34
I'm broken here tonight,
and darling, no one else can fix me,Only You.
~Little Mix ft. Cheat Codes - "Only You"
Leigh-Anne
Po koncercie w Stuttgarcie dopiero zaczęły się jazdy. Koncert nasz nakładał się z chłopaków, masakra,bo nie było z kim zostawić dzieci. Gdy dotarliśmy więc do Kolonii, trzeba było się zreorganizować.
- Posłuchajcie, to niech chłopaki idą na próbę, a my przecież znamy układy, nie ma tragedii, przećwiczymy później tylko przejścia, bo układ sceny się odrobinę zmienił. - Stwierdziła Jesy.
- Chyba nie mamy innego wyjścia. - Westchnął Erick. - Ale Becks sobie nie poradzi z dziewiątką dzieci przez półtorej godziny.
- Nie półtorej. - Poprawił go Richard. - Zaczynamy pół godziny wcześniej niż dziewczyny no i gramy krócej.
- Dam sobie radę, w ogóle się nie przejmujcie. - Powiedziała Becks. - Na backstage'u jest mnóstwo miłych osób które na pewno w razie czego mi pomogą, ale chyba nie będzie takiej potrzeby, bo Sabrina, Juan,Laura, Blanca i Mia najpewniej zasną, Ali to aniołek, a dla Nico wystarczy znaleźć zajęcie. A swoich ogarnę. Tak więc luzujcie pośladki.
- To jedźmy na tą próbę. - Zarządził Chris.
Mniej więcej po godzinie Joel wyskoczył z propozycją:
- Ej, niedaleko jest McDonalds'. Skoczy któraś? - Zrobił maślane oczka.
- Ah... ja mogę iść. - Wywróciłam oczami i wstałam z fotela. - Big Mac, frytki i shake waniliowy dla każdego?
- Yup! - Potwierdziła Jesy.
- Ja chyba wezmę po prostu trochę frytek od Chrisa, nie jestem głodna. - Powiedziała Jade.
- Nawet mnie nie denerwuj. - Spojrzałam na nią z politowaniem.
Poszłam więc do tego Maca. Czekając na swoje zamówienie, postanowiłam wykonać telefon, który wisiał nade mną od dwóch dni.
- Stęskniona? - Usłyszałam głos Miguela po drugiej stronie.
- Nie do końca. Znaczy tak, ale... od nowa. Musimy przestać się spotykać. Znaczy nie w ogóle spotykać, ale wiesz, w tym drugim sensie.
- Wróciliście do siebie?
- Tak...
- Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu. - Zaśmiał się krótko.
- Wiem, że to taka trochę niezręczna sytuacja...
- Leigh, nic nie szkodzi. Wiedziałem, że tak będzie. Ale jak znowu cię skrzywdzi, to mu obiję mordę. - Zaśmialiśmy się.
- Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, to nie wiem, jak bym to wszystko przetrwała. I... moglibyśmy zostać przyjaciółmi? Po prostu bardzo cię polubiłam i...
- Oczywiście. Przyjaciele bez korzyści?
- Przyjaciele bez korzyści. - Zaśmiałam się.
- Swoją drogą, kiedy będziesz z powrotem w domu?
- No wiesz co, nieprędko. Do 28 września gramy cały czas, później mamy tydzień na powrót do domu, odsapnięcie i przepakowanie walizek. No a potem to już cały październik i listopad koncerty, tam mamy chyba 2 dni przerwy w Irlandii i 3 w Londynie.
- Nie przepracujcie się. Jak znajdziesz czas, to wpadnij do klubu z tym swoim facetem.
- Dobrze. Muszę kończyć, bo trzeba dostarczyć tamtym leniuchom jedzenie.
- Pa. Miłego koncertowania.
- Papa.
Odebrałam zamówienie i wróciłam z powrotem do hali. Zjedliśmy, chłopcy dość w biegu i wrócili do próby, ja natomiast poszłam wyrzucić śmieci po naszym posiłku.
Gdy wróciłam,zobaczyłam zamieszanie w rogu sceny, a po chwili głośno klnącego Richarda:
- Kurwa mać, jak to boli! Ja pierdole!
Rzuciłam się biegiem przez całą halę.
- Co się stało?!
- Co, no co, ta skręciłem tą jebaną kostkę, którą zwichnąłem w wypadku!
- Nie będziesz mógł dziś zagrać. - Westchnął lekarz.
- Co to kurwa znaczy, że nie będę mógł?!
- Ej, nie krzycz na Bogu ducha winnego człowieka. - Skarciłam go.
- No nie ma nawet takiej mowy, kostka jest mocno skręcona, koncert będzie za dużym obciążeniem.
- Ona kiedyś grała z poparzoną nogą! - Burknął, wskazując na mnie.
- Poparzenie poboli i przestanie, ale jak przeciążysz skręconą kostkę to całe życie będziesz miał z nią problemy. Na backstage i nawet ze mną nie dyskutuj.
Chłopak wymruczał pod nosem parę przekleństw, ale posłuchał lekarza. Gdy siedzieliśmy na backstage'u, zaczęłam go przepraszać:
- Tak strasznie cię przepraszam, ten wypadek to moja wina i teraz to...
- Jezu, idiotko, przestań. - Pocałował mnie. - Tłumaczę ci przecież, że to nie twoja wina. Jesteś momentami tak uparta, że nie wiem, czy jakkolwiek da się cię przekonać.
Perrie
Kolejne koncerty przeleciały w mgnieniu oka i nim się obejrzałam, byliśmy na tygodniowej przerwie w Barcelonie.
Mimo wszystko, nie czułam się ani trochę lepiej. Wizyta u taty chyba tylko mnie dobiła. Gdy mój brat dowiedział się o tym, co się odstawiło, gotów był wsiąść w samolot i polecieć tam tylko po to, żeby obić mu mordę, ale udało mi się go uspokoić. Sama najchętniej bym ojcu przyjebała, ale zachowajmy resztki godności.
- Perrie? Jadę z Jesy i Zabdielem po zakupy, Leigh i Richard jadą do jego rodziców na kurs robienia paelli, cokolwiek, Jade i Chris pojechali gdzieś, nie do końca wiem gdzie, a Becky i Joel są u... jeśli dobrze zrozumiałem, przyjaciółki Becks. Stąd moje pytanie, jedziesz z nami czy zostajesz?
- Chyba zostanę.
- Okej, to ja lecę. Kocham cię!
- Ja ciebie też!
Wkrótce później wszyscy opuścili dom i zostałam sama. Włączyłam sobie "Dynastię" na Netflixie. Byłam w połowie odcinka, gdy dostałam wiadomość.
Od: Joanne Edwards
Twój ojciec nie pojawi się na waszym ślubie, możesz go wykreślić z listy gości.
Jak to? Nic z tego nie rozumiałam. Dlaczego? Co takiego mu zrobiłam? Czy naprawdę byłam tak beznadziejnym dzieckiem?
W takich momentach do głowy przychodzą brudy z całego życia. Może... może to wszystko moja wina? Może tata odszedł od nas przeze mnie? Może to moja wina, że mój związek z Zaynem wyglądał, jak wyglądał? Może to, że Erick wtedy podrywał tą tancerkę też jest moją winą? Może to przez moje czyny moje życie się nie udało?
Leigh-Anne - pierwsza myśl. Leigh się cięła. Lee musi mieć żyletkę.
Czułam się jak intruz grzebiąc w jej rzeczach, ale znalazłam.
Do: Eriś ♥
Kocham cię.
W tamtym momencie jedyne, czego chciałam, to aby okazało się, że może jednak reinkarnacja jest możliwa i mogę wyzerować swoje życie, zacząć je od nowa, i przeżyć lepiej.
Erick
Od: Pezza ♥♥
Kocham cię.
Coś mi się w tej wiadomości nie podobało, choć sam nie wiedziałem co.
- Erick, idziesz? - Spytał Zabdiel.
- Tak tak. - Mruknąłem pod nosem.
- Coś się stało? - Spytała Jesy.
- Nie wiem, Perrie napisała mi dziwną wiadomość. - Jess zajrzała mi przez ramię w ekran telefonu. - Co o tym myślisz?
- Tak z dupy? - Pokiwałem głową.
- Poczekaj chwilę. - Wyjęła swój telefon. - I spróbuj do niej zadzwonić. Halo, Leigh? - Odeszła na bok, ale oczekując na połączenie, podsłuchałem jej rozmowę. - Pamiętasz, co napisała Perrie do Zayna jak... przed... przed próbą samobójczą? No, świetnie, to do Ericka napisała z dupy "Kocham cię" i... Odebrała? - Zwróciła się do mnie. Pokręciłem głową. - I nie odbiera. To za ile będziecie w domu? Dobra, to my wracamy też. w takim razie. Bye. - Rozłączyła się. - Jedziemy do domu. Teraz. Natychmiast. Leigh i Rich będą przed nami.
Żołądek podszedł mi do gardła na myśl o tym, co powiedziała Jess. Czy to możliwe, że... nie, na pewno nie.
Kilkanaście minut później byliśmy w domu. Od razu poszedłem do naszej sypialni, ale w korytarzu zatrzymał mnie Richard.
- Erick, zostań tu.- Zacząłem się z nim przepychać. - Nie idź tam do jasnej cholery, rozumiesz?
Zrozumiałem. Coś się stało. Złego. Bardzo.
Przepchnąłem go i poszedłem do naszego pokoju, a następnie do łazienki, z której dobiegał głos Lee.
Pierwsze, co zobaczyłem to mnóstwo krwi na podłodze, a potem czerwone włosy. Co? Nie, to były blond włosy Perrie, całe we krwi.
- Erick, wyjdź stąd. - Wyciągnął mnie z pomieszczenia Zabdiel.
Oni wszyscy byli jacyś nad wyraz spokojni.
Czy ona już umarła?
***
Słonka moje, przepraszam was za brak aktywności, ale miałam urwanie dupy w sprawach szkolnych i brak weny, ale postaram się wrócić. Kocham waaaaas!
P.s. Czy w związku z finałem tego rozdziału powinnam zapewnić sobie ochronę przed wami? Powiedzcie tylko, czy idziecie na mnie z pochodniami, kosami, grabiami czy bronią palną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro