25. - "Jesteś dla mnie skończony."
I będą się mijać bez gestu i słowa
Nie pamiętając, że kiedyśKochali się na zawsze
~Wisława Szymborska - "Perspektywa"
Jade
- Kawy?! - Spytałam, słysząc wchodzącą do domu Leigh-Anne.
- Poproszę. - Westchnęła wchodząc do kuchni. - Zgadnij, kogo spotkałam w szpitalu.
- Nie gadaj że Taylor.
- Exactly.
- O kuźwa, to nieźle. Posłuchaj, popilnujesz przez moment dzieciaków? Z Chrisem musimy jechać na chwilę jeszcze do sklepu, bo nie wiadomo, o której wrócimy, a pewnie późno, więc pasowałoby, żeby było coś na śniadanie w lodówce.
- Jasne, zajmę się nimi.
Dopiłam kawę i Z Chrisem ruszyliśmy do sklepu. O dziwo, mimo faktu że była sobota, nie było zatrważających kolejek.
Podchodziliśmy już do kasy, gdy usłyszeliśmy za sobą dwie dziewczyny:
- Ej, czy to jest Chris z CNCO? - Spytała jedna.
- Ej, bez kitu, to on! A ta jego żona to znowu jest w ciąży czy po prostu przytyła? - Zaczęły chichotać.
Um... auch. Zabolało. Zdawałam sobie sprawę, że jeszcze nie jestem w takiej samej formie jak przed ciążą, ale one nie musiały mi o tym przypominać.
Wróciliśmy do domu, później odwieźliśmy dzieci do rodziców Chrisa i około dziesiątej wyjechaliśmy z domu.
Przyjęcie odbywało się po drugiej stronie miasta, więc czekała nas bita godzina drogi. Na miejscu mieliśmy być tak wcześnie, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik, umalować się i inne takie.
Oczywiście były jakieś problemy z dźwiękiem, a naprawienie tego zajęło nam ponad godzinę, bo zepsuł się jakiś kabel od głośnika i trzeba było jechać kupować nowy. Dyrektor całego przedsięwzięcia była już podenerwowana, my z resztą też, a potem okazało się jeszcze, że katering nie dowiózł jednego stołu i nie było gdzie postawić części jedzenia.
Finalnie na szczęście wszystko się udało i punktualnie o dziewiętnastej zaczęły się pojawiać zaproszone osoby. W pewnym momencie chłopcy wraz z Becky zasłonili nam oczy, mówiąc:
- Mamy dla was niespodziankę...
-O nie. Zaczynam się bać. - Zaśmiała się Perrie.
- Trzy, cztery!
Liam, Louis, Harry i... Niall!
- NIALL!!! - Rzuciłam się przyjacielowi na szyję. - MÓJ BOŻE, CO TY TU ROBISZ?!
- Nie krzycz, bo ogłuchnę. - Zaśmiał się.
Jest jedna świętość, którą obiecałyśmy sobie wraz z chłopakami, gdy tylko Perrie i Zayn zaczęli się spotykać: cokolwiek by się między tą dwójką nie stało, my pozostajemy przyjaciółmi. Najbliżej byłam zawsze z Niallem, dlatego jego widok był dla mnie niesamowitą przyjemnością.
- Mój Boże, jak?! Przecież... byliście w Anglii...
- Nie byłem na twoim ślubie, to chociaż dzieci wasze mogę poznać, nie uważasz?
- Boże, dziękuję, dziękuję, dziękuję! - Zapiszczałam podskakując.
- Więc... to pewnie twój mąż?
- Tak, Chris. - Podał mu rękę.
- Na jak długo przyjechaliście?
- Ja na cztery dni, a jeśli o nich chodzi to nie wiem.
No tak... Po rozpadzie One Direction między chłopakami jest... niby okej, ale do ideału daleko.
- Dobra, to... to idźcie już tam, my zrobimy sobie z dziewczynami sesyjkę na ściance i już do was idziemy!
Chłopcy ruszyli wgłąb sali, a my zrobiłyśmy parę zdjęć na pamiątkę.
Świetnie się bawiłam. W doborowym towarzystwie wszystko jest jeszcze lepsze.
Sięgnęłam po kolejną babeczkę, gdy przypomniałam sobie słowa usłyszane tego ranka.
Znowu jest w ciąży czy po prostu przytyła?
"We're not doing this again..." - Pomyślałam.
- Idę do toalety. - Pocałowałam Chrisa w policzek.
Perrie
- Liam?! Jeju, co wy tu robicie?! - Przytuliłam chłopaka.
- Wasza przyjaciółka stwierdziła, że launch party waszej kolekcji to jest coś ważnego i siłą nas tu ściągnęła.
- A więc to twoja sprawka! - Zmrużyłam oczy, patrząc na Becky.
- No, dużo się chyba u ciebie działo, hm? Czemu się w ogóle nie odzywasz?
- Przepraszam, po prostu... Dzieci, płyta, trasa, zaraz ślub, gdzieś w tym wszystkim jeszcze dużo innych spraw...
- Między innymi Zayn?
Zamurowało mnie. Czy on ma na myśli to, co ja myślę że ma na myśli?
- Daj spokój, o wszystkim wiem.
- Ale... skąd?
- Eh... mam kontakty tu i tam. No, pochwal się narzeczonym.
Wzięłam Ericka za rękę i pociągnęłam w naszą stronę.
- Erick, to Liam, Liam, to Erick.
- Dzieci do kogo podobne? - Spojrzeliśmy z Erickiem na siebie z uśmiechem.
- Trochę do niej, trochę do mnie...
Jesy
- O wow! Co tu robisz?! - Podeszłam do Harry'ego i go uścisnęłam.
- Stęskniłem się, nie mogłem? No i mały Nico musi poznać najfajniejszego wujka ever! Cześć. - Wyciągnął dłoń do Zabdiela.
- Siema.
Cieszyłam się, że zakopali topór wojenny. Byli dwiema szóstymi najważniejszych facetów w moim życiu.
- No więc opowiadajcie, co tam słychać.
- No co. - Wzruszyłam ramionami. - Nico rośnie jak na drożdżach, internauci nie przóżnują...
- Jest tak źle?
- Hazza, nie psujmy tego wieczoru, co? Jutro będą pisać o wielkim comebacku 1D bo pojawiliście się na jednej imprezie, nie ma się czym przejmować.
Zabdiel patrzył na mnie podejrzliwie. A więc czeka mnie przesłuchanie.
Leigh-Anne
- LOU! - Pisnęłam. W podskokach podbiegłam do przyjaciela i rzuciłam się mu na szyję. - Mój Boże, wieki cię nie widziałam! Tak bardzo tęskniłam.
- Ja też mała. A ty masz mi chyba sporo do opowiedzenia.
- Po co mam ci wszystko opowiadać, skoro wiesz to z tabloidów?
- Powiedz chociaż, że nie jesteś mu dłużna, błagam. Nie tak cię wychowałem!
- Nie jak? - Zaśmiałam się.
- Na ryczącą po nocach za facetem zakochaną bez wzajemności laskę.
- Ty się chyba nigdy nie zmienisz. - Przewróciłam oczami.
Gdy impreza się rozkręciła, poszłam do toalety. Miałam... pewien plan. Wybrałam numer Miguela.
- Witam, już się stęskniłaś?
- Miałbyś ochotę poudawać mojego chłopaka? - Wypaliłam.
- Co?
- Przyjechał stary znajomy i nie wierzy, że... podniosłam się po rozstaniu z Richardem.
- Niech ci będzie... Wyślij adres.
- Dziękuję! - Pisnęłam.
Rozłączyłam się, ale usłyszałam odgłosy wymiotowania dochodzące z jednej z kabin. Na imprezie były tylko osoby, które znam, więc zaczęłam zastanawiać się, czy ktoś nie potrzebuje pomocy.
Po chwili ta osoba wyszła z kabiny.
Jade.
Spojrzała na mnie, trochę z przerażeniem, trochę z zaskoczeniem, a trochę z niedowierzaniem. Ja czułam to samo. No, może jeszcze złość.
- Czyli zamierzasz teraz udawać, że masz faceta?
A więc zamierza udawać, że to nie ją słyszałam.
- A ty zamierzasz udawać, że to nie ty rzygałaś?
- Leigh, to nie tak...
- Chodź, idziemy. - Pociągnęłam ją za łokieć.
Nie zważając na jej protesty, siłą doprowadziłam ją do Chrisa.
- Stało się coś? - Spytał, powstrzymując śmiech wywołany żartem Nialla. Obaj spojrzeli się na nas i gdy zobaczyli mój wyraz twarzy, natychmiast spoważnieli. - Co jest?
- Niech Jade się pochwali, co robiła w toalecie. - Burknęłam. Więcej dodawać nie było trzeba.
- Jade... - Chris wziął ją za rękę.
- Ekhm, przepraszam. - Powiedziała cicho. Chłopak przyciągnął ją do siebie i przytulił. Z Niallem wymieniliśmy pokrzepiające uśmiechy.
Miguel napisał SMS, że już jest tylko ochroniarz nie chce go wpuścić. Poszłam więc do wejścia, aby umożliwić mu wstęp.
- Hej. - Uśmiechnęłam się do niego.
- Hej. - Przyciągnął mnie i pocałował. Dobra, zaskoczył mnie. - No co? Nie miałem udawać twojego faceta?
- Chodź. - Zaśmiałam się.
Dołączyliśmy do reszty.
- Um... guys? Chciałabym, żebyście kogoś poznali, to Miguel, mój chłopak. - Kątem oka zobaczyłam, jak Jade robi cudzysłów w powietrzu bezgłośnie wypowiadając słowo "chłopak". - Niedowiarku. - Zwróciłam się do Louisa. - To... wy się poznajcie. Jade, chodź na słówko. - Spojrzałam na nią znacząco.
Odeszłyśmy kilka kroków od naszych przyjaciół.
- Do tego, co robiłaś w łazience wrócimy w domu, bo to nie miejsce na takie rozmowy...
- Zostaw to mnie i Chrisowi, dobrze?
- Pomyślę. Ale ty ani się waż wygadać o tym, że Miguel to wcale nie mój chłopak!
- Kim wy w ogóle dla siebie jesteście?
- Układem, Jade! Sypiamy ze sobą, nic więcej! Rozumiesz?
- To po co ta cała szopka?
- Bo nie chcę być w oczach innych biedną, załamaną po rozstaniu dziewczynką. Jadey, błagam, nie mów nikomu...
- Dobrze, już dobrze...
- Leigh-Anne? - Podeszła do nas Perrie. - Do Ericka dzwonił Yashua. Richard wyszedł ze szpitala. Wraca do domu. - Powiedziała grobowym tonem.
- To chyba dobrze?
- Tyle, że... ekhm, Taylor razem z nim.
- Aha. - Wzruszyłam ramionami. - Ja i tak dzisiaj chyba nie śpię u was, bo Sairah i Jon pojechali do znajomych Jonathana i Sar pisała, że on pił i nie może jechać a taksówka w sobotnią noc wyniosłaby ich fortunę więc zostają tam. A ja zamierzam skorzystać z wolnego mieszkania.
- Dobra, skończyłyście te ploteczki? Chodźcie się bawić!
Miguel od razu złapał kontakt z chłopakami. Z Lou również, więc mogłam na dobre uwolnić się od jego niewygodnych pytań.
Impreza skończyła się grubo po czwartej.
- Miguel? Mam wolną chatę. - Powiedziałam do chłopaka. - Co ty na to?
- To chyba pytanie retoryczne.
*
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi.
- To pewnie moja siostra i jej chłopak. Ubierz się z łaski swojej. - Powiedziałam, jednocześnie zakładając pierwszą koszulkę, która wpadła mi w ręce. Poszłam otworzyć drzwi, a w nich stał... Richard, drodzy państwo. - Co ty tu do cholery robisz?
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Spojrzałam na to, w co byłam ubrana. W koszulkę Miguela. To będzie interesująca rozmowa.
- Chciałem pogadać.
- To nie jest dobry moment.
- Nalegam.
- Kochanie, kto to? - Miguel stanął za mną. Uratował mi życie.
- Wejdź. - Mruknęłam. - Czego chcesz? - Spytałam, gdy już znaleźliśmy się w salonie.
- Przyszedłem porozmawiać o tym, że fakt, że Taylor chwilowo u mnie mieszka nie znaczy, że ty musisz się wynosić, ale jak widzę, nie spałaś u nas z innego powodu.
- Dobra, posłuchaj mnie. Mam tego po uszy. Zachowujesz się, jakbym to ja zawiniła. Wiem, nie jestem bez winy, to ja wyprowadziłam się z domu informując cię o rozstaniu przez Joela, ale do kurwy nędzy, to ty nie mogłeś przełknąć tego, co stało się na panieńskim Jesy. To nie był mój wybór! Nie widzisz, że zaczęło się psuć, odkąd straciliśmy to dziecko? - Straciłam świadomość, że Miguel słucha tej rozmowy. - Staraliśmy się, ale tego się, jak widać, nie dało uratować, więc z łaski swojej przestań ciągle ingerować w moje życie! A, wspomnę jeszcze o Ali, bo nie masz prawa ograniczać mi z nią kontaktu. Nie musiałam podejmować się opieki nad nią, a skoro pokochałam ją jak własne dziecko, nie masz prawa mi tego odbierać!
Nagle zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o ścianę.
- Wszystko w porządku? - Miguel złapał mnie w talii.
- Tak, po prostu... Ostatni raz więcej niż dwie godziny spałam przedwczoraj, potrzebuję kawy. Czym przyjechałeś? - Spytałam Richarda.
- Taksówką.
- Pojedziemy razem do was, bo obiecałam Louisowi, że dziś przyjadę. Przepraszam, że cię wypraszam, ale... - Zwróciłam się do Miguela.
- Rozumiem, spokojnie. Oddaj mi tylko koszulkę.
- Moment!
Poszłam do łazienki i się przebrałam.
Gdy chłopak wychodził, wyszeptałam nieme "dziękuję".
- To... jedziemy? - Spytałam Richarda, na którego byłam skazana.
Poszliśmy do samochodu. Byliśmy mniej więcej w trzech czwartych drogi, gdy chłopak zaczął:
- Lee, to nie musi tak wyglądać...
- Czy twoja dziewczyna wie o tym, jak się wobec mnie zachowujesz?
- Leigh-Anne, ja wiem, popełniłem błąd...
- Nie Richard, uprzedzę twoje pytania:nie będzie drugiej szansy. Nie, nie i nie.
Znaleźliśmy się pod domem. Zaparkowałam i wysiadłam szybko z auta.
- Lee, czy ty nie widzisz, że ten gość cię nie kocha?
- Kim ty jesteś, żeby się w to wtrącać? To nie twoja sprawa. - Weszliśmy do środka.
- Nie moja? A może puszczałaś się z nim jeszcze jak byliśmy razem, co?!
No dobra, to było przegięcie.
- Posłuchaj mnie. - Warknęłam, czując łzy w oczach. - Nie jestem taka, jak ty i nigdy w życiu nie zdradziłabym osoby, którą kocham. Jesteś dla mnie skończony.
***
I oto koniec Licharda *płaczę*. Coś się kończy, a coś zaczyna, prawda?
Miałam głosy, że chcecie Chrade: będzie! Planowałam to od dłuższego czasu, ale pisząc książkę, w której mamy tyle historii nie jestem w stanie nakładać na siebie wątków, bo sama bym się w tym pogubiła. Chciałam dokończyć tylko kwestię Leigh i Richarda i oto teraz się zacznie, kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro