Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41."Starszy aspirant Sanchez, aspirant Rodriguez, wydział kryminalny."

So what you're gonna say at my funeral now that you've killed me?

„Here lies the body of the love of my life, whose heart I broke without a gunto my head. Here lies the mother of my children, both living and dead.Rest in peace my true love who I took for granted.

~Beyonce - "Sorry"

Becky

Jeśli myśleliście, że pijana Leigh-Anne to ta, która poszła spać z Chrisem, to jesteście w błędzie. Bo w porównaniu do stanu, do jakiego się doprowadziła na weselu Perricka, wtedy była zaledwie wstawiona.

- Z czego się chuju śmiejesz? - Jęknęła do Chrisa.

- Ja? Z niczego. - Wybuchnął śmiechem. - Skacowana Leigh to materiał na film.

- "Zabójstwo Christophera Veleza" też brzmi nieźle, hm?

- Czy ty mi grozisz?

- Ja? Skądże.

- Dobra, zanim wy się tu zaczniecie zarzynać, to ja muszę iść do pracy. - Powiedziałam.

Pożegnałam się z Joelem i wyszłam z domu. Miałam dzisiaj pierwszą próbę do MTV Awards.

- Cześć! - Przywitałam się z managerem.

- Hej, hej. Poznaj, to nowy choreograf, Dean, a to tancerze: Rob, Zach, Catalina, Loriann, James i Klaudia.

- Miło mi was poznać, skąd jesteście? - Zawsze staram się nawiązać dobry kontakt z tancerzami.

- Ja i Loriann z Hiszpanii. - Odparła Catalina.

- Nasza trójka - James wskazał na Rob'a i Zach'a. - z Los Angeles.

- A ja z Polski. - Odpowiedziała Klaudia.

- Dobra dobra, koniec pogaduszek, do roboty. - Zarządził Dean.

Zabraliśmy się do prób. Nie wiem, może mi się wydaje, ale nie podobał mi się ten Dean. Gość ewidentnie gapił mi się na tyłek i cycki. Jakby... wiem, że jak na kobietę po dwóch ciążach wyglądam zajebiście, ale... nie, dzięki, nie jestem zainteresowana.

Wróciłam do domu, zupełnie padnięta.

- Hej. - Pocałował mnie Joel.

- Hej... - Westchnęłam.

- Zmęczona?

- Strasznie.

- Masz ostatnio za dużo na głowie.

- Taka kolej rzeczy, kochanie. Jak tylko wydam tą płytę będę miała święty spokój.

- Tak, tylko wyjedziesz sobie w trasę.

- Jesteś zazdrosny? - Uśmiechnęłam się.

- O ciebie? Cały czas. Mamy jutro wywiad i meet&greet z chłopakami.

- A ja mam próbę.

- To ja wezmę dzieci, hm?

- Zobacz, jakie to zabawne. W sensie, to tak śmiesznie brzmi. Dopóki nie było małej na świecie, to mówiliśmy "chłopcy", a teraz "dzieci" i to brzmi tak, jakbyśmy byli małżeństwem z dziesięcioletnim stażem i mieli po trzydzieści lat.

- Chyba naprawdę jesteś zmęczona.

- Tak, pójdę już spać.

Leigh-Anne

- Zgadnij, co. - Powiedziałam, gdy Richard położył się obok mnie na łóżku.

- Hm?

- Oglądałam dzisiaj z Ali wiadomości i było coś o balecie, nie pamiętam nawet co, a ona się mnie pyta, co trzeba zrobić, żeby tańczyć jak te panie.

- Naprawdę? To... może trzeba ją zapisać na baby ballet czy coś.

- Prawdopodobnie* nie wiemy, w co się pakujemy, ale jestem za.

- A ja też mam coś na kształt niespodzianki. - Pocałował mnie w ramię.

- Ah tak?

- Mhm... - Pochylił się nade mną aby wziąć telefon z szafki nocnej. - Poszperałem troszkę i znalazłem to. - Pokazał mi zdjęcie sali weselnej. - I mają wolny termin w połowie stycznia.

-Naprawdę? - Spojrzałam na niego.

- Dokładnie tak.

- Wow, zaskoczyłeś mnie. Ja się nawet za kiecką nie zaczęłam rozglądać.

- To może czas to zrobić, bo jeśli chcemy to rezerwować, to musimy się już decydować. Udało mi się zarezerwować ją do wtorku, jeśli do tego czasu nie zadzwonię, oddadzą ją komuś innemu.

- Zastanowimy się, hm? A teraz chodźmy spać, rano wywiad masz.

Jesy

Zabdiel poszedł uspać Nico, a ja postanowiłam zrobić sobie herbatę. Gdy wlewałam wodę do czajnika, zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiło mnie to, kto i czego mógł chcieć o tej porze?

Otworzyłam drzwi, a przede mną ukazało się dwóch mężczyzn.

- Dobry wieczór.

- Dobry... wieczór? Co panów tu sprowadza?

- Starszy aspirant Sanchez, aspirant Rodriguez, wydział kryminalny. - Pokazali odznaki. - Zgodnie z naszymi ustaleniami mieszka tu pan Zabdiel De Jesus, prawda?

- Tak, to mój mąż, coś się stało?

- Zastaliśmy go w domu?

- Tak, ale...

- Proszę go zawołać.

- Zabdiel! Chodź tutaj w tej chwili! - Krzyknęłam.

- Stało się coś? - Po chwili pojawił się w korytarzu. - Obudzisz Nico. A kim panowie są?

- Policja, wydział kryminalny. Jest pan zatrzymany w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa z artykułu [nie wiem którego] kodeksu karnego: posiadanie i rozprowadzanie narkotyków.

- Słucham?! - Poczułam, jakby ktoś przywalił mi w twarz. To niemożliwe, nie mój mąż..

- Przepraszam, ale to musi być jakaś pomyłka...

- Co tu się dzieje? - W pomieszczeniu pojawiła się reszta domowników.

- Mamy pana skuć czy pójdzie pan z nami?

- Dobrze, dobrze, pójdę...

- Ale o co tu chodzi?! Wytłumaczysz mi to jakoś?!

- Jess, obiecuję, wszystko ci wyjaśnię w odpowiednim czasie...

I tak po prostu wyszli. 

- Jessica, o co tu chodzi? - Spytała Perrie.

- Nie wiem, coś, że... że narkotyki?! Nie wierzę w to! Zabdiel? On by się w to nie wpakował... 

- Nie płacz, spokojnie. - Przytuliła mnie Jade. - To wszystko na pewno się jakoś wyjaśni.

- Nie wiem, czy się "wyjaśni" tak łatwo. - Powiedział Richard. Spojrzeliśmy wszyscy na niego.

- Wiesz coś? - Spytałam.

- Wszyscy wiemy. - Westchnął Joel. - Usiądźmy i porozmawiajmy o tym na spokojnie, dobra?

Poszliśmy do salonu. 

- No to mów, do cholery! - Krzyknęła Leigh-Anne.

- Nie krzycz na mnie, proszę, ja też jestem zły.

- Przepraszam, nie krzyczę na ciebie tylko krzyczę. Co on odpierdolił? Chyba go zajebię. 

- Mogłybyście się na chwilę zamknąć i zacząć nas słuchać? - Warknął Chris. - Dziekuję.

- A więc... to było parę lat temu. - Zaczął Erick. - Dawno. Nie znałyście nas jeszcze. Zabdi wpieprzył się w dealowanie przez swojego brata. Potrzebowali kasy, w sumie, jego brat potrzebował, bo firma mu upadała.

- Później przestali. - Powiedział Richard. - Ale jakiś czas temu jego brat potrzebował trochę kasy, żeby móc zainwestować w jakieś akcje na giełdzie. Mówiłem mu... Mówiłem, że ma dziecko, żonę i nie ma już szesnastu lat do kurwy nędzy, żeby pakować się w takie gówno. Ale debil mnie nie posłuchał.

- Nas nie posłuchał. - Wtrącił Joel. - Mówił, że to tylko parę razy i z tym skończy. Ale kurwa wiedział, ze gliny im się do dupy dobierają, bo jego brat kupił jakąś wielką ciężarówkę na jakiegoś "słupa". No i się, kurwa, doczekał.

Czułam, że już dłużej nie wysiedzę w miejscu, więc wstałam i zaczęłam przechadzać się po pokoju, obgryzając paznokcie. W końcu wybuchłam:

- Czyli o tym wiedzieliście i nic mi nie powiedzieliście?! Jesteście debilami, kurwa, debilami! Skąd ja mam wiedzieć, że on na pewno wszystko sprzedał i jakiś gangster zaraz nie zapuka mi do drzwi?!

- Jesy, nie krzycz na nas. - Chris wstał z kanapy. - Nie chcieliśmy cię tym denerwować, bo wiedzieliśmy, że się o to pokłócicie, woleliśmy przemówić mu do rozsądku ale on jest na to, jak widać, za tępy.

- Waszym jebanym obowiązkiem było mi o tym powiedzieć! - Rozpłakałam się. Zadzwonił dzwonek do drzwi. - Kurwa mać, kogo niesie? - Poszłam otworzyć, a w drzwiach stał nikt inny jak Carlos Xavier De Jesus. - Ty sukinsynie. - Uderzyłam go w twarz.

- Ała? Jesminda, nie gryź.

- Jeśli on pójdzie przez ciebie siedzieć...

- Nie pójdzie. Rozmawiałem z prawnikiem, dostanie wyrok w zawieszeniu i będzie odpowiadał z wolnej stopy. 

- Dlaczego ty tu jeszcze stoisz, a on jest właśnie na komisariacie?!

- Pewnie się przyzna i mnie prędzej czy później wsadzą.

- Powinieneś tam zgnić!

- Jesy, ja rozumiem, że jesteś wściekła...

- Nic nie rozumiesz! Mam dziecko, jeśli on pójdzie siedzieć...

- Jess, nie pójdzie. Naprawdę.

- Wynoś się. Wynoś się! - Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro