Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16-"To dzisiaj ty będziesz trzeźwy, a ja pijana"

Perrie

Leigh - Anne  obudziła się cztery godziny później. Cztery, długie godziny oczekiwania i niepokoju. 

Trzymałam ją za rękę, gdy ciemnoskóra tłumaczyła lekarzowi jak doszło do przedawkowania. Uspokoiła nas. Nie chciała się zabić. Zadzwonił mój telefon. To był Richard. Wyszłam z pomieszczenia mówiąc, że idę do toalety. Leigh nie powinna się tym martwić.

- Czego chcesz? - burknęłam do słuchawki.

- Boże chociaż ty odebrałaś! Dzwonię do Erica, Chrisa, Zabdiela, Joela, Leigh, Jesy i Jade i nikt nie odbiera! Stało się coś?

- Ciebie to nie powinno obchodzić. Zrobiłeś dziecko jakiejś szmacie, a Lee - Lee za to obrywa.

- Czyli już wiesz...? Wracając do mojego pytania...

- Tak, stało się! Leigh - Anne jest w szpitalu, przedawkowała leki. - w słuchawce nastała cisza.

- Chciała się... zabić?

- Nie, to był przypadek, ale niewiele brakowało. W karetce stanęło jej serce.

- Muszę ją zobaczyć. W którym szpitalu jest?

- Richard... - zamknęłam oczy. - Ona cię nie chce widzieć. Nie dosyć bólu już jej sprawiłeś?

- Perrie, błagam...

- Nie. Nie i koniec.  Wybacz, ale robię to dla jej dobra. Ona... nigdy nikogo nie kochała tak jak ciebie. Zaufała ci nawet. A ty tak to spieprzyłeś.

- Pezz...

- W razie czego zadzwonię, cześć. - powiedziałam i się rozłączyłam. Wróciłam do sali. Gdy byliśmy już w aucie, opowiedziałam im o mojej rozmowie z Richardem. Jedno ustaliliśmy. Leigh o niczym się nie dowie.

Następnego dnia Lee - Lee została wypisana ze szpitala. Tego wieczora mieliśmy zagrać "Reggeatón Lento" i mimo, że błagaliśmy ją, aby odpoczęła, to ona uparła się, że zaśpiewa z nami. Najtrudniejsza była tylko konfrontacja z Richardem.

Leigh - Anne

Na próbie atmosfera była napięta. Układu jednak nie mogliśmy już zmieniać, bo nie było czasu i musiałam tańczyć z Richardem.

- Nie dotykaj mnie w ten sposób. - warknęłam, gdy po raz kolejny przejechał dłonią wzdłuż mojej talii. W przerwie podszedł do mnie.

- Leigh, możemy pogadać?

- Nie mamy o czym. - odwróciłam wzrok. - Już nie.

- Leigh, proszę, ja wiem, że spieprzyłem, ale daj mi szansę, albo chociaż ze mną porozmawiaj. Słońce...

- Nie mów tak do mnie.

- Leigh, proszę...

- Nie. Nawet, jeśli mogłabym o tym zapomnieć, znowu ci zaufać to... nie zniszczę życia niewinnemu dziecku.

- Ona nie chce tego dziecka. Po urodzeniu zrzeknie się praw do niego. - zatkało mnie.

- To nic nie zmienia, Richard.

Po koncercie wróciliśmy późno do domu. Od razu zamknęłam się w swoim pokoju. Wypłakiwałam sobie oczy w poduszkę, gdy do drzwi zapukała Perrie.

- Hej, Lee - Lee, mogę wejść? Mam dla ciebie kolację.

Otarłam łzy i odpowiedziałam, że może.

- Dobrze się czujesz? - spytała.

- Taak, jest okej... - pociągnęłam nosem. - Dzięki na jedzenie.

- Nie powinnaś tak wciąż siedzieć i ryczeć. To sensu nie ma.

- Pezz...

- Jeśli nie zamierzasz mu wybaczyć, to wyjdź do ludzi, znajdź sobie kogoś nowego i...

- I co, i zaufaj? - przerwałam jej. - Tak oto właśnie skończyło się, jak zaufałam kolejnemu chłopakowi. Co ja sobie w ogóle myślałam?!

- Leigh, z takim podejściem to daleko nie zajdziesz. Nie wszyscy tacy są.

- Jak na razie przekonuję się, że właśnie tak jest.

Gdy zjadłam odniosłam naczynia do kuchni i położyłam się spać. 

Obudził mnie kolejny koszmar. W przeciągu dziesięciu sekund znalazła się obok mnie Jade.
- Okej?
- Już okej. - odpowiedziałam.
- Napewno?
- Jadey, doceniam, że się martwicie, ale nie jestem małym dzieckiem.

- Ah... no wiem, wiem ale wszyscy się o ciebie martwimy. - przytuliła mnie.

- Chris jest u ciebie?

- Tak, śpi. - odpowiedziała dziewczyna.

- Przerwałam w czymś? - spytałam pół żartem.

- Nie! - zaśmiała się dziewczyna i zarumieniła. - Jest środek nocy, myślisz, że jesteśmy aż tak niewyżyci?

- Em... tak? Dobra, idź spać, sory, że cię obudziłam.

- Nie szkodzi. Boże, pamiętasz, jak kiedyś zadzwoniłaś do mnie w środku nocy i powiedziałaś, że nie możesz spać i masz ochotę na lody, popcorn i "Niezgodną"? - roześmiała się.

- Tak, pamiętam!

- Przyjechałam do ciebie i śmiałyśmy się całą noc. Było świetnie. I byłaś taka szczęśliwa... obie byłyśmy.

- Szkoda, że życie musiało napisać inny scenariusz. - westchnęłam.

- Wiesz, że tak nie musi być? Zapomnij o nim i znowu ciesz się życiem.

- Jade, myślisz, że nie chciałabym? Ale... Richard nie jest takim na przykład Jasonem, o którym od razu mogę zapomnieć. Ja go naprawdę... kochałam. - szepnęłam.

- Kochałaś, czy kochasz? To różnica.

- Chyba kocham. Ale sama wiesz, że...

- Był twoim pierwszym, bardzo go kochasz i wreszcie trafiłaś na kogoś kto się tobą zajął, komu zaufałaś, a ona to spieprzył? - pokiwałam głową. - Oh, kochanie... - przytuliła mnie.

- Śpiąca jestem, ty też już idź spać. - pociągnęłam nosem.

- Dobranoc.

- Dobranoc.

Następnego dnia miałyśmy zagrać kolejny koncert z chłopakami. W czasie próby generalnej wydarzyła się niespodziewana rzecz.

Richard

W trakcie próby generalnej zazwyczaj włączane są wszystkie efekty specjalne. Tak było i tym razem. Pod koniec piosenki z brzegu sceny wystrzeliły fontanny iskier. Dziewczyny miały stać z nimi, a my obok. Istotnie, tak się stało. Jednak fontanna, przy której stałem z Leigh - Anne była zepsuta. Rura, z której miały wyciec iskry pękła, a gorące iskry poparzyły dziewczynę w nogę. Prawie upadła, ale w ostatniej chwili ją złapałem. Nie zwróciła uwagi, że to ja. Mocno ścisnęła moją rękę. Głośno syknęła.

- Kurwa!

- Halo, dajcie jakiegoś lekarza! I coś chłodnego, wodę albo coś!

Podbiegł do nas operator świateł z butelką wody. Polałem nią miejsce oparzenia. Dziewczyna wciąż nie puszczała mojej ręki. Musiało ją strasznie boleć. Po chwili przybiegł reżyser z apteczką.

- Leigh, nie powinnaś dzisiaj zagrać.

- Nic mi nie jest. Prawie mnie nie boli.

- Leigh nie kłam. - przerwałem jej. - Wiem, że cię cholernie boli więc błagam cię nie kłam chociaż.

- Nic mi nie będzie. - wysyczała. - Dacie mi jakieś prochy i po sprawie. To raptem cztery minuty.

- Laska cztery minuty tańczenia i skakania. - podszedł Joel.

- Lee - Lee nie mów, że wszystko jest okej, jeśli masz łzy w oczach do cholery! Poza tym, gdyby cię nie bolało zorientowałabyś się, że trzymasz mnie za rękę!

- Mam to gdzieś, opatrzcie to, dajcie jakieś prochy, wieczorem zaśpiewam, a martwić się będę później.

- Chłopaki to bez sensu. - westchnęła Perrie. - Jak ona się uparła to nic nie zdziałamy.

- To chodź, zaprowadzę cię na backstage. - mruknąłem. Dziewczyna dokuśtykała do kanapy. - I siedź tu lepiej.

- A kim ty jesteś żeby mówić mi, co mam robić?!

- Kocham cię i się martwię.

- Błagam cię, nie rozmieszaj mnie, za dużo razy to słyszałam. Idź stąd.

- Leigh...

- Zostaw mnie. - wycedziła.

Więc poszedłem. Usiadłem z chłopakami w naszej garderobie.

-Nie wyszło? - zapytał Joel.

- Nie.

- Stary, co mam ci powiedzieć? Spierdoliłeś i tyle. - westchnął Chris.

- Ale pocieszenie, dzięki. - mruknąłem.

- Dobra, idę do Becky, bo przyjechała... - wymamrotał Joel patrząc w telefon. Po chwili już go nie było.

Kilka godzin później mieliśmy występ. Mimo kontuzji Leigh - Anne wyszło świetnie.

Joel

Po koncercie dziewczyny postanowiły pojechać na "babską imprezę". Leigh ze swoją nogą nie była jednak w stanie i ktoś musiał zawieźć ją do domu, i najlepiej z nią zostać. Becky powiedziała, żebym to ja z nią pojechał. Dziewczyny mówią, że może coś od niej wyciągnę i postanowi mi się wygadać. Lubię Leigh. Dobra z niej przyjaciółka. Jakiś czas temu pomagała mi wybrać kwiaty dla Becks. Zgodziłem się. Chciałem pomóc. Dziewczynom nic nie musi mówić, one po prostu wiedzą co czuje, że jest jej źle i o co chodzi. Czasami potrzeba wyrzucić wszystko z siebie.

Dojechaliśmy do mieszkania dziewczyn.

- Dziękuję, że mnie przywiozłeś.

- Zostanę z tobą. A jak coś ci się znowu będzie śniło?

- Wezmę leki.

- No weź. - trąciłem ją łokciem z uśmiechem.

- Dziewczyny cię nasłały, nie? - nie wiedziałem co odpowiedzieć. - Naprawdę, nie musisz zostawać, jeśli ci kazały, poradzę sobie.

- Nie kazały mi. Tak chyba robią przyjaciele, nie?
- A przyjaciele upijają się też razem?
- Nie. Zawsze jeden zostaje trzeźwy, żeby odnieść pijanego do sypialni.
- To dzisiaj ty będziesz trzeźwy a ja pijana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro