3
Leigh-Anne
Po incydencie w szpitalu postanowiliśmy z Richardem wrócić do domu. Nie często mamy całe mieszkanie tylko dla siebie, więc postanowiliśmy dobrze spożytkować ten czas.
Po dwóch godzinach zadzwoniła Pezza mówiąc, że Becky zostanie wypuszczona wieczorem. O tyle dobrze, że jeden problem z głowy.
Tak więc cała familia, niestety z wyjątkiem Joel'a zebrała się wieczorem w naszym mieszkaniu. Rozpakowywałam zmywarkę w kuchni, gdy weszła do niej Becks.
- Lee, chciałam cię przeprosić za ten mój dzisiejszy wybuch. Wiem, że ci z tym ciężko, a ja nie mając nawet pojęcia jak możesz się z tym czuć i przez co przechodzisz miałam czelność powiedzieć coś takiego. Naprawdę mi przykro.
- Spoko, to już nieważne. - uśmiechnęłam się. - Czasami po prostu... Nie daję sobie rady z tą całą sytuacją. Z każdym dniem mam świadomość, że to wszystko jest coraz bliżej i bliżej.
- Dasz sobie radę, zobaczysz. Jak nie ty to kto?
Chłopcy wrócili do siebie późnym wieczorem. Następnego dnia po południu postanowiłam pojechać do Richarda. Weszłam do domu bez pukania.
- Macie coś słodkiego?! - krzyknęłam od progu.
- Dla ciebie zawsze. - zaśmiał się Chris rzucając mi paczkę żelków.
- Gdzie Richard?
- Na górze.
Udałam się więc do jego pokoju.
- Na was zawsze można liczyć. - powiedziałam wymachując żelkami. - Oh, przeszkodziłam w czymś? - zmieszałam się, gdy spostrzegłam tą dziewczynę.
- Em... Lee, to jest...
- Wiem kto to jest. - uśmiechnęłam się. - Poczekam na dole. - powiedziałam szybko i zeszłam na dół.
- Leigh-Anne? - Joel wyjrzał z kuchni. - Stało się coś?
- Nie... chyba. Nie wiem! - opadłam na kanapę. Po chwili obok mnie pojawili się chłopcy.
- Dobra, mów co się stało. - trącił mnie łokciem Chris.
- Po prostu... cholera, dziecka jeszcze nie ma na świecie, a ja już robię problemy!
- Nie przejmuj się. Dasz sobie radę, tylko potrzebujesz czasu. - pocieszył mnie Zabdiel.
- Chyba straciłam humor. Jadę do domu. Powiedzcie Richardowi że dziewczyny zadzwoniły czy coś. - uśmiechnęłam się i wróciłam do siebie.
Nie wiem co się ze mną działo, ani dlaczego tak zareagowałam. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Na domiar złego zostawiłam klucze u Richarda.
- Kurwa. - zaklęłam pod nosem. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Otworzyła je Jesy.
- Boże, Lee, co się stało?!
- Możemy wejść do środka?
Usiadłam na kanapie wraz z Jade i Jess. Kocham moje dziewczyny. One nie pytają, nie naciskają. Po prostu są, a dla mnie w takich chwilach najbardziej liczy się ich obecność.
- Haj gerls, byłam na zakupach i po drodze zaszłam do Starbucksa i kupiłam nam mrożonej herbaty, bo przez ten upał jest umieralnia... Boże, co się dzieje? - Perrie wparowała do domu.
Pezz dosiadła się do nas, każdej podarowała herbatę, a ja opowiedziałam o tym, co mnie boli.
- Widzisz, Lee... zdecydowałaś się na ten związek mimo konsekwencji, jakie to za sobą niesie. I albo je akceptujesz, albo to nie ma sensu, taka jest bolesna prawda. - powiedziała Jadey.
- Wiem... w gruncie rzeczy sama się na to pisałam. Ale... jakoś tak zabolało jak ją tam zobaczyłam.
- Wiem, kochanie. - przytuliła mnie Jesy.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Perrie poszła otworzyć. Wyjrzała przez wizjer.
- Richard. - szepnęła.
- Powiedz, że... pojechała ze mną po zakupy. - zdecydowała Jess i wciągnęła mnie do swojej garderoby. Podczas gdy Pezz zapewne przekonywała Richarda o mojej nieobecności, my pokładałyśmy się ze śmiechu.
Becky
Mój telefon zabrzęczał.
Od: Joel ♥♥
Becky, możemy się spotkać? Proszę cię...
Do: Joel ♥♥
Za dziesięć minut w "Paella".
Paella to całkiem spoko restauracja na skraju parku. Ubrałam się:
[od autorki: bez tej kwiatkowej narzutki czy cokolwiek to jest]
Wzięłam torebkę i wyszłam. Joel czekał już na mnie na miejscu.
- Czego chciałeś?
- Wszystko ci jeszcze raz wyjaśnić.
- Nie wiem czy jest jeszcze co wyjaśniać. - skrzyżowałam ramiona.
- Becky, tak strasznie cię przepraszam. Ja... gdybym tylko mógł cofnąć czas...
- Ale nie możesz.
- Wybacz mi. Proszę. Błagam.
- Myślisz, że zwykłe "przepraszam" wystarczy? W ty wszystkim straciłam nie tylko ciebie i zaufanie. Straciłam też siostrę. Nie masz pojęcia, co wtedy czułam! - warknęłam i wyszłam z lokalu. Joel pobiegł za mną. Złapał mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie i pocałował. Przez te parę sekund zapomniałam. Bez namysłu oddałam pocałunek. Jego wargi smakowały znajomo, bezpiecznie. Przez tę krótką chwilę było jak dawniej.
A potem w mojej głowie ukazał się obraz z tego dnia. Przypomniałam sobie Stephanie w objęciach Joel'a. Odepchnęłam chłopaka.
- Wybacz, Joel, ja... ja nie mogę. Przepraszam. - powiedziałam i szybko odeszłam.
Jesy
Gdy pozbyłyśmy się problemu pod tytułem Richard poszłam na prawdziwe zakupy. Tam natknęłam się na dawnego przyjaciela.
- Oh, proszę! Harry pieprzony Styles w Barcelonie! Co ty tu robisz? - przywitałam się.
- Jesy?! - chłopak porwał mnie na ręce i przytulił. - Wieki się nie widzieliśmy!
- No wiem, zazwyczaj jak jesteśmy w Anglii to nie mamy czasu na spotkania towarzyskie, ty pewnie też w rozjazdach...
- To prawda. Musimy się spotkać póki tu jestem. Zdzwonimy się, okej?
- Jasne! Do zobaczenia!
Nie wiedziałam, że pozornie przypadkowe spotkanie tak rozpierdoli mi życie...
*******
I tak oto Becky i Joel zgubili się w środku niczego. Tymczasem zwykłe spotkanie z Harry'm nieźle namiesza w związku Jesy i Zabdiela.
"Bounce Back" to dzieło sztuki!
I sto lat dla Jess!
https://youtu.be/fnGHESypBuU
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro