10 - "Zginiesz marnie szmato"
Leigh - Anne
Najbliższe dni były jakimś koszmarem. Strach o Jade, moje sny... staram się nie zwracać na nie uwagi, ale jeśli mamy jakiś wymagający dzień padam ze zmęczenia.
Znowu obudziłam się z krzykiem.
- Ćśśśśś... już dobrze... to tylko sen. - tym razem uspokajała mnie Jesy. Przytuliłam się do niej.
- Mam to gdzieś, ja już więcej nie idę spać. Wciąż śni mi się Jason.
- Spróbuj chociaż zasnąć, skarbie. Musisz spać, byle jak, ale to zawsze sen. Ja tu cały czas będę, dobrze? - pokiwałam głową.
Obudziłam się o dziewiątej, zerwana kolejnym koszmarem. Zjadłyśmy śniadanie, potem miałyśmy próbę do piątej, a o szóstej przyjechali do nas chłopcy i Becky. Siedzieliśmy, popijając piwo, gdy oznajmiłam:
- Ja dzisiaj nie idę spać. Tak nie sen i tak nie sen, a tylko musicie mnie pilnować.
- Musisz spać. - stwierdził Joel.
- Może jemu się w końcu znudzi, ja po prostu nie idę spać i koniec.
- Eh... - Richard załamał ręce.
Większość uchlała się do jedenastej, trzeźwi pozostaliśmy ja, Richard i Becky. Wspólnymi siłami poroznosiliśmy zwłoki do łóżek, zanieśliśmy Joela do auta Becky i dziewczyna zabrała go do siebie. Siedzieliśmy z Richardem na kanapie oglądając "50 Twarzy Grey'a". Gdy ukazały się napisy końcowe dosłownie oczy same mi się zamykały, przysypiałam na siedząco.
- Skarbie, idź spać, jesteś wycieńczona.
- Nie.
- Dlaczego.
- Ja... boję się. - wreszcie przyznałam sama przed sobą.
- Będę przy tobie, dobrze? - pokiwałam głową. Chłopak zaniósł mnie do łóżka. Wtuliłam się w niego i po kilku chwilach usnęłam.
Richard
Poczułem, że Leigh miota się i trzęsie. Spojrzałem na zegarek: 3.12.
- Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie! Proszę! - krzyczała głośno.
- Leigh - Anne. - potrząsnąłem ją. - Lee - Lee, obudź się. Skarbie, obudź się.
Chciałem, żeby jak najszybciej wstała i miała to za sobą. Widok jej w takim stanie łamał mi serce.
- Leigh, proszę, wstawaj.
- Zostaw mnie! - krzyczała ciągle.
- Lee - Lee, proszę...
Po chwili dziewczyna obudziła się i zaczęła kasłać i ciągnąc swoją bluzkę od piżamy, nie mogąc złapać tchu. Zaalarmowana tymi odgłosami Jade wpadła do pokoju.
- Co jest?
- Nie wiem, w sensie miała koszmar, nie mogłem jej obudzić, a jak wstała zaczęła tak kasłać.
- Otwórz okno. Leigh, spokojnie. Już, to tylko sen, spokojnie, już dobrze...
- Mówiłaś że to niegroźne!
- Przecież tak też myślałam!
Trwało to chyba dwie minuty. W końcu Lee - Lee zaczęła normalnie oddychać. Oparła czoło o moje ramię.
- Przepraszam. - wysapała. - Obudziłam cię.
- Słońce, to nieważne. Co ci się śniło?
- Śniło mi się... że... śniło mi się, że on mnie zgwałcił. - rozpłakała się. Spoglądając na Jade pocałowałem ją w czubek głowy. To znaczyło że jest coraz gorzej. - Już dobrze, jestem tu.
Dziewczyna z powrotem usnęła. Jadey poszła do siebie, a ja położyłem się obejmując Leigh. Około szóstej rano znów zaczęła się trząść. Obudziłem ją, a kiedy ponownie usnęła, spała spokojnie do ósmej.
Do jedenastej dziewczyny miały próbę. Gdy wróciły Leigh dosłownie słaniała się na nogach. Gdy zaledwie weszła do kuchni otrzymała wiadomość. Po odczytaniu jej telefon wysunął się z jej dłoni, a sama dziewczyna upadła. W ułamku sekundy znalazłem się obok niej i złapałem nim zdążyła spotkać się z podłogą.
- Lee - Lee! Hej, Leigh, otwórz oczy, Leigh - Anne! Zadzwońcie po karetkę, nie mogę jej obudzić.
- Richard... - Perrie podała mi telefon z wiadomością, którą dostała moja dziewczyna. "Zginiesz marnie, szmato". Taka była jej treść.
- Czekajcie, gdzie ona mogła wsadzić tą opinię od psychologa? - zastanawiała się Jade.
- A może tam w teczce z badaniami? Tej na komodzie. - zasugerowała Perrie.
- Racja!
Pogotowie przyjechało po kilkunastu minutach. Zabrali ją do szpitala, a my pojechaliśmy za nimi autem Leigh. W szpitalu podałem się za jej narzeczonego, dałem lekarzowi jej opinię. Podłączyli jej jakąś tam kroplówkę, załatwili kolejną konsultację z psychologiem. Dopiero po niej mogliśmy wejść do jej sali.
- A więc coś mnie ominęło? Podobno jestem twoją narzeczoną. - zaśmiała się Leigh - Anne.
- Co powiedział psycholog?
- Że to prawie nerwica. Muszę się nie stresować i tak dalej, a zemdlałam ze zwyczajnego wyczerpania.
- Pójdziemy z tymi wiadomościami na policję.
- Nie ma sen...
- Pójdziemy i koniec. Kiedy cię wypuszczą?
- Jak cała kroplówka spłynie. - odpowiedziała. - Wiesz co, mam lepszy pomysł niż pójście na policję, a dodatkowo to będzie mała zemsta.
Leigh - Anne
Richard dał mi telefon. Włączyłam Instagrama i zaczęłam nagrywać relację.
- Cześć wszystkim, ostatnio rzadko udzielałam się w mediach, było to spowodowane moim stanem zdrowia. Postanowiłam wam o tym wszystkim opowiedzieć, bo lepiej żebym powiedziała jak było naprawdę, niż żebyście usłyszeli sfałszowane informacje od portali plotkarskich. A więc. Tak, zerwałam z Jasonem. Nie, nie zdradziłam go. Zostawiłam go, ponieważ to właśnie ja przyłapałam go na zdradzie. Tak, wyjechałyśmy z dziewczynami do Barcelony. Nie, nie znałyśmy wcześniej osobiście chłopców z CNCO. Jestem aktualnie z Richardem... - usłyszałam, że Joel siedzący w rogu sali nuci "Llegaste Tu" - Joel zamknij się proszę. Em... - parsknęłam śmiechem. - Jestem z Richardem, kocham go, on mnie i jestem wreszcie szczęśliwa. No prawie. Na naszej drodze do szczęścia stanął Jason. Dostawałam od niego wiadomości, czułam się stalkowana... ja mam coś takiego,że w sytuacjach skrajnie stresowych śnią mi się okropne koszmary. Ale to nie coś w stylu że o, coś tam mi się przyśniło, bywa. Nie przesypiałam nocy, bałam się chodzić sama spać, jak budziłam się z takiego koszmary to... zwyczajnie się dusiłam? Tak to nazwę. Nie mogłam oddychać. No i te nieprzespane noce doprowadziły do skrajnego wyczerpania mojego organizmu. Dzisiaj dostałam kolejną wiadomość o przerażającej mnie treści, nie powiem jakiej, żeby teraz Jason nie był hejtowany i tak dalej, no ale tak... dostałam wiadomość. I słuchajcie stres, wycieńczenie i tak oto wylądowałam w szpitalu. Czuję się już dobrze, dzisiaj wrócę do domu... o Perrie wróciła z łazienki - zaśmiałam się. Dziewczyna pokazała mi środkowy palec. - To się nagrało! Ale wracając, co chcę wam przez to powiedzieć to tyle, żebyście nie bali się szukać pomocy jeśli coś was boli albo macie problem, bo jestem najlepszym przykładem na to, że to prowadzi do stanów nerwicowych i tym podobnych rzeczy. Trzymajcie się ciepło, wszystkiego dobrego!
Gdy wyłączyłam aparat poczułam jakby ktoś zdjął z moich pleców ciężar. Odetchnęłam z ulgą.
- Lepiej ci? - zapytał troskliwie Richard.
- Dużo lepiej.
Dwie godziny później byłam już w domu. Poszłam pod prysznic, ale oczywiście okazało się, że nie ma szamponu. W samej bieliźnie wyszłam z łazienki.
- Dziewczyny, jest jakiś szampon do włosów? - spytałam pochylając się do szafki z zapasowymi kosmetykami. - Już mam! - krzyknęłam wyciągając buteleczkę.
- Dziewczyny pojechały po zakupy. Kazały ci przekazać. - oznajmił Richard podchodząc do mnie. - Czyli mamy przynajmniej pół godziny tylko dla siebie.
- Co my zrobimy z takim nadmiarem czasu? - spytałam z sarkazmem przygryzając wargę. Chłopak pocałował mnie i uniósł za pośladki do góry. - Miałam iść pod prysznic.
- A co ty powiesz na to, żebyśmy poszli tam razem?
Zanim doszliśmy do łazienki, powiedziałam jeszcze:
- Uświadomiłam sobie coś, wiesz? Potrzebuję cię. Potrzebuję cię bardziej, niż mogą to wyrazić słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro