3. "Chyba tak lepiej niż stracić narządy płciowe?"
A little party never killed nobody...
~Fergie - "Little party never killed nobody"
Leigh-Anne
Posadziłam Ali na stole i zaczęłam robić ciasto na naleśniki. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Richard. Szczerze? Nienawidzę ignorować ludzi. Gdy przeszłam obok niego, aby wziąć jajka z lodówki, złapał mnie w pasie.
- Hej, pogadamy?
- Nie, Richard, nie będziemy teraz rozmawiać. - Warknęłam i odsunęłam się od niego.
Dokończyłam robienie naleśników i zawołałam pozostałych. Usiedliśmy przy stole i w grobowej ciszy zabraliśmy się do jedzenia.
- Dziewczyny, przepraszamy was, no... - Zaczął Zabdiel.
- Czyj to był w ogóle pomysł?! - Spytała Jade. Karmiona przeze mnie Ali spojrzała na nią przestraszona.
- Jade, nie krzycz. - Powiedziałam cicho, wskazując na dzieci.
- Dobrze, przepraszam. Powtarzam, czyj to był pomysł?
- Nie wiem, nas wszystkich chyba... - Mruknął cicho Chris.
- Oh, wspaniale. - Wycedziła Perrie.
- Pezz... - Westchnął Erick.
- Nie! I nie mów mi więcej, że jestem najważniejsza skoro dobrze wiesz, że to gówno prawda! - Nakrzyczała na niego i wyszła. Chłopak poszedł za nią.
Starałam się nie wtrącać w dyskusję i unikać wzroku Richarda, udając skupienie na karmieniu Ali.
- Jak mogliście, nosz do chuja, czy wam czegoś brakuje? - Spytała Jade.
- Jeju, nie złość się, to był tylko jeden raz...
- Nie jestem wściekła, tylko jest mi przykro, w tym jest różnica.
- A ja jestem wściekła! Wszyscy ostatnio przeginacie! Najpierw Joel, potem Erick z tą tancerką, o Richardzie wspominać nie będę, bo to było już dawno. Zachowujecie się, jakbyśmy wam nie wystarczały! - Krzyczała Becks.
Ali zaczęła płakać.
- Kurwa, przestańcie się kłócić! Możecie nie teraz? - Warknęłam. Wzięłam dziewczynkę na ręce i poszłam do naszej sypialni.
Ali ucięła sobie popołudniową drzemkę, wszyscy zniknęli u siebie w pokojach, kłócąc się, godząc? Ciężko powiedzieć.
Usiadłam przy komputerze z zamiarem poszukania mebli do pokoju Aaliyah.
- Moglibyśmy teraz porozmawiać? - Spytał Richard.
- Chodź do salonu. - Westchnęłam. - Ali śpi, nie chcę jej obudzić.
Wyszliśmy z pokoju. Usiadłam na kanapie, Richard obok.
- Lee, przecież wiesz, że to nie tak...Przecież nic się nie wydarzyło.
- Ta dziewczyna siedziała ci na kolanach! A to, co miała na sobie to... była bardziej rozebrana niż ubrana.
- Jejku, ale przecież to był niewinny wypad do klubu. Jakiego no to już trudno, stało się.
- Wiesz o co mi chodzi?! - Wstałam z sofy. - Ja naprawdę mogłabym to olać, okej, męski wypad, te sprawy. Ale najpierw ta zdrada, teraz to! Przecież to można w paranoję popaść! Czy ja muszę za każdym razem, kiedy wychodzisz z chłopakami, zastanawiać się, co robisz i z kim?! Może ty jesteś ze mną nieszczęśliwy co?! - Wykrzyczałam.
Kiedy zeszły ze mnie emocje, cała złość, pozostał tylko smutek i bezsilność, a wraz z nimi łzy.
Chłopak wstał i pomimo moich największych oporów mnie przytulił.
- Lee... Nigdy przenigdy więcej tak nie myśl. Nigdy do niczego nie doszło i nie dojdzie, nawet jeśli byłaby taka możliwość, rozumiesz? To był tylko wypad do klubu, nic więcej.
- Wiem, ale... wiesz, jak ja się poczułam?
- No wiem, przepraszam cię... nie martw się takimi rzeczami. Dla mnie istniejesz tylko ty.
Perrie
- Zrozum... My we dwoje nawet nie wychodzimy na imprezy, a jak poszliśmy z chłopakami no to... wiesz jak to jest. Wy z dziewczynami też niejedną akcję z pewnością odwaliłyście.
- Wiesz dlaczego nie wychodzimy?! Bo się boję! Nie weszłabym do klubu, rozumiesz?! Przykro mi, jeśli nie jesteś w stanie tego zaakceptować, ale po ty, co się wtedy stało... Nie wiem, może nigdy nie wrócę do normalności, ale jeśli jest to dla ciebie taki problem... - Chłopak zakrył mi usta dłonią.
- Przepraszam. Masz rację. Nie mogę myśleć w tych kategoriach. Przepraszam. - Przytulił mnie.
- Ta psychiatra, do której chodzę... ostatnio powiedziała, że powinnam spróbować odstawić leki.
- To chyba dobrze?
- Tak, ale... Jest coś takiego jak syndrom odstawienia leków antydepresyjnych. A przy takich prochach, jak ja dostawałam łatwo nie będzie.
- Hej, ale masz mnie, nie zapominaj o tym. Jakoś przez to przebrniemy, zobaczysz.
Jade
Na Chrisa długo się nie gniewałam. W sumie do niczego nie doszło. Ale żeby nie było, w pierwszej chwili miałam mu ochotę nogi z dupy powyrywać.
Któregoś wieczora zadzwonił Edwin i zapytał, czy nie mamy ochoty wyjść na imprezę. Iść, nie iść...? Ostatecznie założyłam luźniejszą u dołu sukienkę i zgodziłam się pójść z Chrisem. Razem z nami wybrał się też Joel (bo Becky nie czuła się najlepiej) oraz Zabdiel i Jesy.
Dobra, myślałam, że będę musiała robić za jedyną trzeźwą przyzwoitkę, ale Jess powiedziała, że nie zostawi mnie z tym ciężkim brzemieniem samej.
- Ziomki, musimy cyknąć fotkę, co to za impreza bez pamiątki?! - Nick usiłował przekrzyczeć muzykę.
- Na pamiątkę to będziesz miał jutro kaca. - Mruknęłam pod nosem i przewróciłam oczami.
- To ja mogę robić za fotografa! - Powiedziała Jesy.
- Ja z tobą! - Dodał Zabdiel.
Jess wyjęła telefon i stanęła przed nami, a Zabdiel ją objął i pocałował w policzek.
- Uśmiech!
Potem Chris złapał mnie i zrobił zdjęcie, po czym wysłał je do pozostałych siedzących w domu.
Do domu wróciliśmy grubo po drugiej w nocy. Nick, jak przewidywałam, był zupełnie schlany.
- Ja go do siebie nie wezmę. - Powiedział Brandon.
- Ale Larissa nas zabije! Wszystkich! - Powiedział Zion.
- To jak jesteś taki mądry to się sam z nim użeraj, na mnie Katy i tak jest wściekła. - Mruknął Austin.
- To jest nie mój problem. Jak Lissa będzie się pieklić, to ja przecież go na siłę nie upiłem. - Zaprotestował Brandon.
- Zajebiście, Katy już grozi mi wykastrowaniem. Nie biorę odpowiedzialności za tego idiotę.
Przysłuchiwaliśmy się wszyscy tej niecodziennej wymianie zdań i spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.
- Słuchajcie... - Zaczęłam. - A może chodźcie do nas? Mamy pokój gościnny i rozkładaną kanapę w salonie. Chyba tak lepiej niż stracić narządy płciowe? - Zaśmialiśmy się.
- Nie no, nie chcemy wam robić problemu...
- To nie problem. Odwdzięczycie się. - Powiedział Joel.
- Musimy odwdzięczyć się Leigh-Anne za napisanie piosenki, Richardowi za nakłonienie Leigh do napisania piosenki... - Zaczął wyliczać Edwin.
- Będziecie mieli okazję. Chodźcie i nie pieprzcie głupot.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro