2.7. Gratuluję, mistrzu uprzejmości
You know me the best
You know my worst, see me hurt, but you don't judgeThat, right there, is the scariest feelingOpening and closing up againI've been hurt so I don't trustNow here we are, staring at the ceiling
~Why Don't We - "8 Letters"
Joel
Obudziłem się rano z potwornym bólem głowy. Gdy po chwili do siebie doszedłem, spojrzałem na telefon. Miałem tam wiadomość od Leigh-Anne.
Od: Lee☺
Porozmawiaj z nią. My wszyscy będziemy zapewne spali dość... długo. Tylko nie drzyjcie się na siebie i nas nie obudźcie.
No tak... Nieźle się wczoraj schlałem z powodu Becky. Bo to wcale nie tak, że między nami już nic nie ma. Dalej ją kocham. Ale czy to, co zrobiła, może jeszcze zostać jakoś naprawione?
Wstałem i poszedłem wziąć prysznic. Gdy skończyłem, udałem się w stronę kuchni, ale gdy przechodziłem przez salon, zobaczyłem śpiącą na kanapie Rebeccę. Jej żółty garnitur, w który wczoraj była ubrana był pognieciony, zauważyłem też na jej rękach gęsią skórkę. Zazwyczaj miała twardy sen, więc postanowiłem zdjąć jej marynarkę, bo później nie będzie się dało jej rozprasować. Pierwsza część podjętego zadania mi się udała, ale gdy przykryłem ją kocem, dziewczyna się obudziła.
- Nie chciałem cię obudzić, pomyślałem po prostu, że...
- Dziękuję - przerwała mi i podniosła się do pozycji siedzącej.- Uh, niechcący zasnęłam, usiadłam na chwilę, bo nie chciałam zostawić cię samego, na wszelki wypadek.
- Dzięki. Chyba... Mamy okazję porozmawiać.
- Istotnie - kiwnęła głową.
- Myślę, że najlepiej będzie wziąć rozwód bez orzeczenia o winie. Nie chcę robić ci kłopotów ani ograniczać kontaktów z dziećmi - powiedziałem, choć ledwo przechodziło mi to przez gardło.
- Chcesz się tak po prostu... Rozwieść? - nie dowierzała.
- Wybacz, Becky, ale... Ja nie jestem w stanie wybaczyć ci tego, co zrobiłaś i wiem, że wielu pewnie by tak zrobiło, ale ja nie umiem.
- Ale Joel-
- Nie, przykro mi, ale fakt, że ty mi wybaczyłaś nic nie zmienia, bo ja po prostu nie mogę tego zrobić.
- Posłuchaj mnie wreszcie do jasnej cholery!
- Nie krzycz, reszta śpi - poprosiłem.
- Gdybyś kiedykolwiek dał mi dojść do słowa, wiedziałbyś, że wcale nie zrobiłam tego, bo chciałam - wycedziła.
- O czym ty mówisz?
Byłem zaskoczony, nie miałem pojęcia, o co jej chodzi.
- Gdybyś choć raz mnie posłuchał może powiedziałabym ci, że mnie... - załamał jej się głos - Że zostałam zgwałcona - wstała.
Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie patelnią w głowę. Zgwałcona? Czemu o tym nie wiedziałem?
- Jeśli to dla ciebie nic nie zmienia, proszę bardzo, składaj papiery do sądu, rób co chcesz! Jeśli nie mogłeś mnie wysłuchać i jeśli to nic dla ciebie nie znaczy to droga wolna! Mi ten rozwód wcale nie jest potrzebny!
Założyła marynarkę i wyszła z pokoju.
- Becky, zaczekaj! - poszedłem za nią do przedpokoju, gdzie zakładała buty. - Rebecca do cholery! - złapałem ją za ramię.
- Zostaw mnie w spokoju - wyrwała mi się i wyszła z domu.
Leigh-Anne
- Cześć, moja żono - przywitał się Richard, całując mnie w ramię.
- Witaj, mężu - uśmiechnęłam się. - Musimy wstawać - jęknęłam. - Możesz mi przypomnieć, dlaczego macie próbę dzień po naszym ślubie? - uniosłam brew.
- To niezależne ode mnie - pocałował mnie. - Podjadę później do rodziców, mama napisała do mnie, żebym wpadł jak będę miał czas.
- Okej. Ale wracaj do mnie szybko - uśmiechnęłam się.
Wstaliśmy, ubraliśmy się i poszliśmy na śniadanie do kuchni.
- Gdzie jest Becks? - spytałam zauważając, że nie ma jej już w naszym domu. Wszyscy spojrzeliśmy wyczekująco na Joela.
- Ekhm, pokłóciliśmy się - wyjaśnił.
- O co? - dopytywała Jade.
- Czy wy wiedzieliście, że ona... Że ją...
- Tak - przerwaliśmy mu.
- I nic nie powiedzieliście?! - krzyknął. Aliyah, którą Richard karmił, zaczęła płakać.
- Gratuluję, mistrzu uprzejmości - warknął Rich.
- Nie powiedzieliśmy, bo Becky nie chciała, żebyśmy za nią ci to mówili, a poza tym była tym załamana i nie była gotowa na dłuższe opowieści o tym - wyjaśniła Perrie.
Joel westchnął i przeczesał dłońmi swoje loki.
- A już swoją drogą, że nieźle się wczoraj zchlałeś - mruknął Richard.
- Wiem...
- Joel... - wzięłam go za rękę. - Wydaje mi się, że masz z tym problem.
- Z czym?
- Z alkoholem - odparł Chris.
- O czym wy gadacie? Owszem, lubię się napić, ale jak każdy.
- Codziennie? - Chris wyciągnął z szafki, w której stał kosz na śmieci reklamówkę pełną butelek po różnych alkoholach. - A to przepraszam dzieci wypiły?
- Nie kłóć się z nami, widzimy, co się dzieje! - powiedziała Jesy.
- Powinieneś dokończyć rozmowę z Becky - powiedział Erick. - Podjedź do niej po próbie czy coś.
*
Z dziewczynami cały dzień spędziłyśmy raczej nie robiąc nic. Głównie odsypiałyśmy i oglądałyśmy seriale. Chłopcy, poza Joelem i Richardem wrócili przed osiemnastą. Richard przyjechał dwie godziny później.
- To ty, kochanie?! - spytałam słysząc, że ktoś wchodzi do domu.
- Tak! - usłyszałam. Wstałam i poszłam do przedpokoju.
- Co słychać u rodziców?
Chłopak wzruszył ramionami. Dziwnie się zachowywał. Weszliśmy do salonu, gdzie zaczął szperać po szufladach w poszukiwaniu papierosów.
- Richard, wszystko w porządku? - spytałam.
- Mogę cię przytulić? - zapytał.
- Jasne - wtuliłam się w niego.
Zachowywał się podejrzanie. Spojrzałam pytająco na chłopaków, ale oni pokręcili głowami na znak, że nic nie wiedzą. Zamierzałam później go o to wypytać.
Wieczór spędziliśmy leżąc na kanapie. Zabdiel zamówił pizzę, którą potraktowaliśmy jako uzupełnienie naszego seansu "Szybkich i wściekłych".
Wieczorem umyłam się jako pierwsza i czekałam w łóżku, aż Richi wyjdzie z łazienki, żeby z nim porozmawiać. Gdy wreszcie zjawił się w pomieszczeniu, zaczęłam:
- Richard?
- Hm?
- Wszystko w porządku? Dziwnie się zachowujesz, odkąd wróciłeś.
- Mhm.
- Ej, nie odpowiadaj mi monosylabami, teraz już na pewno wiem, że coś jest nie tak. - Uklęknęłam na łóżku i wyciągnęłam do niego ręce. Richard stanął naprzeciwko mnie i ujął moje dłonie. Westchnął i powiedział:
- Moja mama ma raka.
Mój Boże, tylko nie to. Ta kobieta nie zasługiwała na coś takiego. Była najlepszą teściową, jaka mogła mi się trafić. Nie mogło jej to spotkać, nie Luceily.
- Jezu, tak mi przykro. Cholera jasna, jak to raka?
- Nowotwór piersi. Niby wykryty na wczesnym etapie ale i tak, to jest trudne leczenie. A to nie wszystko. - Spojrzałam na niego pytająco. - Mój ojciec ma córkę.
- Co? Jak to córkę, przecież...
- Zdradził mamę jeszcze za nim ja się urodziłem.
Głęboko westchnęłam.
- Lee, co jak ona umrze? - Zobaczyłam łzy w jego oczach.
- O czym ty mówisz, Richard? - przytuliłam go. - Nikt nie umrze, a już na pewno nie Lucy. Zrobimy wszystko, co będzie trzeba, żeby ją wyleczyć, okej?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro