Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Leigh-Anne

Po incydencie w szpitalu postanowiliśmy z Richardem wrócić do domu. Nie często mamy całe mieszkanie tylko dla siebie, więc postanowiliśmy dobrze spożytkować ten czas.

Po dwóch godzinach zadzwoniła Pezza mówiąc, że Becky zostanie wypuszczona wieczorem. O tyle dobrze, że jeden problem z głowy.

Tak więc cała familia, niestety z wyjątkiem Joel'a zebrała się wieczorem w naszym mieszkaniu. Rozpakowywałam zmywarkę w kuchni, gdy weszła do niej Becks.

- Lee, chciałam cię przeprosić za ten mój dzisiejszy wybuch. Wiem, że ci z tym ciężko, a ja nie mając nawet pojęcia jak możesz się z tym czuć i przez co przechodzisz miałam czelność powiedzieć coś takiego. Naprawdę mi przykro.

- Spoko, to już nieważne. - uśmiechnęłam się. -  Czasami po prostu... Nie daję sobie rady z tą całą sytuacją. Z każdym dniem mam świadomość, że to wszystko jest coraz bliżej i bliżej.

- Dasz sobie radę, zobaczysz. Jak nie ty to kto?

Chłopcy wrócili do siebie późnym wieczorem. Następnego dnia po południu postanowiłam pojechać do Richarda. Weszłam do domu bez pukania.

- Macie coś słodkiego?! - krzyknęłam od progu.

- Dla ciebie zawsze. - zaśmiał się Chris rzucając mi paczkę żelków.

- Gdzie Richard?

- Na górze.

Udałam się więc do jego pokoju.

- Na was zawsze można liczyć. - powiedziałam wymachując żelkami. - Oh, przeszkodziłam w czymś? - zmieszałam się, gdy spostrzegłam dziewczynę.

- Em... Lee, to jest...

- Wiem kto to jest. - uśmiechnęłam się. - Poczekam na dole. - powiedziałam szybko i zeszłam na dół.

- Leigh-Anne? - Joel wyjrzał z kuchni. - Stało się coś?

- Nie... chyba. Nie wiem! - opadłam na kanapę. Po chwili obok mnie pojawili się chłopcy.

- Dobra, mów co się stało. - trącił mnie łokciem Chris.

- Po prostu... cholera, dziecka jeszcze nie ma na świecie, a ja już robię problemy!

- Nie przejmuj się. Dasz sobie radę, tylko potrzebujesz czasu. - pocieszył mnie Zabdiel.

- Chyba straciłam humor. Jadę do domu. Powiedzcie Richardowi że dziewczyny zadzwoniły czy coś. - uśmiechnęłam się i wróciłam do siebie.

Nie wiem co się ze mną działo, ani dlaczego tak zareagowałam. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Na domiar złego zostawiłam klucze u Richarda.

- Kurwa. - zaklęłam pod nosem. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Otworzyła je Jesy.

- Boże, Lee, co się stało?!

- Możemy wejść do środka?

Usiadłam na kanapie wraz z Jade i Jess. Kocham moje dziewczyny. One nie pytają, nie naciskają. Po prostu są, a dla mnie w takich chwilach najbardziej liczy się ich obecność.

- Haj gerls, byłam na zakupach i po drodze zaszłam do Starbucksa i kupiłam nam mrożonej herbaty, bo przez ten upał jest umieralnia... Boże, co się dzieje? - Perrie wparowała do domu.

Pezz dosiadła się do nas, każdej podarowała herbatę, a ja opowiedziałam o tym, co mnie boli.

- Widzisz, Lee... zdecydowałaś się na ten związek mimo konsekwencji, jakie to za sobą niesie. I albo je akceptujesz, albo to nie ma sensu, taka jest bolesna prawda. - powiedziała Jadey.

- Wiem... w gruncie rzeczy sama się na to pisałam. Ale... jakoś tak zabolało jak ją tam zobaczyłam.

- Wiem, kochanie. - przytuliła mnie Jesy.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Perrie poszła otworzyć. Wyjrzała przez wizjer.

- Richard. - szepnęła.

- Powiedz, że... pojechała ze mną po zakupy. - zdecydowała Jess i wciągnęła mnie do swojej garderoby. Podczas gdy Pezz zapewne przekonywała Richarda o mojej nieobecności, my pokładałyśmy się ze śmiechu.

Becky

Mój telefon zabrzęczał.

Od: Joel ♥♥

Becky, możemy się spotkać? Proszę cię...

Do: Joel ♥♥

Za dziesięć minut w "Paella".

Paella to całkiem spoko restauracja na skraju parku. Ubrałam się:

[od autorki: bez tej kwiatkowej narzutki czy cokolwiek to jest]

Wzięłam torebkę i wyszłam. Joel czekał już na mnie na miejscu.

- Czego chciałeś?

- Wszystko ci jeszcze raz wyjaśnić.

- Nie wiem czy jest jeszcze co wyjaśniać. - skrzyżowałam ramiona.

- Becky, tak strasznie cię przepraszam. Ja... gdybym tylko mógł cofnąć czas...

- Ale nie możesz.

- Wybacz mi. Proszę. Błagam.

- Myślisz, że zwykłe "przepraszam" wystarczy? W ty wszystkim straciłam nie tylko ciebie i zaufanie. Straciłam też siostrę. Nie masz pojęcia, co wtedy czułam! - warknęłam i wyszłam z lokalu. Joel pobiegł za mną. Złapał mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie i pocałował. Przez te parę sekund zapomniałam. Bez namysłu oddałam pocałunek. Jego wargi smakowały znajomo, bezpiecznie. Przez tę krótką chwilę było jak dawniej.

A potem w mojej głowie ukazał się obraz z tego dnia. Przypomniałam sobie Stephanie w objęciach Joel'a. Odepchnęłam chłopaka.

- Wybacz, Joel, ja... ja nie mogę. Przepraszam. - powiedziałam i szybko odeszłam.

Jesy

Gdy pozbyłyśmy się problemu pod tytułem Richard poszłam na prawdziwe zakupy. Tam natknęłam się na dawnego przyjaciela.

- Oh, proszę! Harry pieprzony Styles w Barcelonie! Co ty tu robisz? - przywitałam się.

- Jesy?! - chłopak porwał mnie na ręce i przytulił. - Wieki się nie widzieliśmy!

- No wiem, zazwyczaj jak jesteśmy w Anglii to nie mamy czasu na spotkania towarzyskie, ty pewnie też w rozjazdach...

- To prawda. Musimy się spotkać póki tu jestem. Zdzwonimy się, okej?

- Jasne! Do zobaczenia!

Nie wiedziałam, że pozornie przypadkowe spotkanie tak rozpierdoli mi życie...

*******

I tak oto Becky i Joel zgubili się w środku niczego. Tymczasem zwykłe spotkanie z Harry'm nieźle namiesza w związku Jesy i Zabdiela.

"Bounce Back" to dzieło sztuki!

I sto lat dla Jess!

https://youtu.be/fnGHESypBuU

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro