12. Wieczór panieński Jesy.
When we're dancing in the club
And it's fire when we touch
Do you think about us?
~Little Mix - "Think About Us"
Jesy
Na ulicy czekała na nas limuzyna, a w środku Ari, Nicki, Kami i Tay. Wysiadły, aby z każdą z nas się przywitać.
- Hi, bitch! Ładnie to tak odzywać się raz od wielkiego dzwonu?! - Przytuliła mnie Ariana.
- Chyba od wielkiego ślubu. Hejka. - Kamille zrobiła to samo, co jej poprzedniczka. Po chwili to samo zrobiły Taylor i Nicki.
- Wsiadamy, laski, to będzie noc życia! - Oznajmiła Becky.
Gdy siedziałyśmy już w środku, popijając drinki, dodała:
- A więc... jedziemy za miasto, to około godzina drogi więc mamy czas na chlańsko.
- Swoją drogą, Leigh, jak już postanawiasz się zabić, a później budzisz się ze śpiączki, to wypadałoby poinformować. - Zażartowała Taylor.
- Wiem, że się martwiłyście, strasznie was przepraszam, ale nie miałam do tego głowy. Gdy wyszłam ze szpitala, Richard zabrał mnie do Madrytu.
- I bardzo dobrze! Po tym wszystkim oboje potrzebowaliście wypoczynku. - Powiedziała Kamille. - Kiedy wróciliście?
- Dzisiaj rano. Nie przegapiłabym takiej okazji jak panieński!
- Każda okazja do chlańska jest okazją, której nie można przegapić! - Dodała Nicki.
- Pogadajmy o dzieciach. - Powiedziała poważnym tonem Tay. Wszystkie się zaśmiałyśmy.
- Błagam nie. I tak mnie wkurwia, że nie mogę pić. - Mruknęła Jade.
- Oj, już niedługo. - Pocieszała ją Frozen.
- Ostatecznie nie jesteś w tym sama. - Powiedziała Sarah, uśmiechając się szeroko.
- Więc po kolei, bo ja jestem jak zwykle wielka niedoinformowana.
- Jakbyś była na moim ślubie, to byłabyś doinformowana. - Wystawiła jej język Jade.
- Oj, nie wypominaj, nie mogłam odłożyć tego koncertu. Do rzeczy. Jess, ty masz...
- Mamy synka, Nico.
- Pezz?
- Bliźniaczki, Blanca i Mia.
- A Becky?
- Bliźniaków, Julio i Leon, oraz córkę, Laurę Sofię.
- Jade, a u was co w drodze?
- Dziewczynka i chłopiec, Sabrina Naomi i Juan Pablo.
- Jeju, Sabrina to imię życia.
- Nie, nie inspirowaliśmy się "Chilling Adventures", żeby nie było. - Zaśmiałyśmy się.
- A Leigh-Anne?
O nie.
- E... - Zaśmiała się nerwowo Lee. - Mamy... mamy córkę, Aaliyah.
- Lee, przepraszam, ale czytam tabloidy i muszę dopytać, bo umrę z ciekawości. - Zaczęła Kamille. - Ali to córka Richarda, ale nie twoja?
- No... nie, nie urodziłam jej, ale dla mnie to jest córka.
- A... to, co ostatnio pisali? Że byłaś na patologii ciąży?
- Ekhm. Poroniłam cztery tygodnie temu.
- Cztery ty- ou. - Urwała Ari.
- Ou. - Dodała Nicki.
- Koniec, dobra? Koniec. To wieczór Jesy, mamy się bawić!
Zgodnie z obietnicą Becky, po godzinie dotarłyśmy do podmiejskiego hotelu, w którym oprócz tego znajdowało się SPA, basen, te sprawy.
Pierwszym punktem programu było SPA - Boże, Becky nie mogła wybrać lepiej. Dokładnie tego potrzebowałam.
Bawiłam się świetnie. Gadałyśmy,wygłupiałyśmy się...
Fun fact: jak się z Perrie upijemy, budzą się w nas biseksualne zachowania*
A więc było dość śmiesznie.
- Powiem wam, moje drogie... - Objęłam jednym ramieniem Becky, a drugą Pezz.- Że ja się nigdy w życiu nie spodziewałam, że wezmę ślub. Wy w zupełności mi wystarczałyście.
-Aww, that's cute. - Powiedziała Perrie i złożyła usta w dzióbek.
Zrobiłam to samo i ją pocałowałam.
- Jak widać wszystko zostaje w rodzinie - Zaśmiała się moja siostra.
Gdy wyszłyśmy ze SPA, Nicki rzuciła:
- Chodźmy tam.
Po naszej prawej znajdował się klub.
- Ja jestem za. - Powiedziałam. - Pezz?
- A wiecie co? W dupie to mam, Jesminda wychodzi za mąż, idziemy chlać do klubu. - Pocałowałam ją.
Zdecydowanie musimy przystopować z alkoholem.
Hahahaha, żartuję. Nigdy.
Becky
Było już po drugiej w nocy. Informacja roku: nie byłam najbardziej schlaną osobą w towarzystwie.
Poszłam do toalety poprawić makijaż. Z jednej z kabin dochodziły dość jednoznaczne odgłosy pieprzącej się pary. Fujka.
Już miałam wracać na parkiet, kiedy z wyżej wspomnianej kabiny wyszła...
Leigh-Anne.
- Leigh?!
Nie, to niemożliwe. Nie Lee!
- O, hej, Becca! - Zatoczyła się.
W pierwszej chwili myślałam, że jest po prostu totalnie zalana, ale pijana Leigh jest raczej nadpobudliwa i ma świetny humor. Tym czasem Lee-Lee była powolna i otumaniona.
- Boże, co się stało?!
Stanęłam przed nią. Miała tak rozszerzone źrenice, że prawie nie było widać jej tęczówek.
Zajebioza. Ktoś jej czegoś dosypał.
Niestety, byłam tak zajęta jej stanem, że nie zorientowałam się, kim był ten facet, a on zwyczajnie stamtąd wyszedł.
- Mój Boże... Chodź. - Pociągnęłam ją za sobą.
Dzięki Bogu znalazłam Jade.
- Jadey! Jade! - Zawołałam ją.
- Co tam?
- Jade, ktoś dosypał czegoś Leigh do drinka.
- Że co?! Przecież... pół godziny temu z nią rozmawiałam!
- Jade, ten ktoś ją zgwałcił.
- CO?! Mój Boże... Mój Boże... Przecież... Jak ona się dowie... Co mamy z nią teraz zrobić?
- Wynajęłam pokoje w tym hotelu. Zaprowadzimy ją tam po prostu, zamkniemy, żeby nigdzie nie wylazła i nie zrobiła sobie krzywdy.
- Nie wierzę...
Perrie
Byłam zalana w trzy dupy, ale nie na tyle niepoczytalna, żeby nie ogarnąć, że ktoś mnie obmacuje. Odwróciłam się w stronę tego osobnika.
- Mógłbyś mnie proszę zostawić? - Wybełkotałam.
- Może mogę... a może nie... - Zaczął wsuwać dłoń pod moją sukienkę. Momentalnie wytrzeźwiałam.
- Zostaw mnie, powiedziałam! - Kopnęłam go w krocze i czym prędzej wyszłam z klubu na obszerny hotelowy hol. Spostrzegłam Jade, Becky i Leigh-Anne.
- Dziewczyny!
- Pezz! Wszystko ok? - Spytała Jade.
- Nie, nie ok. - Przyznałam.
- Co jest? - Podeszła do mnie.
- Jakiś gość mnie obmacywał. Ja naprawdę mam szczęście, nie ma co.
- O jej... - Przytuliła mnie. - Już w porządku?
- Tak. Em... czy z Leigh wszystko w porządku?
Dziewczyna ewidentnie dziwnie się zachowywała.
- Ktoś jej coś podał. Boję się, że to pigułka gwałtu. Wylądowała z tym kimś w kiblu.
- Że co?! Ktoś ją... ktoś ją zgwałcił?!
- Ciszej. - Skarciła mnie Becky. - Na to wygląda.
- O mój Boże.
- My ją odprowadzimy do pokoju, ty jak lepiej się czujesz, to wracaj się bawić.
Czy ten wieczór mógł być gorszy?
Mógł.
Na szczęście nie był.
****
Kochacie mnie, ja wiem :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro