Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10."Zdecydowanie musimy częściej wyjeżdżać tylko we dwoje. "

Pelo negro
Su boca que combina con mis besos
Puedo, imaginarme cómo sabe hacerlo
Tan solo viendo cómo posa
Ya empecé a sentir las mariposas
Roza mi cuerpo cuando baila y se le nota
Que en la cama es otra cosa
~CNCO ft. Natti Natasha - "Honey Boo"

Richard

Kurwa, tak bardzo chciałem pomóc Leigh-Anne, a nie miałem pojęcia jak. Wypłakiwała sobie oczy w moje ramię, a ja nie mogłem zrobić nic oprócz pocieszania jej.

- Będzie dobrze... Będzie dobrze... - Szeptałem jej do ucha.

- Przepraszam, nie chciałam psuć tego wyjazdu.

- Hej, ale niczego nie psujesz, słońce. Jest dopiero szósta rano, mamy cały dzień przed sobą. I jeszcze dwa kolejne.

- Przepraszam, Richard, ale ja nie dam rady. - Poderwała się i weszła do środka. Poszedłem za nią.

- Nawet nie waż się brać tego do ręki. Leigh-Anne, do cholery! - Wyrwałem jej kosmetyczkę z dłoni. - Czy do ciebie nic nie dociera?! Nie możesz tego robić! Co, jeśli któregoś razu zrobisz o jedną kreskę za dużo?! Co wtedy? Nie chcę znów walczyć o twoje życie! - Wykrzyczałem.

I gdy spojrzałem w jej oczy już wiedziałem, że niewiele do niej dotarło. Patrzyła na mnie z przerażeniem. Kurwa, ale ja jestem głupi.

- Leigh, przepraszam, nie chciałem, tylko spokojnie... - Zacząłem ją uspokajać.

Ale mogę sobie tylko gadać. Lee opadła na łóżko, zaczęła kasłać, walcząc o każdy oddech. Podwinęła nogi i schowała głowę między kolanami.

Co ja narobiłem?

Kręciła głową, mamrocząc coś w stylu "Proszę, nie". Wolałbym nie wiedzieć, co działo się w jej głowie. Była tak bardzo spięta, wiedziałem, że wszystko będzie ją później bolało.

2 godziny. W takim stanie jeszcze nie była.

- Leigh, tak bardzo cię przepraszam...

- To nie twoja wina, naprawdę. To ja przepraszam. Niepotrzebnie musiałeś się tylko denerwować.

- Nigdy nie powinienem na ciebie krzyczeć, nigdy.

Przytuliłem ją, gdy zobaczyłem jej zaszklone oczy. Syknęła cicho z bólu, który starała się zamaskować.

- Bardzo boli?

- Nie... - Odparła, mało przekonująco.

- Dam ci leki przeciwbólowe. A brałaś te swoje na uspokojenie?

- Wczoraj nie... Ani przedwczoraj... Dwa dni temu nie jestem pewna...

- Leigh... czy ty jesteś niepoważna? - Wyciągnąłem dłoń, żeby zaczesać jej włosy za ucho, ale wtedy Lee zmrużyła oczy i się odsunęła. - Dlaczego to zrobiłaś?

- Ale co?

- Dlaczego zamknęłaś oczy? Bałaś się, że cię uderzę? - Leigh-Anne spuściła wzrok. - Boże...

Chciało mi się ryczeć na myśl o tym, że przez mój temperament moja dziewczyna się mnie bała.

- Przepraszam, przepraszam, nigdy bym cię nie uderzył, obiecuję, że nigdy nie podniosę na ciebie głosu, przepraszam.

- Richard, ja to wiem.

- Nieprawda. Gdyby tak było, nie bałabyś się mnie. Boże, tak strasznie cię przepraszam.

- Jeju, przestań. Chodź tu. - Wyciągnęła w bok prawą rękę. Położyłem się obok i do niej przytuliłem. - Nie boję się ciebie, po prostu... po prostu... - Zamilkła. Jednak kłamanie nie przychodziło jej aż tak łatwo.

Leżeliśmy tak chwilę, a po chwili zobaczyłem łzy na jej szyi.

- Nie płacz...

Po chwili dostałem olśnienia. Przecież się do niej przytulałem, a ją i bez tego wszystko bolało.

- Jezu, no tak. Bardzo boli? Przepraszam. Gdzie masz leki? - Wstałem i podszedłem do walizki.

- Nie wiem... poszukaj w tej półciennej torbie.

Znalazłem tabletki i dałem je jej do połknięcia.

- Leż, odpoczywaj, ja pójdę na dół do restauracji po śniadanie. Tak, to dobry pomysł. Chcesz kawę czy herbatę? Na co masz ochotę?

- Richard, przestań.

- O co ci chodzi?

- Masz wyrzuty sumienia.

- No dziwnie byłoby, gdybym ich nie miał.

- Nie stało się nic, przez co powinieneś mieć wyrzuty sumienia. To ja nad sobą nie panuję...

- Nawet, jeśli byłoby inaczej, nie miałem zasranego prawa na ciebie krzyczeć. Boże... nie chcę, żebyś się mnie bała.

- Nie boję się ciebie, tylko... tylko... 

- Tylko tego, że cię uderzę? To to samo. Co masz ochotę zjeść?

- Nie wiem, w sumie... coś wybierzesz, zdam się na twoją intuicję. - Uśmiechnęła się słabo.

Leigh-Anne

Po śniadaniu leki zaczęły działać i poczułam się już znacznie lepiej. Około dwunastej na Skype'ie zadzwoniły do mnie dziewczyny.

- Richard, dzwonią dziewczyny, Jess ma ostatnią przymiarkę, chodź! - Zawołałam chłopaka. Po chwili na ekranie pojawiły się twarze dziewczyn. W tej samej chwili Richard położył się obok mnie. Pocałował mnie w ramię i oparł na nim głowę.

- Nie boli?

- Nie. Hejka! 

- Heeeej! - Odpowiedziały chórem. 

- Jak u was? - Spytała Jade.

- Super. Wreszcie czuję, że tak naprawdę odpoczywam. A jak u was? Sian-Louise radzi sobie z Ali?

- Wręcz wzorowo. - Odpowiedziała Becky.

- Dobra, Jesminda, pokazuj się, bo my mamy plany. - Poganiał je Richard.

-Plany, powiadasz? - Poruszyła brwiami Jessica. - Tadam! Oto ja w sukni ślubnej! - Jade skierowała kamerę na całą jej postać.

- O wow. - Wydusiłam. Suknia idealnie do niej pasowała. 

- Ślicznie wyglądasz! - Powiedział Richard. - Zabdiel padnie jak cię zobaczy. Ewentualnie mu stanie przez ten dekolt.

- Jest za duży? - Przeraziła się Jesy.

- Nie, spokojnie, jest dobrze! Sama wiesz, faceci, myślą tylko o jednym. Ale Zabdiel na pewno będzie zachwycony. - Uspokoiłam ją, zanim zaczęła panikować.

- No dobra, to nie przeszkadzajcie sobie, kochani. Mam nadzieję, że jak wrócicie, to Leigh nie będzie mogła chodzić. - Becks spojrzała na nas znacząco. 

- Jezu... Sio! Idiotki! Do pojutrze!

- Byeeee!

Rozłączyłyśmy się.

- Nienawidzę ich. Ale mniejsza. Powiem szczerze, że to brzmi kusząco.

- Co?

- Żebyś wypieprzył mnie tak, żebym nie mogła chodzić. 

- Brzmi bardzo kusząco, ale sprawiłem ci dziś wystarczająco bólu.

- Richard... nic-mi-nie jest, czego nie rozumiesz?

- Na pewno?

- Tak, przysięgam!

- Dobrze, niech ci będzie, ale teraz idziemy na basen. 

Zrobiliśmy zgodnie z jego zarządzeniem. Gdy skończyliśmy pływać, poszliśmy na obiad. Potem wróciliśmy do pokoju. Położyliśmy się na kanapie i włączyliśmy "Lucyfera".

Poruszyłam się, poprawiając się, aby było mi wygodniej i przez przypadek podwinęła mi się sukienka. Chciałam ją poprawić, ale Richard ubiegł mnie, podciągając ją jeszcze bardziej. Po chwili pochylił się nade mną i pocałował. Nim się obejrzałam, sukienka oraz pozostałe elementy mojej garderoby leżały gdzieś na podłodze. Zaczął mnie całować, powoli, zaczynając od szyi, przechodząc przez usta, piersi, brzuch i nogi. W pewnej chwili wsunął we mnie dwa palce i zaczął nimi poruszać, a ja starałam się powstrzymywać swoje jęki. Po pewnym czasie postanowiłam przerwać tę pieszczotę. Pozbyłam się jego spodni i bielizny. Usiadłam mu na kolanach i poczułam, jak we mnie wchodzi. Zaczęłam szybko się poruszać ignorując pulsujący ból ud. Moją uwagę znacznie koncentrowały usta chłopaka na moich piersiach.

Zdecydowanie musiny częściej wyjeżdżać tylko we dwoje.

***

Taki trochę odważniejszy rozdział, ale chciałam zaeksperymentować. Dajcie znać co o tym myślicie jednocześnie wiedząc, że nawet, jeśli się wam spodobało to nie będzie ich zbyt wiele, bo nie do końca odnajduję się w takim pisaniu.
Wiem, że trochę krótki, ale moje oczy usychają od tych wszystkich ekranów. Dobrej nocy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro