23
Chris
Przyjęcie rozpoczęło się na dobre. Jade się uspokoiła, dzięki Bogu, bo bałem się, że mi tam zemdleje.
- Chyba już wiem, dlaczego nie pokazywałaś mi sukni. - Powiedziałem jej na ucho.
- Mówiłam, nie byłoby efektu. - Zaśmiała się.
- Wyglądasz tak wspaniale, że nawet nie wiem jak to ująć w słowa. - Pocałowałem ją.
Później Jade została porwana przez Arianę i Nicki, a mnie znalazł Geoffrey.
- Siema! - Przywitał się ze mną.
- Kopę lat, stary!
- Gratuluję. Boże, Chris się ożenił, świat się kończy... - Westchnął.
- Czemu każdy to powtarza?! - Zaśmiałem się. - O, Jadey! - Zawołałem dziewczynę.
- Co tam, kochanie? - Podeszła do mnie.
- Musisz kogoś wreszcie poznać. To Geoffrey.
- Pewnie bardziej skojarzysz jak powiem Prince Royce. - Uśmiechnął się.
- Jade. - Dziewczyna podała mu rękę.
- Miło cię poznać, Jade.
- A, właśnie, Chris. Szuka cię twoja mama, bo Jonathan zepsuł auto Leigh-Anne. - Jęknęła.
- Co zrobił?!
- Ledwie się do niego dotknął. Miał go tylko przestawić w inne miejsce, przejechał ledwie kilka metrów i stanął.
- Nie obchodzi mnie to. Niech on się tym martwi, bo ja jestem zajęty. Kto mu dał prawo jazdy. Przecież cztery dni temu dzwonił, bo skrzynię spalił. Co z nim jest nie tak?
- Dobrze, ale nie denerwuj się, przecież nie zrobił tego specjalnie. Będziemy się martwić później, a teraz chodź, bo ludzie czekają na pierwszy taniec. - Wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę parkietu.
Wokół już zebrali się ludzie, a po chwili popłynęła melodia "Nothing Else Matters".
- Kto wybierał piosenkę? - Zapytałem w trakcie prowadzenia dziewczyny po parkiecie.
- Odczep się, co? Mam sentyment do Metallici, a "Nothing Else Matters" to piosenka mojego życia.
- No dobrze, ja nic nie mówię.
Spojrzałem w stronę stojącej w rogu parkietu bandy idiotów. Chłopaki z bananami na twarzach, dziewczyny ze łzami w oczach. Właśnie tak sobie to wszystko wyobrażałem.
Sam jestem tym wszystkim zaskoczony. W życiu nie pomyślałbym, że wieku 23 lat będę miał żonę i planował z nią dzieci. Jeśli zanim poznałem Jade ktoś by mi to powiedział, zapewne bym go wyśmiał i kazał iść się leczyć. A teraz? Mam najwspanialszą żonę na świecie i chyba jestem w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem stąpającym po tej planecie.
Spojrzałem na moją mamę. Miała zaszklone oczy, ale się uśmiechała. Cieszyła się. Cieszyła się z tego, że to właśnie Jade.
Piosenka się zakończyła i zabawa dopiero się zaczęła. Wszyscy wkroczyli na parkiet. Zgodnie z tradycją, Jadey zatańczyła z Jonathanem, a ja z Leigh-Anne.
- Wiesz, jakoś nigdy nie mamy czasu pogadać. - Zaczęła brunetka. - Cieszę się, że to właśnie za ciebie wyszła Jade. Jest dla mnie trzecią, najbardziej upierdliwą siostrą i wiem, z czym codziennie walczycie i jak patrzę na to jak ty jej pomagasz, jak o nią walczysz... o każdy dzień, żeby był dobry, pozbawiony bólu... Podziwiam cię. Niewiele ludzi byłoby na to stać. Cieszę się, że dzięki tobie każdy jej dzień jest lepszy. Ja z boku to widzę.
- Wiesz... pewnie mnie za to zabijesz na oczach tych wszystkich ludzi, ale... - Zaśmiałem się. - Jade miała być jednorazową przygodą i... cholera, na pewno była ostatnią osobą którą wyobrażałem sobie jako swoją żonę. Ale zakochałem się w niej. Nie wiem dlaczego. Nie wiem jak Po prostu to zrobiłem. I nie wyobrażam sobie, żebym mógł zostawić ją z tym wszystkim samą. Po prostu tak musiałem zrobić i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
- Wiesz... - Zaśmiała się. - Cały czas mam przed oczami jak wtedy rzuciłeś się na Tom'a jak spotkała go przy toaletach i powiedział, że jest grubo wygląda. Mam pojęcie, że gdyby Richarda tam nie było to biedak nieźle by oberwał. Ale wtedy naprawdę mi zaimponowałeś, bo... byliście razem w sumie nie jakoś bardzo długo, a ty naprawdę się wkurzyłeś... Wiedziałam, że to coś poważnego. - Uśmiechnęła się.
- Hm. Ja też.
Jade
- Wiesz co, Jade?
- Wiem wiele rzeczy.
- Wiesz też pewnie, że mój brat to skończony idiota...
- Nie gorszy niż ty. Ledwie się dotknąłeś, a już rozkraczyłeś Mustanga Leigh.
- Cicho, daj mi skończyć! Chodzi o to że jesteście przesłodcy i wspaniali i w ogóle podziwiam że z nim wytrzymujesz bo na dłuższą metę to on jest naprawdę upierdliwy a wy jesteście tak wspaniałą parą że nie wierzę.
- Wiesz, ja bardziej dziwię się, że on daje sobie radę ze mną. Sam wiesz, przecież ci mówiliśmy... Na pewno nie jest mu ze mną łatwo. Ale nie uciekł ode mnie z krzykiem i po prostu fajnie, że jest. - Uśmiechnęłam się.
Później poszłam do rodziców.
- Wspaniale razem wyglądacie. - Przytuliła mnie mama. - Jestem taka dumna że nie wiem jak to powiedzieć.
- Cześć, ludzie! - Usłyszałam Ari.
- Co Ariana robi na scenie? - Spytałam Chrisa. Wzruszył ramionami.
- Ja faceta nie mam i na razie nie zamierzam, więc nie będę brała w tym udziału, ale przyszedł czas na oczepiny, a ja umilę wam tenże obrzęd używając tego co mam tu. - Wskazała na swoje gardło. - Boże, skąd ja znam takie słowa? Em... Tak czy siak, zapraszam do zabawy.
https://youtu.be/9WbCfHutDSE
Dziewczyny zaciągnęły mnie na środek i dały wiązankę do ręki. Odwróciłam się tyłem do nich, zamknęłam oczy i rzuciłam. Gdy zwróciłam się z powrotem w ich stronę, bukiet w rękach trzymała Sarah. Zaśmiałyśmy się.
- No no no, siostro! - Dźgnęła ją w żebra Sian-Louise.
- Chris, twoja kolej! - Krzyknęłam do chłopaka.
- Ale że jak to?
- No normalnie. Pożegnaj się z krawatem. - Wystawiłam mu język.
- Jak dzieci... - Zaśmiał się mój tata.
Chris rzucił swoim krawatem który wpadł w ręce, uwaga... Jonathana. Parsknęłam śmiechem. Sarah spaliła buraka. Wzięłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę Jon'a. Popchnęłam ich na środek parkietu. Przyszedł czas na ich taniec. Patrzyłam na nich z radością w oczach, gdy podeszła do mnie Leigh.
- Przypadek?
- Nie sądzę. - Odparłam. - To chore zrządzenie losu. - Zaśmiałam się. - Nie wierzę w przypadki. Widocznie są sobie przeznaczeni.
Na koniec utworu Jonathan przyciągnął do siebie dziewczynę i pocałował. Lee mało nie wybuchła ze szczęścia, a Chris prawię pękł z powstrzymywania śmiechu. Ja się po prostu uśmiechałam. Dlaczego? Przypomniał mi się pierwszy pocałunek mój i Chrisa. Niektóre rzeczy trzeba robić nawet, jeśli to zły pomysł.
Leigh-Anne
Z Richardem mieliśmy przygotowaną niespodziankę dla naszej młodej pary.
Z Jadey jesteśmy ślepo zakochane w "Narodzinach Gwiazdy". Wiele razy słyszałam, jak razem z Chrisem nucą "Shallow". Postanowiłam zaśpiewać tą piosenkę. Dla nich.
- Przedstawienie czas zacząć. - Szepnęłam do Richarda. Chłopak wziął mnie za rękę i poszliśmy w stronę sceny.
Jade
- Cóż, przyszedł czas aby jako dobra świadkowa się wykazać... - Usłyszałam Leigh-Anne ze sceny. - Mamy niespodziankę dla młodej pary. Zaśpiewamy ich ukochaną piosenkę... Więc... Dla mojej soul sister i jej męża.
Z głośników popłynęły dźwięki gitary, a ja od razu wiedziałam, co to za piosenka. Wszyscy podeszli do sceny.
- Tell me somethin', girl
Are you happy in this modern world?
Or do you need more?
Is there somethin' else you're searchin' for? - zaczął Richard.
Spojrzałam na Chrisa. Na twarzy miał wielkiego banana.
- I'm falling
In all the good times I find myself
Longin' for change
And in the bad times I fear myself
Analizując jeszcze raz tekst pomyślałam, że wybrali tą piosenkę nie tylko na moje zamiłowanie do niej, ale też przez ich historię.
- Tell me something, boy
Aren't you tired tryin' to fill that void?
Or do you need more?
Ain't it hard keeping it so hardcore?
Nie wiedziałam, że Leigh-Anne potrafi zrobić coś takiego z własnym głosem. To było... wow.
- I'm falling
In all the good times I find myself
Longing for change
And in the bad times I fear myself
Cały czas miałam wrażenie, że śpiewa z playbacku. Tak się fizycznie nie da!
- I'm off the deep end, watch as I dive in
I'll never meet the ground
Crash through the surface, where they can't hurt us
We're far from the shallow now
Przejechałam wzrokiem po dziewczynach i chłopakach, moich i Chrisa rodzicach, rodzicach Leigh i Richarda. Wszyscy mieli łzy w oczach. Ja też.
Znam tę piosenkę na pamięć. Wiem, że to fizycznie niemożliwe, żeby nie być Lady Gagą i osiągnąć tony, które ona zawarła w tej partii.
- Nie zrobi tego, nie wierzę. - Usłyszałam Arianę.
- Oh, aaaah, oh,
oh, ooooh oooh, ooooooooh....
Zrobiła to. Jej struny głosowe umierały, ale to zrobiła.
- I'm off the deep end, watch as I dive in
I'll never meet the ground
Crash through the surface, where they can't hurt us
We're far from the shallow now
Większość z nas już płakała. Leigh-Anne jest wspaniałą artystką, ma niesamowity głos, ale tak nigdy nie śpiewała. Chyba wiem dlaczego.
- In the shallow, shallow
In the shallow, shallow
In the shallow, shallow
We're far from the shallow now
Śpiewała dla mnie.
Na koniec Richard złapał Lee za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował.
Zeszli ze sceny.
- Dlaczego wy wszyscy płaczecie?! - Zaśmiała się Leigh-Anne, przytulając mnie. - Mamo! - Pisnęła.
- Byliście tak wspaniali! - Powiedziała Becky, ocierając oczy.
- Ale Boże, nie płaczcie! Porozmazujecie się, laski.
- Dziękuję. - Szepnęłam, przytulając ją, później Richarda.
- Jak-ty-to-zrobiłaś? - Podeszła do nas Ariana. - Tak się fizycznie nie da nie będąc Lady Gagą, okej?! Nie da się! Naucz mnie tak!
- Wiesz, to wszystko jest możliwe, ale dajcie mi wody, bo moje struny głosowe płaczą. - Uśmiechnęła się.
W tamtej chwili zrozumiałam.
Każdy z nas ma dwie rodziny. Jedna to ta, w której się urodził.
Druga to ta, którą sam sobie wybrał. Przyjaciele, zdolni do poświęceń. Wiem, że zapewne gardło Leigh będzie cierpieć przez najbliższe dni (wystarczy, że przypomnę sobie jak śpiewamy DNA i Lee zapodaje partię od minuty 2.40. Leigh śpiewa to praktycznie bez auto-tune'a, urodziła się z jakimiś meta-strunami, ale wiem jak później musi to odchorować.), ale ona to zrobiła.
Jesteśmy rodziną. Poświęcamy się dla siebie, bo tak musimy. Bo tak każe nasze serce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro