10."Zdecydowanie musimy częściej wyjeżdżać tylko we dwoje. "
Pelo negro
Su boca que combina con mis besos
Puedo, imaginarme cómo sabe hacerlo
Tan solo viendo cómo posa
Ya empecé a sentir las mariposas
Roza mi cuerpo cuando baila y se le nota
Que en la cama es otra cosa
~CNCO ft. Natti Natasha - "Honey Boo"
Richard
Kurwa, tak bardzo chciałem pomóc Leigh-Anne, a nie miałem pojęcia jak. Wypłakiwała sobie oczy w moje ramię, a ja nie mogłem zrobić nic oprócz pocieszania jej.
- Będzie dobrze... Będzie dobrze... - Szeptałem jej do ucha.
- Przepraszam, nie chciałam psuć tego wyjazdu.
- Hej, ale niczego nie psujesz, słońce. Jest dopiero szósta rano, mamy cały dzień przed sobą. I jeszcze dwa kolejne.
- Przepraszam, Richard, ale ja nie dam rady. - Poderwała się i weszła do środka. Poszedłem za nią.
- Nawet nie waż się brać tego do ręki. Leigh-Anne, do cholery! - Wyrwałem jej kosmetyczkę z dłoni. - Czy do ciebie nic nie dociera?! Nie możesz tego robić! Co, jeśli któregoś razu zrobisz o jedną kreskę za dużo?! Co wtedy? Nie chcę znów walczyć o twoje życie! - Wykrzyczałem.
I gdy spojrzałem w jej oczy już wiedziałem, że niewiele do niej dotarło. Patrzyła na mnie z przerażeniem. Kurwa, ale ja jestem głupi.
- Leigh, przepraszam, nie chciałem, tylko spokojnie... - Zacząłem ją uspokajać.
Ale mogę sobie tylko gadać. Lee opadła na łóżko, zaczęła kasłać, walcząc o każdy oddech. Podwinęła nogi i schowała głowę między kolanami.
Co ja narobiłem?
Kręciła głową, mamrocząc coś w stylu "Proszę, nie". Wolałbym nie wiedzieć, co działo się w jej głowie. Była tak bardzo spięta, wiedziałem, że wszystko będzie ją później bolało.
2 godziny. W takim stanie jeszcze nie była.
- Leigh, tak bardzo cię przepraszam...
- To nie twoja wina, naprawdę. To ja przepraszam. Niepotrzebnie musiałeś się tylko denerwować.
- Nigdy nie powinienem na ciebie krzyczeć, nigdy.
Przytuliłem ją, gdy zobaczyłem jej zaszklone oczy. Syknęła cicho z bólu, który starała się zamaskować.
- Bardzo boli?
- Nie... - Odparła, mało przekonująco.
- Dam ci leki przeciwbólowe. A brałaś te swoje na uspokojenie?
- Wczoraj nie... Ani przedwczoraj... Dwa dni temu nie jestem pewna...
- Leigh... czy ty jesteś niepoważna? - Wyciągnąłem dłoń, żeby zaczesać jej włosy za ucho, ale wtedy Lee zmrużyła oczy i się odsunęła. - Dlaczego to zrobiłaś?
- Ale co?
- Dlaczego zamknęłaś oczy? Bałaś się, że cię uderzę? - Leigh-Anne spuściła wzrok. - Boże...
Chciało mi się ryczeć na myśl o tym, że przez mój temperament moja dziewczyna się mnie bała.
- Przepraszam, przepraszam, nigdy bym cię nie uderzył, obiecuję, że nigdy nie podniosę na ciebie głosu, przepraszam.
- Richard, ja to wiem.
- Nieprawda. Gdyby tak było, nie bałabyś się mnie. Boże, tak strasznie cię przepraszam.
- Jeju, przestań. Chodź tu. - Wyciągnęła w bok prawą rękę. Położyłem się obok i do niej przytuliłem. - Nie boję się ciebie, po prostu... po prostu... - Zamilkła. Jednak kłamanie nie przychodziło jej aż tak łatwo.
Leżeliśmy tak chwilę, a po chwili zobaczyłem łzy na jej szyi.
- Nie płacz...
Po chwili dostałem olśnienia. Przecież się do niej przytulałem, a ją i bez tego wszystko bolało.
- Jezu, no tak. Bardzo boli? Przepraszam. Gdzie masz leki? - Wstałem i podszedłem do walizki.
- Nie wiem... poszukaj w tej półciennej torbie.
Znalazłem tabletki i dałem je jej do połknięcia.
- Leż, odpoczywaj, ja pójdę na dół do restauracji po śniadanie. Tak, to dobry pomysł. Chcesz kawę czy herbatę? Na co masz ochotę?
- Richard, przestań.
- O co ci chodzi?
- Masz wyrzuty sumienia.
- No dziwnie byłoby, gdybym ich nie miał.
- Nie stało się nic, przez co powinieneś mieć wyrzuty sumienia. To ja nad sobą nie panuję...
- Nawet, jeśli byłoby inaczej, nie miałem zasranego prawa na ciebie krzyczeć. Boże... nie chcę, żebyś się mnie bała.
- Nie boję się ciebie, tylko... tylko...
- Tylko tego, że cię uderzę? To to samo. Co masz ochotę zjeść?
- Nie wiem, w sumie... coś wybierzesz, zdam się na twoją intuicję. - Uśmiechnęła się słabo.
Leigh-Anne
Po śniadaniu leki zaczęły działać i poczułam się już znacznie lepiej. Około dwunastej na Skype'ie zadzwoniły do mnie dziewczyny.
- Richard, dzwonią dziewczyny, Jess ma ostatnią przymiarkę, chodź! - Zawołałam chłopaka. Po chwili na ekranie pojawiły się twarze dziewczyn. W tej samej chwili Richard położył się obok mnie. Pocałował mnie w ramię i oparł na nim głowę.
- Nie boli?
- Nie. Hejka!
- Heeeej! - Odpowiedziały chórem.
- Jak u was? - Spytała Jade.
- Super. Wreszcie czuję, że tak naprawdę odpoczywam. A jak u was? Sian-Louise radzi sobie z Ali?
- Wręcz wzorowo. - Odpowiedziała Becky.
- Dobra, Jesminda, pokazuj się, bo my mamy plany. - Poganiał je Richard.
-Plany, powiadasz? - Poruszyła brwiami Jessica. - Tadam! Oto ja w sukni ślubnej! - Jade skierowała kamerę na całą jej postać.
- O wow. - Wydusiłam. Suknia idealnie do niej pasowała.
- Ślicznie wyglądasz! - Powiedział Richard. - Zabdiel padnie jak cię zobaczy. Ewentualnie mu stanie przez ten dekolt.
- Jest za duży? - Przeraziła się Jesy.
- Nie, spokojnie, jest dobrze! Sama wiesz, faceci, myślą tylko o jednym. Ale Zabdiel na pewno będzie zachwycony. - Uspokoiłam ją, zanim zaczęła panikować.
- No dobra, to nie przeszkadzajcie sobie, kochani. Mam nadzieję, że jak wrócicie, to Leigh nie będzie mogła chodzić. - Becks spojrzała na nas znacząco.
- Jezu... Sio! Idiotki! Do pojutrze!
- Byeeee!
Rozłączyłyśmy się.
- Nienawidzę ich. Ale mniejsza. Powiem szczerze, że to brzmi kusząco.
- Co?
- Żebyś wypieprzył mnie tak, żebym nie mogła chodzić.
- Brzmi bardzo kusząco, ale sprawiłem ci dziś wystarczająco bólu.
- Richard... nic-mi-nie jest, czego nie rozumiesz?
- Na pewno?
- Tak, przysięgam!
- Dobrze, niech ci będzie, ale teraz idziemy na basen.
Zrobiliśmy zgodnie z jego zarządzeniem. Gdy skończyliśmy pływać, poszliśmy na obiad. Potem wróciliśmy do pokoju. Położyliśmy się na kanapie i włączyliśmy "Lucyfera".
Poruszyłam się, poprawiając się, aby było mi wygodniej i przez przypadek podwinęła mi się sukienka. Chciałam ją poprawić, ale Richard ubiegł mnie, podciągając ją jeszcze bardziej. Po chwili pochylił się nade mną i pocałował. Nim się obejrzałam, sukienka oraz pozostałe elementy mojej garderoby leżały gdzieś na podłodze. Zaczął mnie całować, powoli, zaczynając od szyi, przechodząc przez usta, piersi, brzuch i nogi. W pewnej chwili wsunął we mnie dwa palce i zaczął nimi poruszać, a ja starałam się powstrzymywać swoje jęki. Po pewnym czasie postanowiłam przerwać tę pieszczotę. Pozbyłam się jego spodni i bielizny. Usiadłam mu na kolanach i poczułam, jak we mnie wchodzi. Zaczęłam szybko się poruszać ignorując pulsujący ból ud. Moją uwagę znacznie koncentrowały usta chłopaka na moich piersiach.
Zdecydowanie musiny częściej wyjeżdżać tylko we dwoje.
***
Taki trochę odważniejszy rozdział, ale chciałam zaeksperymentować. Dajcie znać co o tym myślicie jednocześnie wiedząc, że nawet, jeśli się wam spodobało to nie będzie ich zbyt wiele, bo nie do końca odnajduję się w takim pisaniu.
Wiem, że trochę krótki, ale moje oczy usychają od tych wszystkich ekranów. Dobrej nocy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro