Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. "Jak mogłaś?!"

No scars to your beautiful, we're stars and we're beautiful

~Alessia Cara - "Scars to your beautiful"

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM

Erick

- Żyje. - Odetchnął lekarz. 

Z moich barków też spadł ogromny ciężar. Perrie żyła, wszystko było w porządku.

- Przytoczymy jej krew, musi dużo odpoczywać przez najbliższe kilka dni, zostanie w szpitalu. 

- Mogę do niej wejść?

- Tak, ale proszę pamiętać, że potrzebuje odpoczynku.

Wszedłem do sali.

- Perrie... - Przytuliłem ją. - Boże, jak ty mogłaś mi to zrobić?

- Przepraszam... - Westchnęła w moją szyję. - Nie wiem, jak ja tak mogłam, zostawić ciebie z dziewczynkami...

- Kochanie, nawet nie o to mi chodzi. Kocham cię, rozumiesz? Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Błagam, nie rób mi więcej takich rzeczy.

- Przepraszam...

- To ja przepraszam, powinienem zwrócić uwagę, że coś się dzieje-

- Taty nie będzie na naszym ślubie.

- Co?

- Nie będzie go. - Wzruszyła ramionami. - Jestem tak beznadziejnym człowiekiem, że mój własny ojciec nie chce przyjechać na mój ślub.

- Ej, nie mów tak. Jesteś moim ulubionym człowiekiem na Ziemi. - Uśmiechnąłem się. Dziewczyna się zaśmiała.

Do sali weszła pielęgniarka.

- Przepraszam, musi pan już wyjść.

- Przyjadę z samego rana, okej?

- Okej. Może... nie wiem, zawiózłbyś może Blancę i Mię do twoich rodziców, nie chcę, żebyś miał je na głowie sam jeden. Twoi rodzice dawno ich nie widzieli, może by się ucieszyli?

- Okej. Nie martw się tym. - Pocałowałem ją.- Kocham cię!

- Ja ciebie też!

Wyszedłem z sali.

- I? - Spytała Jade.

- Niby okej, ale... widzę, że psychicznie to z nią nie jest dobrze. Poza tym jej ojciec nie przyjedzie na nasz ślub.

- Co?! - Pisnęła Jesy. - Zajebię tego kutasa. - Wyciągnęła telefon i przyłożyła go do ucha. - Karl?

- Nie dzwoń do... Karla. - Westchnąłem. - Wracamy do domu?

Pół godziny później byliśmy już w domu. Wziąłem prysznic i położyłem dziewczynki spać. Poszedłem zrobić sobie kolację. W kuchni siedziała Leigh.

- Możemy pogadać? - Spytała po chwili.

- Jasne. - Usiadłem naprzeciwko niej.

- Jak się czujesz?

- Mnie pytasz jak się czuję?

- Wiesz... po tym wszystkim co stało się ze mną i Richardem zrozumiałam, że kiedy ja próbowałam się zabić, to było trudniejsze dla niego niż dla mnie. 

- Jestem zły. jak to się mogło stać?

- Erick, bo ja... muszę ci coś powiedzieć. Wydaje mi się, a nawet jestem pewna, że... tą żyletkę ona miała ode mnie.

- Co?

- W waszej łazience leżała moja kosmetyczka, w której miałam żyletkę i jej w niej nie ma.

- Że co?! - Wstałem gwałtownie. 

- Erick, ja naprawdę nie miałam pojęcia...

- Gówno mnie to obchodzi! Jak mogłaś?!

Leigh-Anne

- Erick, przecież...

- Kurwa, czy ty zdajesz sobie sprawę, co narobiłaś?!

Starałam się nie denerwować jego podniesionym tonem.

- Czego się na nią drzesz? - Do kuchni wszedł Richard.

- Czy ty wiesz-

- Tak, wiem, ale nie musisz się na nią wydzierać, poza tym właśnie obudziłeś Sabrinę i...

- ERICK ZAJEBIĘ CIĘ! - Usłyszeliśmy krzyk Jade.

- No właśnie.

- Erick, przecież nie zrobiłam tego specjalnie. - Zaczęłam mówić, powoli oddychając. Richard stanął za mną i położył ręce na moich barkach, nieco je rozmasowując. - Uwierz, mi też jest z tym ciężko. Wiem, że to jakieś chore zrządzenie losu, że zawsze, jak ją spotyka coś złego to w tym wszystkim jestem gdzieś ja, ale naprawdę nie robię tego specjalnie. Kurwa, poza tym to było dobrze schowane, ona się naprawdę nieźle musiała naszukać. Nie chciałam zrobić tym krzywdy nikomu poza sobą przecież.

- Może cię to wreszcie czegoś nauczy. - Powiedział Richard.

- Co? - Odwróciłam głowę w jego stronę?

- Może nareszcie dotrze do ciebie, że nie krzywdzisz tylko siebie, ale i innych.

- Ona mogła umrzeć, a ty mi mówisz, że może się czegoś nauczę.

- Właśnie, mogła umrzeć, i to przez ciebie! A walcie się wszyscy. - Chłopak wyszedł z pomieszczenia.

- Muszę do niej jechać. - Postanowiłam

- Lee... Nie wiem, czy to dobry pomysł, ona na pewno się źle czuje...

- Muszę tam jechać i koniec. - Wstałam i udałam się do przedpokoju.

- Poczekaj, przecież pojadę z tobą. - Westchnął.

Poszliśmy do auta i wyruszyliśmy w drogę.

- Wiesz, że to nie twoja wina, prawda? -Spytał, kładąc dłoń na moim kolanie.

- Wiem, ale... no sam rozumiesz, o co mi chodzi. Mam w tym jakiś swój udział. Boże, dlaczego to się musi nam przytrafiać?

- Hej, pamiętaj, że nie ważne, jak złe ci się to wszystko teraz wydaje, to pamiętaj, że to tylko moment. Wiem, że dużo się ostatnio działo. Ostatecznie jest nas wszystkich razem wziętych tu na miejscu aż 21 ludzi, jakoś sobie chyba poradzimy.

- Czekaj, jak to 21?

- Dziewczyny, chłopaki, my, dzieci, Sairah, Jonathan, Yashua, Jade N. i Frozen... Można na nich liczyć, prawda? A dzieci w tym wszystkim to... uroczy dodatek.

- Chyba obowiązek. - Zaśmiałam się. - A Jon i Sarah... Nadal jakoś nie mogę do tego wszystkiego przywyknąć.

- Chris też. Z resztą, to po was widać. Jakby, powiem inaczej, Chris bez powodu nie uchlał by się z tobą w trzy dupy w towarzystwie Jade i Jonathana. Ty byś się w ogóle nie schlała, więc... To mówi samo za siebie.

- Martwi mnie to po prostu. Sarah nie ma pracy, a jest w ciąży, nie dostanie macierzyńskiego będąc bezrobotna, tak? Boże... takie nieodpowiedzialne gówniaki powinno się kastrować zaraz po zostaniu "legalnymi". - Chłopak wybuchnął śmiechem. - No co? Nie mam racji? Poza tym, zobacz, jakie to jest niesprawiedliwe. "Nieodpowiedzialne gówniaki" wpadły, a jest mnóstwo ludzi, którzy się starają a nie mogą mieć dzieci.

- Nam też się w końcu uda, zobaczysz. - Ścisnął lekko moje kolano.

- Nie zrozum mnie źle, ale nie wiem, czy... czy warto próbować.

- A-Aha.

- Nie chodzi mi o to, że... Po prostu... Chyba jestem po prostu cholernym tchórzem. 

- Uwierz mi, też boję się, że... no wiesz, ale... Jak za długo stoisz w miejscu, to w końcu podłoga się pod tobą zarwie i zaczniesz spadać w... w nicość chyba.

- Pewnie masz rację... Idziemy?- Spytałam, gdy spostrzegłam, że jesteśmy już pod szpitalem.

- Chodźmy.

Zapamiętałam numer sali, w której leżała Perrie, więc obyło się bez okłamywania lekarzy, że jestem jej przyrodnią siostrą co zakrawało o obłęd, bo... Pezz jest białą blondynką, a moja uroda to jej zupełne przeciwieństwo i... jak opalona by nie była, i tak nikt nie weźmie nas za rodzinę.

- Perrie... - Usiadłam na skraju jej łóżka i ją przytuliłam. - Debilko, jak mogłaś? Czy ty wiesz, jak ja się przestraszyłam? I ile sprzątania łazienki było? Myślałam, że nie żyjesz! - Obie się rozkleiłyśmy. Richard usiadł po drugiej stronie łóżka i nas objął.

- Oszalałaś, blondynko? Całe życie będę to miał przed oczami. Zwariowałaś do reszty? I jak znalazłaś coś, czego ja szukałem od tygodnia?

- Czekaj. Szukałeś tego?! To stąd ten burdel w mojej walizce!

- O czym wy mówicie? - Spytała Perrie.

- Wydaje mi się, że dobrze wiesz, o czym mówię. - Westchnęłam. - Wiesz, że jakbyś się zabiła, to bym całe życie miała poczucie winy, że zrobiłaś to czymś, co znalazłaś u mnie?

- Przepraszam...

- Ty nie przepraszaj, tylko więcej takich rzeczy nie rób. - Powiedział Richard.

- Erick się na mnie wydarł. - Uśmiechnęłam się. 

- Boże, przepraszam cię za niego. Porozmawiam z nim jutro i postaram się mu to jakoś wytłumaczyć...

- Nie musisz. Nie zaprzątaj sobie tym głowy, musisz teraz dużo odpoczywać, a ja przeżyję, jeśli mnie znienawidzi. - Wzruszyłam ramionami. - Jeszcze się o to pokłócicie i też będzie na mnie.- Zaśmiałam się.

***

Nie dotrzymałam słowa, strasznie przepraszam, ale na swoją nieobecność mam wytłumaczenie.

Czas zwierzeń. Prawda jest taka, że mnóstwo wątków, które pojawiły się w tej książce związanych jest z moimi prywatnymi doświadczeniami. Anoreksja Jade, ataki paniki i okaleczanie się Leigh-Anne - w ten sposób to z siebie wyrzucałam. I ostatnio dużo zaczęło się we mnie zmieniać. Zaczęłam zauważać, że nie wszyscy ludzie wokół mnie są tymi, kim mi się wydawali. Zaczęłam dochodzić do wniosku, że tkwię w miejscu i przez to wszystko, czym się ograniczałam, nie przeżyję życia tak, jakbym tego chciała. Zmieniam się - uznałam to za fakt. Trudne to jest z bliznami, które zostaną na całe życie i postanowieniem, żeby schudnąć w zdrowy sposób, ale da się. 
Zabrzmi to jak banał, ale chyba muzyka Little Mix bardzo mnie do tego wszystkiego popchnęła. Doszłam do wniosku, że "you can be beautiful, wonderful, anything you wanna be", zaczęło po mnie spływać to, że inni mnie obgadują, bo "I can feel you hatin' on me, you, baby, I'm glad to be your inspiration, Who, tell me who's the topic of your conversation? I am. All the ugly things you say, come on say'em to my face".

Co chcę wam tym wszystkim powiedzieć, to nigdy, przenigdy nie dajcie sobie wmówić, że nie jesteście nic warte, nigdy się nie obwiniajcie o wszystko, nigdy nie przepraszajcie za coś, za co ktoś powinien was przepraszać. W mojej osobie macie dowód na to, że można przejść przez piekło i zwyciężyć. Jesteście wspaniałe, piękne i cudowne i jeśli kiedyś ktoś będzie twierdził inaczej, to mojego instagrama znacie - just DM me :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro