Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. "Chyba tak lepiej niż stracić narządy płciowe?"

A little party never killed nobody...

~Fergie - "Little party never killed nobody"

Leigh-Anne

Posadziłam Ali na stole i zaczęłam robić ciasto na naleśniki. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Richard. Szczerze? Nienawidzę ignorować ludzi. Gdy przeszłam obok niego, aby wziąć jajka z lodówki, złapał mnie w pasie.

- Hej, pogadamy?

- Nie, Richard, nie będziemy teraz rozmawiać. - Warknęłam i odsunęłam się od niego.

Dokończyłam robienie naleśników i zawołałam pozostałych. Usiedliśmy przy stole i w grobowej ciszy zabraliśmy się do jedzenia.

- Dziewczyny, przepraszamy was, no... - Zaczął Zabdiel. 

- Czyj to był w ogóle pomysł?! - Spytała Jade. Karmiona przeze mnie Ali spojrzała na nią przestraszona.

- Jade, nie krzycz. - Powiedziałam cicho, wskazując na dzieci.

- Dobrze, przepraszam. Powtarzam, czyj to był pomysł?

- Nie wiem, nas wszystkich chyba... - Mruknął cicho Chris.

- Oh, wspaniale. - Wycedziła Perrie.

- Pezz... - Westchnął Erick.

- Nie! I nie mów mi więcej, że jestem najważniejsza skoro dobrze wiesz, że to gówno prawda! - Nakrzyczała na niego i wyszła. Chłopak poszedł za nią.

Starałam się nie wtrącać w dyskusję i unikać wzroku Richarda, udając skupienie na karmieniu Ali.

- Jak mogliście, nosz do chuja, czy wam czegoś brakuje? - Spytała Jade.

- Jeju, nie złość się, to był tylko jeden raz...

- Nie jestem wściekła, tylko jest mi przykro, w tym jest różnica.

- A ja jestem wściekła! Wszyscy ostatnio przeginacie! Najpierw Joel, potem Erick z tą tancerką, o Richardzie wspominać nie będę, bo to było już dawno. Zachowujecie się, jakbyśmy wam nie wystarczały! - Krzyczała Becks.

Ali zaczęła płakać.

- Kurwa, przestańcie się kłócić! Możecie nie teraz? - Warknęłam. Wzięłam dziewczynkę na ręce i poszłam do naszej sypialni.

Ali ucięła sobie popołudniową drzemkę, wszyscy zniknęli u siebie w pokojach, kłócąc się, godząc? Ciężko powiedzieć.

Usiadłam przy komputerze z zamiarem poszukania mebli do pokoju Aaliyah.

- Moglibyśmy teraz porozmawiać? - Spytał Richard.

- Chodź do salonu. - Westchnęłam. - Ali śpi, nie chcę jej obudzić.

Wyszliśmy z pokoju. Usiadłam na kanapie, Richard obok.

- Lee, przecież wiesz, że to nie tak...Przecież nic się nie wydarzyło.

- Ta dziewczyna siedziała ci na kolanach! A to, co miała na sobie to... była bardziej rozebrana niż ubrana.

- Jejku, ale przecież to był niewinny wypad do klubu. Jakiego no to już trudno, stało się.

- Wiesz o co mi chodzi?! - Wstałam z sofy. - Ja naprawdę mogłabym to olać, okej, męski wypad, te sprawy. Ale najpierw ta zdrada, teraz to! Przecież to można w paranoję popaść! Czy ja muszę za każdym razem, kiedy wychodzisz z chłopakami, zastanawiać się, co robisz i z kim?! Może ty jesteś ze mną nieszczęśliwy co?! - Wykrzyczałam.

Kiedy zeszły ze mnie emocje, cała złość, pozostał tylko smutek i bezsilność, a wraz z nimi łzy.

Chłopak wstał i pomimo moich największych oporów mnie przytulił.

- Lee... Nigdy przenigdy więcej tak nie myśl. Nigdy do niczego nie doszło i nie dojdzie, nawet jeśli byłaby taka możliwość, rozumiesz? To był tylko wypad do klubu, nic więcej.

- Wiem, ale... wiesz, jak ja się poczułam?

- No wiem, przepraszam cię... nie martw się takimi rzeczami. Dla mnie istniejesz tylko ty.

Perrie

- Zrozum... My we dwoje nawet nie wychodzimy na imprezy, a jak poszliśmy z chłopakami no to... wiesz jak to jest. Wy z dziewczynami też niejedną akcję z pewnością odwaliłyście.

- Wiesz dlaczego nie wychodzimy?! Bo się boję! Nie weszłabym do klubu, rozumiesz?! Przykro mi, jeśli nie jesteś w stanie tego zaakceptować, ale po ty, co się wtedy stało... Nie wiem, może nigdy nie wrócę do normalności, ale jeśli jest to dla ciebie taki problem... - Chłopak zakrył mi usta dłonią.

- Przepraszam. Masz rację. Nie mogę myśleć w tych kategoriach. Przepraszam. - Przytulił mnie.

- Ta psychiatra, do której chodzę... ostatnio powiedziała, że powinnam spróbować odstawić leki.

- To chyba dobrze?

- Tak, ale... Jest coś takiego jak syndrom odstawienia leków antydepresyjnych. A przy takich prochach, jak ja dostawałam łatwo nie będzie.

- Hej, ale masz mnie, nie zapominaj o tym. Jakoś przez to przebrniemy, zobaczysz.

Jade

Na Chrisa długo się nie gniewałam. W sumie do niczego nie doszło. Ale żeby nie było, w pierwszej chwili miałam mu ochotę nogi z dupy powyrywać.

Któregoś wieczora zadzwonił Edwin i zapytał, czy nie mamy ochoty wyjść na imprezę. Iść, nie iść...? Ostatecznie założyłam luźniejszą u dołu sukienkę i zgodziłam się pójść z Chrisem. Razem z nami wybrał się też Joel (bo Becky nie czuła się najlepiej) oraz Zabdiel i Jesy.

Dobra, myślałam, że będę musiała robić za jedyną trzeźwą przyzwoitkę, ale Jess powiedziała, że nie zostawi mnie z tym ciężkim brzemieniem samej.

- Ziomki, musimy cyknąć fotkę, co to za impreza bez pamiątki?! - Nick usiłował przekrzyczeć muzykę.

- Na pamiątkę to będziesz miał jutro kaca. - Mruknęłam pod nosem i przewróciłam oczami.

- To ja mogę robić za fotografa! - Powiedziała Jesy.

- Ja z tobą! - Dodał Zabdiel.

Jess wyjęła telefon i stanęła przed nami, a Zabdiel ją objął i pocałował w policzek.

- Uśmiech!

Potem Chris złapał mnie i zrobił zdjęcie, po czym wysłał je do pozostałych siedzących w domu.

Do domu wróciliśmy grubo po drugiej w nocy. Nick, jak przewidywałam, był zupełnie schlany.

- Ja go do siebie nie wezmę. - Powiedział Brandon.

- Ale Larissa nas zabije! Wszystkich! - Powiedział Zion.

- To jak jesteś taki mądry to się sam z nim użeraj, na mnie Katy i tak jest wściekła. - Mruknął Austin.

- To jest nie mój problem. Jak Lissa będzie się pieklić, to ja przecież go na siłę nie upiłem. - Zaprotestował Brandon.

- Zajebiście, Katy już grozi mi wykastrowaniem. Nie biorę odpowiedzialności za tego idiotę.

Przysłuchiwaliśmy się wszyscy tej niecodziennej wymianie zdań i spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.

- Słuchajcie... - Zaczęłam. - A może chodźcie do nas? Mamy pokój gościnny i rozkładaną kanapę w salonie. Chyba tak lepiej niż stracić narządy płciowe? - Zaśmialiśmy się.

- Nie no, nie chcemy wam robić problemu...

- To nie problem. Odwdzięczycie się. - Powiedział Joel.

- Musimy odwdzięczyć się Leigh-Anne za napisanie piosenki, Richardowi za nakłonienie Leigh do napisania piosenki... - Zaczął wyliczać Edwin.

- Będziecie mieli okazję. Chodźcie i nie pieprzcie głupot.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro