22."Jesteś łatwiejszy niż sądziłam."
I know I shouldn't want it, but I do
All of my friends say I probably shouldn't be with you
You know, you know I want you more
The more you put me through
I guess I fucked up, kinda
~Julia Michaels ft. Role Model - "Fucked up, kinda"
Leigh-Anne
Znalazłam łazienkę i do niej weszłam. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Smugi tuszu do rzęs na moich policzkach zwiastowały katastrofę, bo nie miałam przy sobie nawet chusteczek do demakijażu. Zaczęłam próbować zmywać to chociażby wodą z mydłem, gdy do pomieszczenia wszedł Chris.
- Lee, szukaliśmy cię wszędzie. - Przytulił mnie. - Już dobrze?
- Moment i będzie okej. - Powiedziałam cicho.
- Nieźle do tego momentu udawałaś. - Westchnął.
- Bez przesady. To przez okres. - Skłamałam.
- Uznajmy, że mówisz prawdę. Wracamy?
W tym momencie drzwi się otworzyły, a do środka weszła Jade.
- Boże, tu jesteście. - Przytuliła nas oboje. - W porządku?
- Jak już wspomniałam Chrisowi, to tylko przez okres. Wracajmy.
Dokończyliśmy wywiad i się rozdzieliliśmy. Ja wróciłam do mieszkania Jonathana, reszta do domu.
Perrie
Następnego dnia postanowiliśmy przynajmniej spróbować przemówić Richardowi do rozsądku. Powinni się przynajmniej pogodzić, bo do cholery jasnej, będą się widywać czy tego chcą, czy nie!
- Stary, sam wiesz, że będziecie się widywać. Moglibyście zachować przynajmniej w miarę przyzwoite kontakty. - Przekonywał go Zabdiel.
- Poza tym, jak to sobie wyobrażasz? Chcesz odebrać jej kontakty z Ali? Zajęła się nią jak własnym dzieckiem, nie możesz jej tego zrobić. - Dodał Erick.
- Richard, skąd ty tak w sumie znasz tą Taylor? - Spytałam.
- Um... bywa się tu i tam, przysiadła się do mnie w jakimś klubie.
- Jesteś łatwiejszy niż sądziłam. - Wypaliła Jesy. Spojrzeliśmy na nią z szeroko otwartymi oczami.
- Jesy?! - Pisnęła Jade.
- Taka jest prawda! Wtedy, kiedy ją zdradziłeś wystarczyło, że byłeś tylko pod wpływem. Teraz, raptem Leigh cię zostawiła i ty zamiast błagać ją o wybaczenie ją obwiniałeś i poszedłeś do innej, którą swoją drogą ledwo znałeś!
- Dobra, nie ma co. Macie rację. Jadę do niej. Najlepiej teraz. Tak, genialny pomysł.- Powiedział i opuścił pomieszczenie.
Chłopak długo nie wracał, więc mieliśmy nadzieję, że się godzą czy coś. Ale wtedy do Ericka zadzwonił Yashua.
- Richard jest w szpitalu. Miał wypadek. - Oznajmił, gdy się rozłączył.
- Kurwa, jak to? - Szepnęłam.
- Ludzie, nie panikujmy, hm? - Zaproponował Chris. Nie wiem, jak on to robi, ale w kryzysowych sytuacjach zawsze jest opanowany. - Jade, Becky, zostaniecie z dziećmi?
- Jasne. - Odpowiedziała Jeed.
- Pezz, zadzwoń do Leigh-Anne. Wsiadamy w samochód i jedziemy, chodźcie.
Zakładając buty i kurtkę usiłowałam dodzwonić się do Leigh. Udało mi się to za trzecim razem.
- Tak?
- Lee, przyjedź do szpitala. Richard miał wypadek. - Odpowiedziała mi cisza. - Lee-Lee?
- Zaraz tam będę.
Leigh-Anne
- Nie będziesz prowadzić w takim stanie, popierdoliło cię? Zawiozę cię. - Powiedział Jon.
W szpitalu byliśmy dwadzieścia minut później. W poczekalni zauważyłam Chrisa, Perrie, Jesy, Ericka, Zabdiela i Joela oraz rodziców i brata Richarda.
- Leigh-Anne, jak miło, że jesteś. - Przytuliła mnie kobieta.
- Dzień dobry. Wiadomo coś?
- Jeszcze nie, ale lekarz powiedział, że za maksymalnie pół godziny o wszystkim nas poinformuje. - Odpowiedział Yashua.
- A Ali? Trzeba się nią zaopiekować... - Zaczął panikować ojciec chłopaka.
- Spokojnie, jeśli zajdzie taka potrzeba, ja się nią zaopiekuje. - Uspokoiłam go.
Nic nie mogłam poradzić na to, że się martwiłam. Przez minione tygodnie starałam się wyprzeć go z głowy, a teraz byłam naprawdę przerażona.
Oczekiwaliśmy w napięciu na przybycie lekarza.
- Długo już tu siedzicie? - Spytałam.
- My jakieś pół godziny, ale jego rodzice i Yashi już od ponad godziny.
- Powinniście wrócić do domu odpocząć. - Zwróciłam się do mamy chłopaka.
- Nie ma mowy, muszę tu być!
- Ale nic tu pani nie wskóra, a jesteście bardzo zmęczeni. Powiedzcie tylko, komu trzeba, żeby udzielili nam informacji i jedźcie do domu. Jak tylko się czegoś dowiem to od razu zadzwonię.
- Jesteś aniołem, Leigh-Anne. - Przytulił mnie Yashua, po czym na ucho dodał:
- Tata miał nocną zmianę, mama przyjechała prosto z pracy, a ja padam ze zmęczenia. Dziękuję ci.
Po kilkunastu minutach podszedł do nas lekarz.
- Kto z państwa to Leigh-Anne Pinnock?
- Ja. - Wstałam z krzesła. - Co z nim?
- Pacjent jest stabilny, za maksymalnie godzinę powinien się wybudzić. Ma złamane dwa lewe żebra, lewy obojczyk i prawy nadgarstek oraz wstrząs mózgu, ale nie zagraża on jego zdrowiu ani życiu.
- Skąd takie obrażenia?
- Drugie auto musiało uderzyć od lewej strony, po której siedział, stąd obrażenia po lewej stronie ciała, a złamanie prawego nadgarstka to wynik uderzenia albo w wajchę od zmiany skrzyni biegów, albo w schowek. A, ma też mocno stłuczoną prawą nogę i prawdopodobnie zwichniętą lewą kostkę.
- Ile będzie musiał zostać w szpitalu?
- Na razie nie jestem w stanie tego powiedzieć.
- Można do niego wejść?
- Tak, ale tylko jedna osoba.
- Pójdę, okej? - Zwróciłam się do pozostałych. - Zadzwoni któreś z was do jego rodziców?
- Zadzwonię, leć. - Odparł Chris.
Weszłam do sali. Richard leżał na jedynym łóżku znajdującym się w pomieszczeniu. Wyglądał... źle, co tu ukrywać.
Usiadłam obok jego łóżka. Siedziałam tam około godziny.
Nic nie mogło przywrócić naszego związku, ale nadal coś do niego czułam. I się o niego troszczyłam. Nie potrafiłam inaczej. Żyłam w przekonaniu, że na moim miejscu zrobiłby to samo.
- Lee? - Usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Richard, mój Boże. - Odetchnęłam z ulgą. - Jak się czujesz?
- Raczej jak ktoś, kto właśnie przeżył wypadek.
- Posłuchaj, lekarz powiedział mi, że nie wiadomo, ile tu zostaniesz. Wezmę Ali do siebie, okej?
- Dziękuję ci. Leigh-Anne, posłuchaj mnie, bardzo żałuję tego, do czego między nami...
- Nie, Richard. To... nic między nami nie zmienia. Martwię się o ciebie, troszczę, może nawet coś do ciebie czuję, ale to, co było między nami, już nie wróci. Ani teraz, ani nigdy. Zrozum to, proszę i mi tego nie utrudniaj. - Wstałam. - Wezmę Ali do siebie, jak już mówiłam. Wracaj do zdrowia. - Uśmiechnęłam się i opuściłam pomieszczenie.
Na korytarzu od razu wszyscy na mnie spojrzeli.
- Obudził się? - Spytał Joel.
- Tak.
- Coś ci powiedział? - Dopytywała Jesy.
- Co masz na myśli? - Zobaczyłam, jak Perrie kopie Jess w kostkę. - Wy mi nie mówicie wszystkiego, prawda? - Spojrzałam na nich spod przymrużonych powiek. - O co chodzi?
- Leigh, bo on... - Zaczął Zabdiel. - On jechał do ciebie.
Od razu wszystko zrozumiałam.
Ten wypadek zdarzył się przeze mnie.
***
Mam chyba tak samo dupny humor jak Leigh-Anne i też jestem w jakimś cholernym dole życiowym, send help.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro