
Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10.20.
- Mmm... - mruknęłam.
- CHWILA! - wydarł się Chris. Wpadł do mojego pokoju ze szklanką wody i jakimś proszkiem. - Boże nie wiem w co ręce włożyć, chociaż ty jedna nie narzekasz. Dziewczyny wróciły o trzeciej, zalane w trzy dupy, wszystkie, i teraz mają pretensje do całego świata, że mają kaca.
- Jade to dopiero może zacząć narzekać. - Zaśmiałam się. - Poczekaj, jak będzie miała okres, będę współczuć. - ostrzegłam.
- Nie strasz mnie bo ucieknę. - zażartował chłopak.
- A tak w ogóle ostatnio jakoś rzadko gadałyśmy przez to wszystko co się u mnie dzieje. Jak ona... się trzyma?
- Em... Od tamtej kłótni w kuchni raczej nie musiałem interweniować. Czyli chyba jest okej.
- To dobrze. Ale uważaj na nią. Bo urwę ci jaja.
- No, pod taką drastyczną groźbą na pewno będę. - roześmiał się i wrócił do reszty.
Wzięłam telefon i zaczęłam scrollować Instagrama. Natrafiłam na zdjęcie Richarda w... wtf różowych włosach. Whatever, pomyślałam, ale ta współczująca osóbka w środku poszła do chłopaków z jakże inteligentnym pytaniem:
- Ej stało się coś Richardowi?
- A czemu miało się stać? Oczywiście poza tym że go rzuciłaś i zostanie ojcem? - chłopcy spojrzeli po sobie.
- Ma. Różowe. Włosy.
- A... no w sumie.
- Ale na pewno wszystko u niego okej, prawda?
- Leigh, co może oznaczać zmiana koloru włosów poza tym, że stary się znudził? - westchnął Joel.
- Lee - Lee naczytała się "13 Powodów". - mruknęła Jade.
- I co w związku z tym? - spytał Eric.
- No bo tam było napisane, że osoby, które chcą się zabić często drastycznie zmieniają swój wizerunek... - zarumieniłam się. - Jak Hannah Baker.
- Sprawdza się! - krzyknęła Perrie przechodząc z miską z praniem. Istotnie, przed próbą samobójczą Pezz przefarbowała się na fioletowo. - Ludziom, którzy chcą odebrać sobie życie jest wszystko jedno i robią rzeczy, na które wcześniej nie miały odwagi.
- Ale mnie pocieszyłaś... - mruknęłam. - Może minęłaś się z przeznaczeniem i powinnaś zostać psychologiem albo mówcą motywacyjnym?
- Nie mniej jednak... - przerwał mi Joel. - Niczym się nie musisz martwić, bo różowe włosy Richarda to nic innego jak jego kolejna chora fanaberia. A tak przy okazji nie musisz wierzyć we wszystko, co pisze Jay Asher. Na przykład nie wszyscy samobójcy nagrywają taśmy z powodami.
- Czytałeś?
- Oglądałem serial.
Wróciłam do swojego pokoju. Nie no bez przesady, Richard nie jest głupi i nie zabiłby się, co mi w ogóle przyszło do głowy? Ale przyszło i gdyby tak się stało, to stałoby się przeze mnie. Jestem beznadziejnie głupia.
Targało mną poczucie winy. Poszłam do łazienki wziąć kąpiel w wannie. Siedziałam zanurzona po uszy w pianie, gdy spostrzegłam leżącą na półce golarkę. A gdyby się skrzywdzić? Może jak zadam sobie ból fizyczny, zapomnę o tym psychicznym? Wzięłam ją do ręki. Przejechałam po lewej ręce raz, z trudem. Rana zaczęła mnie piec, wyciekała z niej krew. Później przecięłam znowu w tym samym miejscu. I znowu. I znowu. I znowu. Powstało głębokie wcięcie. Dopiero gdy wrzuciłam golarkę do wody zorientowałam się, że się trzęsę. Kiedy udało mi się opanować krwawienie wyszłam z łazienki. Później poszłam do kuchni coś zjeść. Jesy krzątała się z Zabdielem między blatami.
- Leigh, pójdziesz do sklepu? Trzeba kupić mleko. - spytała.
- Okej. - odpowiedziałam ześlizgując się ze stołka. Założyłam bluzę i wyszłam.
Aby dojść do sklepu musiałam przejść przez park. Szłam sobie i szłam spokojnie gdy ktoś zawołał moje imię.
Richard
Dostałem wiadomość.
Joel: Leigh - Anne poszła do sklepu. Dorwiesz ją w parku. Teraz albo nigdy stary, podziękujesz później.
W mgnieniu oka ubrałem się i wyszedłem szybko z domu. Leigh zastałem w środku parku.
- Leigh - Anne! - zawołałem. Przystanęła na chwilę nie odwracając się, ale po chwili pokręciła głową i poszła dalej. - Lee - Lee! - zacząłem iść szybciej. Dziewczyna uniosła środkowy palec. Zaśmiałem się pod nosem. Cała Leigh. Dogoniłem ją i złapałem za rękę, trochę za mocno, muszę przyznać. Dziewczyna skrzywiła się.
- Czego ode mnie chcesz?!
- Porozmawiać. Proszę o chwilkę rozmowy. Parę minut. Daj mi się wytłumaczyć
- Nie. - burknęła i chciała odejść, a wtedy jeszcze mocniej ją ścisnąłem. - Aua kurwa Richard! - zabrałem rękę. Po chwili z jej ręki zaczęła spływać strużka krwi.
- Leigh, krwawisz.
- Poradzę sobie.
- Nigdzie cię nie puszczę. Idziesz do mnie, a ja cię opatrzę.
- Nie ma potrzeby.
- Leigh - Anne. Proszę. Chociaż tyle.
- Eh...
Praktycznie siłą zaciągnąłem ją do naszego domu i posadziłem na wyspie kuchennej. Wyciągnąłem z szafki apteczkę i podwinąłem jej rękaw. Około pięć centymetrów od zgięcia ręki miała świeżą, głęboką ranę.
- Leigh, co to?
- Głupia sprawa, gotowałyśmy z dziewczynami, przewróciłam się a Pezz upuściła nóż i się na niego nabiłam, tyle.
- Ah tak? Mam się jej zapytać?
- Fajnie że mi ufasz. - mruknęła.
- Ja tobie ufam. - stanąłem między jej nogami. - Ale wiem też jaka jesteś. Więc wyjaśnisz mi to?
- Nie! Lepiej mów co chciałeś mi powiedzieć i się stąd zmywam.
- No dobra. To chciałem ci powiedzieć że masz rację. Trafiła mi się pewna fajna dziewczyna, wiesz? Jest przepiękna, cudowna, ma wszystko, czego sama nie widzi. Bardzo długo starałem się o jej zaufanie. I gdy w końcu mi się udało okropnie to spieprzyłem. Chciałbym, żeby mi kiedyś wybaczyła, bo ją kocham i wiem, że już nikogo tak nie pokocham.
Przysunąłem swoją twarz bliżej jej. Dzieliły nas milimetry. Leigh - Anne złączyła nasze usta. Po chwili znaleźliśmy się w mojej sypialni.
Szybkie przesunięcie w czasie o godzinę. :D
Leigh - Anne
Leżałam przytulona do Richarda. Po chwili spojrzał na moją rękę.
- Zaskakująco świetnie wywinęłaś się z tego tematu, ale ja nie odpuszczę. Musisz mi to wyjaśnić.
- Eh... - oparłam się na łokciach. - Co mam ci powiedzieć?
- Najlepiej prawdę.
- No dobra... pocięłam się, a że rana była świeża to jak przycisnąłeś skóra się rozerwała i zaczęła krwawić.
- Mówisz o tym, jakbyś opowiadała co będzie na obiad.
- A nad czym się tu rozwodzić? Zrobiłam to i tyle.
- Boże... poczekaj chwilę. - chłopak wstał i ubrał się. - Wstań.
- Poczekaj, tylko się ubiorę.
- Nie ubieraj się tylko stań tu. - wskazał na lustro.
- Po co? - parsknęłam.
- Chodź. - nalegał stanowczo.
Z westchnięciem podniosłam się z łóżka i podeszłam do niego. Położył ręce na moich ramionach i obrócił mnie w stronę lustra.
- Co widzisz?
- Jakąś tam dziewczynę. Nie, czekaj, nie jakąś tam. Na pośladkach mam rozstępu, jestem brzydka i jak widać coś ci w niej nie pasuje.
- Dlaczego coś ma mi w tobie nie pasować?
- Bo mnie zdradziłeś. - wzruszyłam ramionami.
- Do tego dojdę. Ale wiesz kogo ja widzę? Najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Taką, która mimo tego co jej zrobiłem mnie nie skreśliła. Taką, która wygląda jak anioł o każdej porze dnia i nocy. Taką, której zazdrości mi każdy samotny facet na tej planecie. - uśmiechnęłam się. - Najwspanialszą. Moją. A zmierzając do tej głupoty, którą odwaliłem. Zanim cię poznałem... Aż dziwne że chłopaki ci nie powiedzieli. Dużo piłem, czasami ćpałem, paliłem, imprezowałem. Gdy cię poznałem... wszystko się zmieniło. A tego wieczora... nie wiem co się stało. Podwójnie nie wiem, bo nie pamiętam dosłownie nic. Ale żałuję tego co zrobiłem. I jasne, mogłem zamieść to pod dywan i o niczym ci nie powiedzieć, ale nie chcę uciekać od odpowiedzialności za to, co narobiłem. Narobiłem bałaganu i przydałoby się, żebym go posprzątał. Nie masz w tym nawet krzty odpowiedzialności. Na trzeźwo nie zdradziłbym cię, bo nie znalazłbym nawet dziewczyny równie wspaniałej jak ty.
- Podobno pijani robią to, czego nie mają odwagi zrobić, gdy są trzeźwi.
- W tym wypadku to się nie sprawdza, kochanie. Wybaczysz mi?
Odwróciłam się w jego stronę i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i spojrzałam mu w oczy. Czy mu wybaczę?
- Chyba tak.
********
I tak oto koniec dramy z udziałem Leigh - Anne i Richarda! Oczywiście to nie koniec ich problemów. Leigh musi mu znowu zaufać, a Richard zostanie ojcem. Jak myślicie, w czyim życiu nastanie teraz wielkie zamieszanie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro