9. "Tylko mojej koszulce, z naciskiem na tylko"
Fuck that, get down and dirty
~Little Mix - "Down&Dirty"
Leigh-Anne
Następnego ranka czułam się już znacznie lepiej. Gdy się obudziłam, Richarda nie było obok. Usłyszałam jednak szum wody dobiegający z łazienki.
Chris mówił chyba coś o seksie życia, nie?
Zdjęłam z siebie to, co miałam na sobie i poszłam do łazienki. Richard zauważył mnie dopiero, gdy otworzyłam drzwi do kabiny.
- Co ty robisz? - Spytał zaskoczony.
- Nie widzisz? - Zasunęłam za sobą szybę.
- Czekaj, pokaż źrenice. - Wziął moją twarz w dłonie.
- Co?
- Sprawdzam, czy jesteś w pełni trzeźwa.
- Bo...?
- Bo wczoraj byłaś na haju i byłaś... chętna.
- Jak widać mi nie przeszło. - Przygryzłam wargę.
- Boże, nie rób tak.
- Jak?
- Stoisz ze mną zupełnie nago i do tego zagryzasz wargę. A wydawałoby się, że jesteś taką grzeczną dziewczynką...
- Podobno każda kobieta marzy o niegrzecznym mężczyźnie, który będzie grzeczny tylko dla niej, a każdy mężczyzna o grzecznej kobiecie, która będzie niegrzeczna tylko dla niego.
- Dobra, masz zupełną rację.
*
- W co mam się ubrać? W czym wyglądam najlepiej?
- W mojej koszulce. Tylko mojej koszulce, z naciskiem na tylko.
- Okej. - Powiedziałam. Wyjęłam jego czarny t-shirt i go na siebie założyłam. - Jakie mamy na dzisiaj plany?
- Siedzenie na balkonie, łóżko,picie wina, łóżko i może wieczorem gdzieś wyjdziemy? Splótł ręce poniżej linii moich bioder.
- Brzmi kusząco... to ty idź po wino, a ja włączę telewizor.
Usiedliśmy na kanapie oglądając "Sherlocka".
- Myślisz, że to on ją zamordował? - Spytał.
- Nie, to byłoby za proste.
- A mogłabyś się ubrać?
- Jestem ubrana.
- Leigh... kusisz. - Powiedział w zagłębienie mojej szyi.
- Zadzwonię do domu, zobaczę co u nich słychać.
Wybrałam numer Jesy.
- Cześć, Jess jest pod prysznicem, co tam? - Odebrał Zabdiel.
- A no tak dzwonię podpytać co u was.
- Dobrze, wiem, że Sian-Louise pojechała z Aaliyah do wesołego miasteczka.
Poczułam, jak Richard wsuwa dłonie pod koszulkę, którą miałam na sobie. Nie miałam za to żadnej bielizny.
- O, to... to super. A wy jak... sobie radzicie z... przygotowaniami?
Przysięgam, zabiję Richarda.
- No wiesz, wszystko jest już w zasadzie dopięte. Ja jestem spokojny, podchodzę do tego na spokojnie, to tylko ślub.
- Jasne, oszukuj się. Ciekawe, co będziesz mówił w... w dniu ślubu.
Z moich ust wydobył się cichy jęk, gdy palce chłopaka znalazły się... w miejscu nieodpowiednim na moment w którym rozmawiałam przez telefon.
- Fu! Nie, serio? Gra wstępna podczas rozmowy ze mną? Richard, słyszysz mnie?
- Słyszy... - Westchnęłam.
- Zrób jej dobrze czy coś, ale błagam, beze mnie. Jezu, podobno to ja jestem niewyżyty. Zadzwońcie jak już sobie ulżycie, dobrze?
- Pa! - Powiedziałam i szybko się rozłączyłam. - Jesteś... idiotą.
- A tobie się to podoba. - Powiedział, a ja po chwili znalazłam się pod nim.
*
Wieczorem zgodnie z ustaleniami wyszliśmy na miasto. Ubrałam się
I wyszłam z sypialni do salonu, gdzie czekał już na mnie Richard.
- Wyglądasz... wow.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. - Swoją drogą, gdzie idziemy? Może powinnam się przebrać, bo...
- Nie! W sensie... nie przebieraj się. Jesteś przepiękna.
- To idziemy?
- Tak, chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę centrum miasta. wokół było mnóstwo ludzi. Szczyt sezonu był dopiero przed nami, a wtedy populacja całej Hiszpanii zwiększa się o połowę.
Zjedliśmy kolację, później spacerowaliśmy jeszcze długo. Do hotelu wróciliśmy około dwudziestej trzeciej. Gdy przekręciłam klucz w zamku, Richard przyciągnął mnie do siebie i pocałował, a następnie popchnął drzwi.
- Czekałem na to odkąd wyszliśmy. - Powiedział, odrywając się ode mnie na chwilę.
Zdjął ze mnie bluzkę, po chwili ja zrobiłam to samo z jego koszulą. Przyparł mnie do ściany, po czym złapał mnie za pośladki i uniósł do góry. Oplotłam nogami jego tułów, a Richard naparł na mnie mocniej swoim ciałem. Poczułam go między swoimi nogami i zupełnie oddałam się jego pieszczotom.
Nie wiem nawet, kiedy znaleźliśmy się w sypialni. Chłopak położył mnie na łóżku i zaczął zdejmować moje spodnie. Gdy już nie miałam na sobie nawet skrawka materiału, Richard spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Nawet nie masz pojęcia jak cieszy mnie fakt, że jestem jedyną osobą która widzi cię w ten sposób.
Lubi mi o tym przypominać, a mi to nie przeszkadza, bo mnie też to cieszy.
To była wspaniała noc, ale po niej nastąpił nieco mniej wspaniały ranek, o ile nieludzką godzinę piątą można nazwać porankiem.
Obudził mnie koszmar. Poderwałam się do pozycji siedzącej i spuściłam nogi z łóżka. Oparłam łokcie na udach i podparłam głowę na dłoniach, usiłując się uspokoić.
- Lee? - Richard dotknął moich pleców.
- Zostaw mnie, proszę.
- Co?
- Nie patrz na mnie teraz, proszę, proszę wyjdź. - Powiedziałam szybko.
Nie chciałam, żeby Richard patrzył na mnie, gdy byłam w takim stanie. To frustrowało, bo później troszczył się o mnie trochę za bardzo. Nie chciałam, żeby cały czas czuł, że musi się mną zajmować.
- Hej. - ukucnął przede mną. - Oddychaj, już dobrze. Spokojnie.
Po kilku minutach udało mi się uspokoić.
- Prosiłam cię, żebyś wyszedł.
- Nie rozumiem. Dlaczego?
- Po prostu... nienawidzę, że patrzysz na mnie, kiedy jestem w takim stanie i myślisz, jak słaba jestem.
- Lee, przy mnie możesz być słaba, ale masz być sobą. Przestań udawać bohaterkę przynajmniej dla mnie. Wiem, że nie jest okej, więc jaki jest sens udawania, że nic się nie dzieje?
- Ja... zwyczajnie nie chcę być twoim obowiązkiem.
- Nie jesteś moim obowiązkiem, kocham cię. I będę z tobą, cokolwiek by się nie działo.
- Boże... potrzebuję czegoś ostrego i to teraz. - Powiedziałam, zanim zdałam sobie sprawę, że mówię to na głos.
- Nie ma mowy. Posiedzimy razem, aż ci przejdzie.
- Richard, to tak nie działa, nie rozumiesz?! - Powiedziałam gorzko. - To jak wegetacja. Siedzisz i myślisz tylko o tym, żeby coś sobie zrobić.
- Bo to nałóg, kochanie. Jesteś jak narkoman, któremu skończył się towar. Spróbuję ci pomóc, okej? Chodź. - Wziął mnie za rękę i poszliśmy na balkon.
Siedziałam oparta o jego tors. Chciałam przestać słyszeć myśli, których nagromadziło się mnóstwo w mojej głowie.
- Richard... proszę...
- Miałbym teraz tak po prostu pozwolić ci iść i zrobić sobie krzywdę? Co to to nie. Musisz przestać.Albo przestaniesz, albo będziemy to robić razem.
- Chyba nie mówisz poważnie.
- Za bardzo cię kocham, żeby pozwolić ci dalej się okaleczać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro