7
Joel
- Lee, musisz mi pomóc. - dzwoniłem do dziewczyny zdesperowany.
- W czym? - ziewnęła.
- Śpiąca?
- Później ci wytłumaczę. W czym mam ci pomóc?
- W wybraniu pierścionka zaręczynowego dla Becky.
- Uwu... to zmienia postać rzeczy... daj mi dziesięć minut.
- Dzięki, tylko... niech to na razie zostanie między nami, okej?
- Jasne. Ale czy to znaczy, że Jecky is real again?
- Nie do końca, później ci wyjaśnię. Jestem pod waszym blokiem za piętnaście minut. - powiedziałem i się rozłączyłem.
Gdy podjechałem pod budynek, Leigh-Anne już na mnie czekała.
- Hej!
- Cześć.
- Dobra, mów o co w tym wszystkim chodzi?
- No bo... generalnie to gadałem z Becky i... wychodzi na to, że ona mi po prostu nie ufa i stwierdziłem, że... najlepszym dowodem na to, że zależy mi tylko i wyłącznie na niej będą oświadczyny.
- Jak się nie zgodzi to jej chyba jebnę. - zaśmiała się.
- No, a ty czemu niewyspana? Noc z Richardem? - poruszyłem brwiami.
- No... właśnie nie... z Richardem... ostatnio nie jest jak dawniej. Chciałabym być dla niego... tak ważna jak wcześniej. - podniosła wzrok. W oczach miała łzy.
- Nie, Lee, błagam, tylko nie mów, że znowu... - pokiwała głową.
- Od trzech nocy.
- Boże, chyba sobie z nim pogadam.
- Nie! Ta rozmowa zostaje między nami, jasne?
- Dlaczego nigdy nie dajesz sobie pomóc? Przecież dla ciebie to jest udręka, nie rozumiem czemu ani ty nic z tym nie robisz, ani nie pozwalasz na to innym.
- Każdy ma swoje problemy. Niech sobie z nimi poradzi, ja jakoś dam radę. - uśmiechnęła się swoim firmowym uśmiechem numer 2 pod tytułem "Wszystko okej, ale tak w sumie to nie daję sobie rady". Nasze dziewczyny zaskakująco łatwo jest rozgryźć.
Dojechaliśmy do sklepu jubilerskiego. Długo nie mogliśmy się na nic zdecydować, bo wszystkie były naprawdę piękne. W końcu zdecydowaliśmy się na taki:
Lee powiedziała, żebym jeszcze kupił kwiaty. Spytałem, czy powinienem się jakoś lepiej ubrać, jednak dziewczyna powiedziała, że to przesada, a Becky nie jest typem osoby, której by się to spodobało. Odstawiłem Leigh-Anne do domu.
- Powodzenia! - powiedziała jeszcze, wysiadając.
Ruszyłem prosto do Becks. Wziąłem dwa głębokie oddechy i nacisnąłem dzwonek.
- Joel?! Co ty tu znowu robisz? I to jeszcze z kwiatkami?!
- Mogę wejść? Na chwilę, proszę.
- Wejdź... - westchnęła. Przeszliśmy do salonu. - Czego?
- Wiem, że mi nie ufasz i masz do tego święte prawo, aczkolwiek... - uklęknąłem. - Może jeśli spytam, czy zechciałabyś utknąć ze mną na całe życie, to zaufasz, że zależy mi tylko na tobie?
- Czy ty...? - wyciągnąłem pierścionek.
- Czy ty, Rebbeco Marie Gomez, zechcesz zostać moją żoną?
- Ty... zwariowałeś! - zaśmiała się, jednak ze łzami w oczach.
- Czyli... nie chcesz?
- Pewnie, że chcę, idioto!
Nałożyłem pierścionek na palec dziewczyny. Ta mnie pocałowała, choć tego dnia na całowaniu się nie skończyło...
Leigh-Anne
Dzwoniłam później do Joel'a, ale chłopak nie odbierał [lenny face]. Pojechałam natomiast do Richarda.
- Hej, Lee. - przywitał mnie przelotem w korytarzu. Poszłam na górę, gdzie Chris karmił Ali.
- Daj. - uśmiechnęłam się. Chłopak podał mi dziewczynkę, abym dokończyła ją karmić.
Gdy Richard wrócił, dołączyli do nas chłopcy i zaczęli go nękać:
- Richi, chodź z nami do kina...
- No weź...
- Ale chyba nie zostawię Ali samej, nie?
- Ja z nią zostanę. - zaproponowałam.
- Naprawdę?
- Mhm. Tylko raczej nie liczcie, że Joel z wami pójdzie.
- Czemu? - zaciekawił się Eric.
- Tajemnica. - uśmiechnęłam się. - Dowiecie się w swoim czasie.
- Czyli zostaniesz z Ali? - upewnił się Richard.
- No tak, jasne.
- No to super.
Liczyłam na jakieś "dziękuję" albo buziaka, a on nic.
Zadzwoniłam do Pezz.
- Hej, Pezza. Zostaję na noc u chłopaków, bo idą na maraton z "Gwiezdnymi Wojnami" do kina i muszę popilnować Ali.
- Okej. Przyjechać?
- Nie, po co?
- No... jakoś nie podchodzę optymistycznie do twojego spania samotnie.
- Poradzę sobie, Pezz.
- O TY CHUJU BOBRZE! - usłyszałam krzyk Jesy.
- Co tam się dzieje?!
- Harry u nas jest. - mruknęła.
- Jeszcze się nie odpierdolił?
- No właśnie nie... dobra, lecę sprzątać łazienkę. Do jutra!
- Papa!
Dobra, muszę przyznać, że wieczór spędzony sam na sam z Ali to niezła jazda. Tego dnia była wyjątkowo marudna. Po dwóch godzinach męki udało mi się ją uspać. Zmęczona również padłam jak pies Pluto na łóżko.
Jak się zapewne domyślacie, po godzinie obudził mnie koszmar. Wiedziałam jednak, że muszę się uspokoić, bo jestem sama z Ali. Zajęło mi to kilka minut, ale się ogarnęłam. Zajrzałam do dziewczynki, która na szczęście spokojnie spała.
Znowu poszłam spać, ale pospałam sobie maksymalnie półtorej godziny, obudzona kolejnym złym snem. Siedział obok mnie Chris, co mnie zdziwiło.
- Już dobrze? - spytał.
- Gdzie jest Richard?
- Jakby ci to powiedzieć... później poszliśmy do klubu i... jakby, Richard... popłynął.
- Nie wierzę.
- Najlepiej chyba byłoby, gdybyś zabrała Ali do was.
- Też tak myślę...
- Odwieźć was?
- Nie, jestem samochodem. - uśmiechnęłam się.
- Przepraszam,że tak wyszło.
- Chris, naprawdę nic się nie stało. On jest dorosły, ma swój rozum.
- Znowu masz koszmary? - pokiwałam głową.
- Nie... nie daję sobie już z tym rady. Jeszcze to, co teraz odpierdolił... - rozkleiłam się.
- Hej... nie płacz. - chłopak mnie przytulił.
- Nie wiem, co bym bez was zrobiła. Jesteście wspaniali. - szepnęłam.
- Przyniosę ci fotelik z dołu.
Zapakowaliśmy Ali do auta, co było dość trudne, bo, umówmy się, Mustang nie jest autem rodzinnym.
Gdy weszłam do mieszkania Ali postanowiła obudzić wszystkie lokatorki.
- Boże, co się stało?! - Perrie podbiegła do nas.
- Pomożecie? - pociągnęłam nosem. Dziewczyny zabrały ode mnie manatki, a ja mogłam "ululać" dziewczynkę. Gdy położyłam ją u mnie w sypialni i wróciłam do salonu dziewczyny wciągnęły mnie na kanapę i przytuliły.
- Co się dzieje, kochanie? - spytała z troską Jade.
- Richard chciał iść z chłopakami na maraton do kina, więc powiedziałam, że zaopiekuję się Ali. Po kinie poszli do klubu, a on się uchlał. Chris kazał mi wziąć małą do nas.
- Mówiłam już, że mu wpierdolę?! - warknęła Pezz.
- Parokrotnie. - mruknęła Jesy. - Ja nie rozumiem, on jest niepoważny, czy jak?
- Nie wiem. Ja już nic nie wiem. - przytuliłam się do Jade.
*****
Kochani, gdybyście mogli mi napisać, jak znaleźliście moje opowiadanie? Zależy mi na tym, żeby wiedzieć jak dotrzeć do większej ilości czytelników ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro